[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pamiętał wyraz ich twarzy.Sądzili, że sąbezpieczni.- Kto tam?- Z obsługi.Jeden z grzejników w państwa pokoju szwankuje.Kiedy otworzyły się drzwi, w ciągu pół sekundy, zanim zaatakował, Jason wychwyciłwzrokiem wszystkie niezbędne szczegóły.Skurwiel w garniturze, przyjechał tu na konferencję, tak jak mówiła mu dziewczyna.nie za duży.w sumie przeciętny.chyba wysportowany, ale to bez znaczenia.pewnysiebie, lecz gdy przyjdzie co do czego, jak nic zacznie szlochać jak dziecko.ten jego wyraztwarzy, kompletny szok, kiedy poniewczasie uświadomi sobie, że coś jest nie tak.kobieta,żona albo kochanka, siedząca za nim na brzegu łóżka.Uniósł ręce i mocno pchnął faceta w garniturze w pierś, powalając go na podłogę.Apotem wparował do środka, zabierając torbę i zatrzaskując za sobą drzwi jednym płynnymruchem; facet w garniturze jęczał na czworakach, a kiedy Jason postąpił naprzód, byprzykopać skurwielowi w brzuch, zobaczył, że kobieta na łóżku podskoczyła, dosłowniepodskoczyła w górę jak ta stara Holenderka.Podskoczyła w górę i krzyknęła przerazliwie.McEvoy wrzasnęła.To był okrzyk przerażonej żony.Albo wołanie policjantki dającej swoim kolegomsygnał do działania.Thome wyszedł szybko ze swojej kryjówki przy szafie wnękowej.Dostrzegłzaskoczenie na twarzy podejrzanego i przybierające na sile, gdy ten odwrócił się, szukającwyjścia, a tymczasem z łazienki za nim wyskoczyło dwóch kolejnych mężczyzn. Upłynęło niespełna pięć sekund od chwili pojawienia się Thome a do momentu, gdyspojrzał na rozciągniętego na podłodze podejrzanego, i nielicho się zdziwił, że nie pobiłdrania do nieprzytomności.Kiedy Thome mszył w jego stronę, podejrzany próbował zbiec, ale Holland skoczyłnaprzód, chwytając go wpół i powalając na ziemię.McEvoy usunęła się im z drogi, a Hollandz podejrzanym z hukiem wyrżnęli o krawędz łóżka.Thorne i Maxwell byli tuż za nimi,wspólnie podnieśli podejrzanego z podłogi i cisnęli go ponad łóżkiem, pod ścianę, poprzeciwnej stronie pokoju.Zanim podejrzany ciężko wylądował na dywanie, Thome obszedł łóżko i mszył wjego stronę.Zaciskając pięści.Był gotowy na wszystko.Facet nie ukrył twarzy pod kominiarką, bo nie zamierzał zostawić żadnego zeświadków napaści przy życiu.Torba, którą miał przerzuconą przez ramię, zawierała nóż,taśmę klejącą i Bóg wie, co jeszcze.Thome przypomniał sobie, kiedy ostatni raz był w pokoju hotelowym.Pomyślał ociałach w wannie i na łóżku.Teraz miał chęć ciosami pięści i kopniakami wyładować całąfrustrację.Maxwell i Holland podeszli, by go powstrzymać, zanim zrobi coś głupiego.Nie musieli.Thorne dostrzegł wyraz zdumienia na twarzy mężczyzny leżącego bezwładnie napodłodze pomiędzy łóżkiem a ścianą.W całej tej szamotaninie spodnie zsunęły mu się dopołowy ud, ukazując szare slipki.Na czole miał spore zadrapanie.Włosy gęste od żeluprzylegały do jego skalpu jak odnóża tłustych czarnych pająków.Twarz miał pociągłą,wymizerowaną, oczy rozszerzone, a usta rozchylone, jakby z trudem łapał powietrze.Thomepodszedł do niego, zaciskając pięści, a jego posiniaczone oblicze spochmumiało.Thome wiedział, że mężczyzna na podłodze zastanawiał się, czy on sam już wkrótcebędzie tak wyglądał.Inspektor znieruchomiał.Stanął jak wryty i wlepił wzrok w parszywego gnoja, tępegoosiłka o sadystycznych skłonnościach, który praktycznie sam oddał się w ich ręce.Tenbrutalny debil nie był dość ostrożny i do póznej starości będzie mógł o tym rozmyślać wwięzieniu.Kolejny powód do świętowania i jeszcze jeden ptaszek za kratkami.Zabójcaschwytany z tego samego powodu co większość z nich.Zlepy traf i głupota.Sutcliffe, West, Nielsen, Shipman.Dosłownie wszyscy z listy, o którą pytał go ojciec.Wszyscy wpadali przez przypadek, zbieg okoliczności albo własną nieostrożność.I nie tylko ci najwięksi, Zabójca A i Gwałciciel B również.Pospolici maniacy, jakich pełno na każdymrogu ulicy, większości z nich daleko było do wyrafinowanych, błyskotliwych psychopatów zpoczytnych kryminałów.Wszyscy zabijali z prostych, banalnych wręcz pobudek.Powodowały nimi gniew, zazdrość, chciwość, żądza.Byli zli, zepsuci i plugawi, o tak, alenależy przy tym dodać, że również głupi, jak niektórzy spośród tych, co ich ścigali.Thome i pozostali robili swoje, starali się jak mogli, miewali lepsze i gorsze dni.Czasami dopisywało im szczęście, kiedy indziej zwyczajnie mieli pecha.Raz postępowalizgodnie z procedurą, a kiedy indziej nie, w zależności od tego, kim byli i na ile im zależało.Detektywi łudzili się, że akurat ten sprawca chce, by go schwytano, i czekał ich zawód,modlili się o spostrzegawczych świadków, krewnych dręczonych wyrzutami sumienia alboprzygłupiego wspólnika.Potrzebowali wszelkiej możliwej pomocy.Thome naturalnie o tym wiedział.Doskonale zdawał sobie z tego sprawę, ale i tak odczasu do czasu proza życia dawała mu solidnie po pysku.Wystarczyła chwila, jeden obraz,aby sobie to uświadomił.Aby zrozumiał, jak bardzo jest zagubiony.Ile w jego fachu zależałood łutu szczęścia i niepowodzenia innych.Detektyw? Zledczy? Powinni wymyślić jakąś inną, bardziej adekwatną nazwę.Thome nie pamiętał, kiedy ostatni raz coś wyśledził, nie licząc paru wpadek ialkoholowego chuchu u jednego ze swych kolegów.Upłynęło nie więcej niż pięć sekund, odkąd wyszedł ze swej kryjówki.Poczułszarpnięcie za ramię i usłyszał jakiś wysoki nieprzyjemny dzwięk.To wyrwało go zodrętwienia.Mężczyzna leżący na podłodze nie patrzył na niego, lecz na coś, co znajdowało się podrugiej stronie pokoju.Ktoś pociągnął Thome a za rękę, nie tyle odciągając go odpodejrzanego, bo przecież nie próbował mu dołożyć, ile raczej ku czemuś, co wymagało jegopełniejszego zaangażowania i uwagi.Thome odwrócił się w tej samej chwili, kiedy naprawdę to usłyszał.Obrócił się napięcie, skrzywił pod nosem i spojrzał w tę samą stronę co pozostali znajdujący się w pokoju.Wszyscy zatykali dłońmi uszy.I patrzyli na Sarę McEvoy, która siedziała skulona pod ścianą,tuż przy drzwiach.I wciąż wrzeszczała na całe gardło. 25Kiedy uniosła głowę, by na niego spojrzeć, Holland zauważył, że jego koszula jestwilgotna od smarków i łez.McEvoy płakała ponad godzinę.Trzymała się jakoś, dopóki nie wsiedli do samochodu i nie odjechali sprzed hotelu.Potem wpadła w histerię i nie mogła się uspokoić przez całą drogę do Wembley, a kiedyzatrzymał wóz przed jej domem, przytuliła się do niego i szlochała tak, że niemal sięzachłystywała i nie była w stanie mówić.Chciała, żeby ją przytulił.Od tej pory nawet się nie poruszyli.W hotelu ich dwoje i Thome zeszli na dół, kiedy tylko z pokoju wyprowadzono JasonaAldertona.Wsiedli bez słowa do windy i zajęli miejsca na sofie i w fotelach w opustoszałejrecepcji.Thome znalazł kogoś z obsługi, zamówił kawę i spojrzał na nich, domagając sięodpowiedzi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •