[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Każ Wassermanowej przyjść.Wassermanowa przyniosła świeczniki szabasowe i wielki burszty-nowy garnitur na zastaw dziesięciu rubli, jakie jej natychmiast wypłaciłWilczek, odliczając z góry rubla procentu za tydzień. Pan powie, że to lichwa, co? A gdybym nie dał jej tych pieniędzy,umarłaby z głodu.A takich kobiet, żyjących z wypożyczonych od naspieniędzy, jest kilkadziesiąt w Aodzi, każda z nich ma dzieci, matki,nięzów, którzy się modlą lub są niedołęgami. Czyli że społeczeństwo powinno wam być wdzięczne za tak nie-strudzoną dobroczynność. Mogłoby dać nam spokój, kiedy je uszczęśliwiamy bezinteresow-nie.Roześmiał się serdecznie i bardzo cynicznie, Panie, ten %7łyd Grunspan idą!  zawołał chłopak przez drzwi. Może pan zostanie jeszcze na chwilę, aby być świadkiem bardzowesołej sceny.Horn nie miał czasu protestować, bo w tej chwili wszedł Grunspan. Dzień dobry, panie Wilczek, pan ma gości, ja może przeszka-dzam!  wołał już od progu, nie wyjmując cygara z ust i wyciągającrękę do powitania. Bardzo proszę, mój przyjaciel, pan Horn  przedstawiał.Griinspan szybko wyjął cygaro z ust i przenikliwym spojrzeniemobrzucił Horna. Pan pracował u Bucholca?  zapytał dosyć wyniośle. Pan synHorn et Weber w Warszawie?  zapytał po raz drugi, nie otrzymawszyodpowiedzi na pierwsze. Tak. Bardzo mi przyjemnie.My z ojcem pańskim robimy interesy.Wyciągnął rękę i bardzo łaskawie dotknął się końcami palców rękiHorna. A ja do pana, panie Wilczek, przyszedłem na spacer, po sąsiedz-ku. Bardzo przyjemne powietrze dzisiaj.Niechże pan siada  zapra-szał gorąco Wilczek, nie mogąc ukryć radości, jaką mu sprawiła wizytaGrunspana.Grunspan odgarnął delikatnie poły długiego chałata i usiadł, wycią-gnął na izbę nogi obute w długie do kolan buty i podniósł chytrą, wy-pasioną twarz, świecącą tłuszczem.NASK IFP UG Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG96Maleńkie czarne oczki biegały mu ustawicznie po izbie i wybiegałyza okno w ogródek, czepiały się czerwonych murów fabryki stojącychtuż z boku i powracały badając twarze Horna pobieżnie i Wilczka bar-dzo niespokojnie.Okrywał się gęstymi kłębami dymu, chrząkał, poprawiał się nakrześle i nie wiedział, od czego zacząć.Wilczek również milczał, spacerował po izbie, uśmiechał się, obli-zywał łakomie wywinięte wargi i rzucał porozumiewające spojrzeniana Horna, który siedział nachmurzony i rozważał słowa i postępowanieWilczka. Przyjemny chłód jest w pańskim domu  zaczął fabrykant wycie-rając kraciastą chustką spoconą twarz. Okna przysłonięte przez ogród nie puszczają słońca.Pan widziałmój ogród, panie Griinspan? Nie miałem czasu.Kiedy ja miałem oglądać? Człowiek przy tyluinteresach jest uwiązany jak ten kuń do woza. A jeśli panowie zechcą, to może byśmy wyszli na powietrze.Po-kazałbym panom swoje pole i ogród, dobrze? Dobrze, bardzo dobrze!  zawołał żywo Grunspan i poszedł przo-dem.Obeszli ciasne podwórze, pełne dołów zapełnionych gnojówką, kupnawozu, starych bali i desek i stosów starego żelastwa, blach i starychgarnków, które dwóch ludzi ładowało na wielkie wozy.Z jednej strony podwórza były nędzne szopy kryte słomą i zbite zezmurszałych desek, w których stały beczki z cementem, a z drugiejrównież nędzne stajnie ciągnęły się pod murem fabryki Grunspana. Nie wyścigowe!  zawołał ze śmiechem Wilczek widząc, że Hornz przykrością patrzy do stajni na nędzne okaleczałe wywłoki końskie,stojące ze zwieszonymi łbami przy żłobach. Tu nie jest przyjemny zapach  zauważył fabrykant pociągającdelikatnym nosem powietrze.Oglądali następnie kawał pustego pola, szczerego piasku, z któregowiatry wywiały wszystką roślinną ziemię, że żółcił się jak posypanyochrą.Wielkie sterty śmieci wywożonych z miasta, po których grzebaływynędzniałe psy, rozwalały się wzdłuż fabrycznego muru, jaki się cią-gnął do połowy długości pola. Złoto, nie ziemia? Cebula rośnie tutaj jak łby kocie!  zauważyłWilczek ironicznie się uśmiechając.NASK IFP UG Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG97 No, i bardzo ładny krajobraz stąd widać  powiedział Hornwskazując na linię lasów miejskich, całą w niebieskawoopalowychmgłach słońca, i na płowe fale przeganiające się po żytach, spośródktórych wychylały się czerwone szyje kominów fabrycznych. Co pan mówi, jaki krajobraz? To są place do sprzedania!  zawo-łał Guinspan żywo, zirytowany ironią Wilczka. Ma pan rację, ale mój plac jest jeszcze fajniejszy, bo leży tuż przypańskiej fabryce i prawie w mieście, można by założyć na nim ślicznypark. Załóż pan, to moi robotnicy będą mieli gdzie odpoczywać wświęto.Powrócili przed dom i usiedli na ławce.Horn pożegnał ich i poszedł, a oni siedzieli jakiś czas w milczeniu iudawali przed sobą, że się rozkoszują powietrzem przesyconym zapa-chem dymów i wyziewami głębokich rowów, pełnych gryzących od-pływów fabrycznych.Drogą ciągnęły nieprzerwanym łańcuchem wozy z cegłą i podnosi-ły duszący czerwonawy kurz, który osiadał na liściach wiśni i na tra-wach, a od fabryki Grunspana biły ustawiczne kłęby czarnych dymów itłukły się pomiędzy drzewami ogródka, i rozpościerały nad nim brud-ny, szary baldachim, przez który z trudem przesączało się słońce. Miałem do pana mały interes  zaczął pierwszy Griinspan. Wiem nawet jaki, wspominał mi o tym mój.przyjaciel, MorycWelt. Kiedy pan wiesz, to mówmy krótko i prędko  zawołał fabrykantz lekceważeniem. Dobrze.Ile pan dajesz za ten plac, który jest panu tak bardzo po-trzebny. On mi nie jest potrzebny! Ja bym go kupił tylko dlatego, żeby tębrzydką chałupę zwalić i te drzewa wyciąć, mnie to przeszkadza, bo japrzez nie z mojego mieszkania nie widzę lasu.Ja bardzo lubię las. Ha, ha, ha! Pan się bardzo przyjemnie śmieje, dobry śmiech to ładny kawałekzdrowia  zauważył Grunspan hamując niecierpliwość. Ale ja niemam czasu, panie Wilczek  dodał powstając z ławki. I ja również czasu nie mam, bo muszę iść na kolej. Więc nasz interes? No  ileż pan dajesz?NASK IFP UG Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG98 Ja lubię prędko załatwiać sprawy, dam panu dwa razy tyle za tenśmietnik, coś pan chłopu zapłacił  zawołał prędko, wyciągając rękę dozgody. Ja nie mam czasu, panie Griinspan, a pan żartuje sobie ze mnie. Dam panu pięć tysięcy rubli, no, gotowe? Bardzo panu dziękuję za sąsiedzkie odwiedziny, ale naprawdęjest mi pilno, bo moje wozy pojechały już dosyć dawno na stację iczekają na mnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •