[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Cóż, jeśli, drogi panie, mogę.- tak mi z niepewności zaschło w ustach, że ledwiedusiłem słowa.- Jeśli przybyłem tutaj ku panów uciesze.- zaczął z oburzeniem.- Konieczne nam są pewne informacje - oznajmiłem.Niezłym się zdanie owo wydałona początek.Duponte zaś wargi skrzywił, nie by coś powiedzieć, ale - żeby ziewnąć.Po czymsię usadowił w innej już pozycji.Reynolds mi zaś nie pozwolił dojść do głosu:-.To wam wiedzieć trzeba, że ja ot, tak po prostu, czasu nie marnuję.Mam bowiem,jak wiadomo, ważki udział w tworzeniu świetności tego miasta.I przy budowie czytelnipomagałem, i Instytutu Maryland również, prócz tego pod mym kierunkiem wznoszonopierwszy w Baltimore gmach żelazny, gdzie mieści się redakcja „Sun”.- W roku czterdziestym dziewiątym służyłeś pan przy wyborach Okręgu Czwartego wgospodzie Ryana, prawda?Duponte zapatrzył się w przestrzeń, niby kot, który wygodną przyjmie pozę, lecz dosnu się gotując, oczy jakby zmrużyć zapomina.- I chodzi o ów wieczór - bełkotałem dalej - przy wyborach.Przebywał tam, wCzwartym Okręgu, gość, który Poe się nazywa.- Słuchaj pan - przerwał Reynolds.- Masz, widać, jakieś wspólne sprawy z BaronemCośtam, człekiem, który mnie prześladuje, listy mi rozmaite zostawiając, prawda?- Ależ, panie Reynolds, proszę.- Nic tylko Poe, Poe, Poe! A któż to taki, ja się pytam?- Otóż właśnie - rzekł ze spokojem filozofa Duponte.- Jak nam tu wskazał monsieurReynolds, gdy sławą otoczony człowiek jakiś umrze, każdy na nim się skupia, a nie naśmierci jego, z czego się potem wyciąga jak najbiedniejsze wnioski.Brawo, Reynolds!Słowa te skonfundowały Reynoldsa jeszcze bardziej.Pogroził palcem i mnie, i Duponte’owi, tak jakby również detektyw był sprawcąwywiadu.- Dosyć! - z ust jego, niby trucizna, trysnął sok tytoniowy.- Straciłem resztkicierpliwości! I guzik mnie obchodzi, czy tamten jest baronem, a wy królami nawet! Dopowiedzenia nie mam nic, przede mną huk roboty, jasne?! Więc mi na zawsze dajcie spokój,bo wezwę policję.Gdy nazajutrz zszedłem na śniadanie, czekała mnie wiadomość, że Duponte’a znajdęw południe w bibliotece.Ku memu zaskoczeniu fakt, iż widziałem Barona, uznał za znacznieciekawszy niż to, że potajemnie przywabiłem Reynoldsa.- Zatem, monsieur - rzekł, pismami otoczony - śledziłeś pan Dupina.Wtedy mu podałem szczegóły wiadomego zajścia, a także, co się zdarzyło nacmentarzu i w szpitalu, prosząc o wybaczenie, że nawiązałem kontakt z Reynoldsem bez jegowiedzy.- Zrozum, monsieur, upraszam.Poe wołał „Reynolds” tuż przed śmiercią, znany ci zaśHenry Reynolds zasiadał w komisji wyborczej w gospodzie u Ryana, gdzie, jak wieszdoskonale, poetę znaleziono! Czyż się owa koincydencja nie wydaje ważna? - Sam sobieudzieliłem odpowiedzi: - Tak, że niepodobna by ją zlekceważyć!- Rzecz całkiem to przypadkowa, w mniejszym czy większym stopniu ledwie zbieżna.Jak zbieżna! Czy przypadkowa! Wszak Poe w ostatniej godzinie chciał widziećReynoldsa; Reynoldsa, który wcześniej przebywał tam, gdzie i geniusz właśnie! Lecz cóż,Duponte umiał przekonywać, choćby jakimś z pozoru nieznacznym stwierdzeniem.Gdyby naprzykład oznajmił, że katedry nasze to jedynie przypadek dla tutejszych katolików, nie sposóbby się z nim nie zgodzić.Na propozycję wspólnej przechadzki przystał z chęcią.Liczyłem, że tym sposobemnakłonię go do przemyślenia moich nowych podejrzeń.Ogarnął mnie niepokój, jak siępotoczy nasza sprawa, nie tylko zaś z tej przyczyny, iż - w przeciwieństwie do Barona -detektyw nie bierze Reynoldsa pod uwagę.Stwierdziwszy, że może nam coś umknąć,działamy bowiem w pojedynkę, wspomniałem przy spacerze pobyt poety, krótko przedśmiercią, w Filadelfii.- Tyle że on się tam nie wybrał.- Sugerujesz pan, jakoby tydzień wcześniej wcale tam nie wyjechał? - spytałemzdumiony pewnością Duponte’a w owej kwestii.- Czemuż się więc w gazetach wiecznie faktów międli?- Mając rzecz wszelką podaną na talerzu jako oczywistość, żurnaliści - raptusy - i tojako pewnik widzą, iż się im uda wykryć jakiś szczegół, gdy rzecz jest im odległa,niedostępna.Dziwi ich zatem wszystko, zwłaszcza okoliczność bezpodstawna.Gdy się cośraz ogłosi, to godne bywa uwagi, jeśli zaś fakt podają aż cztery publikacje, nie warto nimsobie zaprzątać głowy absolutnie, bo stale powtarzany, refleksję wszelką zagłuszy.- Ale skąd ta pewność, monsieur? W zasadzie nic nam nie wiadomo, co pisarz wBaltimore porabiał od zamierzonej wizyty z Brooksem aż do chwili, gdy udał się do gospody.Skąd przekonanie, że w owym czasie nie wsiadł sobie akurat do pociągu do Filadelfii? Jakżenam odrzucać tę ewentualność? Czy nie jest możliwe, iż tam, nie u nas, klucz się do zagadkikryje?- Otóż więc rozwieję pańskie wątpliwości.Zapewne sobie przypominasz, w jakim celuPoe zaplanował wędrówkę do rzeczonego miasta - odparł Duponte.Owszem - i tak mu to powtórzyłem: Poego poproszono, aby się zajął redakcjąutworów Marguerite St.Leon Loud, do wydania przeznaczonych, za co go miał mąż zasobnydamy owej nagrodzić kwotą w wysokości stu dolarów.Jak doniosły dzienniki, zgodził się natę lukratywną ofertę, gdy go w Richmond odwiedził Loud, małżonek artystki, wytwórcafortepianów.Stanowisko swoje Poe przypieczętował nawet, zwracając się do Muddy Clemm,by listy doń do Filadelfii kierowane zechciała opatrywać dziwnym pseudonimem „E.S.T.Grey Wielmożny”, jak również dodając: „Ufam, iż kłopoty nasze wkrótce się zakończą”.- Wielce by mu się przydała suma stu dolarów - rzekłem - bo cierpiał na brak gotówki,a także własny magazyn chciał zakładać.Nagle za drobny tomik, co by go przysposobił wparę godzin, mógł dostać sto dolarów, podczas kiedy zapłata za redakcję pięciu bodajczasopism ledwie mu starczała na wykarmienie rodziny! Ale jak, bez poszlak przeciwnych,ustalić by się dało, kiedy do Filadelfii przyjechał?- Za pośrednictwem pani Loud, to przecież oczywiste.Zmarszczyłem brwi.- Obawiam się, że nic z tego nie będzie.Posłałem jej kilka listów, lecz nie otrzymałemżadnej odpowiedzi.- Źle mnie pan zrozumiałeś.Bynajmniej nie listowny kontakt mam tutaj na myśli.Wziąwszy pod uwagę, iż to poetka z ambicjami i dzięki mężowi swemu wiedzie życie wdostatku, zapewne o tej porze bawi na wsi lub też na wybrzeżu, tak więc korespondencjazdałaby się na nic [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •