[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tam, gdzie domrozerwała bomba, stoi teraz małe drzewo, a obok skuter. - Drzewo sadziłem ja, wtedy z ojcem - mówi Antonio istuka w pień.Po śmierci Alfreda Marcipane Antonio awansował i rościłsobie teraz prawo do wyższego łóżka.Na dole wylądowałMatteo, piąte dziecko rodziny Marcipane.Calogero nie pozostał długo w Afryce, ponieważ posiedmiu miesiącach zachorował na biegunkę i wrócił doCampobasso, gdzie szalała wojna pozycyjna.Na górze, na zamku Niemcy ustawili ciężkie działa iostrzeliwali Amerykanów, którzy wylądowali w Termoli, bymetr po metrze, zmierzając w kierunku Rzymu, zajmowaćkraj.Armaty nie działały dobrze, amunicja się skończyła, wolaobrony słabła i Amerykanie ostatecznie zdobyli miasto,którego jedyną militarną korzyść stanowił cudowny widok,jaki roztaczał się z zamku na okolicę.Antonio z innymidziećmi rozbierał działa, budował sobie zabawki zpojedynczych elementów i sprzedawał łożyska kulkoweAmerykanom, którzy dawali im za to papierosy i innedrobiazgi.Pierwsza guma do żucia była dla Antonia takżeostatnią w jego życiu, bo smakowała naprawdę obrzydliwie.- Wiesz dlaczego? - pyta mnie Antonio chytrze.- Nie, dlaczego?- Bo to wcale nie była kuma do żucia.To był kondom -Włączyła się syrena, wielki ubaw.Gdy wojna ostatecznie się skończyła, Calogero wrzuciłodznakę partyjną do pieca i jako saper zgłosił się doAmerykanów na ochotnika.Nie bał się min i miał dobrewyczucie zagrożenia, a jednak to Antonio uratował ojcu życie.Pewnego dnia wezwano Calogera, odważnegoSycylijczyka, jak go w międzyczasie, przynajmniej w okolicyVico Vaglia, nazwano, do rozbrojenia amerykańskiej bomby.Antonio chciał pójść z nim, ale tak się guzdrał i zwlekał, żeobaj przyszli spóznieni. - Potrafisz zaczarować każdą bombę? - spytał Antonio,który już nieraz się przyglądał, jak ojciec wyczuwa miny,unieszkodliwia granaty i rozbraja bomby.- Może nie każdą, ale większość.- To niebezpieczne.Dlaczego to robisz?- Bo nikt inny nie chce.Wiesz, niektórzy ludzie zarabiająpieniądze, zajmując się tym, do czego inni są za delikatni.Zapamiętaj sobie jedno: my, Marcipane, urodziliśmy się dobrudnej roboty.Po czym roześmiał się i położył rękę na ramieniu Antonia.Chwilę stali w milczeniu obok siebie, aż Antonio spytał: Ajak stąd odejdziemy? Jak pojedziemy do Ameryki?"- Ach, wybij to sobie z głowy.Co byśmy robili wAmeryce? Dobrze nam tu, a jak rozbroję dużo bomb i będębogaty, to kupię ci wspaniały tort śmietanowy.Zanim tonastąpi, musimy się jednak zadowolić pomarańczami.I poszedł do sklepu z owocami przy Porta San Paolo, bykupić dwie pomarańcze, które scyzorykiem obrał, siedząc namurku.Ponieważ Calogero uważał, że spędza ze swoimidziećmi zbyt mało czasu, siedzieli tak dziesięć minut i jedli wmilczeniu.Gdy w końcu ruszyli z miejsca, w dali usłyszelieksplozję.Bomba wybuchła, gdy jeden z policjantów jejdotknął.Z pewnością nudził się, czekając na sapera Marcipanei chciał, jak to Amerykanin, odpalić zapałkę od bomby.Oprócz policjanta było jeszcze pięciu lżej lub poważniejrannych.Gdyby Calogero przyszedł wcześniej, byłby jejdotknął.Ale syn go przed tym uchronił.- Bombę było słyszeć aż w Ferrazzano! - zawołał Antoniotak głośno, że kilka starszych pań odwróciło się w nasząstronę.Zdjął więc kapelusz i rzekł: - Przepraszam.Marcipane.Dzień dobry!- Jutro ci opowiem o urzędnik Bertone i jego żona -zwraca się znowu do mnie. - Dlaczego dopiero jutro? Możesz mi to równie dobrzejuż teraz opowiedzieć.- Teraz muszę grać w lotto, mój drogi chłopak.Gra w lotto należy w rodzinie mojej żony donajważniejszych czynności.Chodzi im wszystkim nie tyle owidoki na wielkie bogactwo, ile o czynność samą w sobie,plotki w kiosku z papierosami, śledzenie w telewizjitrafionych liczb, o całość, jak usiłuje mi wieczoremwytłumaczyć Marco, gdy zbieramy się przed telewizorem, bysprawdzić, czy dziś jakiś Marcipane stanie się bogaty.Totolotek - jak się uczę - to nabożeństwo dla tych, którzy wkościele mają za mało drobnych, by każdego dnia stawiaćnową świeczkę.Wielka msza graczy - losowanie liczb - odbywa sięniczym rytualny obrzęd.Nie jest tak jak w Niemczech, gdziewygrywa tylko jeden ciąg szczęśliwych numerów, tu na każdyregion przypada inny od czasu, gdy przed kilkoma laty oszuścizamienili kule, co spowodowało, że zadziwiająco częstowygrywali gracze z Neapolu.Wujek Egidio prowadzi zielony notatnik, w którymzapisuje wszystkie liczby, także te z Turynu czy Rzymu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Tam, gdzie domrozerwała bomba, stoi teraz małe drzewo, a obok skuter. - Drzewo sadziłem ja, wtedy z ojcem - mówi Antonio istuka w pień.Po śmierci Alfreda Marcipane Antonio awansował i rościłsobie teraz prawo do wyższego łóżka.Na dole wylądowałMatteo, piąte dziecko rodziny Marcipane.Calogero nie pozostał długo w Afryce, ponieważ posiedmiu miesiącach zachorował na biegunkę i wrócił doCampobasso, gdzie szalała wojna pozycyjna.Na górze, na zamku Niemcy ustawili ciężkie działa iostrzeliwali Amerykanów, którzy wylądowali w Termoli, bymetr po metrze, zmierzając w kierunku Rzymu, zajmowaćkraj.Armaty nie działały dobrze, amunicja się skończyła, wolaobrony słabła i Amerykanie ostatecznie zdobyli miasto,którego jedyną militarną korzyść stanowił cudowny widok,jaki roztaczał się z zamku na okolicę.Antonio z innymidziećmi rozbierał działa, budował sobie zabawki zpojedynczych elementów i sprzedawał łożyska kulkoweAmerykanom, którzy dawali im za to papierosy i innedrobiazgi.Pierwsza guma do żucia była dla Antonia takżeostatnią w jego życiu, bo smakowała naprawdę obrzydliwie.- Wiesz dlaczego? - pyta mnie Antonio chytrze.- Nie, dlaczego?- Bo to wcale nie była kuma do żucia.To był kondom -Włączyła się syrena, wielki ubaw.Gdy wojna ostatecznie się skończyła, Calogero wrzuciłodznakę partyjną do pieca i jako saper zgłosił się doAmerykanów na ochotnika.Nie bał się min i miał dobrewyczucie zagrożenia, a jednak to Antonio uratował ojcu życie.Pewnego dnia wezwano Calogera, odważnegoSycylijczyka, jak go w międzyczasie, przynajmniej w okolicyVico Vaglia, nazwano, do rozbrojenia amerykańskiej bomby.Antonio chciał pójść z nim, ale tak się guzdrał i zwlekał, żeobaj przyszli spóznieni. - Potrafisz zaczarować każdą bombę? - spytał Antonio,który już nieraz się przyglądał, jak ojciec wyczuwa miny,unieszkodliwia granaty i rozbraja bomby.- Może nie każdą, ale większość.- To niebezpieczne.Dlaczego to robisz?- Bo nikt inny nie chce.Wiesz, niektórzy ludzie zarabiająpieniądze, zajmując się tym, do czego inni są za delikatni.Zapamiętaj sobie jedno: my, Marcipane, urodziliśmy się dobrudnej roboty.Po czym roześmiał się i położył rękę na ramieniu Antonia.Chwilę stali w milczeniu obok siebie, aż Antonio spytał: Ajak stąd odejdziemy? Jak pojedziemy do Ameryki?"- Ach, wybij to sobie z głowy.Co byśmy robili wAmeryce? Dobrze nam tu, a jak rozbroję dużo bomb i będębogaty, to kupię ci wspaniały tort śmietanowy.Zanim tonastąpi, musimy się jednak zadowolić pomarańczami.I poszedł do sklepu z owocami przy Porta San Paolo, bykupić dwie pomarańcze, które scyzorykiem obrał, siedząc namurku.Ponieważ Calogero uważał, że spędza ze swoimidziećmi zbyt mało czasu, siedzieli tak dziesięć minut i jedli wmilczeniu.Gdy w końcu ruszyli z miejsca, w dali usłyszelieksplozję.Bomba wybuchła, gdy jeden z policjantów jejdotknął.Z pewnością nudził się, czekając na sapera Marcipanei chciał, jak to Amerykanin, odpalić zapałkę od bomby.Oprócz policjanta było jeszcze pięciu lżej lub poważniejrannych.Gdyby Calogero przyszedł wcześniej, byłby jejdotknął.Ale syn go przed tym uchronił.- Bombę było słyszeć aż w Ferrazzano! - zawołał Antoniotak głośno, że kilka starszych pań odwróciło się w nasząstronę.Zdjął więc kapelusz i rzekł: - Przepraszam.Marcipane.Dzień dobry!- Jutro ci opowiem o urzędnik Bertone i jego żona -zwraca się znowu do mnie. - Dlaczego dopiero jutro? Możesz mi to równie dobrzejuż teraz opowiedzieć.- Teraz muszę grać w lotto, mój drogi chłopak.Gra w lotto należy w rodzinie mojej żony donajważniejszych czynności.Chodzi im wszystkim nie tyle owidoki na wielkie bogactwo, ile o czynność samą w sobie,plotki w kiosku z papierosami, śledzenie w telewizjitrafionych liczb, o całość, jak usiłuje mi wieczoremwytłumaczyć Marco, gdy zbieramy się przed telewizorem, bysprawdzić, czy dziś jakiś Marcipane stanie się bogaty.Totolotek - jak się uczę - to nabożeństwo dla tych, którzy wkościele mają za mało drobnych, by każdego dnia stawiaćnową świeczkę.Wielka msza graczy - losowanie liczb - odbywa sięniczym rytualny obrzęd.Nie jest tak jak w Niemczech, gdziewygrywa tylko jeden ciąg szczęśliwych numerów, tu na każdyregion przypada inny od czasu, gdy przed kilkoma laty oszuścizamienili kule, co spowodowało, że zadziwiająco częstowygrywali gracze z Neapolu.Wujek Egidio prowadzi zielony notatnik, w którymzapisuje wszystkie liczby, także te z Turynu czy Rzymu [ Pobierz całość w formacie PDF ]