[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- szepnęła Amanda, urzeczona tą fanta�styczną wizją przyszłości.- Z każdym dniem coraz bar�dziej cię pragnę.Obwiódł kciukiem kontur jej ust.- No to dlaczego, kochanie, ciągle jesteś ubrana i masztak grzecznie upięte włoski? Wyglądasz uroczo, ale mimowszystko wolę cię au naturef.Amanda uśmiechnęła się niepewnie i chciała zsunąć sięz łóżka.Chwycił ją w pasie i uśmiechnął się od ucha do ucha.- Nie ma mowy, kochanie! Nie uciekaj! Rozbierz się tu�taj, żebym przez cały czas czuł cię przy sobie i mógł w każ�dej chwili dotknąć!Amanda siedziała na Jacku okrakiem.Na samą myśl, żemogłaby się rozbierać w takiej bliskości ukochanego, za�rumieniła się jak wiśnia.- Ależ ty się czerwienisz! - wykrzyknął Jack.W jegooczach o barwie ciemnego bursztynu mignęło czułe rozba�wienie.- Jeszcze się mnie wstydzisz, Amando?!Przygryzła wargę i spuściła głowę.- Nie, Jack - powiedziała cicho.- Jakże bym mogławstydzić się ciebie?I nagle Amanda stała się tym, czym tak bardzo pragnę�ła zostać.Jack widział w niej swą żonę, więc była nią! Bę�dzie pieścić i cieszyć swego męża jak tylko zdoła.Pokażemu na wszelkie sposoby, jak bardzo go kocha!Wpatrywała się w niego oczyma pełnymi namiętności.Uniosła ręce do góry i bez pośpiechu wyciągała z włosówspinki, nie troszcząc się o to, gdzie spadną.Przyglądał sięjej z wyrazem sennego rozmarzenia, z lekkim uśmiechemna wargach.Kiedy ostatnia spinka została wyciągnięta,włosy spłynęły kaskadą na ramiona, plecy, aż do pasa.Jed�no bladozłote pasmo opadło na pierś Jacka.Wyglądało nie�zwykle podniecająco na tle jego śniadej skóry, pokrytejczarnym meszkiem.325Kiedy zaczęła rozpinać guziki i rozwiązywać wstążecz�ki sukni, czuła, jak rośnie podniecenie Jacka.Amanda roz�chyliła wargi i powiodła po nich koniuszkiem języka; jejoddech stał się szybszy i płytszy.Dostrzegła, że na twarzyJacka odbija się pożądanie, i zalała ją fala kobiecego trium�fu.Ukochany pragnął jej tak samo, jak ona jego!Rozpięła stanik sukni, potem zsunęła koszulkę.Jej pier�si wydostały się z uwięzi; ich ciemnoróżowe koniuszki na�brzmiały i wyprężyły się.Jack nie odrywał od niej oczu.Uniósł biodra, jakby to była przygrywka do miłości lubprowokacyjna obietnica.Amanda ściągała z siebie ubranie warstwa za warstwą,aż pozbyła się wszystkiego z wyjątkiem małej pękatej tiur-niury, umieszczonej tuż nad pupą.Miała już rozwiązać ta�siemki w pasie, podtrzymujące tę ozdobę", ale Jack po�wstrzymał ją.- Zostaw to na razie, Amando! Wygląda to całkiem.hm.interesująco.Jeśli będzie nam zawadzać, to się jej po�zbędziemy.Amanda uniosła brwi.- Chyba diabeł ci podsuwa takie pomysły, Jack! - dro�czyła się.- A tobie to bardzo odpowiada! - odparł równie żarto�bliwym tonem i ścisnął dłońmi obie jej piersi.Amandziezaparło dech, zamknęła oczy.Czując jego ręce na swymciele, była w siódmym niebie.Jack drażnił i pieścił jej pier�si, a potem same wyprężone sutki, delikatnie, z wyrafino�waniem.Kiedy jęknęła cicho, objął ją swymi silnymi rękamii uniósł tak, by dotknęła piersiami jego ust.Jack zrzucił kołdrę i znów posadził na sobie Amandę.Objęła udami jego nagie biodra, wsparła się dłońmi o je�go pierś i usiadła prosto, spoglądając na kochanka; byłalekko zdyszana.Wpatrując się w płonące oczy Jacka, rozpięła do resztyjego koszulę i rozchyliła ją.Sunęła dłońmi po jego piersi326i brzuchu, wodziła palcami po delikatnych, jedwabistychwłoskach.- Chyba już czas, Amando.,Skinęła ochoczo głową.Uśmiechnął się szeroko.- Masz ochotę przejechać się konno?- Przejechać.konno, Jack?- To będzie wielki galop! Przez skały, żywopłoty, szem�rzące strumienie.nim znów znajdziemy się w domu!Amanda pojęła wreszcie, co ma znaczyć ta metafora.A więc ona ma być jezdzcem, a on rumakiem? Oczy jejotwarły się tak szeroko, jakby to już widziała.- Dobrze, Jack! - przytaknęła, nie chcąc zdradzić swejignorancji.Jack roześmiał się, przyciągnął do siebie i pospiesznie,mocno ucałował w usta.Wyprostowawszy się znowu,Amanda miała nadzieję, że Jack podpowie jej, co robić, jakgo.dosiąść, bo - prawdę mówiąc - nie miała o tym pojęcia!- Unieś się trochę, kochanie - powiedział i Amandausłuchała.Przybrał odpowiednią pozycję i zakomendero�wał: - Teraz, Amando! Powolutku.Opadając, Amanda nie spuszczała oczu z twarzy Jacka.Zacisnął szczęki, zamknął mocno powieki i powoli wnik�nął do jej wnętrza.Teraz i ona przymknęła powieki, upa�jając się tym, że znów stanowią jedność.Początkowo była niepewna i niezręczna, ale wkrótce na�pięcie w ciele Amandy wzrastało z każdym ruchem.Wsparła się rozpostartymi rękoma o twardą pierś Jackai objęła ciaśniej udami jego biodra.Szeptała raz po raz jego imię, gdy wznosili się coraz wy�żej i wyżej, na sam szczyt rozkoszy.On również powta�rzał jej imię niemal jak modlitwę.Wreszcie Amanda sprężyła się i wygięła w łuk.Jackuniósł ku niej głowę i ramiona, objął ją, ich serca biły gwał�townie obok siebie - aż zaznali oboje doskonałego zaspo�kojenia.327iLeżeli potem przytuleni do siebie, obejmując się czuleramionami.Słowa były zbyteczne.Znali dobrze głębięswojej miłości.Nasyceni zapadli w spokojny, słodki sen.21W pierwszej chwili po obudzeniu Jack myślał, że śpinadal i ma rozkoszny sen.Leżał na boku nagusieńki i obej�mował ramionami jakąś śpiącą kobietę, również nagą.Nos miał zanurzony w jej pachnących włosach.Jej gład�kie białe plecy przylegały mocno do jego twardej piersi,a okrąglutki tyłeczek tulił się ufnie do jego brzucha.Naj�bardziej zaś zdumiało i oczarowało go to, iż ową kobietąbyła.Amanda!Nie budząc ukochanej, Jack uniósł głowę i dzięki pro�mykom mdłego światła, wpadającym przez szczelinę mię�dzy zasuniętymi kotarami, rozejrzał się po pokoju.Mógł�by przysiąc, że nigdy jeszcze go nie widział.Wszystkie teaksamity i eleganckie meble były najlepszym dowodem, żeto nie żadna oberża, ale prywatna rezydencja, a rozrzuco�ne tu i ówdzie damskie fatałaszki świadczyły, że sypialnianależy do kobiety.Prawda uderzyła go z siłą rozpędzonego kabrioletu: byłw domu Amandy.w pokoju Amandy.w łóżku Amandy!Ale jakim cudem się tu dostał?!Jack wyciągnął szyję i dokonał następnych odkryć.Je�go własne ubranie było starannie ułożone na pobliskimkrześle.Natomiast różne części garderoby Amandy, rzu�cone byle jak, poniewierały się na podłodze koło łóżka [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.- szepnęła Amanda, urzeczona tą fanta�styczną wizją przyszłości.- Z każdym dniem coraz bar�dziej cię pragnę.Obwiódł kciukiem kontur jej ust.- No to dlaczego, kochanie, ciągle jesteś ubrana i masztak grzecznie upięte włoski? Wyglądasz uroczo, ale mimowszystko wolę cię au naturef.Amanda uśmiechnęła się niepewnie i chciała zsunąć sięz łóżka.Chwycił ją w pasie i uśmiechnął się od ucha do ucha.- Nie ma mowy, kochanie! Nie uciekaj! Rozbierz się tu�taj, żebym przez cały czas czuł cię przy sobie i mógł w każ�dej chwili dotknąć!Amanda siedziała na Jacku okrakiem.Na samą myśl, żemogłaby się rozbierać w takiej bliskości ukochanego, za�rumieniła się jak wiśnia.- Ależ ty się czerwienisz! - wykrzyknął Jack.W jegooczach o barwie ciemnego bursztynu mignęło czułe rozba�wienie.- Jeszcze się mnie wstydzisz, Amando?!Przygryzła wargę i spuściła głowę.- Nie, Jack - powiedziała cicho.- Jakże bym mogławstydzić się ciebie?I nagle Amanda stała się tym, czym tak bardzo pragnę�ła zostać.Jack widział w niej swą żonę, więc była nią! Bę�dzie pieścić i cieszyć swego męża jak tylko zdoła.Pokażemu na wszelkie sposoby, jak bardzo go kocha!Wpatrywała się w niego oczyma pełnymi namiętności.Uniosła ręce do góry i bez pośpiechu wyciągała z włosówspinki, nie troszcząc się o to, gdzie spadną.Przyglądał sięjej z wyrazem sennego rozmarzenia, z lekkim uśmiechemna wargach.Kiedy ostatnia spinka została wyciągnięta,włosy spłynęły kaskadą na ramiona, plecy, aż do pasa.Jed�no bladozłote pasmo opadło na pierś Jacka.Wyglądało nie�zwykle podniecająco na tle jego śniadej skóry, pokrytejczarnym meszkiem.325Kiedy zaczęła rozpinać guziki i rozwiązywać wstążecz�ki sukni, czuła, jak rośnie podniecenie Jacka.Amanda roz�chyliła wargi i powiodła po nich koniuszkiem języka; jejoddech stał się szybszy i płytszy.Dostrzegła, że na twarzyJacka odbija się pożądanie, i zalała ją fala kobiecego trium�fu.Ukochany pragnął jej tak samo, jak ona jego!Rozpięła stanik sukni, potem zsunęła koszulkę.Jej pier�si wydostały się z uwięzi; ich ciemnoróżowe koniuszki na�brzmiały i wyprężyły się.Jack nie odrywał od niej oczu.Uniósł biodra, jakby to była przygrywka do miłości lubprowokacyjna obietnica.Amanda ściągała z siebie ubranie warstwa za warstwą,aż pozbyła się wszystkiego z wyjątkiem małej pękatej tiur-niury, umieszczonej tuż nad pupą.Miała już rozwiązać ta�siemki w pasie, podtrzymujące tę ozdobę", ale Jack po�wstrzymał ją.- Zostaw to na razie, Amando! Wygląda to całkiem.hm.interesująco.Jeśli będzie nam zawadzać, to się jej po�zbędziemy.Amanda uniosła brwi.- Chyba diabeł ci podsuwa takie pomysły, Jack! - dro�czyła się.- A tobie to bardzo odpowiada! - odparł równie żarto�bliwym tonem i ścisnął dłońmi obie jej piersi.Amandziezaparło dech, zamknęła oczy.Czując jego ręce na swymciele, była w siódmym niebie.Jack drażnił i pieścił jej pier�si, a potem same wyprężone sutki, delikatnie, z wyrafino�waniem.Kiedy jęknęła cicho, objął ją swymi silnymi rękamii uniósł tak, by dotknęła piersiami jego ust.Jack zrzucił kołdrę i znów posadził na sobie Amandę.Objęła udami jego nagie biodra, wsparła się dłońmi o je�go pierś i usiadła prosto, spoglądając na kochanka; byłalekko zdyszana.Wpatrując się w płonące oczy Jacka, rozpięła do resztyjego koszulę i rozchyliła ją.Sunęła dłońmi po jego piersi326i brzuchu, wodziła palcami po delikatnych, jedwabistychwłoskach.- Chyba już czas, Amando.,Skinęła ochoczo głową.Uśmiechnął się szeroko.- Masz ochotę przejechać się konno?- Przejechać.konno, Jack?- To będzie wielki galop! Przez skały, żywopłoty, szem�rzące strumienie.nim znów znajdziemy się w domu!Amanda pojęła wreszcie, co ma znaczyć ta metafora.A więc ona ma być jezdzcem, a on rumakiem? Oczy jejotwarły się tak szeroko, jakby to już widziała.- Dobrze, Jack! - przytaknęła, nie chcąc zdradzić swejignorancji.Jack roześmiał się, przyciągnął do siebie i pospiesznie,mocno ucałował w usta.Wyprostowawszy się znowu,Amanda miała nadzieję, że Jack podpowie jej, co robić, jakgo.dosiąść, bo - prawdę mówiąc - nie miała o tym pojęcia!- Unieś się trochę, kochanie - powiedział i Amandausłuchała.Przybrał odpowiednią pozycję i zakomendero�wał: - Teraz, Amando! Powolutku.Opadając, Amanda nie spuszczała oczu z twarzy Jacka.Zacisnął szczęki, zamknął mocno powieki i powoli wnik�nął do jej wnętrza.Teraz i ona przymknęła powieki, upa�jając się tym, że znów stanowią jedność.Początkowo była niepewna i niezręczna, ale wkrótce na�pięcie w ciele Amandy wzrastało z każdym ruchem.Wsparła się rozpostartymi rękoma o twardą pierś Jackai objęła ciaśniej udami jego biodra.Szeptała raz po raz jego imię, gdy wznosili się coraz wy�żej i wyżej, na sam szczyt rozkoszy.On również powta�rzał jej imię niemal jak modlitwę.Wreszcie Amanda sprężyła się i wygięła w łuk.Jackuniósł ku niej głowę i ramiona, objął ją, ich serca biły gwał�townie obok siebie - aż zaznali oboje doskonałego zaspo�kojenia.327iLeżeli potem przytuleni do siebie, obejmując się czuleramionami.Słowa były zbyteczne.Znali dobrze głębięswojej miłości.Nasyceni zapadli w spokojny, słodki sen.21W pierwszej chwili po obudzeniu Jack myślał, że śpinadal i ma rozkoszny sen.Leżał na boku nagusieńki i obej�mował ramionami jakąś śpiącą kobietę, również nagą.Nos miał zanurzony w jej pachnących włosach.Jej gład�kie białe plecy przylegały mocno do jego twardej piersi,a okrąglutki tyłeczek tulił się ufnie do jego brzucha.Naj�bardziej zaś zdumiało i oczarowało go to, iż ową kobietąbyła.Amanda!Nie budząc ukochanej, Jack uniósł głowę i dzięki pro�mykom mdłego światła, wpadającym przez szczelinę mię�dzy zasuniętymi kotarami, rozejrzał się po pokoju.Mógł�by przysiąc, że nigdy jeszcze go nie widział.Wszystkie teaksamity i eleganckie meble były najlepszym dowodem, żeto nie żadna oberża, ale prywatna rezydencja, a rozrzuco�ne tu i ówdzie damskie fatałaszki świadczyły, że sypialnianależy do kobiety.Prawda uderzyła go z siłą rozpędzonego kabrioletu: byłw domu Amandy.w pokoju Amandy.w łóżku Amandy!Ale jakim cudem się tu dostał?!Jack wyciągnął szyję i dokonał następnych odkryć.Je�go własne ubranie było starannie ułożone na pobliskimkrześle.Natomiast różne części garderoby Amandy, rzu�cone byle jak, poniewierały się na podłodze koło łóżka [ Pobierz całość w formacie PDF ]