[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tecja czeka na odpowiedz, ale strażnicy milczą.Obaj taksują jąspojrzeniami, po czym ten z blizną robi krok w bok i otwiera drzwi.Następne pomieszczenie jest chłodniejsze i lepiej oświetlone.Jakiśchłopiec, nieco starszy od dzieci z poprzedniej komnaty, przygląda jejsię nieufnie z odległego kąta.Mamarce nie zwraca na nią uwagi.Wydaje się być w tym samymwieku co ojciec Teukrosa, ale na tym podobieństwo się kończy.Złotnik przypomina strzęp człowieka - chudy, niski, pozbawionymuskulatury, z kępką siwych włosów na głowie i krzaczastą szarąbrodą.Pochyla się nad dziwnym szerokim stołem, wykonanym czę-ściowo z drewna, a częściowo z żelaza.Z krawędzi wystaje szeregwiększych i mniejszych metalowych szczęk, jak pyski głodnychpsów, domagających się resztek.Mamarce zwraca się w końcu do niej cichym głosem, jakbystłumionym przez bujną brodę:- Usiądz.Teraz nie mogę przerwać.Metal już prawie stwardniał,a jeszcze nie skończyłem.Tecja przysiada na chybotliwym drewnianym siedzisku po drugiejstronie stołu i z fascynacją obserwuje warsztat złotnika.Stół jestzasłany nożami, pilnikami i młotkami przypominającymi trochę jejwłasne narzędzia, ale mniejszymi i precyzyjniejszymi.Jej uwagęprzykuwa dziwny podłużny kamień pokryty lśniącymi plamami.Domyśla się, że to kamień probierczy, stosowany do porównywanianowych prób srebra z najwyższymi, już znanymi.160 - Koniec! - oznajmia triumfalnie Mamarce i w końcu podnosiwzrok.- A więc to ty jesteś tą tajemniczą rzezbiarką.No, no! - Złotnikschodzi z wysokiego drewnianego krzesła i nagle okazuje się, żewzrostem niewiele przewyższa swój stół.Tecja również wstaje i podchodzi do niego.Mamarce ledwo sięgajej do ramion.- Jestem Tecja, żona Teukrosa.Złotnik macha lekceważąco ręką.- Wiem, kim jesteś, i zupełnie nie interesuje mnie, kim jest twójmąż czy ojciec.Niech ci się przyjrzę.Pokaż mi ręce.Tecja posłusznie wyciąga dłonie wierzchem do góry.- Nie, nie, nie tak, dziecko.W ten sposób niczego się nie dowiem.- Mamarce odwraca jej dłonie i przytrzymuje ją za nadgarstki.- Achtak.Dłonie artystki.Doskonale, doskonale.Otrzymałaś dar od samejMenrvy.Złotnik uśmiecha się ciepło, budząc mimowolnie sympatię Tecji.- Dziękuję.Mamarce przesuwa kościstym palcem w poprzek jej lewej dłoni.- Hellenowie wierzą, że w tych liniach kryje się wiedza o naszejprzyszłości.Palce to świat pierwszy - to wszystko, co się dzieje wtwojej głowie.Zrodkowa część dłoni to świat drugi, rządzący rze-czami materialnymi, które posiadasz i tworzysz w tym życiu.- Na-stępnie złotnik przesuwa palcem od koniuszka jej kciuka do we-wnętrznej części nadgarstka.- A tu jest świat trzeci - ukryty.Zwiatżywiołów.- Znasz się na tych sprawach? - pyta zafascynowana Tecja.- Czypotrafisz czytać przyszłość?Mamarce uśmiecha się tajemniczo.- Każdy artysta to potrafi.Czyż nie widzimy więcej i dalej niżpozostali śmiertelnicy? Zauważyłem, że i ty zawarłaś w swoim dzielewizje.Musisz mi je objaśnić.161 Tecja odwraca wzrok.Ostatnia rzecz, na jaką ma ochotę, to opo-wiadanie o wizjach Teukrosa.Mamarce zauważa jej niechęć.- No cóż, może pózniej, gdy trochę się już poznamy.Teraz po-każę ci, co zrobiono z twoją rzezbą.- Podsuwa jej drugie wysokiekrzesło.- Kiedy otrzymałem twoje dzieło, Vulca - złotnik celujekościstym palcem w chłopca w kącie - wykonał z niego odciski wświeżej glinie.Następnie wypełniłem odciski najczystszym srebrem.Wypełnione formy umieściliśmy między blokami węgla, które na-stępnie związaliśmy ze sobą.Mamarce sięga na prawo i kładzie przed sobą zawiniątko.- Oto one.Należy je jeszcze oczyścić, ale i tak robią wrażenie.Chcesz je zobaczyć?Tecja nerwowo wciąga powietrze.- Chcę.Złotnik odwija materiał i na jego pomarszczonej twarzy pojawiasię szeroki uśmiech.Trzy srebrne płytki lśnią w świetle pochodni.Puls Tecji przy-spiesza.Jest po części zachwycona ich pięknem, a po części przera-żona, że nie posłuchała polecenia Teukrosa i w efekcie doprowadziłado uwiecznienia w srebrze tego, co nakazał jej zniszczyć.Mamarce przesuwa zawiniątko bliżej, żeby mogła się przyjrzećpłytkom.- Na krawędziach zostało trochę zadziorów.Trzeba je de-likatnie spiłować i odpowiednio wygładzić krawędzie.Pomyślałem,że może będziesz chciała poprawić niektóre linie rysunku.Tecja przesuwa palcami po srebrze.Jest chłodne i lśniące jak lód,który nigdy się nie stopi.- Są takie gładkie.Takie piękne.Jak skrawki nieba.Mamarce uśmiecha się, wspominając pierwszy raz, gdy jego mi-strzowie pozwolili mu dotknąć cennego metalu.162 Tecja patrzy jak zahipnotyzowana.Sędzia jednak miał rację.Gli-niana rzezba, którą mu pokazała, była w istocie zaledwie szkicem.Srebro wydaje się nadawać życie wszystkim wyrzezbionym przez niąpostaciom.Przygląda się bliżej.Na twarzy wróżbity widać wątpli-wości jeszcze wyrazniejsze niż na glinianym pierwowzorze.Bezi-mienny demon jest większy i grozniejszy.W objęciu dwojga ko-chanków jest taka rozpacz i poczucie końca, że Tecja czuje dreszcz.Dostrzega tylko jedną skazę.Nierówności odcisku pozostawiłytrzy niewielkie ślady na twarzy dziecka śpiącego u stóp kochanków -jeden przypominający łzę i dwa wyglądające jak rogi.Tecja kładziedłoń na brzuchu, aby uciszyć burczenie.Stare, mądre oczy Mamarcego śledzą każdy jej ruch [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •