[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- A w ogóle to tu nie ma przestępstwa.Głupia sprawa.Ciągle byłam zajęta, ale dla relaksu zdecydowałam się zrobić brydża, jedynego naprzestrzeni wielu miesięcy.Paweł skręcił nogę i kulał, obiecałam zatem, że ich po brydżuodwiozę.Obietnicę spełniłam, po północy wszyscy razem zeszliśmy na dół i za wycieraczkąstojącego na parkingu samochodu ujrzałam jakąś kartkę.W pierwszej chwili pomyślałam, żemandat, i zdziwiłam się, za co, bo stałam przecież w miejscu specjalnie do tego przeznaczonym,po czym wyjęłam ją i przeczytałam.Krzywymi kulfonami było na niej napisane: Dziobatyjezdzi doZalesia.Nic więcej, żadnej daty ani podpisu, w ogóle nic, tylko ta osobliwa informacja onie znanym mi dziobatym.Po wydarzeniach z oponami takie drobnostki nie robiły na mniewrażenia, sprawdziłam tylko, czy wycieraczki działają.Całą drogę zastanawialiśmy się, o co tumoże chodzić, i w końcu uznaliśmy komunikat za pomyłkę.Wetknięto go mnie, zamiast komuśinnemu.Normalna rzecz, pomyłki przytrafiają się na każdym kroku.Następnie zadzwoniłaLalka.Nie, nie tak, wtedy zadzwonił Gaweł.Zawahałam się, chronologia zaczęła mi kuleć.Lalka czy Gaweł.? Gaweł oczywiście, Lalka zadzwoniła znacznie wcześniej.Padał wtedydeszcz ze śniegiem, był koniec zimy, przeoczyłam ją w tym rozpamiętywaniu dziwowisk, niemiała z nimi nic wspólnego.Zaraz, czy rzeczywiście.? Moja przyjaciółka.Lalka, zadzwoniłaktóregoś popołudnia, komunikując, że zepsuł jej się samochód i żądając, żebym ją natychmiastprzewiozła z Ochoty na Mokotów.- Próbowałam znalezć taksówkę, ale w ogóle mowy nie ma! - powiedziała, wściekła izdenerwowana.- Nikogo nie ma w domu, ja nie wiem, gdzie się wszyscy pętają przy takiej pogodzie! Niewyniosę go przecież na tę mokrą zamieć!- Kogo nie wyniesiesz?- Samsona! Na litość boską, przyjedz, czekają na mnie! Samson to był jej kot, syjamski,cudownej piękności.Nie mogłam pojąć, po jakiego diabła wlecze kota na miasto w takie okropnepopołudnie.Chaotycznie mówiła coś o ślubie.- Czekaj, opamiętaj się, zaraz przyjeżdżam, tylko nic nie rozumiem.Po co ci kot naślubie?! Co za ślub?- No przecież nie mój, do diabła! Samsona! Umówiony jest na dzisiaj do jednej kotki, tencholerny samochód mi wysiadł, zgubiłam kartkę z nazwiskiem i telefonem tych ludzi, ta kotkaczeka, rozumiesz, trzeba ich koniecznie dzisiaj skojarzyć, rany boskie, nie gadaj tyle, tylkoprzyjeżdżaj! Prędzej! Nie wdając się w dodatkowe wyjaśnienia, rzuciłam słuchawkę i wyleciałamz domu w okropnym pośpiechu, zarażona zdenerwowaniem Lalki, niepewna, czy znajdziemytych ludzi, skoro zgubiła kartkę.Dla kotów gotowa byłam jednakże na wszelkie poświęcenia.Okazało się, że Lalka adresu istotnie nie zna, ale drogę i dom pamięta.Samson, przyzwyczajonydo samochodu, nie życzył sobie siedzieć w koszyku, wylazł i rozwalił się na tylnym siedzeniu.Przy każdym hamowaniu pomiaukiwał z niechętną urazą.- Nie lubi, jak się hamuje, bo go wtedy spycha - poinformowała mnie Lalka.- Zawsze tak jezdzi.Nie należy go teraz zdenerwować, sama rozumiesz.Jedz powoli.Wymagania Samsona uznałam za nieco wygórowane, przy panującej aurzedoprawdy nie można było zarzucić mi, że jadę prędko.Bez trudu znalazłyśmy siedzibęnarzeczonej, piękną willę przy Goszczyńskiego.- Czy mam tu czekać na zakończenie tych oczepin? - spytałam z lekkim niepokojem.- Czy też zadzwonisz do mnie po wyjściu małżonków z łożnicy? Bo niby jak masz zamiarwracać?- Odwiozą mnie.Oszalałaś, czekać tyle czasu! Nie wiadomo jak długo to będzie trwało,ona jest panienką i może mieć opory.Zapomniałam, jak jej na imię, zdaje się, że Malwina, a panidomu Kasia albo może odwrotnie.Oni by po mnie przyjechali, ale nie miałam jak ichzawiadomić, jak dzwonili, to ten bydlak jeszcze chodził, dopiero teraz nawalił.Cześć, dziękuję,opowiem ci wszystko wieczorem.! Przed północą Lalka zadzwoniła i złożyła mi raport,chichocząc bez opamiętania.- Słuchaj, koty to nic, oboje od razu przypadli sobie do gustu, ta Kasia jest prześliczna,chyba jeszcze piękniejsza niż Samson, ale za to państwo domu.! Niech skonam, istne kino!Zaciekawiła mnie nadzwyczajnie.Zażądałam, żeby natychmiast przestała się głupio śmiać imówiła jak człowiek.Niebotycznie rozbawiona Lalka, rżąc w telefon, wyjawiła wreszcie, żeodbyły się dwa wesela.Samson zainteresował się piękną Kasią i z wielkim ogniem okazywał jej uczucia, panidomu przyglądała się im czule i z rozrzewnieniem, pan domu natomiast popadł w przesadę.Pobardzo krótkiej chwili sypnął nagle z oczu iskrami, prychnął dziwnie, poderwał się z fotela,chwycił małżonkę za rękę i siłą wywlókł ją z pokoju, brutalnie przerywając jej kontemplacjękociej pary. Ależ, Karolu.! - krzyknęła dama z zażenowaniem, po czym znikła za małżonkiemw głębiach domu.Wrócili po pewnym czasie, jednakże nie trwale.Pana domu najwyrazniej opętał jakiś szałalbo temu Samsonowi zazdrościł, albo postanowił mu dorównać ze względów ambicjonalnych,dość że większą część czasu Lalka spędziła w samotności, nie bardzo wiedząc, jak sięzachowywać w krótkich chwilach obecności małżonków.Z zakłopotania nadużyła niecokoniaczku i teraz jest ubzdryngolona.- Mam nadzieję, że nie zostawili cię na łasce losu? - spytałam, rozweselona relacją.- Odwiezli cię, mimo wszystko?- Oczywiście.Pan Karol mnie odwiózł [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.- A w ogóle to tu nie ma przestępstwa.Głupia sprawa.Ciągle byłam zajęta, ale dla relaksu zdecydowałam się zrobić brydża, jedynego naprzestrzeni wielu miesięcy.Paweł skręcił nogę i kulał, obiecałam zatem, że ich po brydżuodwiozę.Obietnicę spełniłam, po północy wszyscy razem zeszliśmy na dół i za wycieraczkąstojącego na parkingu samochodu ujrzałam jakąś kartkę.W pierwszej chwili pomyślałam, żemandat, i zdziwiłam się, za co, bo stałam przecież w miejscu specjalnie do tego przeznaczonym,po czym wyjęłam ją i przeczytałam.Krzywymi kulfonami było na niej napisane: Dziobatyjezdzi doZalesia.Nic więcej, żadnej daty ani podpisu, w ogóle nic, tylko ta osobliwa informacja onie znanym mi dziobatym.Po wydarzeniach z oponami takie drobnostki nie robiły na mniewrażenia, sprawdziłam tylko, czy wycieraczki działają.Całą drogę zastanawialiśmy się, o co tumoże chodzić, i w końcu uznaliśmy komunikat za pomyłkę.Wetknięto go mnie, zamiast komuśinnemu.Normalna rzecz, pomyłki przytrafiają się na każdym kroku.Następnie zadzwoniłaLalka.Nie, nie tak, wtedy zadzwonił Gaweł.Zawahałam się, chronologia zaczęła mi kuleć.Lalka czy Gaweł.? Gaweł oczywiście, Lalka zadzwoniła znacznie wcześniej.Padał wtedydeszcz ze śniegiem, był koniec zimy, przeoczyłam ją w tym rozpamiętywaniu dziwowisk, niemiała z nimi nic wspólnego.Zaraz, czy rzeczywiście.? Moja przyjaciółka.Lalka, zadzwoniłaktóregoś popołudnia, komunikując, że zepsuł jej się samochód i żądając, żebym ją natychmiastprzewiozła z Ochoty na Mokotów.- Próbowałam znalezć taksówkę, ale w ogóle mowy nie ma! - powiedziała, wściekła izdenerwowana.- Nikogo nie ma w domu, ja nie wiem, gdzie się wszyscy pętają przy takiej pogodzie! Niewyniosę go przecież na tę mokrą zamieć!- Kogo nie wyniesiesz?- Samsona! Na litość boską, przyjedz, czekają na mnie! Samson to był jej kot, syjamski,cudownej piękności.Nie mogłam pojąć, po jakiego diabła wlecze kota na miasto w takie okropnepopołudnie.Chaotycznie mówiła coś o ślubie.- Czekaj, opamiętaj się, zaraz przyjeżdżam, tylko nic nie rozumiem.Po co ci kot naślubie?! Co za ślub?- No przecież nie mój, do diabła! Samsona! Umówiony jest na dzisiaj do jednej kotki, tencholerny samochód mi wysiadł, zgubiłam kartkę z nazwiskiem i telefonem tych ludzi, ta kotkaczeka, rozumiesz, trzeba ich koniecznie dzisiaj skojarzyć, rany boskie, nie gadaj tyle, tylkoprzyjeżdżaj! Prędzej! Nie wdając się w dodatkowe wyjaśnienia, rzuciłam słuchawkę i wyleciałamz domu w okropnym pośpiechu, zarażona zdenerwowaniem Lalki, niepewna, czy znajdziemytych ludzi, skoro zgubiła kartkę.Dla kotów gotowa byłam jednakże na wszelkie poświęcenia.Okazało się, że Lalka adresu istotnie nie zna, ale drogę i dom pamięta.Samson, przyzwyczajonydo samochodu, nie życzył sobie siedzieć w koszyku, wylazł i rozwalił się na tylnym siedzeniu.Przy każdym hamowaniu pomiaukiwał z niechętną urazą.- Nie lubi, jak się hamuje, bo go wtedy spycha - poinformowała mnie Lalka.- Zawsze tak jezdzi.Nie należy go teraz zdenerwować, sama rozumiesz.Jedz powoli.Wymagania Samsona uznałam za nieco wygórowane, przy panującej aurzedoprawdy nie można było zarzucić mi, że jadę prędko.Bez trudu znalazłyśmy siedzibęnarzeczonej, piękną willę przy Goszczyńskiego.- Czy mam tu czekać na zakończenie tych oczepin? - spytałam z lekkim niepokojem.- Czy też zadzwonisz do mnie po wyjściu małżonków z łożnicy? Bo niby jak masz zamiarwracać?- Odwiozą mnie.Oszalałaś, czekać tyle czasu! Nie wiadomo jak długo to będzie trwało,ona jest panienką i może mieć opory.Zapomniałam, jak jej na imię, zdaje się, że Malwina, a panidomu Kasia albo może odwrotnie.Oni by po mnie przyjechali, ale nie miałam jak ichzawiadomić, jak dzwonili, to ten bydlak jeszcze chodził, dopiero teraz nawalił.Cześć, dziękuję,opowiem ci wszystko wieczorem.! Przed północą Lalka zadzwoniła i złożyła mi raport,chichocząc bez opamiętania.- Słuchaj, koty to nic, oboje od razu przypadli sobie do gustu, ta Kasia jest prześliczna,chyba jeszcze piękniejsza niż Samson, ale za to państwo domu.! Niech skonam, istne kino!Zaciekawiła mnie nadzwyczajnie.Zażądałam, żeby natychmiast przestała się głupio śmiać imówiła jak człowiek.Niebotycznie rozbawiona Lalka, rżąc w telefon, wyjawiła wreszcie, żeodbyły się dwa wesela.Samson zainteresował się piękną Kasią i z wielkim ogniem okazywał jej uczucia, panidomu przyglądała się im czule i z rozrzewnieniem, pan domu natomiast popadł w przesadę.Pobardzo krótkiej chwili sypnął nagle z oczu iskrami, prychnął dziwnie, poderwał się z fotela,chwycił małżonkę za rękę i siłą wywlókł ją z pokoju, brutalnie przerywając jej kontemplacjękociej pary. Ależ, Karolu.! - krzyknęła dama z zażenowaniem, po czym znikła za małżonkiemw głębiach domu.Wrócili po pewnym czasie, jednakże nie trwale.Pana domu najwyrazniej opętał jakiś szałalbo temu Samsonowi zazdrościł, albo postanowił mu dorównać ze względów ambicjonalnych,dość że większą część czasu Lalka spędziła w samotności, nie bardzo wiedząc, jak sięzachowywać w krótkich chwilach obecności małżonków.Z zakłopotania nadużyła niecokoniaczku i teraz jest ubzdryngolona.- Mam nadzieję, że nie zostawili cię na łasce losu? - spytałam, rozweselona relacją.- Odwiezli cię, mimo wszystko?- Oczywiście.Pan Karol mnie odwiózł [ Pobierz całość w formacie PDF ]