[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przedtem się zbierałem.— Prałeś koszulę?— Koszulę nie.Mamusia prała.— A ty się patrzyłeś?— Mamusia nie lubi.Poszedłem na piwko.— Gdzie?— Do sklepu na plac Zgody.Koło tego Domu Aktorów.— Z aktorami piłeś?— Z aktorami nie.Nie lubię.Sam wypiłem dwa jasne iposzedłem.— Nikogo tam nie spotkałeś?— Znajomych nie.Sklepowa mnie zna.— A potem?— Wróciłem do domu.Mamusia poświadczy.— Fligierski był z tobą? Popatrzył z ukosa.Milczał.— No jak? Był?— Przyjechał.Potem my razem pojechali do Żarowa.— To znaczy spał u ciebie, tak?— Spał.— Od dawna znasz Janiaka?Znowu spojrzenie uciekło mu w bok, zacisnęły się ręce.— Mamusia zna.Jeszcze sprzed wojny.— A ty nie znasz?— Rozumie się.— Coście u niego przedwczoraj robili?— Ja tam nie byłem.— Janiak mówi, że byłeś z Fligierskim.— Mamusia kazała powiedzieć, żeby przyszedł w niedzielę naobiad.— Mamusia dobrze gotuje?— Rozumie się.— No to o której byłeś?— Wieczorkiem.Zegarka nie mam.Koło dziewiątej.— Z Fligierskim?— Jasiek by się nudził.I mamusia nie bardzo go lubi.Poszedłze mną.On także zna pana Janiaka.— Już tam kiedyś byliście?— Tak, Janiak mówił, żeby zachodzić, to się czasem zachodzi.Jak nic nie ma do roboty.— Aha, jak nic nie ma do roboty.Więc po kolei, wypiłeśpiwko, wróciłeś do domu, włożyłeś czystą koszulę.— Nie wkładałem, suszyła się na strychu.Polo miałem.— I z Fligierskim pojechaliście do Janiaka, tak?— No tak.Z Fligierskim także byłem na piwie.— A mówiłeś, że sam.— Zapomniałem.Sklepowa poświadczy.— Mamusia pewnie też.Jak długo byliście u Janiaka?— Minutkę.Powiedzieliśmy, co trzeba, i poszli.— Do domu?— Do domu.Mamusia poświadczy.— A dlaczego tam, na Lipowej, nikt was nie widział?— My przez ogród i od tyłu.Żeby nie przeszkadzać.— Taki jesteś delikatny? Brak odpowiedzi.— Do domu wróciłeś o pierwszej w nocy.— Nie o pierwszej.Mamusia.— Daj mi święty spokój z mamusią, dobrze? Kiedy wamJaniak powiedział o klejnotach?Splótł ręce jeszcze mocniej, opuścił głowę, milczał.— Kiedy?— My.— wykrztusił z trudem — my nic nie zabrali.— To wiem bez ciebie.Ty byłeś w polo, tak? A Fligierski?— Fligierski w białej koszuli — odpowiedział od razu,zadowolony, że zmieniłem temat.— Z tego wynika, że ty byłeś w gabinecie, a Fligierski starałsię mnie trafić szyną od zasłon, zgadza się?— Pa.pana? — wykrztusił.— Tak, to ja wam przeszkodziłem.Teraz posłuchaj.Janiak sięprzyznał, ja was tam widziałem, nie masz żadnych szans.Jeżeliwszystko porządnie opowiesz, nie będziemy mieć do wasdużych pretensji.Będziesz odpowiadał tylko za tę pierzynę,której nie dali ci wynieść w Żarowie.Zrozumiałeś? Ja sięspieszę i jeżeli mi pomożesz, mogę zapomnieć, żeście mniechcieli tą szyną załatwić, jasne?— My tak nigdy.— bąknął — on chciał postraszyć.Jajeszcze nikogo.— No więc?— Janiak nic nie powiedział — rzekł z rozpaczą w głosie.— Masz jeszcze dwie minuty.Potem wszystko się podsumujei pójdziesz siedzieć na parę lat.Włamanie, napad, znasz teparagrafy?— My się nie włamywali.— Udowodnij to w sądzie.Więc?— Pan Janiak znajomy mamusi.On niech mówi, co uważa,ja nie wiem.— W porządku — powiedziałem, wstając — miałeś szansę, jużjej nie masz.Głupich nie sieją.Odprowadzić.— Proszę pana — powiedział od drzwi.— Co jeszcze?— Pan rozumie.Kolega nie chciał nic.tak machnął, zestrachu.— To już bym wolał, żeby był trochę odważniejszy.No jak?Spuścił głowę, myślał intensywnie, wyłamywał sobie palce.— Odprowadzić — powiedziałem.— Nie!— Będziesz mówić?— Pan naprawdę? Że my tylko o tę pierzynę.My z tąpierzyną nie chcieli nic.do pracy idę od sierpnia.— A to nie wiem, czy od sierpnia.To już nie ode mnie zależy.Powiedziałem, że ja mogę zapomnieć, co się tam działoprzedwczoraj w nocy.Ale pierzyna nie była moja.No więc?Zdecydował się.— To powiem.— Siadaj.Usiadł i milczał.— No?— Pan pyta [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Przedtem się zbierałem.— Prałeś koszulę?— Koszulę nie.Mamusia prała.— A ty się patrzyłeś?— Mamusia nie lubi.Poszedłem na piwko.— Gdzie?— Do sklepu na plac Zgody.Koło tego Domu Aktorów.— Z aktorami piłeś?— Z aktorami nie.Nie lubię.Sam wypiłem dwa jasne iposzedłem.— Nikogo tam nie spotkałeś?— Znajomych nie.Sklepowa mnie zna.— A potem?— Wróciłem do domu.Mamusia poświadczy.— Fligierski był z tobą? Popatrzył z ukosa.Milczał.— No jak? Był?— Przyjechał.Potem my razem pojechali do Żarowa.— To znaczy spał u ciebie, tak?— Spał.— Od dawna znasz Janiaka?Znowu spojrzenie uciekło mu w bok, zacisnęły się ręce.— Mamusia zna.Jeszcze sprzed wojny.— A ty nie znasz?— Rozumie się.— Coście u niego przedwczoraj robili?— Ja tam nie byłem.— Janiak mówi, że byłeś z Fligierskim.— Mamusia kazała powiedzieć, żeby przyszedł w niedzielę naobiad.— Mamusia dobrze gotuje?— Rozumie się.— No to o której byłeś?— Wieczorkiem.Zegarka nie mam.Koło dziewiątej.— Z Fligierskim?— Jasiek by się nudził.I mamusia nie bardzo go lubi.Poszedłze mną.On także zna pana Janiaka.— Już tam kiedyś byliście?— Tak, Janiak mówił, żeby zachodzić, to się czasem zachodzi.Jak nic nie ma do roboty.— Aha, jak nic nie ma do roboty.Więc po kolei, wypiłeśpiwko, wróciłeś do domu, włożyłeś czystą koszulę.— Nie wkładałem, suszyła się na strychu.Polo miałem.— I z Fligierskim pojechaliście do Janiaka, tak?— No tak.Z Fligierskim także byłem na piwie.— A mówiłeś, że sam.— Zapomniałem.Sklepowa poświadczy.— Mamusia pewnie też.Jak długo byliście u Janiaka?— Minutkę.Powiedzieliśmy, co trzeba, i poszli.— Do domu?— Do domu.Mamusia poświadczy.— A dlaczego tam, na Lipowej, nikt was nie widział?— My przez ogród i od tyłu.Żeby nie przeszkadzać.— Taki jesteś delikatny? Brak odpowiedzi.— Do domu wróciłeś o pierwszej w nocy.— Nie o pierwszej.Mamusia.— Daj mi święty spokój z mamusią, dobrze? Kiedy wamJaniak powiedział o klejnotach?Splótł ręce jeszcze mocniej, opuścił głowę, milczał.— Kiedy?— My.— wykrztusił z trudem — my nic nie zabrali.— To wiem bez ciebie.Ty byłeś w polo, tak? A Fligierski?— Fligierski w białej koszuli — odpowiedział od razu,zadowolony, że zmieniłem temat.— Z tego wynika, że ty byłeś w gabinecie, a Fligierski starałsię mnie trafić szyną od zasłon, zgadza się?— Pa.pana? — wykrztusił.— Tak, to ja wam przeszkodziłem.Teraz posłuchaj.Janiak sięprzyznał, ja was tam widziałem, nie masz żadnych szans.Jeżeliwszystko porządnie opowiesz, nie będziemy mieć do wasdużych pretensji.Będziesz odpowiadał tylko za tę pierzynę,której nie dali ci wynieść w Żarowie.Zrozumiałeś? Ja sięspieszę i jeżeli mi pomożesz, mogę zapomnieć, żeście mniechcieli tą szyną załatwić, jasne?— My tak nigdy.— bąknął — on chciał postraszyć.Jajeszcze nikogo.— No więc?— Janiak nic nie powiedział — rzekł z rozpaczą w głosie.— Masz jeszcze dwie minuty.Potem wszystko się podsumujei pójdziesz siedzieć na parę lat.Włamanie, napad, znasz teparagrafy?— My się nie włamywali.— Udowodnij to w sądzie.Więc?— Pan Janiak znajomy mamusi.On niech mówi, co uważa,ja nie wiem.— W porządku — powiedziałem, wstając — miałeś szansę, jużjej nie masz.Głupich nie sieją.Odprowadzić.— Proszę pana — powiedział od drzwi.— Co jeszcze?— Pan rozumie.Kolega nie chciał nic.tak machnął, zestrachu.— To już bym wolał, żeby był trochę odważniejszy.No jak?Spuścił głowę, myślał intensywnie, wyłamywał sobie palce.— Odprowadzić — powiedziałem.— Nie!— Będziesz mówić?— Pan naprawdę? Że my tylko o tę pierzynę.My z tąpierzyną nie chcieli nic.do pracy idę od sierpnia.— A to nie wiem, czy od sierpnia.To już nie ode mnie zależy.Powiedziałem, że ja mogę zapomnieć, co się tam działoprzedwczoraj w nocy.Ale pierzyna nie była moja.No więc?Zdecydował się.— To powiem.— Siadaj.Usiadł i milczał.— No?— Pan pyta [ Pobierz całość w formacie PDF ]