[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Korzystałyz tego zakochane pary czulące się na ławeczkach.Piegusek biegł w podskokach, z powiewającymi uszami  pal lichopaczkę whiskasa, która niedawno go zmogła  do jednej z nich.Bogusia ruszyła za nim, gotowa kajać się i przepraszać.Mężczyzna, całujący namiętnie ukochaną, oderwał usta od warg kobietyi pochylił się nad popiskującym radośnie psiakiem.Z mroku wyłoniłasię twarz randkowicza.Bogusia zwolniła kroku, by wreszcie stanąć dwametry od ławeczki.Tym mężczyzną był jej ukochany  Igor Sarnow.Natomiast obściskiwaną i obcałowywaną była również jej znajoma Konstancja Niemojewska. No niee  Bogusia jęknęła w duchu i poczuła, jak bolesnerozczarowanie rozlewa się po jej ogarniętym do tej pory miłością sercu. Dlaczego to ona? Dlaczego nie ja?. Hello, baby! Piękny evening, wymarzony na spacer zaszczebiotała Konstancja.Ale Bogusia nic nie słyszała, wpatrzona w dziewczynę takuważnie, jak nigdy dotąd.Nawet nie w dziewczynę, a w to, co tap madlmiała na sobie: sukienka w groszki, taka sama, jaką nosiła czasemBogusia, identyczna z tą, którą na obrazie Igora miała trzymana za rękęukochana.Rojenia, że tą ukochaną, idącą leśną ścieżką u boku pięknegomężczyzny, jest ona  Bogusia  właśnie się rozwiały w tempie ekspresowym.To była Konstancja.Bez słowa pożegnania, bo głos uwiązł dziewczynie w krtani,odwróciła się na pięcie i pobiegła do domu, słysząc za plecamizdumione: Co jej się stało?* I co?  rzuciła do lustrzanego odbicia, bezpieczna w czterechścianach swego mieszkania, gdy już mogła wydobyć z siebie choćsłowo. Oddasz Igora walkowerem? Nie zawalczysz o niego? Przecieżnie mam szans! Zobaczymy, zobaczymy& Wiesz, co powtarzałaKlaudia&Klaudia była najbliższą przyjaciółką Bogusi.Poznały siępierwszego dnia studiów i od tej pory stały się nierozłączne.Dopiero podyplomie ich drogi się rozeszły.Pierwsza wyjechała na Zachód, zbieraćcebulki tulipanów, druga założyła firmę architektoniczną i projektowałaogrody obrzydliwie bogatym mieszkańcom podwarszawskiegoKonstancina.Ta właśnie Klaudia, barwny motyl przeskakujący zkwiatka na kwiatek, powtarzała Bogusi:  Zdobycie faceta, każdegofaceta, jest tylko kwestią czasu i determinacji.Jej słowa przypomniała sobie Bogusia w chwili rozpaczy.Czas miała.Determinację również.Jeszcze przydałoby się parędobrych rad, co dokładnie robić& Telefon do przyjaciela! Teraz, zaraz!A potem pół na pół! Klaudia, zwana Klaudyną.Klaudia, zwana Klaudyną, jest moją najlepszą przyjaciółką, doniedawna jedyną.No tak, każdy pomyśli: Co to za człowiek, który wżyciu dorobił się jednego jedynego przyjaciela.Otóż przyjaciół to jamiałam licznych, tylko dzieliłam ich& z rodzicami.Każdy, kto poznał mamę albo tatę, zakochiwał się w nich zmiejsca i od razu, mnie odstawiając na drugą pozycję.Czy mi toprzeszkadzało? Oczywiście, że nie.Jak można być zazdrosną owłasnych rodziców, których się szczerze kocha i podziwia.Tylkoczasem smutno było, gdy chciałam się pozwierzać Madzi czy Urszuli,ale one zajęte właśnie były uwodzeniem mojego ojca& Platonicznie ibez szans, ale jednak&Mój dom rodzinny również nie sprzyjał przyjazniom, któreopierają się na wzajemnym zaufaniu i jakiejś tam intymności, był tobowiem dom otwarty.Przysięgam, nie wiem, jak moi rodzice to robili po całym dniu pracy zarobkowej i społecznej czy po całodobowymdyżurze wracali do domu, w którym kłębił się tłum ludzi, i niezwariowali.Więcej! Zmiali się z nimi, gadali do pózna, karmili, poili ipocieszali, gdy trzeba, albo dla odmiany opieprzali.O dziwo, moi bezstresowi rodzice potrafili gości, wszystkich, jakleci, wychować.Równie bezstresowo jak mnie.Odwiedziny? Proszębardzo: w dni powszednie do godziny 22, soboty i niedziele  wolne odgości.Chyba że impreza proszona.Dom otwarty? Oczywiście; parter,ogród i piwnice.Piętro jest dla domowników.Bez wyjątków.Faktycznienie zdarzyło się, bym, wychodząc z pokoju na pięterku, choćby wmajtkach i koszuli, natknęła się na zbłąkanego wędrowca.Starzybywalcy przekazywali  nowym żelazne zasady rządzące domemLeszczyńskich i były one bezwzględnie przestrzegane.Mama niemusiała posyłać nikomu swego stalowego spojrzenia.W domu możnabyło robić wszystko, oprócz tego, czego nie wolno.A nie wolno byłopić, palić, ćpać i demolować.Seks w licznych zakamarkach starego domu był bardzo niemile widziany.Jakaś para się któregoś dniazapomniała i cóż& Był wielki bukiet przeprosinowych róż dla mamy,butelka przedniej whisky dla niepijącego taty, ale na tę parę gościepatrzyli od tamtej pory jak na zapowietrzonych i  zakochani szybkoprzestali nas odwiedzać.Przyznam, że nawet nie zauważyłam ichnieobecności.Domownicy mieli swój azyl na piętrze, jak powiedziałam.Każde znas  ja, mama czy tata  w jednej chwili mogło bez tłumaczenia sięopuścić wesołe towarzystwo i iść do siebie, do swego pokoju, poczytać,pogapić się na telewizję, pobuszować w necie czy wreszcie wziąć kąpieli położyć się spać.Goście nie dopytywali o gospodarza czy gospodynię nie było to w zwyczaju.Zaopatrzeni w ciasto domowej roboty, robilisobie herbatę, kanapki i nadal dyskutowali o polityce, filmach,książkach czy co tam akurat znalazło się na tapecie.Fajne to było, naprawdę, uwielbiałam mój dom pełen ludzi,rozpierała mnie duma, że rodzice są tak lubiani, ale& powoli dom traciłswoją& domowość [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •