[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Cały dzieńczuł się dziwnie oszołomiony i zdekoncentrowany, jak ktoś, ktonie do końca odpowiada za swoje czyny i nie wie, co zrobi zachwilę.Dziw prawdziwy, że nie przerzucił jej sobie przez ramię i niewyniósł z pubu Jima niby jakiś jaskiniowiec.- Tego nie da się tak zostawić.Musimy jednak porozmawiać.- Podszedł do stojącej koło ogrodzenia Tessy.W mroku jejwłosy wydawały się jeszcze jaśniejsze, niebieskie oczy też.Wzruszyła ramionami.- O czym? Przyjechałeś do Bostonu, żeby sprawdzić, czy niejestem świrem, utrapieniem, psychopatką, czy przypadkiem nieuknułam jakiejś niecnej intrygi do spółki z Udem Granthamem.Kim jeszcze? Morderczynią.Krwawą, złowrogą zjawą, którasieje wokół siebie śmierć.Tak.Chciałeś się upewnić, czy niemam nic wspólnego ze szkieletem w piwnicy.RS 186- Nigdy nie przyszło mi do głowy, że mogłabyś kogoś zabić.- Ale przyszło ci do głowy, że mogę być świrem, utrapieniemi psychopatką?Powściągnął uśmiech.- Psychopatką nie.Wybrała właściwy klucz i zaczęła schodzić po stopniach.- Powinnam była rano zadzwonić do ojca i uprzedzić go, żebynie wpuszczał cię do baru.- Nawet sobie nie wyobrażasz, jak chłodno mnie przyjął,kiedy pojawiłem się u niego po południu.- I bardzo dobrze.Gdy trzeba, potrafi się jednak zachować.-W oczach Tessy zabłysły iskierki.- Mam pewien pomysł.Wejdziesz?- Na chwilę.Stanął obok niej przy drzwiach zaopatrzonych w byle jakizamek.Za nimi był niewielki korytarz prowadzący domieszkania Tessy, położonego od ulicy, i drugiego, od stronypodwórza.Jedne i drugie drzwi miały niewiele lepsze zamki,tyle że Tessa od wewnątrz założyła łańcuch i solidną zasuwę.- Davey wpadł tu któregoś popołudnia - wyjaśniła.- Zwykle nie zwracam uwagi na zamki.- Zwykle prowadzę zwyczajne życie.Andrew pomyślał, że Tessa Haviland składa się z samychsprzeczności.Graficzka z mieszkaniem w suterenie na BeaconHill.Ojciec wdowiec.Ojciec chrzestny hydraulik.Brak matki,która mogłaby być wzorcem.Biuro przy starym cmentarzu.Wozownia nad oceanem, otrzymana od bogatego ekscentryka,który gdzieś przepadł.Kobieta, która schodzi po nocy do piwnicy w poszukiwaniukota, potyka się o szkielet, a potem nikomu nie wspomina o tymsłowem.Kobieta, która znając go zaledwie kilka godzin, poszłaby znim do łóżka, gdyby nie Harl i Dolly.RS 187Gdyby nie Dolly, bo Harl z pewnością nie miałby nicprzeciwko temu.- Komuś może się wydawać, że zwyczajne - sprostowałAndrew.Tessa uśmiechnęła się.- Chcę, żeby było zwyczajne.- Dlaczego?- Bo byłam niezwyczajnym dzieckiem.Wychowywałam siębez matki.Teraz chcę być zwyczajną osobą.Andrew wszedł do małej bawialni z wnęką kuchenną w głębi.Urządzone eklektycznie mieszkanko łączyło urok staroci zpchlego targu z wielkomiejskim wyrafinowaniem.W sposobiezestawienia przedmiotów nie było nic z martwej sztuczności, takcharakterystycznej dla wnętrz wymyślanych przez projektantów.Malowana taca na stoliku, kolorowe poduszki na kanapie.I sterta upranych rzeczy.Sama bielizna.Andrew zauważyłkoronkowy stanik.Tessa poszła za jego wzrokiem, zaczerwieniła się i szybkowyniosła bieliznę do sypialni.- Mieszkam sama.Nie muszę co chwilę sprzątać po sobie.- Gdyby to były ręczniki, nie przejmowałabyś się.- Ale to nie były ręczniki.- Przeczesała krótkie włosypalcami.Andrew próbował ponownie doszukać się śladówbijatyki, sińców, zadrapań.Nic.- Napijesz się czegoś?- Nie, dziękuję.- Myślisz, że policja coś dzisiaj zdziałała? - zapytałanieoczekiwanie.Andrew pokręcił głową.- Wątpię.- Pomyśleli, że mają do czynienia z wariatką.Może to i lepiej.- Mniej komplikacji - zgodził się.- Kto wie, może to Chubby podrzuciła szkielet.Albo goukradła.Chubby czuwa nad wami.To ktoś w rodzaju aniołastróża.RS 188- Dziękuję za takiego anioła stróża.Dolly zwala na niąwszystko, co przeskrobie.Zaśmiała się.- Podoba mi się jej sposób myślenia.Przewrotny, a zarazemcałkowicie szczery.Andrew zobaczył zdjęcia Tessy i Dce'a przy jakimś projekcie,który zapewne musiała wykonać na zlecenie fundacji.Na widokuśmiechniętej twarzy Granthama poczuł bolesne ukłucie.Nie spodziewał się po sobie takiej reakcji.Raczejpowiedziałby, że przezwyciężył już nienawiść do Ike'a, albo żenigdy nie czuł do niego nienawiści.Ujrzenie jego zdjęcia tutaj,w mieszkaniu Tessy, było jak nieoczekiwany cios.- Dce potrafił być czasami straszny - powiedziała Tessa cicho,stając obok Andrew.Instynktownie wyczuwała jego emocje ipostanowiła zareagować.-Nigdy nie traktowałam go poważnie.Przychodziło mi to bez trudu, bo był tylko klientem, ale wobecwielu osób postępował bezwzględnie.Był genialnympsychologiem, musiał się z tym urodzić, ale dziwniewykorzystywał ten dar.%7łerował na ludzkich słabościach,pokazywał im je jak na dłoni.Andrew pokiwał głową.- I w większości przypadków trafiał bez pudła.Co wcale nieznaczy, że można go było lubić.Wzięła fotografię do ręki i przesunęła po niej palcem, zżalem, ale bez tej tęsknoty, która się budzi, gdy chodzi o ludzinam bliskich.- Mój przyjaciel zrobił to zdjęcie.Facet, z którym wtedychodziłam.Dce go nie lubił.Mówił, że nie odróżnia śrubokrętaod kombinerek i żebym nie zawracała sobie głowy typem, którynie potrafi naprawić spłuczki w ubikacji.- Miał rację?- Jeśli chodzi o tego faceta? No cóż, po prostu nie wiem, zakrótko się spotykaliśmy, żebym poddała go testowi spłuczki.RS 189%7łartowała, ale była w tym forma obrony, próba ominięciatego, co Dce w niej dostrzegł [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •