[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ktoś rzucił bryłę błota, która trafiła Katarzynę w samo serce.Dziewczynanawet się nie zachwiała.Stała wyprostowana, sztywna.jakby nic do niej niedocierało.Całą swoją duszą wpatrywała się w Arnolda.Cuchnące błotospływało po jej sukni, pozostawiając czarny ślad.Nagle młoda kobietawybuchnęła śmiechem.Strasznym, przerazliwym śmiechem, któryspowodował, że wszyscy zamilkli.Wydawało się, że śmiech ten nigdy sięnie skończy.- Zabierzcie ją stąd! - wykrzyknął wyprowadzony z równowagiArnold.- Zabierzcie ją stąd, bo ją zabiję!.Nagle śmiech zamienił się w szloch.Sierżant chwycił Katarzynę zaramię, podczas gdy jeden z żołnierzy wiązał jej ręce z tyłu.Odwróciła głowę,ale jej nie spuściła.Przed oczami miała mgłę.Zmęczonym ruchem opuściłaramiona i dała się poprowadzić teraz już obojętna.nie widząc nawetmijanych ulic.Nie dostrzegła też, że kiedy prowadzono ją przez mały placyk, zzafontanny wynurzyła się wysoka sylwetka de Xaintrailles'a, który zatrzymałdyskretnie dowódcę eskorty.SR - Wsadz ją do więzienia - szepnął kapitan - ale nie do lochu, i nieprzykuwaj jej.Powiedz też strażnikowi, żeby dał jej coś do jedzenia.Tylkocudem trzyma się na nogach.Rzadko można spotkać winowajczynię, któratak przypominałaby ofiarę.Człowiek kiwnął głową na znak, że rozumie, wsadził do kieszenisztukę złota, którą wsunął mu Xaintrailles, i dołączył do oddziałueskortującego Katarzynę.* * *Chatelet, dokąd żołnierze zaprowadzili dziewczynę, było fortecąOrleanu.Strzegła ona wjazdu na wielki most, który prowadząc obokpiaszczystej wysepki, gdzie stała mała baszta świętego Antoniego, łączył sięna lewym brzegu z fortecą Tourelles, jednym z głównych punktów oporuAnglików.Dowodził nią William Gladsdale.Gdy wstał dzień, Katarzyna spoglądając przez okienko skąpooświetlające celę, zobaczyła w dole Loarę, co wywołało w niej radość.Odkiedy dobrnęła do rzeki po wyczerpującej wędrówce, traktowała ją jak kogośbliskiego, jak przyjaciela.W przeddzień, gdy żołnierze wrzucili ją do celi,widok rzeki nie wzbudził w niej żadnej reakcji.Zmęczona i przytłoczonaolbrzymim rozczarowaniem, jakie ją spotkało, rzuciła się na stertę słomy,która miała służyć jej za posłanie, i zasnęła jak zmordowane zwierzę.Niesłyszała nawet, jak strażnik przyniósł jej dzban wody i kawałek chleba.Po przebudzeniu zastanawiała się przez dłuższą chwilę, czy nie jestjeszcze pogrążona w jakimś złym śnie.Jednak w miarę jak powracała jejpamięć, wypadki poprzedniego dnia stawały się coraz bardziej wyraziste.Zgłową ukrytą w dłoniach, siedząc na nędznym legowisku, usiłowała za-stanowić się nad sytuacją, ale czuła tylko gorycz.Przez wszystkie te ostatnieSR dni, w czasie strasznej wędrówki, a nawet jeszcze wcześniej, dokładnie odczasu, kiedy w Chateauvillain brat Stefan powiedział jej, że Arnold się nieożenił, żyła jakby w hipnozie.Powrót do rzeczywistości był brutalny, aprzebudzenie miało gorzki smak.Kiedy pomyślała o Arnoldzie de Montsalvy, twarz poczerwieniała jejze wstydu i złości.Ale oskarżała bardziej siebie niż jego.Była szalona,sądząc, że przyjmie ją z otwartymi ramionami, ponieważ przybyła do niegopozbawiona wszystkiego, nie przynosząc nic oprócz miłości! Zdała sobiesprawę, że być może podświadomie uważała, iż czekana nią tylko dlatego, żedwa razy stracił głowę w jej ramionach.Zapomniała o tym, w jakiej sytuacjiwidział ją po raz ostatni: siedziała w łożu Filipa, a on obrzucił ją pełnym po-gardy spojrzeniem.Człowiek tak uparty i nieprzejednany jak Arnoldnienawidził jej za dwie sprawy.W jego oczach Katarzyna była po dwakroćwinna, po dwakroć przeklęta: była jedną z tych Legoix, którzy kiedyśzamordowali jego brata Michała, i była kochanką Filipa Burgundzkiego, któ-rego on nienawidził i uważał za zdrajcę.Nie, jeśli w tej sprawie był ktoś,kogo należało winić, to właśnie ją, za to, że wszystko poświęciła dlaniemożliwego marzenia.Straciła wszystko, wszystko.Znajdowała się wwięzieniu, oskarżona o coś, co mogło zakończyć się jej śmiercią, narażała sięwielokrotnie na niebezpieczeństwa, i wszystko to na nic.Wstała i zaczęła przechadzać się po celi.Było to wąskie i niskiepomieszczenie, do którego światło dochodziło przez mały, zakratowanyotwór.Jedynymi sprzętami były słomiane legowisko i taboret, na którymstrażnik położył chleb i postawił dzbanek z wodą.Ze ścian spływała woda izwisały straszne łańcuchy i żelazne obręcze.Już po raz trzeci zamknięto ją wwięzieniu, ale dziewczyna miała nadzieję, podobnie jak i poprzednio, że się zniego wydostanie.%7łycie nie mogło się tak zakończyć.Chcąc odzyskać siły, zaczęła się posilać.Urwała, nie bez trudu,SR kawałek twardego chleba, który musiał pochodzić z jakichś starannieukrytych zapasów, bo w mieście, do którego nie dochodziły żadne konwoje zżywnością, panował głód.Aby móc go zjeść, maczała po kawałku w wodzie.Na zakończenie wypiła kilka łyków wody i poczuła się lepiej.Zaśmiała sięnawet, wspominając wspaniałe uczty i wykwintne dania, w których gustowałFilip Burgundzki, a które niegdyś tak ją nużyły.Jakże smakowałby terazkawałek jednego z tamtych wspaniałych pasztetów!Następnie usiłowała zasnąć, aby więcej nie rozmyślać.Była wściekłana siebie samą, na cały świat i na tak upragnione miasto, które terazprzeklinała z całego serca.Kiedy się ściemniło, niskie drzwi otworzyły się i stanął w nichstrażnik.Nieco dalej, w korytarzu, stało nieruchomo czterech żołnierzy zpikami w dłoniach.- Trzeba iść! - powiedział strażnik, grubasek o wesołej twarzy, którynie przypominał w niczym strażnika więziennego.Katarzyna, którazobaczyła go po raz pierwszy, zdziwiła się na widok jego szczerych,niebieskich oczu.- Gdzie mnie prowadzą? - zapytała.Wzruszył ramionami na znak, że nie wie i wskazał na żołnierzy:- Oni wiedzą.To musi ci wystarczyć.Bez dodatkowych komentarzy dziewczyna w otoczeniu żołnierzyweszła po krętych kamiennych schodach i znalazła się w małym, sklepionympomieszczeniu, skąd wychodziło wiele korytarzy zamkniętych grubymi,stalowymi kratami.Weszli w korytarz kończący się małymi,dziesięciostopniowymi schodami, u góry których znajdowały się dębowedrzwi z grubymi, stalowymi zawiasami i małym okienkiem.Kiedy drzwi sięotworzyły, Katarzyna stanęła na progu długiej i niskiej sali, której sklepieniepodpierały cztery masywne filary.Na jednej ze ścian znajdowało się wąskieSR okno w kształcie grotu lancy.Przy tej ścianie, na całej jej szerokości, stałdługi stół.Za stołem siedziało pięciu mężczyzn.Inny mężczyzna siedzącyprzy małym stoliku z boku, pisał coś w świetle świecy.Na gołych,kamiennych ścianach, gdzie wisiał jedynie krzyż, paliły się pochodnie.Strażnicy zaprowadzili Katarzynę na środek sali, ustawili twarzą dostołu i stanęli obok niej [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •