[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kobieta zeszła powoli schodami.Rozejrzała sięniepewnie, ręce jej drżały.Przywieziono ją do tego domuprzed trzema tygodniami i od tamtego czasu tylko kilkarazy była wypuszczana z komórki, ale zawsze ktoś jejwtedy pilnował.Dzisiaj Edward uznał, że nie będzie jużsprawiała kłopotu.Uśmiechnął się do Pieta.Metodyzastosowane wobec Hearst sprawdziły się: złamać,upokorzyć i zostawić nikły cień nadziei.Zerknęła na Pieta i wargi jej zadrżały. Wypuszczacie mnie? spytała, zwracając się doEdwarda. Ależ skąd, Jasmin.Należysz teraz do nas, a my dociebie. Tak przyznała cicho.Przez pierwsze trzy dnistawiała zaciekły opór.Wspomnienie tamtego wyzwaniawydawało się teraz bardzo odległe. Dzisiaj chodzi o twojego ojca. Edward pstryknąłsię w szyję. On dla ciebie już nie żyje.Pamiętasz,Jasmin? Tak odparła po dłuższej chwili milczenia. Onjuż dla mnie nie żyje. To zły człowiek, Jasmin.Twój dawny świat byłbardzo zły, prawda? Wyrwaliśmy cię z tego bagna.Bo myjesteśmy ci dobrzy. Jest złym człowiekiem.Musi zapłacić za wszystko,co zrobił. W jej głosie pojawiło się teraz większeprzekonanie. Jest zły.Tak jak powiedziałeś.Bardzo zły.Edward posłał Pietowi i Demi triumfalny uśmieszek.Potem uśmiechnął się do Jasmin. Dla niego jesteś niczym, dla nas wszystkim.Tak?To prawda.Tu jest teraz twój dom.My jesteśmy twojąrodziną.Na zawsze.Milczała. Wychodzimy z domu na spacer.Będziesz grzeczna,prawda, Jasmin? Bo jeśli nie, to będę zmuszony znowuzamknąć cię w komórce.Na tydzień, na miesiąc, możenawet na cały rok.Będę cię tam przez długi czasodwiedzał z moim nożem, zabawiał się z tobą.Może Pietteż czasem wpadnie. Przesunął palcem po linii jejszczęki.Popatrzyła ponad jego ramieniem na Pieta.Po chwili kiwnęła głową.Pogładził ją po ramieniupoznaczonym śladami igieł po narkotykach, jakie jejaplikował. Nie musisz się bać podjął. Nie odstąpię cię nakrok.Chcemy wykorzystać twoją fachową wiedzę.Powinnaś być dumna z tego, że zło, które czyniłaś,wykorzystujemy teraz do czynienia dobra.Znowu kiwnęła głową. Tam, dokąd idziemy, przebywa mnóstwo złychludzi, Jasmin kontynuował Edward. Sami bardzo zliludzie. Bardzo zli ludzie powtórzyła za nim. Idziemy na stację kolejową. Edward uśmiechnąłsię i wyciągnął rękę.Na oczach Pieta i Demi ujął jej dłoń.Czuł na sobie ich spojrzenia jak aktor spojrzenia widzówsiedzących na zaciemnionej widowni.Zcisnął mocniej.Z ust kobiety wyrwał się przeciągły jęk. Nie powiedziałem, że wolno ci się odzywać.Zcisnął jeszcze mocniej.Zdusiła w sobie ten jęk.Zciskał dalej. Teraz już wolno. Kiedy wychodzimy? wykrztusiła Jasmin.Conajciekawsze, przez cały ten czas nawet nie próbowaławyszarpnąć dłoni z jego uścisku.Była jego.Stojący za nimi Piet roześmiał się.Edward zwolnił uścisk i splótł palce z jej palcami. Za chwilę.Jeśli zrobisz, co każę, nie wrócisz dokomórki.Zostaniesz tutaj.Przez całe dnie.A dzisiajbędziesz mogła spać w moim łóżku, Jasmin.Ze mną.Jakżona z mężem.Poruszyła wargami, ale nic nie powiedziała.Edward nachylił się do jej ucha. Zrobisz, co ci każę, Jasmin?Ale znał już odpowiedz. Tak powiedziała cicho. Zrobię, o co tylkopoprosisz.Przez chwilę wydawało mu się, że dostrzega w niej tęsilną kobietę, którą była, zanim przeszła gehennę wpiekielnej komórce, ale to wrażenie minęło, kiedyzerknęła na Pieta i Demi.Pokazywała tamtym, że jestzgniecioną, zrozpaczoną skorupą, która pragnie tylkoprzeżyć następną godzinę.Tak jak to sobie zaplanował.Strach.Widział go w oczach mężczyzn, których zabił naWęgrzech, w ślepej panice Sama Capry usiłującegoszukać żony w dymie i zgiełku Holborn.Strach robił swoje.Puścił jej dłoń. Dzisiaj wszystko się dla ciebie zmienia, Jasmin.Dzisiaj jesteś najważniejszą lokatorką tego domu.Uśmiechnął się.Zanosiło się na fajerwerk jeszczebardziej spektakularny niż tamten w Londynie.17W sobotę miałem wolne.Dni wolne spędzałem wdomu, oglądając telewizję albo czytając.Jeśliwychodziłem, to tylko na krótki jogging albo od czasu doczasu do biblioteki.Podczas typowej wizyty w bibliotece przez godzinęwertowałem katalogi, zabijałem czas między półkami,kartkowałem książki o neutralnej tematyce (nic zliteratury faktu, nic o Firmie; wybierałem zwykle opasłepowieści historyczne).Pózniej logowałem się w sieci iszukałem tam czegokolwiek o Lucy; byłem niemalpewien, że Howell monitoruje biblioteczne łączeinternetowe, bo tylko przez nie mogłem się łączyć zsiecią.Nie natrafiłem nigdy na żadną wzmiankę o Lucy.Odwiedzałem jej od dawna nieuaktualnianą stronę naFacebooku i oglądałem zamieszczone tam zdjęcia; naszepierwsze Boże Narodzenie w Londynie, ona na spacerzebrzegiem morza podczas długiego weekendu na Majorce,my oboje na kawie w Kensington Park w przepiękny letniporanek.W domu nie miałem żadnych jej fotografii; wogóle niczego z naszego mieszkania w Londynie.Firmaskonfiskowała wszystko jako dowody rzeczowe.Na jednych fotografiach była uśmiechnięta, na innychpoważna.Patrzyłem na te stare fotki, szukałem jakiegośśladu, jakiegoś znaku, że mogła zdradzić.Tak jakbymożna to było wyczytać z twarzy.Od czasu, kiedy zaszław ciążę, nie pozwalała się fotografować; większośćznajomych na Facebooku stanowili jej koledzy i koleżankiz arizońskiego college u, a ich wpisy od dawnapozostawały bez odpowiedzi.Tak więc nie zaskoczyłem swoich obserwatorów,kiedy w sobotę po południu wpadłem na chwilę doOlliego, a potem udałem się do biblioteki.Wrzuciłem dozsuwni zwrotów wypożyczone, nieprzeczytane książki [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Kobieta zeszła powoli schodami.Rozejrzała sięniepewnie, ręce jej drżały.Przywieziono ją do tego domuprzed trzema tygodniami i od tamtego czasu tylko kilkarazy była wypuszczana z komórki, ale zawsze ktoś jejwtedy pilnował.Dzisiaj Edward uznał, że nie będzie jużsprawiała kłopotu.Uśmiechnął się do Pieta.Metodyzastosowane wobec Hearst sprawdziły się: złamać,upokorzyć i zostawić nikły cień nadziei.Zerknęła na Pieta i wargi jej zadrżały. Wypuszczacie mnie? spytała, zwracając się doEdwarda. Ależ skąd, Jasmin.Należysz teraz do nas, a my dociebie. Tak przyznała cicho.Przez pierwsze trzy dnistawiała zaciekły opór.Wspomnienie tamtego wyzwaniawydawało się teraz bardzo odległe. Dzisiaj chodzi o twojego ojca. Edward pstryknąłsię w szyję. On dla ciebie już nie żyje.Pamiętasz,Jasmin? Tak odparła po dłuższej chwili milczenia. Onjuż dla mnie nie żyje. To zły człowiek, Jasmin.Twój dawny świat byłbardzo zły, prawda? Wyrwaliśmy cię z tego bagna.Bo myjesteśmy ci dobrzy. Jest złym człowiekiem.Musi zapłacić za wszystko,co zrobił. W jej głosie pojawiło się teraz większeprzekonanie. Jest zły.Tak jak powiedziałeś.Bardzo zły.Edward posłał Pietowi i Demi triumfalny uśmieszek.Potem uśmiechnął się do Jasmin. Dla niego jesteś niczym, dla nas wszystkim.Tak?To prawda.Tu jest teraz twój dom.My jesteśmy twojąrodziną.Na zawsze.Milczała. Wychodzimy z domu na spacer.Będziesz grzeczna,prawda, Jasmin? Bo jeśli nie, to będę zmuszony znowuzamknąć cię w komórce.Na tydzień, na miesiąc, możenawet na cały rok.Będę cię tam przez długi czasodwiedzał z moim nożem, zabawiał się z tobą.Może Pietteż czasem wpadnie. Przesunął palcem po linii jejszczęki.Popatrzyła ponad jego ramieniem na Pieta.Po chwili kiwnęła głową.Pogładził ją po ramieniupoznaczonym śladami igieł po narkotykach, jakie jejaplikował. Nie musisz się bać podjął. Nie odstąpię cię nakrok.Chcemy wykorzystać twoją fachową wiedzę.Powinnaś być dumna z tego, że zło, które czyniłaś,wykorzystujemy teraz do czynienia dobra.Znowu kiwnęła głową. Tam, dokąd idziemy, przebywa mnóstwo złychludzi, Jasmin kontynuował Edward. Sami bardzo zliludzie. Bardzo zli ludzie powtórzyła za nim. Idziemy na stację kolejową. Edward uśmiechnąłsię i wyciągnął rękę.Na oczach Pieta i Demi ujął jej dłoń.Czuł na sobie ich spojrzenia jak aktor spojrzenia widzówsiedzących na zaciemnionej widowni.Zcisnął mocniej.Z ust kobiety wyrwał się przeciągły jęk. Nie powiedziałem, że wolno ci się odzywać.Zcisnął jeszcze mocniej.Zdusiła w sobie ten jęk.Zciskał dalej. Teraz już wolno. Kiedy wychodzimy? wykrztusiła Jasmin.Conajciekawsze, przez cały ten czas nawet nie próbowaławyszarpnąć dłoni z jego uścisku.Była jego.Stojący za nimi Piet roześmiał się.Edward zwolnił uścisk i splótł palce z jej palcami. Za chwilę.Jeśli zrobisz, co każę, nie wrócisz dokomórki.Zostaniesz tutaj.Przez całe dnie.A dzisiajbędziesz mogła spać w moim łóżku, Jasmin.Ze mną.Jakżona z mężem.Poruszyła wargami, ale nic nie powiedziała.Edward nachylił się do jej ucha. Zrobisz, co ci każę, Jasmin?Ale znał już odpowiedz. Tak powiedziała cicho. Zrobię, o co tylkopoprosisz.Przez chwilę wydawało mu się, że dostrzega w niej tęsilną kobietę, którą była, zanim przeszła gehennę wpiekielnej komórce, ale to wrażenie minęło, kiedyzerknęła na Pieta i Demi.Pokazywała tamtym, że jestzgniecioną, zrozpaczoną skorupą, która pragnie tylkoprzeżyć następną godzinę.Tak jak to sobie zaplanował.Strach.Widział go w oczach mężczyzn, których zabił naWęgrzech, w ślepej panice Sama Capry usiłującegoszukać żony w dymie i zgiełku Holborn.Strach robił swoje.Puścił jej dłoń. Dzisiaj wszystko się dla ciebie zmienia, Jasmin.Dzisiaj jesteś najważniejszą lokatorką tego domu.Uśmiechnął się.Zanosiło się na fajerwerk jeszczebardziej spektakularny niż tamten w Londynie.17W sobotę miałem wolne.Dni wolne spędzałem wdomu, oglądając telewizję albo czytając.Jeśliwychodziłem, to tylko na krótki jogging albo od czasu doczasu do biblioteki.Podczas typowej wizyty w bibliotece przez godzinęwertowałem katalogi, zabijałem czas między półkami,kartkowałem książki o neutralnej tematyce (nic zliteratury faktu, nic o Firmie; wybierałem zwykle opasłepowieści historyczne).Pózniej logowałem się w sieci iszukałem tam czegokolwiek o Lucy; byłem niemalpewien, że Howell monitoruje biblioteczne łączeinternetowe, bo tylko przez nie mogłem się łączyć zsiecią.Nie natrafiłem nigdy na żadną wzmiankę o Lucy.Odwiedzałem jej od dawna nieuaktualnianą stronę naFacebooku i oglądałem zamieszczone tam zdjęcia; naszepierwsze Boże Narodzenie w Londynie, ona na spacerzebrzegiem morza podczas długiego weekendu na Majorce,my oboje na kawie w Kensington Park w przepiękny letniporanek.W domu nie miałem żadnych jej fotografii; wogóle niczego z naszego mieszkania w Londynie.Firmaskonfiskowała wszystko jako dowody rzeczowe.Na jednych fotografiach była uśmiechnięta, na innychpoważna.Patrzyłem na te stare fotki, szukałem jakiegośśladu, jakiegoś znaku, że mogła zdradzić.Tak jakbymożna to było wyczytać z twarzy.Od czasu, kiedy zaszław ciążę, nie pozwalała się fotografować; większośćznajomych na Facebooku stanowili jej koledzy i koleżankiz arizońskiego college u, a ich wpisy od dawnapozostawały bez odpowiedzi.Tak więc nie zaskoczyłem swoich obserwatorów,kiedy w sobotę po południu wpadłem na chwilę doOlliego, a potem udałem się do biblioteki.Wrzuciłem dozsuwni zwrotów wypożyczone, nieprzeczytane książki [ Pobierz całość w formacie PDF ]