[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- A kiedy spodoba Mu sięto, co zrobię, rzezba kamienieje i zostaje tu na zawsze.Tak jak te, które widzicie.- Z dumąwskazał górę masy do modelowania.Barbarossa wreszcie zrozumiał, co oznaczają te nieudolnie wymodelowane figurki istruktury, dla których nie potrafił znalezć odpowiednika w rzeczywistości.Najbardziejpozbawione sensu wydawało się jednak leżące pod ścianą, częściowo zmumifikowane iprzykryte folią ciało małego dziecka.Sądząc po wielkości zwłok, mógł to być trzynastoletnichłopczyk.Kiedy nauczycielka zorientowała się, że Barbarossa patrzy na trupa, zacisnęła wargi iodwróciła głowę.- A temu co się stało? - Barbarossa wolał skierować pytanie od razu do Jurka.Miałprzeczucie, że to, co właśnie zobaczył, jest bardzo istotne, choć nie umiał nadać temukonkretnego znaczenia.- Nie było mnie przy tym.To się stało, zanim mnie ochronił, zanim jeszcze tuprzyszedłem - odpowiedział Jurek.Nie dawał po sobie poznać poruszenia, co najwyżejpogardę.- Podobno nazywał się Martin i mówił, że to, co się tu robi, jest złe.Mówił, żejedyny bóg to Jezus Chrystus i tylko on nam pomoże.Tylko że mi pomógł On, a nie żadenJezus Chrystus.Nie znam takiego.A kiedyś podobno Martin postanowił potrzaskać wszystkiefigurki.Przyszedł tutaj w nocy, ale inni już na niego czekali.Zabili go i pomazali plasteliną.Podobało Mu się to, ponieważ na drugi dzień Martin sam zmienił się w figurę.%7łałuję, żemnie przy tym nie było.Też bym go pomazał.Nie pozwolę, żeby ktokolwiek Mu ubliżał!Barbarossa obejrzał zwłoki.Nawet pod utwardzoną modeliną tkanki już dawnowyschły i straciły naturalny kształt, co uniemożliwiało stwierdzenie przyczyny zgonu.Albośmierć na skutek pobicia, albo zaduszenia gliną.- A to kto? - odezwała się po dłuższej przerwie Marika i wskazała na niemal metrowąfigurę stojącą obok plastelinowej piramidy.W przeciwieństwie do pozostałych figurek inieumiejętnie wymodelowanych konstrukcji już na pierwszy rzut oka wyglądała jak dziełowybitnego artysty.- To On.Przynajmniej teraz - wyjaśnił Jurek.Srebrna rzezba przedstawiała mężczyznę na grubych nogach.Potężny, niemal ociężałykorpus, nienaturalnie szerokie plecy rozłożone jak kaptur rozwścieczonej kobry, nieludzkorozrośnięte ramiona i wyrastająca z nich zdeformowana głowa.Genialność tego dzieła nietkwiła w szczegółach, ale w ogólnym wrażeniu, jakie wywoływało.Dziwaczna postaćemanowała nieprawdopodobną siłą, próbując przeciwstawić się podłożu, które nie pozwalałojej wzbić się w górę.Materia uformowana wokół stóp zdawała się ustępować, jakby niemogła wytrzymać naporu gigantycznej energii.- Póki co najlepsza i najsilniejsza podobizna.Zrobiła ją dziewczyna, która już odeszła.Kiedyś będzie jeszcze silniejszy i mocniejszy, a my razem z Nim.Już nikt mnie nie będziebił.A potem, kiedy będziemy tak silni jak On, nadamy Mu imię.Każdy z nas chce Mu nadaćimię! - głos Jurka stał się nagle zaczepny i buńczuczny.- To tylko taka jego słabostka, nikomu nie robi żadnej krzywdy - wtrąciławychowawczyni.- To dziecko, które zginęło, to oczywiście tragedia.Ale ja jeszcze tu niepracowałam.Teraz bardziej uważamy.Mało kto potrafi sobie wyobrazić, jak okrutne bywająmałe dzieci.Byłoby niedobrze.byłoby ogromną stratą, gdyby, gdyby.przez jeden błąd,przez jeden dawny błąd zlikwidowano ten.tak wspaniały dom dziecka - jej szept przechodziłw coraz mniej zrozumiały bełkot, aż w końcu umilkła.Barbarossa obserwował Marikę, która chodziła wokół groteskowej rzezby,zachowując bezpieczną odległość.Wyglądała, jakby zmagała się z wewnętrznym żarem,który w każdej chwili może ją spalić.- Sygnał jest okropny, ale udało mi się to i owo ustalić - wszyscy usłyszeli w swoichsłuchawkach zniekształcony szumem głos Grubera.- Wygląda to jak utwardzonypromieniami ultrafioletowymi termoplast.Wydaje mi się, że zródła UV znajdują się właśniena sufi.- Mamy problem! - przerwał techniczny wykład Filip.- Chyba ktoś okrąża pałacyk,tak samo jak my przed chwilą.- Zaraz będziemy na górze - przekazał Barbarossa.Odwrócił się w stronę Mariki, by wyrwać ją z transu, ale ona również usłyszałameldunek i już ruszyła w stronę wyjścia.Jurek nie czekał na żadną komendę i udało mu sięwyprzedzić Marikę, a Barbarossa jednym gestem nakazał wychowawczyni, by szła przednim.- To jest trzeci sposób generowania M-pola albo przynajmniej jego koncentracji -powiedziała cicho Marika.Barbarossa nie był pewien, czy mówi do niego, czy do siebie.Miała zachrypnięty głos, nie ukrywała już przerażenia.- Wszystko wygląda dokładnie tak, jakmówiła Franceska Saliceova.Magia, siła, władza, skoncentrowane M-pole zawarte wprzedmiotach kultu albo w przedmiotach codziennego użytku wytworzonych w sytuacjachgranicznych - to wszystko jedno i to samo.Te cechy miały w sobie przedmioty, któreznajdowaliśmy w różnych kryjówkach na terenie Pragi.Totemy, gliniane miski, malowidła,czaszka Czyngis-chana, wyrzezbiona trzy tysiące lat temu figurka kobiety, łyżki z kościsłoniowej, bębny z dynastii Dong.Prawda, Gruber? - mówiła do niewidzialnego wspólnika,gdy zamykali drzwi świątyni.- Nie wiem, ale pani sygnał jest już o wiele lepszy.Alex obserwuje nas on-line i jeślipani przypuszczenia są istotne, na pewno się do nich odniesie.Barbarossa zauważył tępe przytaknięcie Mariki.Przytaknięcie sfinksa.- Drugi koncentrator M-pola albo magii, wszystko jedno, jak to nazwać -kontynuowała - to naturalna siła człowieka.Jego myśli, ciało, uczynki, po prostu jego życie.To wszystko można uzyskać dzięki ofierze.Albo dzięki rytuałowi, o ile tylko uda się zdobyćprzychylność duchów z przeszłości, duchów naszych poprzedników.Człowiek zostawia immałą część ofiary, a resztę połyka i w ten sposób zyskuje jej minioną moc.Zostawili chłopca w jego pokoju i pobiegli w stronę wyjścia z pałacyku.Barbarossazaczynał się powoli domyślać, do czego zmierza Marika.- Przez cały czas myśleliśmy, że obie ekipy wykorzystują wszystkie możliwe sposoby,by stać się kondensatorami M-pola.%7łeby się nim nasycić i w końcu przemienić w ich zródło.Wszyscy używają artefaktów.Następnie jedna z grup zaczęła korzystać z siły ofiar.Drugawybrała najprostszą, a jednocześnie najbardziej skuteczną metodę - nieskomplikowaną,bezgraniczną wiarę.To ta wiara stworzyła kiedyś bogów i ona ich zniszczyła.A tutaj sąwychowywani ludzie, którzy bezgranicznie w niego wierzą i będą w tej wierze wychowywaćwłasne dzieci - zakończyła.Barbarossa już wiedział, co tak przeraża Marikę.Dotknął kciukiem kurka rewolweru.Teraz doskonale rozumiał jej przerażenie.W słuchawkach usłyszeli bliski rozpaczy, chrypliwy głos:- Dokładnie.Te dzieci są zródłem siły naszych wrogów, to znaczy jednej z grupnieprzyjaciół.Alex właśnie uszczegółowił symulację i powiązał ją z nowymi ustaleniami [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.- A kiedy spodoba Mu sięto, co zrobię, rzezba kamienieje i zostaje tu na zawsze.Tak jak te, które widzicie.- Z dumąwskazał górę masy do modelowania.Barbarossa wreszcie zrozumiał, co oznaczają te nieudolnie wymodelowane figurki istruktury, dla których nie potrafił znalezć odpowiednika w rzeczywistości.Najbardziejpozbawione sensu wydawało się jednak leżące pod ścianą, częściowo zmumifikowane iprzykryte folią ciało małego dziecka.Sądząc po wielkości zwłok, mógł to być trzynastoletnichłopczyk.Kiedy nauczycielka zorientowała się, że Barbarossa patrzy na trupa, zacisnęła wargi iodwróciła głowę.- A temu co się stało? - Barbarossa wolał skierować pytanie od razu do Jurka.Miałprzeczucie, że to, co właśnie zobaczył, jest bardzo istotne, choć nie umiał nadać temukonkretnego znaczenia.- Nie było mnie przy tym.To się stało, zanim mnie ochronił, zanim jeszcze tuprzyszedłem - odpowiedział Jurek.Nie dawał po sobie poznać poruszenia, co najwyżejpogardę.- Podobno nazywał się Martin i mówił, że to, co się tu robi, jest złe.Mówił, żejedyny bóg to Jezus Chrystus i tylko on nam pomoże.Tylko że mi pomógł On, a nie żadenJezus Chrystus.Nie znam takiego.A kiedyś podobno Martin postanowił potrzaskać wszystkiefigurki.Przyszedł tutaj w nocy, ale inni już na niego czekali.Zabili go i pomazali plasteliną.Podobało Mu się to, ponieważ na drugi dzień Martin sam zmienił się w figurę.%7łałuję, żemnie przy tym nie było.Też bym go pomazał.Nie pozwolę, żeby ktokolwiek Mu ubliżał!Barbarossa obejrzał zwłoki.Nawet pod utwardzoną modeliną tkanki już dawnowyschły i straciły naturalny kształt, co uniemożliwiało stwierdzenie przyczyny zgonu.Albośmierć na skutek pobicia, albo zaduszenia gliną.- A to kto? - odezwała się po dłuższej przerwie Marika i wskazała na niemal metrowąfigurę stojącą obok plastelinowej piramidy.W przeciwieństwie do pozostałych figurek inieumiejętnie wymodelowanych konstrukcji już na pierwszy rzut oka wyglądała jak dziełowybitnego artysty.- To On.Przynajmniej teraz - wyjaśnił Jurek.Srebrna rzezba przedstawiała mężczyznę na grubych nogach.Potężny, niemal ociężałykorpus, nienaturalnie szerokie plecy rozłożone jak kaptur rozwścieczonej kobry, nieludzkorozrośnięte ramiona i wyrastająca z nich zdeformowana głowa.Genialność tego dzieła nietkwiła w szczegółach, ale w ogólnym wrażeniu, jakie wywoływało.Dziwaczna postaćemanowała nieprawdopodobną siłą, próbując przeciwstawić się podłożu, które nie pozwalałojej wzbić się w górę.Materia uformowana wokół stóp zdawała się ustępować, jakby niemogła wytrzymać naporu gigantycznej energii.- Póki co najlepsza i najsilniejsza podobizna.Zrobiła ją dziewczyna, która już odeszła.Kiedyś będzie jeszcze silniejszy i mocniejszy, a my razem z Nim.Już nikt mnie nie będziebił.A potem, kiedy będziemy tak silni jak On, nadamy Mu imię.Każdy z nas chce Mu nadaćimię! - głos Jurka stał się nagle zaczepny i buńczuczny.- To tylko taka jego słabostka, nikomu nie robi żadnej krzywdy - wtrąciławychowawczyni.- To dziecko, które zginęło, to oczywiście tragedia.Ale ja jeszcze tu niepracowałam.Teraz bardziej uważamy.Mało kto potrafi sobie wyobrazić, jak okrutne bywająmałe dzieci.Byłoby niedobrze.byłoby ogromną stratą, gdyby, gdyby.przez jeden błąd,przez jeden dawny błąd zlikwidowano ten.tak wspaniały dom dziecka - jej szept przechodziłw coraz mniej zrozumiały bełkot, aż w końcu umilkła.Barbarossa obserwował Marikę, która chodziła wokół groteskowej rzezby,zachowując bezpieczną odległość.Wyglądała, jakby zmagała się z wewnętrznym żarem,który w każdej chwili może ją spalić.- Sygnał jest okropny, ale udało mi się to i owo ustalić - wszyscy usłyszeli w swoichsłuchawkach zniekształcony szumem głos Grubera.- Wygląda to jak utwardzonypromieniami ultrafioletowymi termoplast.Wydaje mi się, że zródła UV znajdują się właśniena sufi.- Mamy problem! - przerwał techniczny wykład Filip.- Chyba ktoś okrąża pałacyk,tak samo jak my przed chwilą.- Zaraz będziemy na górze - przekazał Barbarossa.Odwrócił się w stronę Mariki, by wyrwać ją z transu, ale ona również usłyszałameldunek i już ruszyła w stronę wyjścia.Jurek nie czekał na żadną komendę i udało mu sięwyprzedzić Marikę, a Barbarossa jednym gestem nakazał wychowawczyni, by szła przednim.- To jest trzeci sposób generowania M-pola albo przynajmniej jego koncentracji -powiedziała cicho Marika.Barbarossa nie był pewien, czy mówi do niego, czy do siebie.Miała zachrypnięty głos, nie ukrywała już przerażenia.- Wszystko wygląda dokładnie tak, jakmówiła Franceska Saliceova.Magia, siła, władza, skoncentrowane M-pole zawarte wprzedmiotach kultu albo w przedmiotach codziennego użytku wytworzonych w sytuacjachgranicznych - to wszystko jedno i to samo.Te cechy miały w sobie przedmioty, któreznajdowaliśmy w różnych kryjówkach na terenie Pragi.Totemy, gliniane miski, malowidła,czaszka Czyngis-chana, wyrzezbiona trzy tysiące lat temu figurka kobiety, łyżki z kościsłoniowej, bębny z dynastii Dong.Prawda, Gruber? - mówiła do niewidzialnego wspólnika,gdy zamykali drzwi świątyni.- Nie wiem, ale pani sygnał jest już o wiele lepszy.Alex obserwuje nas on-line i jeślipani przypuszczenia są istotne, na pewno się do nich odniesie.Barbarossa zauważył tępe przytaknięcie Mariki.Przytaknięcie sfinksa.- Drugi koncentrator M-pola albo magii, wszystko jedno, jak to nazwać -kontynuowała - to naturalna siła człowieka.Jego myśli, ciało, uczynki, po prostu jego życie.To wszystko można uzyskać dzięki ofierze.Albo dzięki rytuałowi, o ile tylko uda się zdobyćprzychylność duchów z przeszłości, duchów naszych poprzedników.Człowiek zostawia immałą część ofiary, a resztę połyka i w ten sposób zyskuje jej minioną moc.Zostawili chłopca w jego pokoju i pobiegli w stronę wyjścia z pałacyku.Barbarossazaczynał się powoli domyślać, do czego zmierza Marika.- Przez cały czas myśleliśmy, że obie ekipy wykorzystują wszystkie możliwe sposoby,by stać się kondensatorami M-pola.%7łeby się nim nasycić i w końcu przemienić w ich zródło.Wszyscy używają artefaktów.Następnie jedna z grup zaczęła korzystać z siły ofiar.Drugawybrała najprostszą, a jednocześnie najbardziej skuteczną metodę - nieskomplikowaną,bezgraniczną wiarę.To ta wiara stworzyła kiedyś bogów i ona ich zniszczyła.A tutaj sąwychowywani ludzie, którzy bezgranicznie w niego wierzą i będą w tej wierze wychowywaćwłasne dzieci - zakończyła.Barbarossa już wiedział, co tak przeraża Marikę.Dotknął kciukiem kurka rewolweru.Teraz doskonale rozumiał jej przerażenie.W słuchawkach usłyszeli bliski rozpaczy, chrypliwy głos:- Dokładnie.Te dzieci są zródłem siły naszych wrogów, to znaczy jednej z grupnieprzyjaciół.Alex właśnie uszczegółowił symulację i powiązał ją z nowymi ustaleniami [ Pobierz całość w formacie PDF ]