[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dziadek opowiadał mi bajki i kiedyś się podobno pomylił.Może był śpiący, może cośprzepuścił, albo pomieszał.Przerwałam mu. Dziaduń! powiedziałam ze zgorszeniem. Czyś ty się z choinki urwał, czyś przezmost przeskoczył?Dziadka rozbudziło to radykalnie, ale do dziś nie wiem, co się z czego wzięło.Czy jużwcześniej słyszałam te słowa, czy też wymyśliłam je sama, a w każdym razie ironicznepytanie: Z choinki, czy przez most& ? zakorzeniło się w rodzinie na zawsze.Dalej zaczynają mi się już wspomnienia własne, dość urozmaicone i chyba niecopomieszane chronologicznie.Niejasno pamiętam rozmowę moich rodziców na tematprzeprowadzki, z przerazliwą dokładnością natomiast wyryły się we mnie ostatnie słowa ojca.Może zresztą nie były ostatnie, może mówił coś jeszcze, ale to już do mnie nie dotarło.Prawdopodobnie miałam wtedy cztery lata.Jakim cudem ta straszliwa cecha mogła sięobjawić u dziecka w tym wieku, jest nie do pojęcia.Pózniej owszem, wszystko rozumiem,skutki wynikały z określonych przyczyn, ale wówczas& ?Chciałam być sama.Chciałam mieć dla siebie miejsce, gdzie miałabym święty spokój inikt by się mnie nie czepiał.Spragniona byłam izolacji. Dzidzia tam będzie miała swój kącik powiedział ojciec do matki.Usłyszałam to i niebo się przede mną otwarło.Wyobraziłam sobie własny pokój, zachwyt iszczęście było tak silne, że doskonale pamiętam je do dziś.Potem okazało się, że ojciec miałna myśli balkon i potęgę rozczarowania również pamiętam do tej pory.Kolejne wspomnienie pochodzi już z nowego mieszkania, po przeprowadzce.Kiwałam sięlekko na huśtawce w drzwiach pomiędzy sypialnią a tak zwanym stołowym, haki byływkręcone w futrynę, oglądałam się za siebie i widziałam moją matkę w balowej sukni przedlustrem.Suknia była powłóczysta, lejąca się, w kwiaty, w szaro niebiesko różowawychkolorach, przewiązana niebieską atłasową szarfą.Widok wydawał mi się zachwycający izważywszy urodę mojej matki, zapewne istotnie taki był.Pamiętam także grę w karty.Mam wrażenie, że grać w karty umiałam wcześniej, niżporządnie mówić.Karty były prawdziwe, rozróżniałam je bezbłędnie, gry natomiastdostosowane poziomem do lęgnącego się dopiero umysłu.W wojnę, na przykład, kładzie siękartę zwyczajnie, twarzą do góry, i większa wygrywa.Albo w cygana.Kładzie się jąodwrotnie, twarzą do dołu, a grzbietem do góry, i mówi, co to jest, przeważnie oszukując,albo nie, partner może kartę odkryć dla sprawdzenia, jeśli jednak trafi na prawdę, przegrywa.Innych gier wczesnego dzieciństwa już sobie nie przypominam, ta w cygana jednakżestanowiła zapewne przygotowanie do pokera.Gra w karty zawsze odbywała się w kuchni mojej babci, na dużym stole, pokrytym ceratą.Przeważnie siedziałam na tym stole po turecku, a grało co najmniej trzy osoby, ktokolwiek sięnapatoczył, był angażowany w rozrywkę, zazwyczaj była to rodzina i mętnie majaczą mi sięróżni siostrzeńcy i bratankowie babci, których pózniej w ogóle nie widywałam.Chodzić i mówić zaczęłam dość wcześnie, jakimś cudem nie stałam się dzieckiemzapóznionym w rozwoju.Większość własnych wypowiedzi znam z relacji rodzinnych.Kiedyś wyrwałam moją matkę ze snu, tkwiąc w oknie o poranku i mówiąc z zachwytem: Mama, aka grała! Zaintrygowana zjawiskiem matka popędziła do okna i okazało się, żeistotnie świat okrywa gęsta mgła.Aatwiej powiedzieć mgła niż gmła , wprawiłam zatemrodzinę bez mała w podziw. Kolodzie to były kartofle, ponadto chwilową rozterkęspowodowałam kolącą wodą.Chciałam kolącej wody.Pierwsze podejrzenie padło na wodękolońską, potem na gorącą, potem wreszcie wyszło na jaw, że miała to być zwyczajna wodasodowa.Trwałe skojarzenie istnieje we mnie po dziś dzień i objawia się na widok begonii [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Dziadek opowiadał mi bajki i kiedyś się podobno pomylił.Może był śpiący, może cośprzepuścił, albo pomieszał.Przerwałam mu. Dziaduń! powiedziałam ze zgorszeniem. Czyś ty się z choinki urwał, czyś przezmost przeskoczył?Dziadka rozbudziło to radykalnie, ale do dziś nie wiem, co się z czego wzięło.Czy jużwcześniej słyszałam te słowa, czy też wymyśliłam je sama, a w każdym razie ironicznepytanie: Z choinki, czy przez most& ? zakorzeniło się w rodzinie na zawsze.Dalej zaczynają mi się już wspomnienia własne, dość urozmaicone i chyba niecopomieszane chronologicznie.Niejasno pamiętam rozmowę moich rodziców na tematprzeprowadzki, z przerazliwą dokładnością natomiast wyryły się we mnie ostatnie słowa ojca.Może zresztą nie były ostatnie, może mówił coś jeszcze, ale to już do mnie nie dotarło.Prawdopodobnie miałam wtedy cztery lata.Jakim cudem ta straszliwa cecha mogła sięobjawić u dziecka w tym wieku, jest nie do pojęcia.Pózniej owszem, wszystko rozumiem,skutki wynikały z określonych przyczyn, ale wówczas& ?Chciałam być sama.Chciałam mieć dla siebie miejsce, gdzie miałabym święty spokój inikt by się mnie nie czepiał.Spragniona byłam izolacji. Dzidzia tam będzie miała swój kącik powiedział ojciec do matki.Usłyszałam to i niebo się przede mną otwarło.Wyobraziłam sobie własny pokój, zachwyt iszczęście było tak silne, że doskonale pamiętam je do dziś.Potem okazało się, że ojciec miałna myśli balkon i potęgę rozczarowania również pamiętam do tej pory.Kolejne wspomnienie pochodzi już z nowego mieszkania, po przeprowadzce.Kiwałam sięlekko na huśtawce w drzwiach pomiędzy sypialnią a tak zwanym stołowym, haki byływkręcone w futrynę, oglądałam się za siebie i widziałam moją matkę w balowej sukni przedlustrem.Suknia była powłóczysta, lejąca się, w kwiaty, w szaro niebiesko różowawychkolorach, przewiązana niebieską atłasową szarfą.Widok wydawał mi się zachwycający izważywszy urodę mojej matki, zapewne istotnie taki był.Pamiętam także grę w karty.Mam wrażenie, że grać w karty umiałam wcześniej, niżporządnie mówić.Karty były prawdziwe, rozróżniałam je bezbłędnie, gry natomiastdostosowane poziomem do lęgnącego się dopiero umysłu.W wojnę, na przykład, kładzie siękartę zwyczajnie, twarzą do góry, i większa wygrywa.Albo w cygana.Kładzie się jąodwrotnie, twarzą do dołu, a grzbietem do góry, i mówi, co to jest, przeważnie oszukując,albo nie, partner może kartę odkryć dla sprawdzenia, jeśli jednak trafi na prawdę, przegrywa.Innych gier wczesnego dzieciństwa już sobie nie przypominam, ta w cygana jednakżestanowiła zapewne przygotowanie do pokera.Gra w karty zawsze odbywała się w kuchni mojej babci, na dużym stole, pokrytym ceratą.Przeważnie siedziałam na tym stole po turecku, a grało co najmniej trzy osoby, ktokolwiek sięnapatoczył, był angażowany w rozrywkę, zazwyczaj była to rodzina i mętnie majaczą mi sięróżni siostrzeńcy i bratankowie babci, których pózniej w ogóle nie widywałam.Chodzić i mówić zaczęłam dość wcześnie, jakimś cudem nie stałam się dzieckiemzapóznionym w rozwoju.Większość własnych wypowiedzi znam z relacji rodzinnych.Kiedyś wyrwałam moją matkę ze snu, tkwiąc w oknie o poranku i mówiąc z zachwytem: Mama, aka grała! Zaintrygowana zjawiskiem matka popędziła do okna i okazało się, żeistotnie świat okrywa gęsta mgła.Aatwiej powiedzieć mgła niż gmła , wprawiłam zatemrodzinę bez mała w podziw. Kolodzie to były kartofle, ponadto chwilową rozterkęspowodowałam kolącą wodą.Chciałam kolącej wody.Pierwsze podejrzenie padło na wodękolońską, potem na gorącą, potem wreszcie wyszło na jaw, że miała to być zwyczajna wodasodowa.Trwałe skojarzenie istnieje we mnie po dziś dzień i objawia się na widok begonii [ Pobierz całość w formacie PDF ]