[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Czy mogę powiedzieć coś w związku z twoim sposobem wyrażania się?- Uprzejmie proszę.- Twoje okazjonalne, ale systematyczne użycie zwrotu "moja pani" posiada wyraznieprotekcjonalny charakter.- Zupełnie niezamierzony.- Być może.Ale nawet w tym przypadku stanowi podświadomą, kulturową sprzeczność.- Słucham?- Używając zwrotu "moja pani", używasz go właściwie w pejoratywnym sensie, takimjak "dziewczyna" czy, co gorsza, "laska".- Przepraszam - Latham ponownie uśmiechnąłsię łagodnie.- Używałem tego zwrotu częściej, niż jestem w stanie sobie przypomnieć, wstosunku do mojej matki i zapewniam cię, że nigdy nie, jak to określiłaś? wpejoratywnym sensie.- Matka może go potraktować jako czuły zwrot.Ale ja nie jestem twoją matką.- Do licha, nie.Jest o wiele ładniejsza i nie czepia się tak bardzo jak ty.- Czepia się?.- De Vries spojrzała Amerykaninowi w oczy, dostrzegając w nich błyskirozbawienia.- Miałeś rację, mówiąc mi przy stoliku w restauracji, że czasami traktujęwszystko zbyt poważnie.Nie ma sprawy.Teraz widzę, dlaczego tak dobrze rozumiałaśsię z Harrym.Analizujesz, dokonujesz oceny i analizujesz znowu.Wciąż zataczasz kręgi,prawda?- Nie, nieprawda, ponieważ wśród tych kręgów powstają punkty styczne, dzięki którympojawia się coś nowego.Docieram do prawdy.- Czy sądzisz, że coś z tego rozumiem?- Oczywiście.Twój brat miał rację, mówiąc mi kiedyś, że jesteś lepszy niż sam o sobiesądzisz.Ale i tak nie muszę ci o tym mówić.- Nie musisz.Teraz jednak chciałbym się dowiedzieć, dokąd jedziemy, dokąd ja jadę.- Do miejsca, które nazywacie "bezpiecznym domem", punktu przejściowego, gdziesprawdza się wiarygodność przed wysłaniem do kryjówki.- Jedziemy do ludzi, do których dzwoniłaś z restauracji?- Tak, ale ty zostaniesz wysłany natychmiast.Ja będę twoimi listamiuwierzytelniającymi.- Kim są ci ludzie?- Wystarczy powiedzieć, że są po tej samej stronie co my.- Dla mnie nie wystarczy, moja pani, przepraszam, pani de Vries.- W takim razie możesz zatrzymać taksówkę, wysiąść, działać na własną rękę i dać nasiebie polować, aż wreszcie wezmą cię na muszkę.- Niekoniecznie.Może nie jestem Harrym, ale posiadam pewne umiejętności, którepomogły mi w paru awanturach.Czy mam kazać kierowcy, żeby podjechał dokrawężnika, czy powiesz mi dokładnie, gdzie jedziemy i z kim mamy się spotkać?- Potrzebujesz ochrony i sam przyznałeś, że nie wiesz, komu możesz zaufać.- I chcesz mi powiedzieć, że powinienem zaufać ludziom, których nie znam? - przerwałjej Latham.- Chyba jesteś chora.Pochylił się do przodu i odezwał do kierowcy: -Monsieur, s'il vous plait, arretez le taxi.- Non! - zawołała zdecydowanym tonem Karin.- Nie trzeba - dodała po francusku dokierowcy, który wzruszył ramionami i zdjął stopę z pedału hamulca.- No dobrze -zwróciła się do Drewa.- Co chcesz zrobić, dokąd iść? A może wolisz, żebym to jawysiadła, - zanim się zorientuję, dokąd się wybierasz? Zawsze możesz zadzwonić domnie do ambasady.proponowałabym z automatu, ale chyba nie muszę ci tego mówić.Sądzę, że nie masz przy sobie zbyt dużo pieniędzy, a przecież nie możesz iść do banku,biura lub mieszkania, czy do "Meurice"; wszystkie te punkty będą na pewno podobserwacją.Dam ci wszystko, co mam przy sobie, i możemy umówić się na pózniej.Nalitość boską, podejmij decyzję.Wkrótce będę musiała zacząć moją własną rozgrywkę.Za kilka minut, jeżeli mam być wiarygodna!- Rzeczywiście tak myślisz, prawda? Dasz mi pieniądze, wysiądziesz i pozwolisz mizniknąć, nie wiedząc, dokąd się udam.- Oczywiście.To nie jest dobre rozwiązanie i uważam, że jesteś cholernym głupcem, aleskoro jesteś tak uparty, nie mogę zrobić nic innego.Najważniejsze, abyś pozostał przyżyciu, zobaczył się z Harrym i zajął się tą sprawą.Każdy dzień działalności przywódcówneonazistów umacnia ich potęgę.- A więc nie nalegasz, żeby mnie zabrać do swoich starych przyjaciół z Amsterdamu.-Latham nie powiedział tego jakby zadawał pytanie.- Nie nalegam.Nie chcesz mnie słuchać, nie będę więc do niczego cię zmuszała.- Dobrze.Zawiez mnie do nich.Masz rację, rzeczywiście nie wiem komu ufać.- Jesteś niemożliwy.Mam nadzieję, że zdajesz sobie z tego sprawę.- Nie, nie jestem niemożliwy, a po prostu ostrożny.W końcu w czasie niecałychdwudziestu trzech godzin trzykrotnie strzelano do mnie, a trzy minuty temu ktoś przypomocy bomby usiłował wyekspediować mnie na księżyc.O tak, moja pani, jestembardzo ostrożny.- Podjąłeś właściwą decyzję, możesz mi wierzyć.- Muszę.A więc, kim są ci ludzie?- To przede wszystkim Niemcy.Ale nienawidzą neonazistów bardziej niż ktokolwiek znas.bo widzą, jak ich ojczyzna jest kompromitowana przez tak zwanych spadkobiercówTrzeciej Rzeszy.- Są też w Paryżu?.- I w Wielkiej Brytanii, i w Holandii, Skandynawii, na Bałkanach.tam, gdzie ichzdaniem działa Bruderschaft.Każda komórka jest niewielka liczebnie, od piętnastu dodwudziestu ludzi, ale działają ze słynną niemiecką skutecznością.Są finansowani wtajemnicy przez grupę niemieckich przemysłowców i finansistów, którzy nie tylkopogardzają neonazistami, ale również obawiają się ich wpływu na opinię o narodzie, a tym samym na jego gospodarkę.- Czyli jak Bractwo, ale z odmiennym znakiem.- Jak uważasz, co rozdziera kraj? Bonn kieruje się zmysłem politycznym, biznes jestpraktyczny.Rząd musi zabiegać o głosy zróżnicowanego elektoratu.Natomiast instytucjefinansowe muszą przede wszystkim bronić się przed izolacją na międzynarodowychrynkach, do czego może właśnie doprowadzić widmo odrodzenia się nazizmu.- Ci ludzie, twoi przyjaciele.te "komórki".czy mają jakąś nazwę, symbol, coś w tymrodzaju?- Tak.Organizacja "Antyninus".- Cóż to za nazwa? Właściwie nie wiem, ale twój brat śmiał się, gdy Freddie mu o tympowiedział.Wyjaśnił, że nazwa ma jakiś związek ze starożytnym Rzymem i chybahistorykiem Dionem Kasjuszem.Harry stwierdził, że nazwa pasuje do okoliczności.- Harry jest dobry w te klocki - mruknął Drew.- Przypomnij mi, żebym postawił nadawnym miejscu encyklopedię.Dobra, spotkajmy się z twoimi przyjaciółmi.- To już tylko dwie ulice dalej.Wesley Sorenson podjął decyzję.Nie po to całe dorosłe życie poświęcił służbie krajowi,aby teraz pozwolić na odcięcie go od istotnej informacji przez jakiegoś biurokratę zwywiadu, wyciągającego błędne, obrazliwe wnioski.Krótko mówiąc, Wes Sorenson byłwściekły i nie widział powodu, aby ukrywać swój nastrój.Nie zabiegał o stanowiskodyrektora Wydziału Operacji Konsularnych, został powołany na nie przez rozsądnegoprezydenta dostrzegającego konieczność skoordynowania pracy służb wywiadowczych,aby żadna firma nie utrudniała realizacji celów Departamentu Stanu, w okresie jakinastąpił po zakończeniu zimnej wojny.Wrócił do służby z przyjemnego nieróbstwa,które zawdzięczał dużym zasobom rodzinnym [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •