[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdy obejrzała się przez ramię, po prostu stał ipatrzył.Niewiele brakowało, żebym ją pocałował, myślał Peter.Ma takągładką, białą skórę na ramionach.Kiedy odgarnął jej mokre włosyz pleców i ujrzał łabędzią szyję, poczuł ogromne podniecenie.Odlat nie oglądał kobiecego karku - zapomniał, ile w tym skrytegoerotyzmu.Gotów był poświęcić swoją nieśmiertelną duszę, byletylko przycisnąć usta do miękkiego ciała Elizabeth.Cena była dość wysoka.Dusza.Już i tak znalazł się na rozdrożupomiędzy niebem a piekłem.Resztę życia chciał spędzić napokucie i wyrzeczeniach.Tylko w ten sposób mógł do śmiercizachować spokój ducha, choćby potem i tak miał trafić do piekła.Gdyby teraz znów zgrzeszył, nie zniósłby poczucia winy.Na szczęście szybko uporał się z suknią i odstąpił o krok, żebybyć daleko, zanim szaleństwo wezmie nad nim górę.Rad był, że od tej pory Elizabeth zacznie chodzić w habicie.Niebędę widział jej ognistych włosów, kuszących ust ani płonącychoczu, pomyślał z ulgą.Zaklął pod nosem.W obecności dziewczyny nie mógł sobiezadać żadnej cielesnej kary za takie grzeszne myśli.Nieuwierzyłaby, że czarny książę zmienił się do tego stopnia.A pozatym chyba lepiej będzie cierpieć w milczeniu.To przecież gorszeniż samobiczowanie albo włosiennica.Widok zarazem bliskiej, ajednak odległej Elizabeth jawił mu się jako najgorsza tortura.Sam zresztą miał w tym niemały udział.Dlaczego mu się takpodobała? Siedem lat spędził w celibacie i bywało, że cierpiałniemałe katusze, ale jak dotąd zdołał uchronić się od grzechu,choć na królewskim dworze nie brakowało najpiękniejszych~ 132 ~RSpanien.Co zatem widział w tej długonogiej i rudowłosej jędzy? Comiała w sobie, że dla niej byłby gotów zrezygnować z poczynio-nych ślubów?Teraz, gdy wszystko się zmieniło, mógł jej powiedzieć całąprawdę.Mógł wreszcie wyznać, że wcale nie jest księciemWilliamem i że to była tylko maskarada, zresztą podjęta wzbożnym celu.Nie wiedział wprawdzie, czy książę żyje.Zapewne tak.Zło niezbyt chętnie odchodzi z tego świata, aPeter dobrze znał zbrodnie Williama.Potwór tak łatwo nie umiera.A co Adrianem? Wciąż był przy nim? Czy zginął podczaszamieszania? Pani Joanna? Chyba powinienem zostać i walczyć dosamego końca, uznał Peter.Niemal wyrąbał sobie drogę do księcia, gdy kątem okadostrzegł Elizabeth.Od tamtej chwili myślał tylko o niej.Biegła dolasu, ścigana przez trzech zbirów.Nie mógł jej tak zostawić.Trzech ludzi więcej na sumieniu, trzy nowe plamy krwi na duszy.Nieważne, że to byli najemni mordercy.Nieważne, że broniłniewinnej istoty.Każdy człowiek, którego zabił, powiększał jegowinę.Nie, pomyślał.Nie wyjawię jej, że jestem zwykłym zakonnikiem.Nie powiem, bo jej niechęć do Williama jest moją jedyną obroną.Jako książę mogę czasami być złośliwy, pouczać ją albo strofować.Brat Peter musiałby zamknąć usta.Dla niej samej też lepiej, żeby nic nie wiedziała.Kto możeprzewidzieć, kogo jeszcze spotkają po drodze? Odstawię jąbezpiecznie w ręce przeoryszy, a sam ruszę na poszukiwaniezaginionego księcia.Przy odrobinie szczęścia znajdę go posie-kanego w lesie lub wiszącego na gałęzi u wrót zamku Neville'a.Może zawiodłem zaufanie króla, ale bez Williama świat będzieodrobinę lepszy i trochę bezpieczniejszy.Gniewu króla się nieboję.Najważniejsze, aby Elizabeth znalazła się bez szwanku zamurami klasztoru.Przy tym wszystkim doskonale zdawał sobie sprawę, że~ 133 ~RSdziewczyna nie nadaje się na zakonnicę.Nawet jej to powiedział.Energiczna z natury, nie słuchała poleceń, a reguła klasztornawymagała ślepego posłuszeństwa.Powinna wyjść raczej za mąż imieć gromadkę dzieci, równie niesfornych jak ona.Potrzebny byłjej silny narzeczony, a nie słabeusz pokroju Thomasa zWakebryght.Ba.Tylko gdzie szukać takiego? Jednych bywystraszyła, innych rozgniewała.Dobrze, że to nie moja sprawa, uznał Peter.Ta dziewczynagotowa jest zrzucić każde jarzmo.Może właśnie w klasztorzetrochę się opamięta i zużytkuje swoją wiedzę na cośpożytecznego.Usłyszał szmer i prędko przybrał znudzoną minę Williama.Zerknął na Elizabeth.Szeroki habit skutecznie ukrywał kobiecekształty, lecz nie pozbawił jej wrodzonego wdzięku młodegozrebaka.W rękach trzymała zieloną suknię, ale nic więcej.Rzuciła ją naziemię.- A gdzie bielizna? Co zrobiłaś z koszulą?- Ciągle mam ją na sobie - odpowiedziała.-Nie przypuszczałeśchyba, że będę paradować wyłącznie w habicie.- Dlaczego? Ja tak robię.Zaczerwieniła się.Wiedział, że tak będzie.To ciekawe, żeczerwieniła się za każdym razem na wspomnienie jego nagiegociała.Dla Petera nie miało najmniejszego znaczenia, co naprawdęnosiła pod habitem.Sam jej widok był dla niego zródłem ciągłegopodniecenia.Jeszcze jedno cierpienie, na które w pełni zasłużył.- Powinnaś zdjąć z siebie wszystkie mokre rzeczy, żeby się nieprzeziębić - powiedział, nie zdradzając prawdziwych myśli.- Już prawie wyschły.Poza tym habit jest trochę za szorstki.Tokolejne moje przekleństwo, zaraz po rudych włosach.Mam bardzodelikatną skórę.- Uniosła głowę.- Co to było?- Nic.Zakasłałem - szybko odparł Peter, nie chcąc się~ 134 ~RSprzyznać, że głośno jęknął, kiedy mówiła o delikatnej skórze.-Lepiej stąd odejść, i to jak najszybciej.Straciliśmy już bardzo dużoczasu.Nałóż kaptur na głowę i ruszamy.- Miałeś mnie nakarmić.- Pózniej.Teraz uchodzmy.Chyba że tak osłabłaś z głodu.- Wcale nie osłabłam.- Elizabeth stanęła prosto jak świeca.Naciągnęła kaptur tak głęboko, że nie było widać jej twarzy.- Jak wyglądam? - spytała, podchodząc do Petera.- Ludzieuwierzą, że jestem mnichem?- A dlaczego mają nie uwierzyć? Co prawda, trochę kręciszbiodrami, ale to w niczym nie przeszkadza.W naszym kraju jestwielu młodych zakonników polatujących wokół jak powabne ćmy.Elizabeth tak gwałtownie poderwała głowę, że kaptur zsunął jejsię na plecy.Peter wyciągnął rękę i starannie poprawił jej habit.Wolał na nią nie patrzeć wygłodniałym wzrokiem.- Bez obaw, lady Elizabeth.Najlepiej nic nie mów i postaraj sięmnie naśladować.Od tej chwili jesteśmy parą wędrownychmnichów.Większość czasu spędzamy na medytacjach [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Gdy obejrzała się przez ramię, po prostu stał ipatrzył.Niewiele brakowało, żebym ją pocałował, myślał Peter.Ma takągładką, białą skórę na ramionach.Kiedy odgarnął jej mokre włosyz pleców i ujrzał łabędzią szyję, poczuł ogromne podniecenie.Odlat nie oglądał kobiecego karku - zapomniał, ile w tym skrytegoerotyzmu.Gotów był poświęcić swoją nieśmiertelną duszę, byletylko przycisnąć usta do miękkiego ciała Elizabeth.Cena była dość wysoka.Dusza.Już i tak znalazł się na rozdrożupomiędzy niebem a piekłem.Resztę życia chciał spędzić napokucie i wyrzeczeniach.Tylko w ten sposób mógł do śmiercizachować spokój ducha, choćby potem i tak miał trafić do piekła.Gdyby teraz znów zgrzeszył, nie zniósłby poczucia winy.Na szczęście szybko uporał się z suknią i odstąpił o krok, żebybyć daleko, zanim szaleństwo wezmie nad nim górę.Rad był, że od tej pory Elizabeth zacznie chodzić w habicie.Niebędę widział jej ognistych włosów, kuszących ust ani płonącychoczu, pomyślał z ulgą.Zaklął pod nosem.W obecności dziewczyny nie mógł sobiezadać żadnej cielesnej kary za takie grzeszne myśli.Nieuwierzyłaby, że czarny książę zmienił się do tego stopnia.A pozatym chyba lepiej będzie cierpieć w milczeniu.To przecież gorszeniż samobiczowanie albo włosiennica.Widok zarazem bliskiej, ajednak odległej Elizabeth jawił mu się jako najgorsza tortura.Sam zresztą miał w tym niemały udział.Dlaczego mu się takpodobała? Siedem lat spędził w celibacie i bywało, że cierpiałniemałe katusze, ale jak dotąd zdołał uchronić się od grzechu,choć na królewskim dworze nie brakowało najpiękniejszych~ 132 ~RSpanien.Co zatem widział w tej długonogiej i rudowłosej jędzy? Comiała w sobie, że dla niej byłby gotów zrezygnować z poczynio-nych ślubów?Teraz, gdy wszystko się zmieniło, mógł jej powiedzieć całąprawdę.Mógł wreszcie wyznać, że wcale nie jest księciemWilliamem i że to była tylko maskarada, zresztą podjęta wzbożnym celu.Nie wiedział wprawdzie, czy książę żyje.Zapewne tak.Zło niezbyt chętnie odchodzi z tego świata, aPeter dobrze znał zbrodnie Williama.Potwór tak łatwo nie umiera.A co Adrianem? Wciąż był przy nim? Czy zginął podczaszamieszania? Pani Joanna? Chyba powinienem zostać i walczyć dosamego końca, uznał Peter.Niemal wyrąbał sobie drogę do księcia, gdy kątem okadostrzegł Elizabeth.Od tamtej chwili myślał tylko o niej.Biegła dolasu, ścigana przez trzech zbirów.Nie mógł jej tak zostawić.Trzech ludzi więcej na sumieniu, trzy nowe plamy krwi na duszy.Nieważne, że to byli najemni mordercy.Nieważne, że broniłniewinnej istoty.Każdy człowiek, którego zabił, powiększał jegowinę.Nie, pomyślał.Nie wyjawię jej, że jestem zwykłym zakonnikiem.Nie powiem, bo jej niechęć do Williama jest moją jedyną obroną.Jako książę mogę czasami być złośliwy, pouczać ją albo strofować.Brat Peter musiałby zamknąć usta.Dla niej samej też lepiej, żeby nic nie wiedziała.Kto możeprzewidzieć, kogo jeszcze spotkają po drodze? Odstawię jąbezpiecznie w ręce przeoryszy, a sam ruszę na poszukiwaniezaginionego księcia.Przy odrobinie szczęścia znajdę go posie-kanego w lesie lub wiszącego na gałęzi u wrót zamku Neville'a.Może zawiodłem zaufanie króla, ale bez Williama świat będzieodrobinę lepszy i trochę bezpieczniejszy.Gniewu króla się nieboję.Najważniejsze, aby Elizabeth znalazła się bez szwanku zamurami klasztoru.Przy tym wszystkim doskonale zdawał sobie sprawę, że~ 133 ~RSdziewczyna nie nadaje się na zakonnicę.Nawet jej to powiedział.Energiczna z natury, nie słuchała poleceń, a reguła klasztornawymagała ślepego posłuszeństwa.Powinna wyjść raczej za mąż imieć gromadkę dzieci, równie niesfornych jak ona.Potrzebny byłjej silny narzeczony, a nie słabeusz pokroju Thomasa zWakebryght.Ba.Tylko gdzie szukać takiego? Jednych bywystraszyła, innych rozgniewała.Dobrze, że to nie moja sprawa, uznał Peter.Ta dziewczynagotowa jest zrzucić każde jarzmo.Może właśnie w klasztorzetrochę się opamięta i zużytkuje swoją wiedzę na cośpożytecznego.Usłyszał szmer i prędko przybrał znudzoną minę Williama.Zerknął na Elizabeth.Szeroki habit skutecznie ukrywał kobiecekształty, lecz nie pozbawił jej wrodzonego wdzięku młodegozrebaka.W rękach trzymała zieloną suknię, ale nic więcej.Rzuciła ją naziemię.- A gdzie bielizna? Co zrobiłaś z koszulą?- Ciągle mam ją na sobie - odpowiedziała.-Nie przypuszczałeśchyba, że będę paradować wyłącznie w habicie.- Dlaczego? Ja tak robię.Zaczerwieniła się.Wiedział, że tak będzie.To ciekawe, żeczerwieniła się za każdym razem na wspomnienie jego nagiegociała.Dla Petera nie miało najmniejszego znaczenia, co naprawdęnosiła pod habitem.Sam jej widok był dla niego zródłem ciągłegopodniecenia.Jeszcze jedno cierpienie, na które w pełni zasłużył.- Powinnaś zdjąć z siebie wszystkie mokre rzeczy, żeby się nieprzeziębić - powiedział, nie zdradzając prawdziwych myśli.- Już prawie wyschły.Poza tym habit jest trochę za szorstki.Tokolejne moje przekleństwo, zaraz po rudych włosach.Mam bardzodelikatną skórę.- Uniosła głowę.- Co to było?- Nic.Zakasłałem - szybko odparł Peter, nie chcąc się~ 134 ~RSprzyznać, że głośno jęknął, kiedy mówiła o delikatnej skórze.-Lepiej stąd odejść, i to jak najszybciej.Straciliśmy już bardzo dużoczasu.Nałóż kaptur na głowę i ruszamy.- Miałeś mnie nakarmić.- Pózniej.Teraz uchodzmy.Chyba że tak osłabłaś z głodu.- Wcale nie osłabłam.- Elizabeth stanęła prosto jak świeca.Naciągnęła kaptur tak głęboko, że nie było widać jej twarzy.- Jak wyglądam? - spytała, podchodząc do Petera.- Ludzieuwierzą, że jestem mnichem?- A dlaczego mają nie uwierzyć? Co prawda, trochę kręciszbiodrami, ale to w niczym nie przeszkadza.W naszym kraju jestwielu młodych zakonników polatujących wokół jak powabne ćmy.Elizabeth tak gwałtownie poderwała głowę, że kaptur zsunął jejsię na plecy.Peter wyciągnął rękę i starannie poprawił jej habit.Wolał na nią nie patrzeć wygłodniałym wzrokiem.- Bez obaw, lady Elizabeth.Najlepiej nic nie mów i postaraj sięmnie naśladować.Od tej chwili jesteśmy parą wędrownychmnichów.Większość czasu spędzamy na medytacjach [ Pobierz całość w formacie PDF ]