[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wspaniale, tak, nauczysz się wkrótce.Naprzód,wio!Z nisko przygiętą głową, zgarbionym grzbietem i chap hopaj chwatem na plecach Gren z trudem piął się na zbocze.Obie kobiety szły naczele, Yattmur niosła dziecko u jego boku.Dolatywał ich posępny chórokrzyków futroszorstków.Przebrnęli łożysko strumienia po kolana wzimnej wodzie, pomogli sobie nawzajem wydostać się na stromy,żwirowaty brzeg i znalezli się przed mniej wyczerpującym podejściem.Yattmur zobaczyła światło słoneczne za najbliższym wzniesieniem.Postanowiła po raz pierwszy od dłuższego czasu objąć wzrokiemotaczający ich krajobraz ujrzała nowy, weselszy świat stoków iwierzchołków wzgórz ukazujących się ze wszystkich stron.Gromadyfutroszorstków zniknęły z pejzażu za blokami skalnymi.Niebo przecinałyteraz pasma promieni.%7łeglował po nim przygodny trawerser zmierzającyna stronę nocy czy może do góry, w przestrzeń.Jak symbol nadziei.Mieli jednak przed sobą jeszcze kawałek drogi.Ale gorące słońce oblałowreszcie falą ciepła ich grzbiety, gdy po długiej, zaciekłej wspinaczcestanęli zdyszani na szczycie góry.Jej drugie zbocze opadało ogromnymgołym urwiskiem; nikt by nie zszedł tą drogą.Wtulona w sto przecinających się zasłon cienia leżała odnoga morza,rozległa i spokojna.Tak jak opowiadał Sodal, smuga światła rozłożyła sięniczym wachlarz przez jej środek, rozsiewając blask na cały basen owysokich brzegach, w którym spoczywało morze.Poruszały się w nimstworzenia, znacząc powierzchnię wody ulotnymi śladami.Jakieś inne postacie krzątały się na skrawku plaży, klucząc pomiędzyprymitywnymi, białymi szałasami, z tej odległości drobnymi jak perłyJeden Sodal nie patrzył w dół.Jego spojrzenie powędrowało do słońca iwąskiego wycinka oświetlonego w pełni świata, doskonale widocznego ztak dogodnego punktu, do lądów, nad którymi wiecznie świeciło słońce.Tam jasność była prawie nie do zniesienia.Sodal nie potrzebował żadnychinstrumentów, by stwierdzić, że natężenie żaru i blasku wzrosło nawet odchwili opuszczenia przez nich Wielkiego Stoku. Tak jak przepowiadałem zawołał wszystkie rzeczy stapiają się zeświatłem! Nadciąga Wielki Dzień, kiedy wszystkie stworzenia staną się201częścią nieśmiertelnego wszechświata.Muszę z wami o tym kiedyśpomówić.Błyskawice, które wyczerpały się niemal nad Krainą Wiecznej Nocy,wciąż latały nad stroną jasności.Jedna wyjątkowo oślepiająca trafiła wpotężny las i pozostała widzialna.Zamiast zniknąć, wiła się jak żmijaschwytana między niebo i ziemię, zaczynając od dołu zielenieć.Zieleńwznosiła się po niej do nieba i strzała uspokajała się, grubiejąc w miaręwznoszenia się, aż wreszcie sięgnęła do sklepienia niebieskiego niby palecwskazujący, którego czubek gubił się w zamglonej atmosferze. Aaach, oto znak znaków! zawołał Sodal. Teraz widzę i wiem, żezbliża się koniec Ziemi! Co to jest, do wszystkich diabłów? zapytał Gren.Spod swegociężaru zezował na zieloną kolumnę. Zarodniki, kurz, nadzieje, wzrost, esencja stuleci, zielony zapalnikZiemi, nie mniej.Idzie do góry, wznosi się do nowych pól.Grunt pod tąkolumną musiało wypalić na cegłę! Podgrzewaj cały świat przez połowęwieczności, uduś go w sosie jego własnej żyzności, a potem podłącz prądsuperwysokiego napięcia, a na odbitej energii wzniesie się ekstrakt życia,wypłynie na powierzchnię i wystartuje w przestrzeń wraz z galaktycznymprądem.Przed oczyma stanęła Grenowi Wyspa Wysokiego Brzegu.Wprawdzienie wiedział, co Sodal miał na myśli, mówiąc o ekstraktach życiawypływających do góry na galaktycznych prądach, ale przypomniało mu toprzeżycia w niesamowitej jaskini oczu.%7łałował, że nie może zapytać o tosmardza. Futroszorstki idą~ wrzasnęła Yattmur. Posłuchajcie! Słyszę ichpokrzykiwania.Obejrzała się za siebie, na drogę, którą przebyli, i dostrzegła w pomrocemaleńkie sylwetki.Niektóre niosły jeszcze dymiące pochodnie i naczworakach wdrapywały się na górę, powoli, ale miarowo. Dokąd idziemy? zapytała. Dopadną nas, jeśli nie przestanieszgadać, Sodalu.Wyrwała Sodala Ye z kontemplacji.202 Musimy wspiąć się jeszcze wyżej na ten wierzchołek oznajmił.Tylko kawałeczek.Za tą wielką ostrogą, która sterczy przed nami, znajdujesię tajemne przejście prowadzące w dół między skałami.Tam trafimy napasaż wiodący prosto przez urwisko do samego Oceanu Obfitości [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Wspaniale, tak, nauczysz się wkrótce.Naprzód,wio!Z nisko przygiętą głową, zgarbionym grzbietem i chap hopaj chwatem na plecach Gren z trudem piął się na zbocze.Obie kobiety szły naczele, Yattmur niosła dziecko u jego boku.Dolatywał ich posępny chórokrzyków futroszorstków.Przebrnęli łożysko strumienia po kolana wzimnej wodzie, pomogli sobie nawzajem wydostać się na stromy,żwirowaty brzeg i znalezli się przed mniej wyczerpującym podejściem.Yattmur zobaczyła światło słoneczne za najbliższym wzniesieniem.Postanowiła po raz pierwszy od dłuższego czasu objąć wzrokiemotaczający ich krajobraz ujrzała nowy, weselszy świat stoków iwierzchołków wzgórz ukazujących się ze wszystkich stron.Gromadyfutroszorstków zniknęły z pejzażu za blokami skalnymi.Niebo przecinałyteraz pasma promieni.%7łeglował po nim przygodny trawerser zmierzającyna stronę nocy czy może do góry, w przestrzeń.Jak symbol nadziei.Mieli jednak przed sobą jeszcze kawałek drogi.Ale gorące słońce oblałowreszcie falą ciepła ich grzbiety, gdy po długiej, zaciekłej wspinaczcestanęli zdyszani na szczycie góry.Jej drugie zbocze opadało ogromnymgołym urwiskiem; nikt by nie zszedł tą drogą.Wtulona w sto przecinających się zasłon cienia leżała odnoga morza,rozległa i spokojna.Tak jak opowiadał Sodal, smuga światła rozłożyła sięniczym wachlarz przez jej środek, rozsiewając blask na cały basen owysokich brzegach, w którym spoczywało morze.Poruszały się w nimstworzenia, znacząc powierzchnię wody ulotnymi śladami.Jakieś inne postacie krzątały się na skrawku plaży, klucząc pomiędzyprymitywnymi, białymi szałasami, z tej odległości drobnymi jak perłyJeden Sodal nie patrzył w dół.Jego spojrzenie powędrowało do słońca iwąskiego wycinka oświetlonego w pełni świata, doskonale widocznego ztak dogodnego punktu, do lądów, nad którymi wiecznie świeciło słońce.Tam jasność była prawie nie do zniesienia.Sodal nie potrzebował żadnychinstrumentów, by stwierdzić, że natężenie żaru i blasku wzrosło nawet odchwili opuszczenia przez nich Wielkiego Stoku. Tak jak przepowiadałem zawołał wszystkie rzeczy stapiają się zeświatłem! Nadciąga Wielki Dzień, kiedy wszystkie stworzenia staną się201częścią nieśmiertelnego wszechświata.Muszę z wami o tym kiedyśpomówić.Błyskawice, które wyczerpały się niemal nad Krainą Wiecznej Nocy,wciąż latały nad stroną jasności.Jedna wyjątkowo oślepiająca trafiła wpotężny las i pozostała widzialna.Zamiast zniknąć, wiła się jak żmijaschwytana między niebo i ziemię, zaczynając od dołu zielenieć.Zieleńwznosiła się po niej do nieba i strzała uspokajała się, grubiejąc w miaręwznoszenia się, aż wreszcie sięgnęła do sklepienia niebieskiego niby palecwskazujący, którego czubek gubił się w zamglonej atmosferze. Aaach, oto znak znaków! zawołał Sodal. Teraz widzę i wiem, żezbliża się koniec Ziemi! Co to jest, do wszystkich diabłów? zapytał Gren.Spod swegociężaru zezował na zieloną kolumnę. Zarodniki, kurz, nadzieje, wzrost, esencja stuleci, zielony zapalnikZiemi, nie mniej.Idzie do góry, wznosi się do nowych pól.Grunt pod tąkolumną musiało wypalić na cegłę! Podgrzewaj cały świat przez połowęwieczności, uduś go w sosie jego własnej żyzności, a potem podłącz prądsuperwysokiego napięcia, a na odbitej energii wzniesie się ekstrakt życia,wypłynie na powierzchnię i wystartuje w przestrzeń wraz z galaktycznymprądem.Przed oczyma stanęła Grenowi Wyspa Wysokiego Brzegu.Wprawdzienie wiedział, co Sodal miał na myśli, mówiąc o ekstraktach życiawypływających do góry na galaktycznych prądach, ale przypomniało mu toprzeżycia w niesamowitej jaskini oczu.%7łałował, że nie może zapytać o tosmardza. Futroszorstki idą~ wrzasnęła Yattmur. Posłuchajcie! Słyszę ichpokrzykiwania.Obejrzała się za siebie, na drogę, którą przebyli, i dostrzegła w pomrocemaleńkie sylwetki.Niektóre niosły jeszcze dymiące pochodnie i naczworakach wdrapywały się na górę, powoli, ale miarowo. Dokąd idziemy? zapytała. Dopadną nas, jeśli nie przestanieszgadać, Sodalu.Wyrwała Sodala Ye z kontemplacji.202 Musimy wspiąć się jeszcze wyżej na ten wierzchołek oznajmił.Tylko kawałeczek.Za tą wielką ostrogą, która sterczy przed nami, znajdujesię tajemne przejście prowadzące w dół między skałami.Tam trafimy napasaż wiodący prosto przez urwisko do samego Oceanu Obfitości [ Pobierz całość w formacie PDF ]