[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wychodząc, ledwie na niego zerkam.Mżawka ustała.Noc pachnie niewiarygodnie słodko, świeży wietrzyk porusza liśćmiwinorośli.Księżyc jest w pełni, ale poszarpane chmury, przepływając po nim, rzucają cienie,a te pędzą po polu.Kiedy wkraczam w las, słychać nieustanny szum.Woda kapie z gałęzi,nadając ciemniejszy kolor posągom ukrytym wśród drzew.Białe kwiatki, które Gretchenzawiesiła nimfie na szyi, niemal świecą w srebrzystej łunie, ale bledną, gdy kolejna chmuraprzesłania księżyc.Zostawiam za sobą kamienne postacie, docieram do jeziora.Powietrze ma żelazistyposmak, czarna woda drży muskana wietrzykiem.Nagły ruch sprawia, że się wzdrygam, aleto tylko kaczka mierzwi sobie pióra.Księżyc znów się wyłania i widzę więcej kaczek, sąrozsiane wzdłuż brzegu jak kamienie.Podchodzę do pasa kamyków i się rozbieram.Mojenagie stopy nie pasują do siebie - jedna jest bez śladów, znajoma, druga chuda i biała,pokreślona gniewnymi pręgami.Wchodzę do jeziora, zimna woda odbiera mi oddech.Odruchowo staję na palcach,gdy sięga krocza, potem brnę dalej.Zatrzymuję się, bo jeszcze krok i dno nagle się urywa,zbieram siły i się zanurzam.To jak nurkowanie w lodzie.Chłód dzga mnie w uszy, kiedy woda zamyka mi się nadgłową.Zaczynam niezdarnie płynąć kraulem.Próbuję dotrzeć na środek jeziorka, pompujękrew do ospałych kończyn.Dyszę, młócę ramionami i się rozglądam.Za mną, na powierzchnizostaje poszarpany ślad.Tutaj wszystko wygląda inaczej, dziwnie i nieruchomo.Wodawydaje się głęboka, bez dna.Pode mną migocze srebro, ryba odbija światło księżyca.Spoglądam w dół, widzę swoje ciało zawieszone w czerni, blade, jakby bezkrwiste.Boże, ale dobrze.Znowu zaczynam płynąć, tym razem spokojną żabką.Przede mnąwznosi się urwisko, na którym spędziłem tyle popołudni.Szerokie konary kasztanarozpościerają się na tle nieba jak skrzydła.Ich widok przypomina mi, że jestem tu po razostatni, i to szybko gasi wszelką przyjemność.Chciałem popływać, no to popływałem.Nie ma sensu zostawać w jeziorku dłużej.Zaczynam wracać do brzegu, ale kiedy macham nogami, moja stopa dotyka czegoś twardego.Gwałtownie odbijam w bok, szybko uświadamiam sobie jednak, że to tylko podwodna skała,którą widziałem z urwiska.Ostrożnie znowu wyciągam stopę. I natychmiast ją cofam.Skała jest gładka.Nie, jak należało się spodziewać, od mułu i alg albo wodorostów,ale gładkością twardą i wypolerowaną.Opuszczam stopę, potem drugą, staję na skale.Wodasięga mi podbródka.Pod sobą czuję płaską i lekko wypukłą powierzchnię, usianą maleńkimipęcherzykami korozji.I bez tego wiem, że to nie skała.To dach samochodu.Macam dookoła palcami, określam kształt dachu.Jedna stopa ześlizguje się zkrawędzi i nagle pode mną jest tylko woda.Aomoczę rękami, kiedy jeziorko całkiem mniepochłania.Znowu staję na dachu, krztuszę się i kaszlę.Przynajmniej ustaliłem, że to nie auto.Dach za wąski, zbyt ścięty.To raczej kabina furgonetki.Drżąc, patrzę na brzegi jeziora.Są zbyt miękkie i muliste, żeby coś tu wjechało.Nie,furgonetka musiałaby spaść z urwiska.Ale w takim razie jest za daleko.Mogła więc przebyćcałą tę drogę tylko w jeden sposób - jeśli ktoś celowo, z rozpędu zjechał nią z góry.Bardzo chcę popłynąć z powrotem i się ubrać.Ale nie mogę tego zrobić, jeszcze nie.Biorę głęboki wdech i nurkuję.Woda wciska mi w uszy lodowate igiełki.Wszystko jestzamazane i ciemne.Nic nie widzę, ale wtedy księżyc wyłania się zza chmury i naglenieziemskie światło przenika w dół.Pode mną ożywa zanurzone metalowe cielsko.Terazrozpoznaję, że to pick-up.Otwarta paka za kabiną jest oświetlona i pusta.Nurkuję głębiej,czuję rozsadzający ból w płucach.Za dużo papierosów.Walczę z wypornością swojego ciała,chwytam za klamkę przy drzwiach i omal nie odpływam, gdy otwierają się w zwolnionymtempie.Serce zaczyna mi bić jak w bęben, kiedy podciągam się bliżej.Wnętrze kabiny jestmętne i pełne cieni.Zaglądam do środka na kolejne trzy uderzenia serca, potem księżycniknie i znowu zapada ciemność.Puszczam drzwi, odpycham się w stronę powierzchni [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •