[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zagłębił rękę w otwór i poczuł pustkę pod palcami.Wsunął jeszcze głębiej, dosięgną! dna.Skrytka była próżna.Wyprostował się powoli, czując, jak serce zaczyna mu bić coraz mocniej.Czołozaperliło się kropelkami potu, starł je machinalnie rękawem swetra.Wyjął z kieszeni latarkę,poświecił.Zobaczył okrągły, zupełnie pusty otwór.Nie było w nim nic, nawet jednego papierka - nawet głupiej pięćdziesiątki.Nic.- Zaraz.- mruknął do siebie.- A może ja je gdzieś przeniosłem?Rozejrzał się po strychu.Ale już rodziła się, rosła w nim natrętna myśl: ktoś ukradł.Ktoś zabrał.Nie ma innego schowka na strychu.Ktoś go podpatrzył i ukradł pieniądze.Zapomniał, że przecież kilka dni temu on zrobił to samo.Uważał, że odkąd znalazły się wjego rękach, stanowiły już jego wyłączną własność.Poczuł, że ogarnia go niepohamowana wściekłość.Uderzył raz i drugi pięścią w drewnianą belkę, zaczął uderzać coraz silniej, szepcząccoś do siebie i płacząc ze złości.Otrzezwił go ból i widok krwi na skaleczonej dłoni.Wtedy powlókł się na dół, klnąc pod nosem słowami najgorszymi jakie znał.Gdybyteraz spotkał złodzieja swoich pieniędzy - sądził, że byłby gotów go zabić.Usiadł w pokoju na tapczanie, podparł głowę rękami i zamyślił się.Kto to mógłzrobić.Kto? Ciotka? Nonsens, odpada.Sąsiedzi? Nikt nie widział, jak wkładał czywyjmował cokolwiek ze schowka, tego był pewien.Skrytka była doskonale ukryta, nie możnabyło jej dostrzec, jeżeli się uprzednio nie wiedziało o jej istnieniu.Więc kto? Nie zwierzył się nikomu.Nikomu.Zaraz.Co to było z tą dziewczyną naulicy.i potem.byli w jakiejś starej kotłowni.Spali tam, a potem.co było potem? Aha, taIzba Wytrzezwień.Milicja go tam zawiozła, mówili ciotce, że go znalezli.gdzieś naSadowej.Zcisnął rękami skronie, usiłując wybrnąć z tej kołowacizny.Piwnica na pewno niebyła na Sadowej.Więc skąd.Nie, a może jednak? Może jak się upili to zaczął rozrabiać, więc wynieśli go dobramy?Ale czy on tej dziewczynie mówił o pieniądzach?.ROZDZIAA VBył już pewien, że to ci z piwnicy.Dziewczyna i dwaj.może zresztą było ich więcej.Zapamiętał jej twarz, miał ten obraz tuż pod powiekami: ciemne, krótko strzyżone włosy, naczole niedbale rozrzucona grzywka, czarne od tuszu rzęsy i brwi, ładny prosty nos.Długo sięzastanawiał i osądził wreszcie, że poznałby z całą pewnością jej zielonkawy płaszcz, azwłaszcza torbę w duże kolorowe słonie.Jeżeli dziewczyna ma taką torbę, z pewnością się znią nie rozstaje.Podobnej nie widział jeszcze, musiała być zagraniczna.Zerwał się nagle z tapczana, oczy mu się roziskrzyły.Ta kotłownia! Przecież to byłona Koszykowej.Na pewno naKoszykowej, w starym domu, albo tuż za Poznańską, albo dwa domy dalej, idąc odPlacu Konstytucji.W każdym razie, trafi tam z całą pewnością.Spojrzał na zegarek: minęła szósta.Nie, za wcześnie.Trzeba poczekać do zmroku.Albo do nocy.Ciotka zaśnie, wtedy.Wtedy - co? No dobrze, pójdzie tam, znajdzie piwnicę, powiedzmy nawet, że znajdziedziewczynę i tych chłopaków.Co im powie? Ukradliście moje pieniądze ? Wyśmieją go woczy, wyłżą się z wszystkiego.Nie udowodni, bo jak? A choćby nawet - czy tacy oddadzą?Mowa!Stał przez dłuższą chwilę, zagryzając wargi i wciąż nerwowo poruszając palcami.Skaleczona na strychu ręka zabolała, więc owinął ją chusteczką.Ale z nawrotem bólupowróciło wspomnienie tej najgorszej chwili, kiedy stwierdził, że skrytka jest pusta.Przymknął oczy.Rozważał znowu, starał się to robić na chłodno, bez cienia uczucia, czybyłby zdolny zabić.Czy w ogóle był zdolny do tego?Przypomniały mu się słowa, które usłyszał kiedyś w trolleybusie - Nigdy nie wiemy,co oni zrobią w następ-nej chwili - zwierzał się jakiś starszy pan konduktorowi.-Są zupełnie nieobliczalni [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Zagłębił rękę w otwór i poczuł pustkę pod palcami.Wsunął jeszcze głębiej, dosięgną! dna.Skrytka była próżna.Wyprostował się powoli, czując, jak serce zaczyna mu bić coraz mocniej.Czołozaperliło się kropelkami potu, starł je machinalnie rękawem swetra.Wyjął z kieszeni latarkę,poświecił.Zobaczył okrągły, zupełnie pusty otwór.Nie było w nim nic, nawet jednego papierka - nawet głupiej pięćdziesiątki.Nic.- Zaraz.- mruknął do siebie.- A może ja je gdzieś przeniosłem?Rozejrzał się po strychu.Ale już rodziła się, rosła w nim natrętna myśl: ktoś ukradł.Ktoś zabrał.Nie ma innego schowka na strychu.Ktoś go podpatrzył i ukradł pieniądze.Zapomniał, że przecież kilka dni temu on zrobił to samo.Uważał, że odkąd znalazły się wjego rękach, stanowiły już jego wyłączną własność.Poczuł, że ogarnia go niepohamowana wściekłość.Uderzył raz i drugi pięścią w drewnianą belkę, zaczął uderzać coraz silniej, szepcząccoś do siebie i płacząc ze złości.Otrzezwił go ból i widok krwi na skaleczonej dłoni.Wtedy powlókł się na dół, klnąc pod nosem słowami najgorszymi jakie znał.Gdybyteraz spotkał złodzieja swoich pieniędzy - sądził, że byłby gotów go zabić.Usiadł w pokoju na tapczanie, podparł głowę rękami i zamyślił się.Kto to mógłzrobić.Kto? Ciotka? Nonsens, odpada.Sąsiedzi? Nikt nie widział, jak wkładał czywyjmował cokolwiek ze schowka, tego był pewien.Skrytka była doskonale ukryta, nie możnabyło jej dostrzec, jeżeli się uprzednio nie wiedziało o jej istnieniu.Więc kto? Nie zwierzył się nikomu.Nikomu.Zaraz.Co to było z tą dziewczyną naulicy.i potem.byli w jakiejś starej kotłowni.Spali tam, a potem.co było potem? Aha, taIzba Wytrzezwień.Milicja go tam zawiozła, mówili ciotce, że go znalezli.gdzieś naSadowej.Zcisnął rękami skronie, usiłując wybrnąć z tej kołowacizny.Piwnica na pewno niebyła na Sadowej.Więc skąd.Nie, a może jednak? Może jak się upili to zaczął rozrabiać, więc wynieśli go dobramy?Ale czy on tej dziewczynie mówił o pieniądzach?.ROZDZIAA VBył już pewien, że to ci z piwnicy.Dziewczyna i dwaj.może zresztą było ich więcej.Zapamiętał jej twarz, miał ten obraz tuż pod powiekami: ciemne, krótko strzyżone włosy, naczole niedbale rozrzucona grzywka, czarne od tuszu rzęsy i brwi, ładny prosty nos.Długo sięzastanawiał i osądził wreszcie, że poznałby z całą pewnością jej zielonkawy płaszcz, azwłaszcza torbę w duże kolorowe słonie.Jeżeli dziewczyna ma taką torbę, z pewnością się znią nie rozstaje.Podobnej nie widział jeszcze, musiała być zagraniczna.Zerwał się nagle z tapczana, oczy mu się roziskrzyły.Ta kotłownia! Przecież to byłona Koszykowej.Na pewno naKoszykowej, w starym domu, albo tuż za Poznańską, albo dwa domy dalej, idąc odPlacu Konstytucji.W każdym razie, trafi tam z całą pewnością.Spojrzał na zegarek: minęła szósta.Nie, za wcześnie.Trzeba poczekać do zmroku.Albo do nocy.Ciotka zaśnie, wtedy.Wtedy - co? No dobrze, pójdzie tam, znajdzie piwnicę, powiedzmy nawet, że znajdziedziewczynę i tych chłopaków.Co im powie? Ukradliście moje pieniądze ? Wyśmieją go woczy, wyłżą się z wszystkiego.Nie udowodni, bo jak? A choćby nawet - czy tacy oddadzą?Mowa!Stał przez dłuższą chwilę, zagryzając wargi i wciąż nerwowo poruszając palcami.Skaleczona na strychu ręka zabolała, więc owinął ją chusteczką.Ale z nawrotem bólupowróciło wspomnienie tej najgorszej chwili, kiedy stwierdził, że skrytka jest pusta.Przymknął oczy.Rozważał znowu, starał się to robić na chłodno, bez cienia uczucia, czybyłby zdolny zabić.Czy w ogóle był zdolny do tego?Przypomniały mu się słowa, które usłyszał kiedyś w trolleybusie - Nigdy nie wiemy,co oni zrobią w następ-nej chwili - zwierzał się jakiś starszy pan konduktorowi.-Są zupełnie nieobliczalni [ Pobierz całość w formacie PDF ]