[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Siedział przy córce, dopóki światło dnia nie zaczęło przygasać, a potemprzyniósł jej filiżankę herbaty.Postawił ją na nocnym stoliku, żeby ostygła.Wkońcu Tally zasnęła.Przez chwilę słuchał, jak oddycha spokojnie irównomiernie, po czym wstał i cicho wyszedł z pokoju.Przeszedł korytarzem iotworzył drzwi do sypialni, którą dzielił z Pippą.Aóżko było zasłane, oknazamknięte, ale pachniało tak samo jak zawsze zapach świeżej pościeli mieszałsię z lekkim aromatem jej perfum.Poczuł, że pieką go oczy, i otworzył okno.Usłyszał głos kosa, śpiewającego swoją wieczorną piosenkę.Spojrzał na stolik stojący przy łóżku po stronie Pippy i zobaczył na nimzłożony kawałek papieru, który tam zostawiła.Wpatrywał się w niego przezchwilę, po czym wziął go do ręki i rozwinął.Był to rachunek za jegojasnoniebieski garnitur.Zacisnął palce i zgniótł go.Potem usiadł na krawędziłóżka i zapłakał.***Następne dni minęły niczym rozmazana, zamglona halucynacja.Miejscowy wikary był uprzejmy, właściciel zakładu pogrzebowego praktyczny, aokoliczni mieszkańcy tak pomocni, jak się spodziewał, chociaż on pragnąłjedynie samotności.Zadzwonił do Janie, która najpierw wydawała się zła a potem nie chciałamu uwierzyć.Gdy oddzwoniła, oświadczyła, że przyjeżdża, i za nic w świecie niechciała zmienić zdania.Przypomniała Tomowi, że jest matka chrzestną Tally ijej miejsce jest teraz przy niej.W pewnym sensie był z tego zadowolony; możeniefrasobliwe usposobienie Janie pomoże im przez to przejść.Bardzo martwiłsię o córkę, która jeszcze bardziej zamknęła się w sobie i nie była w stanienawet płakać.Martwił się o wszystko, nawet o restaurację.Peter był zdruzgotany wiadomością o śmierci Pippy, ale wspierał Toma iprzekonywał go, że nie jest potrzebny w restauracji.Mówił mu, że lepiej będzie,jeśli pozostanie w domu, gdzie może zrobić najwięcej dobrego.Rachel niezadzwoniła i Tom bardzo się z tego cieszył.Spotkanie z nią było teraz ostatniąrzeczą, jakiej pragnął.Dwa dni po ich powrocie przyjechała Janie.Tom przywitał ją w progu i kuswojemu zdziwieniu od razu się rozpłakał.Szlochali oboje, co równieżzaskoczyło Janie.Szybko się jednak pozbierała i zapytała: Gdzie będę spała?Tom wytarł nos w wielką pogniecioną czerwono-białą chustkę. Dodatkowa sypialnia jest na końcu korytarza. Jedliście coś? spytała, taszcząc swoją walizkę do holu.Tom włożył chustkę do kieszeni i wziął od niej walizkę. Od śniadania nic odparł i z trudem zaczął wchodzić po schodach. Coty tam masz? Zwłoki? zapytał i w tym momencie zdał sobie sprawę z tego, copowiedział. Roześmiałabym się, gdybym była tobą mruknęła Janie. Ale niezacznij znowu płakać. Wytarła łzy wierzchem dłoni. Masz jakieś chusteczki? Są w łazience. A gdzie jest Tal? Chyba w ogrodzie.Janie doprowadziła się do porządku, a potem przeszła przez dom i wyszłatylnymi drzwiami.Było ciepłe popołudnie, pochmurne i duszne.W wilgotnympowietrzu unosił się zapach ziół.Po chwili Janie zobaczyła Tally, która siedziałana drewnianej ławce w dalszym końcu ogrodu, tuż przy białym ulu.Gdypodeszła bliżej, ujrzała nieprzytomny wyraz twarzy dziewczyny. Cześć powiedziała i pocałowała ją w czubek głowy. W porządku? Tally przytuliła się mocno do Janie. Tak sobie. Co za kompletny bezsens. Tally pokiwała głową. Och, kochanie, i co my teraz z tobą zrobimy? Tally odsunęła się odJanie. Wiedziałaś? zapytała. O czym? %7łe mama miała słabe serce. Nie. Ja też nie.Ani tata.Tally usiadła na ławce.Wśród bzów i mięty bzyczały pszczoły. Kilka razy ją bolało i czasami coś zakłuło, ale mówiła wtedy, że jest poprostu zmęczona. Tally spojrzała na Janie. Pewnie trzeba było coś z tymzrobić.A może się bała? Nie sądzę, żeby twoja mama bała się czegokolwiek. Nawet śmierci?Janie była zaskoczona bezpośredniością tego pytania. Przypuszczam, że wszyscy boimy się śmierci, tylko nie jesteśmy na tyleszczerzy, by się do tego przyznać. Może lepiej nie wiedzieć, kiedy nadejdzie. Może. Janie usiadła obok Tally. Wiesz, mam przyjaciół, którzy powoliumierali na raka, i takich, którzy umarli szybko na atak serca.Jeśli śmierćnadchodzi powoli masz szansę się pożegnać, ale wtedy jeszcze trudniej ci towszystko znieść.Ciężko patrzeć, jak twój przyjaciel cierpi.A jeśli śmierćprzychodzi bez ostrzeżenia, czujesz się okradziona, oszukana, zła.Tally pokiwała głową. I samotna dodała. Tak.Zawsze.Ale wtedy pocieszasz się, że przynajmniej nie cierpiał. Mam nadzieję, że nie.Janie pogłaskała Tally po ramieniu. Dajesz sobie radę? Nie bardzo. Trzeba przebrnąć jakoś przez jutrzejszy dzień.Boże! Nienawidzępogrzebów, a ty? Nigdy nie byłam na żadnym.Janie uświadomiła sobie niestosowność swojego stwierdzenia ipowiedziała: Słuchaj, przez następne kilka dni będę mówić głupoty, bo w takichsprawach jestem zupełnie do niczego, rozumiesz? Ale zrobię wszystko, co będęmogła.Kochałam twoją mamę.Była moją najlepszą przyjaciółką i nie wiem,jak sobie bez niej poradzę.To samo dotyczy twojego taty.Obie musimy się nimzaopiekować.Oczy Tally wypełniły się łzami.Przygryzła wargę, żeby się opanować. Wiem, że dokuczałam twojemu tacie, i wiem, że on uważa mnie zacyniczną starą krowę, ale wiem również, że mnie kocha, a ja kocham jego.Onjest kimś wyjątkowym, jest też bardzo dobrym człowiekiem.Niektórzy ludzie,tacy jak ja, udają, że nie ma na świecie czegoś takiego jak dobry człowiek.Pokażmi dobrego człowieka, a ja ci udowodnię, że to drań.Ale twój tata nie jestdraniem.On jest gwiazdą Janie pociągnęła nosem, tłumiąc łzy. Pamiętaszwieczór przed waszym wyjazdem, gdy jedliśmy kolację, a ja dokuczałam twoimrodzicom, że nigdy się nie kłócą?Tally przytaknęła. Zrobiłam to po prostu z zazdrości. Nie zaprotestowała Tally. Och, oni wiedzieli, że to żart.Wiedzieli, że to tylko zazdrość. Janiespojrzała Tally prosto w oczy. A teraz muszę się wami zająć, bo gdybym tegonie zrobiła, twoja mama nigdy by mi nie wybaczyła.***Nadszedł dzień pogrzebu.Zwieciło słońce, śpiewały ptaki, a lekki wietrzykszeleścił w liściach jaworu, który stał za oknem.Tally włożyła długą czarnąspódnicę i żakiet i spięła włosy.Janie zapukała cicho do jej drzwi. W porządku? Tally pokiwała głową. Wyglądasz.przepięknie.Kiedy Tom wyszedł z sypialni, dwie kobiety spojrzały na niego.Przez kilkachwil stali i patrzyli na siebie w milczeniu, a potem zeszli na dół, gdzie jużczekał karawan.Ujrzeli morrisa minora, w którym siedziała Maisie ubrana wkostium z czarnego szyfonu.Na głowie miała przepaskę z tafty.Wsiedli dowielkiej czarnej limuzyny, która ruszyła sprzed domu z cichym warkotem.Jechali powoli, a Tally przyciskała ręce do piersi, nie spuszczając wzroku ztrumny z jasnego dębu, ozdobionej pojedynczą wiązanką z kwiatów i ziół, którązrobiła rano razem z ojcem.Podróż do katedry nie trwała nawet dziesięciu minut.Gdy pracownicyzakładu pogrzebowego wzięli na ramiona trumnę, Janie usunęła się na bok, byTally i jej ojciec mogli iść tuż obok nich.Kiedy szli ścieżką w stronę staregonormandzkiego łuku, Tally usłyszała trzepot skrzydeł.Spojrzała w górę izobaczyła stado gołębi, które krążyły wokół wieży.Słońce sprawiało, że ich piórabyły oślepiająco białe [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Siedział przy córce, dopóki światło dnia nie zaczęło przygasać, a potemprzyniósł jej filiżankę herbaty.Postawił ją na nocnym stoliku, żeby ostygła.Wkońcu Tally zasnęła.Przez chwilę słuchał, jak oddycha spokojnie irównomiernie, po czym wstał i cicho wyszedł z pokoju.Przeszedł korytarzem iotworzył drzwi do sypialni, którą dzielił z Pippą.Aóżko było zasłane, oknazamknięte, ale pachniało tak samo jak zawsze zapach świeżej pościeli mieszałsię z lekkim aromatem jej perfum.Poczuł, że pieką go oczy, i otworzył okno.Usłyszał głos kosa, śpiewającego swoją wieczorną piosenkę.Spojrzał na stolik stojący przy łóżku po stronie Pippy i zobaczył na nimzłożony kawałek papieru, który tam zostawiła.Wpatrywał się w niego przezchwilę, po czym wziął go do ręki i rozwinął.Był to rachunek za jegojasnoniebieski garnitur.Zacisnął palce i zgniótł go.Potem usiadł na krawędziłóżka i zapłakał.***Następne dni minęły niczym rozmazana, zamglona halucynacja.Miejscowy wikary był uprzejmy, właściciel zakładu pogrzebowego praktyczny, aokoliczni mieszkańcy tak pomocni, jak się spodziewał, chociaż on pragnąłjedynie samotności.Zadzwonił do Janie, która najpierw wydawała się zła a potem nie chciałamu uwierzyć.Gdy oddzwoniła, oświadczyła, że przyjeżdża, i za nic w świecie niechciała zmienić zdania.Przypomniała Tomowi, że jest matka chrzestną Tally ijej miejsce jest teraz przy niej.W pewnym sensie był z tego zadowolony; możeniefrasobliwe usposobienie Janie pomoże im przez to przejść.Bardzo martwiłsię o córkę, która jeszcze bardziej zamknęła się w sobie i nie była w stanienawet płakać.Martwił się o wszystko, nawet o restaurację.Peter był zdruzgotany wiadomością o śmierci Pippy, ale wspierał Toma iprzekonywał go, że nie jest potrzebny w restauracji.Mówił mu, że lepiej będzie,jeśli pozostanie w domu, gdzie może zrobić najwięcej dobrego.Rachel niezadzwoniła i Tom bardzo się z tego cieszył.Spotkanie z nią było teraz ostatniąrzeczą, jakiej pragnął.Dwa dni po ich powrocie przyjechała Janie.Tom przywitał ją w progu i kuswojemu zdziwieniu od razu się rozpłakał.Szlochali oboje, co równieżzaskoczyło Janie.Szybko się jednak pozbierała i zapytała: Gdzie będę spała?Tom wytarł nos w wielką pogniecioną czerwono-białą chustkę. Dodatkowa sypialnia jest na końcu korytarza. Jedliście coś? spytała, taszcząc swoją walizkę do holu.Tom włożył chustkę do kieszeni i wziął od niej walizkę. Od śniadania nic odparł i z trudem zaczął wchodzić po schodach. Coty tam masz? Zwłoki? zapytał i w tym momencie zdał sobie sprawę z tego, copowiedział. Roześmiałabym się, gdybym była tobą mruknęła Janie. Ale niezacznij znowu płakać. Wytarła łzy wierzchem dłoni. Masz jakieś chusteczki? Są w łazience. A gdzie jest Tal? Chyba w ogrodzie.Janie doprowadziła się do porządku, a potem przeszła przez dom i wyszłatylnymi drzwiami.Było ciepłe popołudnie, pochmurne i duszne.W wilgotnympowietrzu unosił się zapach ziół.Po chwili Janie zobaczyła Tally, która siedziałana drewnianej ławce w dalszym końcu ogrodu, tuż przy białym ulu.Gdypodeszła bliżej, ujrzała nieprzytomny wyraz twarzy dziewczyny. Cześć powiedziała i pocałowała ją w czubek głowy. W porządku? Tally przytuliła się mocno do Janie. Tak sobie. Co za kompletny bezsens. Tally pokiwała głową. Och, kochanie, i co my teraz z tobą zrobimy? Tally odsunęła się odJanie. Wiedziałaś? zapytała. O czym? %7łe mama miała słabe serce. Nie. Ja też nie.Ani tata.Tally usiadła na ławce.Wśród bzów i mięty bzyczały pszczoły. Kilka razy ją bolało i czasami coś zakłuło, ale mówiła wtedy, że jest poprostu zmęczona. Tally spojrzała na Janie. Pewnie trzeba było coś z tymzrobić.A może się bała? Nie sądzę, żeby twoja mama bała się czegokolwiek. Nawet śmierci?Janie była zaskoczona bezpośredniością tego pytania. Przypuszczam, że wszyscy boimy się śmierci, tylko nie jesteśmy na tyleszczerzy, by się do tego przyznać. Może lepiej nie wiedzieć, kiedy nadejdzie. Może. Janie usiadła obok Tally. Wiesz, mam przyjaciół, którzy powoliumierali na raka, i takich, którzy umarli szybko na atak serca.Jeśli śmierćnadchodzi powoli masz szansę się pożegnać, ale wtedy jeszcze trudniej ci towszystko znieść.Ciężko patrzeć, jak twój przyjaciel cierpi.A jeśli śmierćprzychodzi bez ostrzeżenia, czujesz się okradziona, oszukana, zła.Tally pokiwała głową. I samotna dodała. Tak.Zawsze.Ale wtedy pocieszasz się, że przynajmniej nie cierpiał. Mam nadzieję, że nie.Janie pogłaskała Tally po ramieniu. Dajesz sobie radę? Nie bardzo. Trzeba przebrnąć jakoś przez jutrzejszy dzień.Boże! Nienawidzępogrzebów, a ty? Nigdy nie byłam na żadnym.Janie uświadomiła sobie niestosowność swojego stwierdzenia ipowiedziała: Słuchaj, przez następne kilka dni będę mówić głupoty, bo w takichsprawach jestem zupełnie do niczego, rozumiesz? Ale zrobię wszystko, co będęmogła.Kochałam twoją mamę.Była moją najlepszą przyjaciółką i nie wiem,jak sobie bez niej poradzę.To samo dotyczy twojego taty.Obie musimy się nimzaopiekować.Oczy Tally wypełniły się łzami.Przygryzła wargę, żeby się opanować. Wiem, że dokuczałam twojemu tacie, i wiem, że on uważa mnie zacyniczną starą krowę, ale wiem również, że mnie kocha, a ja kocham jego.Onjest kimś wyjątkowym, jest też bardzo dobrym człowiekiem.Niektórzy ludzie,tacy jak ja, udają, że nie ma na świecie czegoś takiego jak dobry człowiek.Pokażmi dobrego człowieka, a ja ci udowodnię, że to drań.Ale twój tata nie jestdraniem.On jest gwiazdą Janie pociągnęła nosem, tłumiąc łzy. Pamiętaszwieczór przed waszym wyjazdem, gdy jedliśmy kolację, a ja dokuczałam twoimrodzicom, że nigdy się nie kłócą?Tally przytaknęła. Zrobiłam to po prostu z zazdrości. Nie zaprotestowała Tally. Och, oni wiedzieli, że to żart.Wiedzieli, że to tylko zazdrość. Janiespojrzała Tally prosto w oczy. A teraz muszę się wami zająć, bo gdybym tegonie zrobiła, twoja mama nigdy by mi nie wybaczyła.***Nadszedł dzień pogrzebu.Zwieciło słońce, śpiewały ptaki, a lekki wietrzykszeleścił w liściach jaworu, który stał za oknem.Tally włożyła długą czarnąspódnicę i żakiet i spięła włosy.Janie zapukała cicho do jej drzwi. W porządku? Tally pokiwała głową. Wyglądasz.przepięknie.Kiedy Tom wyszedł z sypialni, dwie kobiety spojrzały na niego.Przez kilkachwil stali i patrzyli na siebie w milczeniu, a potem zeszli na dół, gdzie jużczekał karawan.Ujrzeli morrisa minora, w którym siedziała Maisie ubrana wkostium z czarnego szyfonu.Na głowie miała przepaskę z tafty.Wsiedli dowielkiej czarnej limuzyny, która ruszyła sprzed domu z cichym warkotem.Jechali powoli, a Tally przyciskała ręce do piersi, nie spuszczając wzroku ztrumny z jasnego dębu, ozdobionej pojedynczą wiązanką z kwiatów i ziół, którązrobiła rano razem z ojcem.Podróż do katedry nie trwała nawet dziesięciu minut.Gdy pracownicyzakładu pogrzebowego wzięli na ramiona trumnę, Janie usunęła się na bok, byTally i jej ojciec mogli iść tuż obok nich.Kiedy szli ścieżką w stronę staregonormandzkiego łuku, Tally usłyszała trzepot skrzydeł.Spojrzała w górę izobaczyła stado gołębi, które krążyły wokół wieży.Słońce sprawiało, że ich piórabyły oślepiająco białe [ Pobierz całość w formacie PDF ]