[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Isobel patrzyła, jak w jednej chwili dwie postacie zeświata snów stanęły naprzeciwko siebie, niby figury naszachownicy.Jedna w czerni.Druga w czerwieni.Kiedy napięcie między nimi pękło i nastąpił ruch,przypominało to walkę ciem o światło.Płaszcze szeleściłyi powiewały.Błyskały klingi.Niczym wysuszone liście,poruszane burzą, krążyli wokół siebie i żaden nie zadawałciosu, lecz obaj wirowali w niekończącej się furii.Jedno z ostrzy Reynoldsa trafiło płaszcz ZmierciSzkarłatnej.Przesiąknięta czerwienią tkanina zsunęła się,odsłaniając głowę i tors, które mogłyby należeć doszkieletu.%7łebra prężyły się, jakby chciały przerwaćnapiętą żółtą skórę, przylegającą do ciała stwora napodobieństwo mokrego materiału.Krew kapała zzapadniętych oczu, z pomarszczonych ust i koniuszkówwyciągniętych palców.Przestrzeń, z której wcześniej ustąpił tłum, znowu sięposzerzyła, gdy wszyscy się cofnęli.Goci zdjęli maski, ana ich twarzach malowały się przerażenie, niepewność,dezorientacja, a w końcu  podniecenie.W pewnej chwili ktoś wzniósł okrzyk zagrzewającydo walki.Typowe  tylko taka myśl przyszła do głowy Isobel.Nawet w tych okolicznościach nie mogła się powstrzymaći wzniosła oczy.Goci myśleli, że to się nie dziejenaprawdę.Uważali, że to widowisko.A właściwie czemunie, skoro lubowali się w takich pokręconych klimatach?Powyżej, na galeryjce, złożona z Noków widownia krakała i chrypiała gorączkowo w ptasich postaciach.Ptaki podskakiwały wzdłuż balustrady i śledziły walkępaciorkowatymi, żądnymi krwi oczami, jakby pragnęły sięwłączyć, lecz za bardzo się bały, by sfrunąć w dół izadawać ciosy.Donośny szum powietrza rozległ się ze środkaotwartej przestrzeni.Niczym domek z kart ZmierćSzkarłatna zapadła się w sobie, pochłonięta przezpodłogę.Zostawiła po sobie ciemną, złowieszczą plamę.W następnej chwili wyłoniła się za Reynoldsem, górującnad nim jak cień, zdolny przysłonić wszystko.Niczym za sprawą magnesu broń wyleciała z dłoniReynoldsa.W powietrzu obydwa ostrza zwróciły się wjego stronę, a on obrócił się, by przyjąć ciosy na pierś.W masie gapiów podniósł się zbiorowy krzyk, a wnim piskliwy wrzask Isobel.Wyrwała się naprzód i puściła się biegiem, gdyZmierć Szkarłatna z mocą pchnęła Reynoldsa w tył.Runąłciężko na deski podłogi i sunął po niej bez przytomności,aż zatrzymał się u stóp Isobel. O mój Boże!  wykrzyknęła i opadła przy nim nakolana.Co powinna zrobić? Jej dłonie zatrzepotały nad nimbezużytecznie, niby ogłupiałe motyle.Sięgnęła po ostrza,ale zaraz cofnęła ręce.Jej spojrzenie padło na biały szal,okrywający jego nos i usta.Czy pierwsza pomoc w ogólewchodziła w grę?Otworzył oczy i krzyknęła.Popatrzył na nią spod ronda kapelusza, po czym chwycił rękojeści obu ostrzy.Jednym ruchem wyciągnął je sobie z piersi.Z miejsc,które powinny być ranami, posypał się szary popiółniczym piasek.Potem otwory się zasklepiły i wszelkieślady obrażeń zniknęły wśród czerni ubrania.Isobel patrzyła jak oniemiała. Czemu tu jeszcze jesteś?  warknął, po czympoderwał się z podłogi.Klingi skrzyżowały się, Reynoldsruszył do ataku i umieścił je w plecach ZmierciSzkarłatnej, powstrzymując jej marsz ku cofającej sięgrupce dziewcząt, przebranych za upadłe anioły.Demonwygiął się i zawył niczym stado oszalałych psów.Reynolds szybkim ruchem rozkrzyżował ostrza, zadającczyste ciecie.Przeszły przez środek postaci, którarozwiała się z wrzaskiem i przekształciła w syropowatą,czerwono-czarną ciecz, plamiąc śnieżną biel szalaReynoldsa.Nic było chwili do stracenia.Płyn na podłodze przelewał się i wirował.Zebrał sięw jednym miejscu i niczym upiór wychodzący z grobuspowita szatami postać powstała, znowu stanowiąc całość [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •