[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przecież nadobna barwa rumaka ozdobą;Jaka pragniesz otrzymać takie połącz z sobą.Różna w rodzicach, w dzieciach różniejszą rozpleni,Jasne tło czarną grzywą lub pręgą odcieni;Na śnieżnem ciemny owoc rozsypie Pomony,Czarne pomiesza z pleśnią lub srebrnemi szrony.W tak niestałych powabach wiek przemiany wznowi,I co nadal zrebięciu, odbierze koniowi.Jeszcze niezdolny poznać wędzidła i siodła,Już okrzepłej starości nosić będzie godła;Ciemną głowę poważna białość mu okryje,39 Albo brunatna gryka wystąpi na szyję.Najtrwalszą jest sierść kara, najpiękniejszą gniada,Lub która pomieszany włos z obydwóch składa.Bułana z płową plemię odrodne oznacza,Ale każda, przy sile, dobra dla oracza.Biała, co jasnej perły powabem połyska,Sławne u starożytnych zdobiła igrzyska.Jej tło świetnie odbija purpurową szatęI napiersie w korale i szafir bogate.Stąd Grecy kiedy pędzlem Olimpu dosięgli,Do wozu słońca śnieżne rumaki zaprzęgli.Patrz, gdy poranek bramy otwiera wspaniałe,Cztery w poręcz bieguny wypadają białe;Powiewne grzywy jasność pozłaca promieni,Z oczu im ogień tryska i nozdrza rumieni;Roztrącają obłoki żartkiemi kopyty;Za niemi wóz ze złota pędzi na błękity.To się nurza w obłokach, to znowu nad chmury,Ryje złote koleje i kraje lazury.Białemi rumakami po marsowem polu,Rzym obwożąc zwycięzcę wieńczył w Kapitolu.Pózniejsi ucznie w królów i wodzów obrazach,Takie kreślą na płótnie lub ryją na głazach.Gdy pokonane Alpy Dawid pędzlem sławił,Na białym koniu Galów konsula wystawił.Z tej strony pną się hufce przez śniegi i łomy,Z drugiej broni natura uzbrojona w gromy.Już mu brzemienne chmury otaczają głowę,Ryczą u stóp przepaści pochłonąć gotowe;Wicher spod kopyt konia granity wyrywa,W nieładzie szata wodza i rumaka grzywa,A on karcąc skinieniem przepaści i burze,Zdaje się rozkazywać niebu i naturze.Lecz do jakiej bądz sierści skłonisz się wyboru,Więcej szukaj przymiotów niżeli pozoru.Na niedorosłą młodzież zwracaj pilne oko;Gdy się stado na błoniu rozpierzchnie szeroko,Zledz w niewinnych igraszkach przymiotów zarody,Tem będzie wiek dojrzały, czem się wyda młody.yrebiec, w którego sercu krew szlachetna bije,Jeszcze u piersi matki w górę nosi szyję,Bystro stąpa; nad pokarm i trawy kwitnące,Woli z rowiennikami gonitwy po łące;Pierwszy niebezpieczeństwa szuka i pokona,Nie wstrzymają go mosty ni rzeka spieniona,Lekka stopą przesadza okopy i płotyI nie wraca, choć matka rży za nim z tęsknoty.40 Inny się tuli do niej, ssie odęte wymię,I syty bok złożywszy na murawie drzymie.Z różnych skłonności, różne wywróżaj nadzieje,Pierwszy wygra zakłady i wsławi turnieje,Pójdzie na grzmiące spiże, szeregi prześcignie,Drugi z dojrzalszym wiekiem lepiej ciężar dzwignie.W trzecim roku ukrócisz chwil swobodnych obu,Przy wonnych ziół pokarmie postawisz u żłobu,Pomieszasz z owszem słomę w drobne ściętą zdziebła,Niech nawykną do brzęku wędzideł i zgrzebła,Z początku srożeć będą, drżyć gniewem lub trwogą,Chrapać rozdętym nozdrzem, kopać silna nogą,A ty głaszcząc po karku, poklepując dłonią,Sprawisz, że same głowę do uzdy nakłonią,Ni się przed szklniącem kiełznem uchylą z odraząI miękką wargą twarde żuć będą żelazo.Wtedy wodze wypuścisz lub nieznacznie skrócisz,I w zakreślonych szrankach trzykroć bieg nawrócisz.Niech każdy białą pianą i kurzem okryty,Kreśli okrąg po piasku lekkiemi kopyty.Niech za ruchem twej dłoni nabywa nauki,Jak ma członki uginać, szyję łamać w łuki;A czy go przeznaczenie i zdolność powoła,Słyszeć brzęczący orczyk i warczące koła,Czyli na gładkim grzbiecie ciężkie dzwigać brzemię,Kiedy go popręg zepnie i obłechce strzemię,Dosiadaj i nakłaniaj, za pociągiem uzdy,Sążnistym krokiem mierzyć zagony i bruzdy.Wprzód stopą niż ostrogą naciskaj bok gładki,By przeciął bieg tętniący na przerwy i spadki,Lub w pędzie szybkiej strzały silnemi kopytyNagle się w grunt zaorał i stanął jak wryty;Bo gdy mu kiełzno usta zrani lub zatwardzi,Nie posłucha wędzidła, razami pogardzi;Wezmie na kieł, kark zagnie i dziki w zapędzie,Tam cię na szwank uniesie, gdzie go szał nieść będzie.Gdyby nie sprzysiężone ciosy i przygody,Rozkwitłyby twe miasta w niezliczone trzody.Te gaje, pola, błonia za liścia rozwiciemCo rok brzmiałyby nową swobodą i życiem,A ty szczęśliwy królu szczęśliwych narodów,Nie zazdrościłbyś władcom niebotycznych grodów,Ani tłumu poddanych, ani hufców zbrojnych,Często straży niewiernych i snów niespokojnych.Ale natura w wiecznych ustawach niezgięta,Jednym prawom poddała ludzi i zwierzęta;Przychodzi smutna starość, wleką się choroby,41 I śmierć co rok dla ofiar nowe kopie groby.Patrz na tego rumaka, co dzielny, zuchwały,Rzucał się, parskał ogniem i życiem wrzał cały:Dziś wątłej siły szczątek ledwie czując w sobie,Zwiesza wyniosłą szyję i drzymie przy żłobie.Nie wabią go pastwiska błonia i strumienie,Ani trąba chrapliwa ani zrebic rżenie.Co rogiem bił powietrze, piasek ciskał stopą,Wół ciężki bok pokłada i stęka pod szopą.Owca, gdy trzoda z koszar wychodzi wesoła,Smutna, chcąc za nią dążyć kręci się dokoła;Pies się za głosem pana nie łasi radośnie,I na głaszczącą rękę poziera żałośnie.Każdemu inna niemoc jeden ból zadaje;Ale któż ich wyliczy cechy i rodzaje?Sami Hipokratesa powiedzą uczniowie,Ile ma przygód życie, ile szwanków zdrowie,Jakie ziele zbawiennym sokiem ranę goi,Kiedy jej balsam, kiedy płytki nóż przystoi.Kiedy żyłom krwi ująć doświadczoną ręką,I jad jadem umarzać, mękę leczyć męką.Ja wam wolę przestrogi głosić i sposobyJak się chronić lekarza, chroniąc się choroby.Skoro pierwsze na trzodzie ukażą się znaki,Ucho ziębnie koniowi, wół nie żuje żwaki,Już odłączać, już myśleć potrzeba o radzie,Bo zaraza po całem rozszerzy się stadzie.Nie pomogą tu słowa ni szepty guślarzy,Ani wieńce u świętych wieszane ołtarzy.Ni kruszec poświęconą pokropiony wodą,I kreślone nim krzyże nad schorzałą trzodą;Pilna staranność w zimie, w lecie pasza zdrowa,Ta zapomoże trzody i od klęsk zachowa [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •