[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wiesz, żetakjest, Alex.- LadyEbonypotrzebujematki i towarzystwa męża - od-parł - a jej mały synek też potrzebuje towarzystwa innychchłopców.- Nie - włączyła się Ebony.- Nie tak szybko.Wszystkowswoimczasie.%7ładna kobieta nie podziękuje ci za wywie-raniepresji i narzucanierozwiązania, któremożejej nieod-powiadać.Takiesprawynależystarannierozważyć.- Miałana uwadze Marie, jej niepewność i zagubienie, ale sir Alexzinterpretował jej słowa po swojemu.Uznał, że odpowie-działa na całkieminne pytanie.- Na pewnomasz rację.- Wstał.- Aotoi woda, prostoze zródła.Doskonale się spisałeś, Nick.- Wziął od niegodzban, nalał wodydokubka i wręczył Nicholasowi.- Podajtolady Ebony.- Dziękuję - rzekła z uśmiechem.- Masz tyle samolat comój Sam, chociaż myślę, zejesteś ocal wyższy.- Czy twój Samwygląda jak ja? - spytał Nicholas, czymchwycił ją za serce.- Jest bardzopodobnydociebie.Jestempewna, żechciał-bycię poznać.- Aczymakucyka?-Nieczekającnajej odpowiedz, któ-janessa+anulausolad-nacs 261ra wydała mu się oczywista, dodał: - Ja miałem kucyka, alemi goukradziono.- Och, kochanie, jakmi przykro.- Spojrzała na sir Alek-sa, świadoma, że to następny powód, dla którego Nicholaspowinien zamieszkać wzamku Kells.Ile jeszcze takichpo-wodówsię znajdzie? - zastanowiła się.Ojciecpodniósł synai uścisnął.- Teraz - powiedział - chciałbym, żebyś poszedł z paniąMarie do swojego pokoju i przygotował się do wieczerzy.Wkrótce dowas dołączę.- Obiecujesz?- Obiecuję.Nickzbliżył wargi doucha ojca i coś wyszeptał, zerkającprzytymna Ebony.- Tak- odparł Aleks.- Jest ładna, bardzo ładna.Aterazzmykaj.Mariei chłopiec wyszli z pokoju, rozmawiając jakszkolniprzyjaciele, niebacząc na dzieląceichpięćdziesiąt lat.Ebony niczego nie pragnęła bardziej niż spytać o stanumysłu matki, porozmawiać o jej przeszłości i przyszłości,jednakzamiast tegopoprosiła:- Opowieszmi onim?Touroczymałychłopiec.I taki po-dobny do ciebie.chodzi mi naturalnie o wygląd.Domy-ślasz się, że onimwiedziałam?- Helenci powiedziała.- Znówprzysiadł na brzegu łóż-ka.- Cóż, nieważne.Przyjechałaś tui tylkotosię liczy.Je-go matka była Angielką, pochodziła z Londynu.Po ślubiezabrałemją doSzkocji, alenigdynie poczuła się tudobrze,również z tegopowodu, że zbyt częstowyjeżdżałem.Tobyłfatalnybłądz mojej strony, ale myślałem, żemałżeństwojejwystarczy.Totakietypowoszkockie.Zaszła wciążę, a jajanessa+anulausolad-nacs 262musiałem jechać do Flandrii z misją, która zajęła mi o wie-le więcej czasu, niż zakładałem.Kiedymnie niebyło, wios-ka została napadnięta.Małymiał wówczas zaledwie czterytygodnie.- Wgardle ścisnęłogoz emocji.- Próbowała gochronić, alewtrakciewalki ciętogowstopę.Moja żona niebyła ciężkoranna, alezmarła z szoku.Była taka delikatna.Nie powinienembył jej zostawiać.- Alex, tostraszne.Takmi przykro.- Popatrzyła na swojeręce, szukającodpowiednichsłów, aleichnieznalazła.Cier-piał równie mocno jak ona.- Awięc przywiozłeś dzieckotutaj?- Tak, przyjaciele gotowi byli się nimzaopiekować, jegorodzina wLondynie też, ale tego nie chciałem.Wierzyłem,że tu, wśród ludzi, którzy nie opowiadają się po żadnej zestron, będzie bezpieczniejszy.Dobrze impłacę.- Akucyk Nicholasa? Domyślamsię, że to ten z zamkuKells?- Obawiamsię, żetak.Kolejna ofiara kradzieżyi powtór-nej kradzieży, jaka miała miejscemiędzytwoimteściema je-gobratankiem.Powinienbył zostać sprzedanywSzkocji, aleprzeor kupił gowdobrej wierze odkogoś poleconegoprzezDavy'ego Moffata.Zanimjednak został znówskradzionypewnej ciemnej nocy, mnisi zdążyli wypalić mu Lna bo-ku.BiednyNickbył zrozpaczony.- Popatrzył na nią uważ-niej.- Dobrzesię czujesz? Ciii, ukochana.Niepłacz.- Wziąłją wramiona, przytulił jak dziecko i czule gładził po ple-cach.- Ciii, już dobrze.Ciii.ciii.Niezdolna była powstrzymać rozpaczy ani chwili dłużej.Urywany szloch wstrząsał całymjej ciałem, czuła smuteki miała mętlikwgłowie, ale przede wszystkimwypełniała jąwszechogarniająca miłość, którą z łatwością obdarzyłabyca-janessa+anulausolad-nacs 263łą trójkę, gdyby tylko chcieli ją przyjąć.Nie była jednak pew-na reakcji żadnegoz nich.Uspokoił ją łagodnie.- Tobył dla ciebieszok, wiem.Nieprzyszłomi dogłowy,żeznajdzieszichpierwsza.Tobyłozaniedbaniezmojej stro-ny.Ciii, ukochana.- Ja nie mogę.zapytać jej.o nic.- Rozpłakała się.-Ona niemożeopowiedzieć mi, cosię stało.Jakmogę jej po-móc? Jakmogę nalegać, bywróciła zemną dodomu?- Przeor Williampowie ci, co oniej wie, ale nie ma te-go wiele.Fizycznie znówjest sobą, natomiast umysł wciąższwankuje.Medycy twierdzą, że tylko czas może ją uleczyć.Nie jest nieszczęśliwa i nie cierpi.Uwielbia Nicka, a zakon-nicytraktują ją pokrólewsku.Pomaga imwopiecenadcho-rymi, bodużowie o lekach.Todziwne, jakwiele pamiętaz tego, czegosię nauczyła, fizykę i łacinę, a niepamięta takważnychrzeczy, tego, kimjest, jaksię tudostałai skądprzy-była.Najbardziej zastanawia mnie jednak co innego.Onazdaje sobie sprawę, że kiedyś wyglądała jakty.Uważamtoza bardzo optymistyczne.- Tak, toprawda.Myślisz, że kiedyś uzna mnie znówzacórkę?- Cóż, zaakceptowanie cię to jedna sprawa, nawet jeśliwciąż nic nie pamięta, ale powrót z tobą dozamkuKells tocałkiemcoś innego.Będzietozależałoodtego, costaniesięz Nickiem.Nigdynieodeszłabystądbezniego.- Ach-powiedziała, delikatniesię wycofując.-Naturalnie.Wieczornyspokój, któryotulił piękne opactwoLanercost,był zbyt niebiański, bypsuć gorozmową oproblemachEbo-ny, chociaż to właśnie był powód, dla któregoprzeor Wil-janessa+anulausolad-nacs 264liam zaprosił ją, by mu towarzyszyła w przechadzce po przy-klasztornych ogrodach.- Ztego, co powiedział mi Alex podczas wieczerzy- za-czął - wynika, żejesteś, pani, córką Marie, aonatoladyJeanNevillestowe z Carlisle.Tomiałobysens.Mogłabypokonaćtę odległość wciągukilkutygodni, czyraczej, cobyłobybliż-sze prawdy, błąkać się pookolicy.Naturalnie dostrzegłempodobieństwo, jak tylko przyjechałaś, pani.- Pchnął drew-nianą furtę prowadzącą do sadu i powiódł ją ścieżką nadrzekę i dostawówrybnych, którelśniływostatnichpromie-niachsłońca.Ebony jadła wieczerzę wtowarzystwie matki wwycho-dzącej na południowyzachódkomnacie nadkaplicą królew-ską, gdzieMariezwykła siadywać zrobótką albolekturą, lubprowadziła lekcje z Nicholasem.Rozmawiały o sprawach,które mogły poruszyć osobiste wspomnienia Marie.Ebonykilka razymiała nadzieję, żetakwłaśniesię stało, niemiałajednak pewności.Z wzruszającą wnikliwością ojcowski przeor przewi-dział, że Ebony pragnie bezstronnej rozmowy na temat,który najwyrazniej ją zaskoczył.Dlatego przyszedł do niejpod pretekstem, że pragnie pokazać jej wysoki kamien-ny krzyż wzniesiony przed kilkuset laty [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •