[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.RLZ czasem zaczęłam surowiej oceniać jej zachowanie, ale też zdałam sobie sprawę, że jestkobietą nieszczęśliwą.Myślałam, że na tym swoim wygnaniu znalazła jakieś lekarstwo na roz-liczne bolączki, ponieważ mogła do upojenia - jak zawsze zresztą - wykazywać słuszność pod-jętych przez siebie decyzji i krytykować bez ograniczeń tych, którzy, według niej, sprawili jejzawód.Miała wyjątkowe szczęście, jeśli tak to można nazwać, że trafiła na towarzyszkę o po-dobnych poglądach; bez wątpienia znakomicie się rozumiały i jeśli zdarzały się między naminieporozumienia, to nie wykraczały poza zwykłe sprzeczki.Ja postrzegałam ten układ jako zu-pełnie nienaturalny i nie miałam ochoty przyglądać mu się z bliska.Sam pomysł, żeby za-mieszkać z kobietą, a nie z mężczyzną, zawsze był dla mnie niepojęty i taki pozostał.Dlategowspółczucie dla matki, pomieszane z trudną miłością, jaką nadal się darzyłyśmy, trzymało mniez dala od niej.Nigdy też nie fantazjowałam, jak by to było mieć zupełnie inną matkę, taką, jakąbym sobie sama wymarzyła.Mogłabym się obyć bez swojego dzieciństwa.Nie pamiętam, że-bym kiedykolwiek za nim zatęskniła.W Wielkanoc ulice opustoszały, a ja byłam pełna niepokoju na myśl o ciągnącym siębezlitośnie czasie.Nastały niespodziewanie ciepłe dni i uzmysłowiły mi ograniczenia mojegomieszkania, które choć przytulne zimą, teraz mi doskwierało, odcinając od świata zewnętrzne-go.W niedzielę wielkanocną spacerowałam po parku, co przypomniało mi Nigela Warda i jegostudentów.Pomyślałam, a wcześniej nie przyszło mi to do głowy, że być może studenci chcielimu zrobić przyjemność, że tak naprawdę nie interesowały ich długie spacery i że woleliby po-pijać kawę w jakimś tętniącym życiem miejscu.Myślałam o jego wysiłkach jako szlachetnych,ale i nieco smutnych - ich niewinność robiła duże wrażenie.Wyobraziłam go sobie podczas fe-rii, jak przemierza zdecydowanym krokiem Francję, jak mówi sobie, że narzucone zadanie dajemu pełną satysfakcję i to już jest wystarczającym sukcesem, kiedy więc dotrze w końcu doswoich przyjaciół, niewiele będzie miał im do powiedzenia, bo dla niego najważniejsze jestsamo wcielenie zamysłu w życie.Z kolei jego przyjaciele odniosą się do niego z pewną rezerwą, ich wylewność zostanienieco ostudzona jego niezachwianą surowością.Ale nie spotka się z obojętnością.Można bo-wiem czuć się poruszonym, wręcz wzruszonym demonstracją takiej cnoty; można też poczućsię nieswojo.Ja sama czułam się w jego towarzystwie podle i nędznie; historia jego życia zro-biła na mnie wrażenie, choć jednocześnie przeraziła mnie gorycz porażki, która zniszczyła mumłodość i nie pozostała bez wpływu na jego pózniejsze życie.Pod wieloma względami zastygłw czasie i dlatego jego zachowanie charakteryzowała niezwykła wręcz wieloznaczność, z czegoRLprawdopodobnie nie zdawał sobie z sprawy.Paradoksem było, że mężczyzna pod każdymwzględem atrakcyjny robił wrażenie tak nieprzystępnego.Nie wyczuwało się istnienia żadnejkobiety na dalszym planie, jeśli nie liczyć młodziutkiej oblubienicy, której pamięci pozostawałwierny.Nie miał pojęcia, że takie niczym nie zmącone dni, jeśli w ogóle miało się szczęście jeprzeżyć, nigdy się nie powtarzają.Przywoływał w pamięci wspomnienia tamtych dni i nie-zmiennie smuciło go, że nie jest w stanie niczego na nich zbudować.A przecież był człowie-kiem inteligentnym i wyglądało na to, że wcale nie szuka pocieszenia.Usilnie starał się czegośdokonać i robił rzeczy, do jakich większość z nas, ze mną na czele, nie jest zdolna, a rezultatembyła jedynie surowość zachowania, która musiała zrazić wszystkie osoby, na których towarzy-stwie mogło mu zależeć.Istniała między nami pewna różnica, co stwierdziłam z żalem, ale czego nie mogłam zi-gnorować.Jemu dana była możliwość cieszenia się młodością i związanym z nią optymizmem,podczas gdy ja żyłam powściągliwie i nie miałam żadnych oczekiwań.I znowu z prawdziwązgrozą wróciłam pamięcią do tamtej paryskiej samotności i nagle uzmysłowiłam sobie, że nig-dy tam już nie pojadę.Jego stoicki spokój był oczywisty, ale niedościgły.Krążyliśmy wokółsiebie niepewnie, jak jakieś dwa roboty; a byłam jednocześnie zniecierpliwiona i zażenowanatym, że nie udaje mi się go zaintrygować.Nigdy nie byłam w tym mistrzynią; brakowało mipewności siebie, żeby się czegokolwiek domagać [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.RLZ czasem zaczęłam surowiej oceniać jej zachowanie, ale też zdałam sobie sprawę, że jestkobietą nieszczęśliwą.Myślałam, że na tym swoim wygnaniu znalazła jakieś lekarstwo na roz-liczne bolączki, ponieważ mogła do upojenia - jak zawsze zresztą - wykazywać słuszność pod-jętych przez siebie decyzji i krytykować bez ograniczeń tych, którzy, według niej, sprawili jejzawód.Miała wyjątkowe szczęście, jeśli tak to można nazwać, że trafiła na towarzyszkę o po-dobnych poglądach; bez wątpienia znakomicie się rozumiały i jeśli zdarzały się między naminieporozumienia, to nie wykraczały poza zwykłe sprzeczki.Ja postrzegałam ten układ jako zu-pełnie nienaturalny i nie miałam ochoty przyglądać mu się z bliska.Sam pomysł, żeby za-mieszkać z kobietą, a nie z mężczyzną, zawsze był dla mnie niepojęty i taki pozostał.Dlategowspółczucie dla matki, pomieszane z trudną miłością, jaką nadal się darzyłyśmy, trzymało mniez dala od niej.Nigdy też nie fantazjowałam, jak by to było mieć zupełnie inną matkę, taką, jakąbym sobie sama wymarzyła.Mogłabym się obyć bez swojego dzieciństwa.Nie pamiętam, że-bym kiedykolwiek za nim zatęskniła.W Wielkanoc ulice opustoszały, a ja byłam pełna niepokoju na myśl o ciągnącym siębezlitośnie czasie.Nastały niespodziewanie ciepłe dni i uzmysłowiły mi ograniczenia mojegomieszkania, które choć przytulne zimą, teraz mi doskwierało, odcinając od świata zewnętrzne-go.W niedzielę wielkanocną spacerowałam po parku, co przypomniało mi Nigela Warda i jegostudentów.Pomyślałam, a wcześniej nie przyszło mi to do głowy, że być może studenci chcielimu zrobić przyjemność, że tak naprawdę nie interesowały ich długie spacery i że woleliby po-pijać kawę w jakimś tętniącym życiem miejscu.Myślałam o jego wysiłkach jako szlachetnych,ale i nieco smutnych - ich niewinność robiła duże wrażenie.Wyobraziłam go sobie podczas fe-rii, jak przemierza zdecydowanym krokiem Francję, jak mówi sobie, że narzucone zadanie dajemu pełną satysfakcję i to już jest wystarczającym sukcesem, kiedy więc dotrze w końcu doswoich przyjaciół, niewiele będzie miał im do powiedzenia, bo dla niego najważniejsze jestsamo wcielenie zamysłu w życie.Z kolei jego przyjaciele odniosą się do niego z pewną rezerwą, ich wylewność zostanienieco ostudzona jego niezachwianą surowością.Ale nie spotka się z obojętnością.Można bo-wiem czuć się poruszonym, wręcz wzruszonym demonstracją takiej cnoty; można też poczućsię nieswojo.Ja sama czułam się w jego towarzystwie podle i nędznie; historia jego życia zro-biła na mnie wrażenie, choć jednocześnie przeraziła mnie gorycz porażki, która zniszczyła mumłodość i nie pozostała bez wpływu na jego pózniejsze życie.Pod wieloma względami zastygłw czasie i dlatego jego zachowanie charakteryzowała niezwykła wręcz wieloznaczność, z czegoRLprawdopodobnie nie zdawał sobie z sprawy.Paradoksem było, że mężczyzna pod każdymwzględem atrakcyjny robił wrażenie tak nieprzystępnego.Nie wyczuwało się istnienia żadnejkobiety na dalszym planie, jeśli nie liczyć młodziutkiej oblubienicy, której pamięci pozostawałwierny.Nie miał pojęcia, że takie niczym nie zmącone dni, jeśli w ogóle miało się szczęście jeprzeżyć, nigdy się nie powtarzają.Przywoływał w pamięci wspomnienia tamtych dni i nie-zmiennie smuciło go, że nie jest w stanie niczego na nich zbudować.A przecież był człowie-kiem inteligentnym i wyglądało na to, że wcale nie szuka pocieszenia.Usilnie starał się czegośdokonać i robił rzeczy, do jakich większość z nas, ze mną na czele, nie jest zdolna, a rezultatembyła jedynie surowość zachowania, która musiała zrazić wszystkie osoby, na których towarzy-stwie mogło mu zależeć.Istniała między nami pewna różnica, co stwierdziłam z żalem, ale czego nie mogłam zi-gnorować.Jemu dana była możliwość cieszenia się młodością i związanym z nią optymizmem,podczas gdy ja żyłam powściągliwie i nie miałam żadnych oczekiwań.I znowu z prawdziwązgrozą wróciłam pamięcią do tamtej paryskiej samotności i nagle uzmysłowiłam sobie, że nig-dy tam już nie pojadę.Jego stoicki spokój był oczywisty, ale niedościgły.Krążyliśmy wokółsiebie niepewnie, jak jakieś dwa roboty; a byłam jednocześnie zniecierpliwiona i zażenowanatym, że nie udaje mi się go zaintrygować.Nigdy nie byłam w tym mistrzynią; brakowało mipewności siebie, żeby się czegokolwiek domagać [ Pobierz całość w formacie PDF ]