[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Zawsze jednakowo óicy. Mężczyzni, gdy zbrojni? Być może.I kto wie, może i my zawsze jednakie wtedyczujnością niepokoju, przeczuciem.Może to, o czym tu mówiłaś niedawno: to ostatniena dnie kobiecego serca jest właśnie tym, co w tej chwili odczuwasz ty.Tylko że na totrzeba mieć serce zwichrzone, zburzone rozterką do tego dna ostatniego.Roztargano ciduszę za ciało w taką aż potworność przeczuleń.Rzuconoću v biedną w te miękkie, gaóiełapy nerwicy.Nie daj się tej zmorze.Bo to naprawdę zmora jest.Wieóie, Bóg wie góie.Aż myślom strach.Ten prąd opanowania siebie, jaki płynął z pełni zdrowia i sił jej mocnych kształ-tów przez dłoń na tamto czoło rozbolałe, jął się jakby zmagać z nerwową dygotką, którauderzała nieomal iskrami z tamtej głowy.Jakoż jej sił żywotnych sprzęgłość i ułaóeniewewnętrzne zwyciężyły rychło niesamowitą zmorę histerii.Ola jęła obie jej ręce przy-ciskać sobie do czoła, oczu, kłaść je na płask na ciemię.Pozwalała na to z obojętnymniesmakiem, rozumiejąc instynktownie, że jakiekolwiek skrzepienie wstąpić może w ta-kie galaretki jedynie w przepływie sił cuóych: że na te kalectwa duszne okład dłonimocnej jest jedynym kataplazmem.Jakoż tamta ukoiła się niebawem tych swoich sił rozprzęgłych poddaństwem, uciszyłasię oczywiście na swój sposób: w znużenie raczej nizli ład.Wtedy w Lenie wziął górę niesmak: stała się twardą. Abyś nam tu nie powracała wciąż do tych samych spraw dręczących twe sumie-nie, wolę ci sama dokończyć wszczętych rapsodów.Z onym tępym za co? i ponurym po co? powlecze się przed tamtą bladą twarzą i twego oblicza wióenie& na otuchę!Ile warte cele, tyleż i otuchy, mówiono mi niegdyś.Myślę, że my wszystkie mamy dorozdania tyleż otuchy serdecznej, ile ty w tym wypadku.I równie prawóiwej.Ale nanasze usprawiedliwienie: na równie óielne i samoóielne ich cele.Przerwała sobie, by przejść się przez pokój i poprawić zarazem włosów nieład.Leczkrok jej stawał się przy tym coraz to powolniejszy w myśli napływie.Przysiadła na krawę-ói łóżka i, prężąc ku dołowi splecione ręce, zadumą z lekka rozkołysana, mówiła głębszymtonem przypomnień: Ile warte ich cele, tyleż i nasze dla nich otuchy.Kto óiała pod musem, tego prze-kleństwem jest, że pielęgnuje w sercu fałszywe ukojenia, jak ten, co óiała nierzetelnie.Tak mi mówiono.I aż do końca! Bo gdy życie się przerwie, skłamane sercem widmo oczymu zamyka i całuje usta biedne& Zresztą nie moje to myśli ani słowa nawet nie mo-je, tylko na pamięć prawie wyuczone w przypomnieniach nocy bezsennych.Ktoś, kogozapomnieć nie mogę&A wobec czujnego zapatrzenia się przyjaciółek, powtórzyła ostatnie słowa z wyzywa-jącym prawie naciskiem: Ktoś, kogo zapomnieć nie mogę& chciał mi dać w duszę tę wiarę, że wartośćżycia i śmierci naszej stoi w łączności dalekich bożych przeznaczeń od siły uczuć i głębiu v z n rzucono cię (w tej konstrukcji jednocześnie cząstka -ć pełni rolę partykuły wzmacniającej).Ozimina 70namiętności naszych: że one się wzajem w niebo wznoszą i krzyżują w kole żywotnegoruchu. A zdarza się w óiejach mówił że zatrzymuje się to koło w niemocy& Takpowiadał.Pamiętam wszystko!& A gdy to koło góiekolwiek w gromaóie luókiej stanie,wówczas wzorzystość życia naszego, choć dla oczu pospolitych zda się taką, jak wszęóiena świecie, to przecie każda tej tkaniny niteczka jest barwiona w obłuóie przed sobą,w kłamieu w serdecznym. A wtedy mówił wam, kobietom, wysychają krynice:wszystkie wy wtedy jednakie, nad mętnymi zródłami sztucznych swych uczuć, lichegoich życia i żałosnej ich śmierci.Takie mi smutne nauki dawał.Więc zasłuchana całym zatrwożeniem duszy pytałam:jakie moce zdołają odeklnąć uczuć nieprawóiwość, życia fałsz i bezruch jego? Powiadał: Było niegdyś, przed tysiącami lat, istnienie luói tak zastygłe mięóy życiem i śmier-cią, że po óiś óień zostały nam te żywe w śmierci mumie.A ta zamrau x dusz zmusiławtedy najmędrszych po raz pierwszy w óiejach świata do myślenia nad tajemnicą ru-chu człowieczego życia.Co umyślili, było wtedy klątwą zakryte [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
. Zawsze jednakowo óicy. Mężczyzni, gdy zbrojni? Być może.I kto wie, może i my zawsze jednakie wtedyczujnością niepokoju, przeczuciem.Może to, o czym tu mówiłaś niedawno: to ostatniena dnie kobiecego serca jest właśnie tym, co w tej chwili odczuwasz ty.Tylko że na totrzeba mieć serce zwichrzone, zburzone rozterką do tego dna ostatniego.Roztargano ciduszę za ciało w taką aż potworność przeczuleń.Rzuconoću v biedną w te miękkie, gaóiełapy nerwicy.Nie daj się tej zmorze.Bo to naprawdę zmora jest.Wieóie, Bóg wie góie.Aż myślom strach.Ten prąd opanowania siebie, jaki płynął z pełni zdrowia i sił jej mocnych kształ-tów przez dłoń na tamto czoło rozbolałe, jął się jakby zmagać z nerwową dygotką, którauderzała nieomal iskrami z tamtej głowy.Jakoż jej sił żywotnych sprzęgłość i ułaóeniewewnętrzne zwyciężyły rychło niesamowitą zmorę histerii.Ola jęła obie jej ręce przy-ciskać sobie do czoła, oczu, kłaść je na płask na ciemię.Pozwalała na to z obojętnymniesmakiem, rozumiejąc instynktownie, że jakiekolwiek skrzepienie wstąpić może w ta-kie galaretki jedynie w przepływie sił cuóych: że na te kalectwa duszne okład dłonimocnej jest jedynym kataplazmem.Jakoż tamta ukoiła się niebawem tych swoich sił rozprzęgłych poddaństwem, uciszyłasię oczywiście na swój sposób: w znużenie raczej nizli ład.Wtedy w Lenie wziął górę niesmak: stała się twardą. Abyś nam tu nie powracała wciąż do tych samych spraw dręczących twe sumie-nie, wolę ci sama dokończyć wszczętych rapsodów.Z onym tępym za co? i ponurym po co? powlecze się przed tamtą bladą twarzą i twego oblicza wióenie& na otuchę!Ile warte cele, tyleż i otuchy, mówiono mi niegdyś.Myślę, że my wszystkie mamy dorozdania tyleż otuchy serdecznej, ile ty w tym wypadku.I równie prawóiwej.Ale nanasze usprawiedliwienie: na równie óielne i samoóielne ich cele.Przerwała sobie, by przejść się przez pokój i poprawić zarazem włosów nieład.Leczkrok jej stawał się przy tym coraz to powolniejszy w myśli napływie.Przysiadła na krawę-ói łóżka i, prężąc ku dołowi splecione ręce, zadumą z lekka rozkołysana, mówiła głębszymtonem przypomnień: Ile warte ich cele, tyleż i nasze dla nich otuchy.Kto óiała pod musem, tego prze-kleństwem jest, że pielęgnuje w sercu fałszywe ukojenia, jak ten, co óiała nierzetelnie.Tak mi mówiono.I aż do końca! Bo gdy życie się przerwie, skłamane sercem widmo oczymu zamyka i całuje usta biedne& Zresztą nie moje to myśli ani słowa nawet nie mo-je, tylko na pamięć prawie wyuczone w przypomnieniach nocy bezsennych.Ktoś, kogozapomnieć nie mogę&A wobec czujnego zapatrzenia się przyjaciółek, powtórzyła ostatnie słowa z wyzywa-jącym prawie naciskiem: Ktoś, kogo zapomnieć nie mogę& chciał mi dać w duszę tę wiarę, że wartośćżycia i śmierci naszej stoi w łączności dalekich bożych przeznaczeń od siły uczuć i głębiu v z n rzucono cię (w tej konstrukcji jednocześnie cząstka -ć pełni rolę partykuły wzmacniającej).Ozimina 70namiętności naszych: że one się wzajem w niebo wznoszą i krzyżują w kole żywotnegoruchu. A zdarza się w óiejach mówił że zatrzymuje się to koło w niemocy& Takpowiadał.Pamiętam wszystko!& A gdy to koło góiekolwiek w gromaóie luókiej stanie,wówczas wzorzystość życia naszego, choć dla oczu pospolitych zda się taką, jak wszęóiena świecie, to przecie każda tej tkaniny niteczka jest barwiona w obłuóie przed sobą,w kłamieu w serdecznym. A wtedy mówił wam, kobietom, wysychają krynice:wszystkie wy wtedy jednakie, nad mętnymi zródłami sztucznych swych uczuć, lichegoich życia i żałosnej ich śmierci.Takie mi smutne nauki dawał.Więc zasłuchana całym zatrwożeniem duszy pytałam:jakie moce zdołają odeklnąć uczuć nieprawóiwość, życia fałsz i bezruch jego? Powiadał: Było niegdyś, przed tysiącami lat, istnienie luói tak zastygłe mięóy życiem i śmier-cią, że po óiś óień zostały nam te żywe w śmierci mumie.A ta zamrau x dusz zmusiławtedy najmędrszych po raz pierwszy w óiejach świata do myślenia nad tajemnicą ru-chu człowieczego życia.Co umyślili, było wtedy klątwą zakryte [ Pobierz całość w formacie PDF ]