[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Falujące od gorąca powietrzezdawało się zniekształcać sylwetki przechodniów.Któryś opowiadał kolejny świński kawał, kiedy obok baru przejechał kremowy mercedes.Samochód zwolnił i zatrzymał się kawałek dalej.Tomek zbladł.Czemu tu i teraz, na tysiącmożliwych dróg musiała przejeżdżać właśnie tędy?! Dlaczego najmniejszy wybryk nigdy niemógł mu ujść na sucho, czemu ona zawsze musiała się dowiedzieć&Wysiadła z samochodu.Chłopaki nie mogli oderwać od niej wzroku, Tomek skulił się iprzymknął powieki. Stary& Gruby przetarł oczy. To kobita z twojego zdjęcia.Ja pierdolę, tyfuksiarzu!Rysiek zachłysnął się piwem. Myślałem, że zalewasz.Takie dziewczyny nie istnieją&Ona istniała.Podeszła do stolika, nierealnie piękna, zaborcza i zimna jak powiewarktycznego wiatru.Zsunęła z nosa przeciwsłoneczne okulary. Jedziesz ze mną.Zadrżał i wstał z plastikowego krzesła.Nie podniósł wzroku, nie mógł spojrzeć nakumpli.Wiedział, co sobie pomyślą.Ale Królowej Zniegu się nie odmawia. Tomek, buraku, nie przedstawisz nas? Rysiek odzyskał rezon. Sorry, chłopaki& Muszę iść. Ej! No co ty? Młoda godzina. Naprawdę muszę. Niech pani usiądzie z nami na chwilę.Zaraz po Baśkę zadzwonię, takie rodzinnespotkanko. Rysiek nie dawał za wygraną.Beata nie zaszczyciła ich jednym słowem. Zdzwonimy się& obiecał Tomek, choć ton jego głosu nie pozostawiał wątpliwości,że to ich ostanie spotkanie.Miał ochotę zapaść się pod ziemię.Samochód sunął pustymi ulicami.Beata zacisnęła dłonie na kierownicy. Wiesz, że nie możesz sam wychodzić. Wiem. Ani, że nie możesz pić alkoholu. Nie musiała włączać klimatyzacji, wystarczyłolodowate spojrzenie. Jak teraz wezmiesz lekarstwa?! Przepraszam. Tomek wbijał palce w kolana.Było mu niedobrze, naprawdę niepowinien pić piwa ani palić papierosów.Królowa miała rację.Zawsze miała rację.Położy sięgrzecznie do łóżka i wszystko będzie dobrze.Był tylko troszkę chory.Tylko troszkę.Przecież potabletkach czuł się na tyle dobrze, że Królowa nie złościła się, po tabletkach był dobrym,posłusznym mężem.Ale po piwie też czuł się dobrze&Zadzwonił telefon, Beata wpięła słuchawkę w ucho, nie odrywając wzroku od drogi,odebrała połączenie. Znalazłam go, możecie wracać do domu.Co& ? Siedział z jakimiś menelami wknajpie.Nie wiem, jak będę potrzebowała pomocy, zadzwonię.Słuchał uważnie.Królowa Zniegu obmyśla karę.Ech, dlaczego ona go zwyczajnie niewymieni na inną zabawkę? Już tęsknił za Ryśkiem i Grubym, przecież od razu go poznali, gdyprzysiadł się na ich ławkę.W pierwszej chwili nie miał zamiaru iść z chłopakami na piwo.Iwtedy zobaczył na chodniku monetę.Lśniła złotem i srebrem, była stara i na pewno bardzocenna.Ryśkowi zaświeciły się oczy& Więc mu ją podarował.Bez namysłu, bez chwili wahania.Kumpel natychmiast powiedział, że to trzeba uczcić, on stawia!Ależ to była przygoda&Kremowy mercedes zatrzymał się przed pałacem.Beata pomogła mu wysiąść zsamochodu.Trzymając ją za ramię, wspiął się po stromych schodach.Trzeszczących ispróchniałych.Dzięki Bogu, właściciel kamienicy był wyrozumiały kiedy spózniała się zopłatami.A spózniała się często.Nim odpowiednie specyfiki pojawiły się na liście lekówrefundowanych, zapożyczyła się, gdzie tylko mogła.Teraz z trudem spłaca długi.I często mu otym przypomina.Mieszkali skromnie, bardzo skromnie.Prawie wszystko kupiła w komisie.Meble,naczynia, wykładziny.Jakieś drobiazgi, żeby było przytulniej.Nikt by nie uwierzył, że takmożna zagospodarować mieszkanie przy pomocy rupieci.Tych niechcianych, zużytych,wzgardzonych.Nikt by nie uwierzył, jakie cudeńka walają się na pchlich targach, jakie bajeryludzie wyrzucają na śmietnik.Nie było też nikogo, kto mógłby pochwalić dzieło Beaty, chorypsychicznie mąż skutecznie zniechęcił najwierniejszych znajomych.Ludzie bali się go zupełniebez powodu, a on bardzo potrzebował ciepła.Nie był agresywny, nie zachowywał sięskandalicznie, nie krzyczał.Tylko rozum płatał mu figle.Czasem wspominał coś o lodowympałacu, snuł swoje opowieści.Gdy mu się pogarszało, wpadał w stany lękowe.Patrzył wzrokiemskopanego psa, kulił się i chował po kątach.Miała wrażenie, że jej się boi.Położyła go spać.Zwinął się w kłębek i przykrył głowę poduszką.Delikatnie spuściłazasłonę z koralików, prowizoryczne przepierzenie sypialni.Klapnęła ciężko na podłodze, byławykończona.Szukała go ponad trzy godziny.Dobrze, że sąsiad pożyczył samochód.Ważne, żesię udało.Zapomniała oddać kluczyki.Podniosła się, zerknęła na śpiącego Tomka i po cichutkuwyszła z mieszkania.Nie było jej raptem kwadrans.Wystarczyło, by ze sznurków z koralikami zmajstrował sobie stryczek.Szlochały sąsiadki, jacyś obcy ludzie przekazywali Beacie wyrazy współczucia.Choćczuła się z tym okropnie, nie mogła się doczekać, kiedy grabarze domkną wieko trumny.%7łar lałsię z nieba, ziemia była sucha jak pieprz.Za lekka, myślała, przerażona abstrakcją tej myśli.Ziemia jest za lekka.Mężczyzni z łopatami ruszali się jak muchy w smole, czarna sukienkachłonęła słoneczne promienie.Pot spływał ciurkiem po plecach, ceremonia zdawała się trwaćwieki [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Falujące od gorąca powietrzezdawało się zniekształcać sylwetki przechodniów.Któryś opowiadał kolejny świński kawał, kiedy obok baru przejechał kremowy mercedes.Samochód zwolnił i zatrzymał się kawałek dalej.Tomek zbladł.Czemu tu i teraz, na tysiącmożliwych dróg musiała przejeżdżać właśnie tędy?! Dlaczego najmniejszy wybryk nigdy niemógł mu ujść na sucho, czemu ona zawsze musiała się dowiedzieć&Wysiadła z samochodu.Chłopaki nie mogli oderwać od niej wzroku, Tomek skulił się iprzymknął powieki. Stary& Gruby przetarł oczy. To kobita z twojego zdjęcia.Ja pierdolę, tyfuksiarzu!Rysiek zachłysnął się piwem. Myślałem, że zalewasz.Takie dziewczyny nie istnieją&Ona istniała.Podeszła do stolika, nierealnie piękna, zaborcza i zimna jak powiewarktycznego wiatru.Zsunęła z nosa przeciwsłoneczne okulary. Jedziesz ze mną.Zadrżał i wstał z plastikowego krzesła.Nie podniósł wzroku, nie mógł spojrzeć nakumpli.Wiedział, co sobie pomyślą.Ale Królowej Zniegu się nie odmawia. Tomek, buraku, nie przedstawisz nas? Rysiek odzyskał rezon. Sorry, chłopaki& Muszę iść. Ej! No co ty? Młoda godzina. Naprawdę muszę. Niech pani usiądzie z nami na chwilę.Zaraz po Baśkę zadzwonię, takie rodzinnespotkanko. Rysiek nie dawał za wygraną.Beata nie zaszczyciła ich jednym słowem. Zdzwonimy się& obiecał Tomek, choć ton jego głosu nie pozostawiał wątpliwości,że to ich ostanie spotkanie.Miał ochotę zapaść się pod ziemię.Samochód sunął pustymi ulicami.Beata zacisnęła dłonie na kierownicy. Wiesz, że nie możesz sam wychodzić. Wiem. Ani, że nie możesz pić alkoholu. Nie musiała włączać klimatyzacji, wystarczyłolodowate spojrzenie. Jak teraz wezmiesz lekarstwa?! Przepraszam. Tomek wbijał palce w kolana.Było mu niedobrze, naprawdę niepowinien pić piwa ani palić papierosów.Królowa miała rację.Zawsze miała rację.Położy sięgrzecznie do łóżka i wszystko będzie dobrze.Był tylko troszkę chory.Tylko troszkę.Przecież potabletkach czuł się na tyle dobrze, że Królowa nie złościła się, po tabletkach był dobrym,posłusznym mężem.Ale po piwie też czuł się dobrze&Zadzwonił telefon, Beata wpięła słuchawkę w ucho, nie odrywając wzroku od drogi,odebrała połączenie. Znalazłam go, możecie wracać do domu.Co& ? Siedział z jakimiś menelami wknajpie.Nie wiem, jak będę potrzebowała pomocy, zadzwonię.Słuchał uważnie.Królowa Zniegu obmyśla karę.Ech, dlaczego ona go zwyczajnie niewymieni na inną zabawkę? Już tęsknił za Ryśkiem i Grubym, przecież od razu go poznali, gdyprzysiadł się na ich ławkę.W pierwszej chwili nie miał zamiaru iść z chłopakami na piwo.Iwtedy zobaczył na chodniku monetę.Lśniła złotem i srebrem, była stara i na pewno bardzocenna.Ryśkowi zaświeciły się oczy& Więc mu ją podarował.Bez namysłu, bez chwili wahania.Kumpel natychmiast powiedział, że to trzeba uczcić, on stawia!Ależ to była przygoda&Kremowy mercedes zatrzymał się przed pałacem.Beata pomogła mu wysiąść zsamochodu.Trzymając ją za ramię, wspiął się po stromych schodach.Trzeszczących ispróchniałych.Dzięki Bogu, właściciel kamienicy był wyrozumiały kiedy spózniała się zopłatami.A spózniała się często.Nim odpowiednie specyfiki pojawiły się na liście lekówrefundowanych, zapożyczyła się, gdzie tylko mogła.Teraz z trudem spłaca długi.I często mu otym przypomina.Mieszkali skromnie, bardzo skromnie.Prawie wszystko kupiła w komisie.Meble,naczynia, wykładziny.Jakieś drobiazgi, żeby było przytulniej.Nikt by nie uwierzył, że takmożna zagospodarować mieszkanie przy pomocy rupieci.Tych niechcianych, zużytych,wzgardzonych.Nikt by nie uwierzył, jakie cudeńka walają się na pchlich targach, jakie bajeryludzie wyrzucają na śmietnik.Nie było też nikogo, kto mógłby pochwalić dzieło Beaty, chorypsychicznie mąż skutecznie zniechęcił najwierniejszych znajomych.Ludzie bali się go zupełniebez powodu, a on bardzo potrzebował ciepła.Nie był agresywny, nie zachowywał sięskandalicznie, nie krzyczał.Tylko rozum płatał mu figle.Czasem wspominał coś o lodowympałacu, snuł swoje opowieści.Gdy mu się pogarszało, wpadał w stany lękowe.Patrzył wzrokiemskopanego psa, kulił się i chował po kątach.Miała wrażenie, że jej się boi.Położyła go spać.Zwinął się w kłębek i przykrył głowę poduszką.Delikatnie spuściłazasłonę z koralików, prowizoryczne przepierzenie sypialni.Klapnęła ciężko na podłodze, byławykończona.Szukała go ponad trzy godziny.Dobrze, że sąsiad pożyczył samochód.Ważne, żesię udało.Zapomniała oddać kluczyki.Podniosła się, zerknęła na śpiącego Tomka i po cichutkuwyszła z mieszkania.Nie było jej raptem kwadrans.Wystarczyło, by ze sznurków z koralikami zmajstrował sobie stryczek.Szlochały sąsiadki, jacyś obcy ludzie przekazywali Beacie wyrazy współczucia.Choćczuła się z tym okropnie, nie mogła się doczekać, kiedy grabarze domkną wieko trumny.%7łar lałsię z nieba, ziemia była sucha jak pieprz.Za lekka, myślała, przerażona abstrakcją tej myśli.Ziemia jest za lekka.Mężczyzni z łopatami ruszali się jak muchy w smole, czarna sukienkachłonęła słoneczne promienie.Pot spływał ciurkiem po plecach, ceremonia zdawała się trwaćwieki [ Pobierz całość w formacie PDF ]