[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Starając się robić jak najmniej hałasu, kolbą pistoletu zbił szybę, otworzył drzwi iwskoczył na przednie siedzenie.Otworzył okno, żeby ukryć resztki szkła i rozejrzał sięwokół.Najprawdopodobniej nikt go nie widział.Uspokojony, sprawdził, czy wóz miałblokadę kierownicy.Jej brak pozwoli mu zaoszczędzić trochę czasu.Szybko połączyłprzewody pod stacyjką.Silnik zaskoczył łatwo.Z minimalną prędkością dotarł do zjazdu najezdnię i po chwili włączył się do ruchu.Na którymś z kolei skrzyżowaniu, zatrzymany przez czerwone światła, wychylił się dostojącego z boku policjanta.- Przepraszam, jak dojechać do lotniska?- Którego?- A macie lotnisko sportowe?Policjant zamyślił się chwilę.- Musi pan tutaj skręcić - machnął ręką w stronę wiaduktu podmiejskiej kolei.- Zjedziepan na zachodni odcinek obwodnicy, a potem już cały czas prosto.Będą znaki.- Dziękuję.Fargo skręcił we wskazanym kierunku z pasa, z którego nie wolno było tego robić.Pomachał dłonią uprzejmemu policjantowi, który specjalnie dla niego wstrzymał ruch na tenmoment.Przez całą drogę zastanawiał się, ile ma jeszcze czasu.Problem strażników już dlaniego nie istniał.Pościgu policji również się nie obawiał.Prawdziwy problem stanowiła Organizacja.To, że w szpitalu nie pochwycono jegopsychiki, zawdzięczał faktowi, że przebywał tam tylko jeden telepata.Pozostali zapewneczuwali w pobliżu innych ofiar, może pilnowali ciał tych, których  wstrzelili do mózguparalityka.Jak daleko byli? Ile czasu zajmie im dotarcie do kolegi w szpitalu? A może odrazu rzucą się w pogoń? Dałby wiele za wiadomość, z jakiej odległości mogą go namierzyć.Niestety żaden z wzorców nie dysponował takimi informacjami.Nie tędy droga.Musi zrobićwszystko, żeby nie wrócić do psychicznego więzienia, musi uciec z tego przeklętego miasta.Odruchowo dodał gazu, ale zaraz zwolnił do poprzedniej prędkości.Jakikolwiek zatarg zradarowym patrolem nie był mu na rękę.Wlókł się więc sześćdziesiątką, klnąc w duchuurzędnika, który nakazał tę prędkość na szerokiej, kilkupasmowej obwodnicy.Obserwowałmijające go samochody, których kierowcy nie zważali na obowiązujące przepisy - cóż, oni 86mieli dokumenty, w razie czego mogli nawet zapłacić mandat.Patrzył na obojętne twarzeosób za szybami.O ilu sprawach ci ludzie nie mieli pojęcia! Znowu poczuł straszliwy ciężarsamotności.Uśmiechnął się nerwowo na myśl, że mógłby ujawnić parę bulwersujących faktów.Komumiał o tym powiedzieć? Policji? Komuś z wojska? Już słyszał pytanie: A więc pracuje pan dlabrytyjskiego wywiadu.A co pan robi na terenie naszego państwa? Może powinienpowiadomić prasę? Tym razem zobaczył siebie, jak mówi: Panie redaktorze, tu działastraszliwa Organizacja.Ich telepaci łapią ludzi, którzy potrafią siłą woli kierować innymi, itrzymają ich w mózgach specjalnie wyselekcjonowanych paralityków.Ponownie uśmiechnąłsię znużony niewesołymi myślami.Gdyby nie drogowskaz, nie zauważyłby skrętu na lotnisko.Było ukryte za niewielkimwzgórzem - kilka pomalowanych świeżą farbą hangarów i trawiaste, pozbawione wieżykontrolnej pole startowe.Jadąc na parking, przyglądał się ustawionym w kilku rzędachsamolotom, kiedy poczuł lekkie mrowienie w skroniach.W pierwszej chwili nie zorientowałsię, o co chodzi, dopiero ledwie wyczuwalny, promieniujący ból sprawił, że żołądekpodjechał mu do gardła.Telepaci! Mają go! Przycisnął gaz do dechy.Samochód ruszył ostro igwałtownym skrętem wypadł z parkingu. Dostali mnie! - pomyślał Fargo.-  Chryste!Znowu skręcił kierownicę.Pisk opon zmusił kilku ludzi do rozbiegnięcia się na wszystkiestrony, ale wjazd na lotnisko nadal był zablokowany przez jakąś furgonetkę.Nowy wiraż,plastikowa osłona zderzaka została na niskim płotku, ale samochód, ciągnąc za sobą zwojesiatki, wtoczył się na płytę startową.Ból w czaszce to rósł, to przygasał, jakby nie mogączogniskować się w konkretnym miejscu. To może oznaczać, że telepaci też jadą samochodem - zrozumiał Fargo -  i działają nagranicy zasięgu. Wbrew instynktowi zwolnił trochę, mijając zaparkowane na skraju polacessny, mooneye, pipery i fairchildy.Wreszcie, ze zgrzytem hamulców zatrzymał się przyotoczonym przez kilka osób małym samolocie.Beechcraft Duchess - wzorzec komandosapodsunął mu nazwę.Wyskoczył z samochodu, wyszarpując zza paska pistolet.- Na ziemię! - ryknął.- I to już, bo załatwię wszystkich!Ból w czaszce pulsował dalej, za każdym nawrotem coraz silniejszy.Do tego dochodziłryk rozgrzewanych silników.- Ruszać się!Dwie kobiety, zapewne matka i córka, stały jak sparaliżowane - albo nie dosłyszały, albonie zrozumiały.- Na ziemię! - pchnął starszą.Silnym kopnięciem rozciągnął na trawie młodego chłopaka.- Jeanne, co tam się dzieje? - dobiegł go niewyrazny głos z wnętrza kabiny.- Znowuzapomniałaś za coś zapłacić?Fargo wskoczył na skrzydło i jednym szarpnięciem wywrócił gramolącego się z kabiny 87mężczyznę.Jęknął z bólu.Nie zważając na naciągnięte ścięgno, kopnął między nogi leżącegona obudowie silnika człowieka i zepchnął go na dół.- Leżeć! - wskoczył do kabiny, sadowiąc się w fotelu pilota.- Jeden ruch, a rozwali wasmój kumpel z furgonetki!Zatrzasnął drzwi, blokując zamek.Ból w głowie potężniał. Uciekać! Szybciej! - myślał w panice.-  Boże.nie zdążę!Zamglonym wzrokiem kontrolował wskazniki i położenie dzwigni.Temperatura oleju,ciśnienie w instalacjach hydraulicznych, paliwomierze, instalacja powietrzna, regulatoryskoku śmigieł i manometry, uchwyt do sterowania składem mieszanki, ogrzewanie gaznika,blokada wolantu - błyskawiczne ruchy rąk przygotowały samolot do startu.Wreszcie zwolnił hamulec postojowy i pchnął do przodu dwie oznaczone jaskrawymkolorem manetki.Niewielka maszyna o wadze nieznacznie przekraczającej jedną tonę ruszyłalekko, tocząc się na trójkołowym podwoziu.Ból w czaszce powoli stawał się nie dozniesienia.Roztrzęsiony, zerknął na umieszczony nad jednym z hangarów rękaw iodpowiednio ustawił samolot.Potem wparł stopy w pedały hamulców i pchnął obie manetkido oporu.Ryk stutrzydziestoczterokilowatowych silników wypełnił wnętrze kabiny.Opuścićklapy.Zwolnił hamulce, czując szarpnięcie ruszającej maszyny.Z trudem panował nad sobą,bojąc się popełnienia jakiegokolwiek błędu, a przede wszystkim poddania się sile tamtych.Przez moment, kiedy samolot nabierał rozpędu, zobaczył obraz siebie zamkniętego na zawszew potwornym więzieniu czyjejś psychiki oraz własnych zwłok dopalających się we wnętrzurozbitej maszyny. Szybciej, szybciej. - dławił się własnym jękiem.Czuł twardniejącestery, ale nie wiedział, czy może ufać rękom.Walcząc z bólem, ściągnął wolant na siebie.Beechcraft oderwał się od ziemi. Podwozie. - wiedział, że musi nabrać prędkości, alestrach ponaglał go, żeby już zacząć manewry, żeby wyrwać się wreszcie z zasięgu telepatów.Zamglony wzrok z trudem ogniskował się na prędkościomierzu. Klapy - zbyt ostro szarpnąłdzwignię.Sto osiemdziesiąt kilometrów na godzinę.Dwieście, dwieście dwadzieścia,dwieście czterdzieści.Czuł, jak ból powoli maleje [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •