[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Znaczy rzucić Balcerowicza masom na pożarcie.No tak, ryczącemu tłumowi rzucić na pożarcie kolejną ofiarę, co da ileś tam tygodni czymiesięcy względnego spokoju, złagodzi nastroje.Byli ludzie, wielu ludzi, nie tylko Jarek, którzyuważali, że to potrzebne, że skoro nie może być lepiej, to niech się przynajmniej coś dzieje, niechbędzie widać jakąś zmianę, że masy chętnie coś zjedzą.Przekonywano mnie, iż masy lubiąwidzieć, że ich niedola jest związana z błędami konkretnej osoby.Bo masy  tłumaczono mi szukają przecież uzasadnienia swojej trudnej sytuacji, i jest im o wiele łatwiej i przyjemniejprzyjąć założenie, że ta trudna sytuacja wynika z tego, że ktoś coś ukradł, i jak się go zamknie, tosię im poprawi, niż przyjąć do wiadomości, że to strukturalny problem.To w końcu stary numerkomunistów, ćwiczony przez nich wiele razy, że wystarczyło zmienić premiera, czy kogoś zBiura Politycznego, aby uzyskać jakąś ulgę. W 1980 roku z wyrzuceniem Gierka się nie udał. Bo już wtedy ruszyła fala, której nie dało się zahamować.Za to do lat siedemdziesiątychdziałał właściwie genialnie, potem rzeczywiście słabiej, ale próbowano go jeszcze w 1988 rokustosować, wyrzucając premiera Messnera i mianując na jego miejsce Rakowskiego.Balcerowicz mógł być sympatycznym kąskiem, był przecież uosobieniem tychwszystkich trudności.To było widać także po krzywych jego popularności, przedstawianychprzez ośrodki badania opinii publicznej. Więc?Po pierwsze  ja nie umiem wykonywać gestów politycznie zręcznych, a po drugie zawsze kieruję się jedną prostą zasadą: albo ulica decyduje, albo ja decyduję.A jeżeli jadecyduję, to muszę mieć przekonanie co do zasadności i uczciwości podejmowanej decyzji.Jamógłbym się rozstać z Leszkiem Balcerowiczem, ale wtedy kiedy uznałbym, że z punktuwidzenia funkcjonowania rządu, byłaby to decyzja rozsądna.Takiego przekonania nie miałem iwszelkie naciski zewnętrzne powodowały we mnie reakcję odwrotną, wyzwalały chęć bronieniaBalcerowicza bardziej niż dotychczas.I obroniłem.Przyszliśmy na naradę; Wałęsa ją otworzył i wyszedł.Winiecki nie dał się wypuścić,czyli nie zagrał jak typowy rozwalacz wszystkiego, czego po nim oczekiwano, ale bardzorzetelnie w swoim przemówieniu starał się ocenić plusy i minusy planu Balcerowicza, z czymtrudno się było nie zgodzić, a potem w ogóle wycofał się z Komitetu Doradczego.Inni zaśniewiele mieli do powiedzenia.Olszewski i jego ludzie z Komitetu ani nie znali się przecież naekonomii, ani za bardzo się nią nie interesowali i pasjonowała ich głównie gra polityczna, nadktórą dyskutowali godzinami, co jest może i dobre, ale w państwie już zorganizowanym wokresie pokoju, a nie w naszym  w budowie.Balcerowicz został i pomnik mi za to powinien postawić (śmiech).Choć być może z punktu widzenia sytuacji jego i państwa lepiej byłoby, żeby wtedy wiosną lub najpózniej jesieniąprzeszedł na stanowisko szefa Narodowego Banku Polskiego.W takiej konstelacji go zresztą wprzyszłości widziałem.Balcerowicz jest genialnym facetem, wybitnym ekonomistą, najlepszymjakiego mamy, ale funkcjonować w rządzie  co nagle odkryłem, z dużym zaskoczeniem  możejako numer drugi, to zresztą jego dramat. Chodzi o brak politycznej zręczności?Nie, nie, Leszek oczywiście nie jest zbytnio polityczny, ale to sprawa drugorzędna.Jemubrakuje trochę szaleństwa, trochę niekonwencjonalności, co przy naszym eksperymencie byłoważne.On potrzebuje, żeby zrobić samodzielny krok, potrzebuje idei, tak w świecie polityki, jaki gospodarki.Trzeba mu rzucić pomysł, wtedy on genialnie go analizuje, wtedy jest perfekcyjnyw swoim ścisłym zorganizowanym sposobie myślenia.On wtedy ten pomysł przepuszcza jakgdyby przez maszynkę, na dziesiątki sposobów bada, jak komputer dosłownie, i przedstawiaciekawą odpowiedz.W związku z Balcerowiczem wystąpiły w rządzie dwa problemy: przywództwa, cozawsze w zespole jest sprawą fundamentalną, a które przy wielkich indywidualnościach musiałozostać uzyskane w sposób naturalny, a nie osiągnięte przemocą. Uzyskałeś?Spytaj Balcerowicza.I drugi problem, jak najlepiej wykorzystać tych wszystkich ludzi, którzy tylko z nimchcieli pracować i jego słuchać, a takich było wielu.Ja zaś obejmując stanowisko premieramiałem na początku taką wizję, że premier jest facetem, który musi się na wszystkim zna, i dziękiswojej kompetencji nabija bęben.Na bębnie nadaje tempo do przemarszu. Zacząłem się więc wszystkim interesować, szukać własnej interpretacji zdarzeń, a o toczego nie wiedziałem, pytać.Wywoływało to zdziwienie, czasami zaniepokojenie i musiałem sięuczyć  co przychodziło mi z trudnością  że nie można wszystkiego samemu robić, że musi byćzespół ludzi.Przyjąłem w końcu zasadę, iż trzeba przede wszystkim stworzyć maksymalnie dużoprzestrzeni do funkcjonowania jak największej liczby osób, które oceniać należy nie napodstawie walorów osobistych, bo można się pomylić, ale pod względem ich przydatności dopracy w konkretnym zespole oraz doceniać należy ich umiejętność tworzenia nowych zespołówludzkich, które będą wymuszać tempo pracy.Inaczej bowiem, gdybym usiłował sprawdzić, ktoczego nie wykonał, trwałoby to miesiąc, a może i dłużej, i wywoływałoby problemy, żeby niepowiedzieć nawet  zatrzymanie w procesie decyzyjnym.Ja więc w pewnym sensie podświadomie, a może czasem i świadomie przenosiłematmosferę pracy z mojej spółdzielni consultingowej  Doradca , gdzie był dwudziesto-, a zewspółpracownikami 50-osobowy zespół ludzi.Myśmy tam przedyskutowywali szereg rozwiązańi jak się ustaliło finalne, było ono wykonywane.Nie obowiązywały żadne godziny urzędowe,tylko ta elementarna zasada.Dzięki temu każdy wiedział co robić, był odpowiedzialny za to cozrobił i jeden do drugiego miał zaufanie, że praca będzie w uzgodnionym terminie wykonana.%7łeby jednak te zasady stosować, muszą być spełnione określone wymogi.Potrzebne są:wspólnota realizowanych celów, poczucie pewnej stabilizacji oraz motywacja  materialna,psychologiczna itp.W Polsce bowiem, jak ci wspomniałem, bossem naprawdę trudno być.Chociażby z tej prostej przyczyny, że już nie ma ani kija ani marchewki, które pomagają nimzostać.Bossów, na dodatek, Polacy nie lubią.Polakami w ogóle z pozycji bossa nie da sięrządzić, w moim przekonaniu jest to nawet niemożliwe.My nie jesteśmy społeczeństwem, którema genetycznie wbudowaną dyscyplinę formalną.Myślę, że tylko poprzez wyrobienie sobiepozycji coacha można teraz osiągnąć sukces. Próbowałeś i co?Teresa, administracja państwowa to taki moloch, taka galareta, która strasznie słabo rezonuje, to jest zupełnie niepojęte.Ta machina ma tak wielką inercję, że człowiek czasami wogóle nie pojmuje, z czego ona wynika [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •