[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oboje stali w milczeniu, patrząc, jak autor wymienia uprzejmości ztymi, którzy tak gorliwie cisnęli się dokoła.Jego szczupła postać, myślą-ca twarz i osobliwy wyraz oczu niezmiennie przykuwały uwagę wszyst-kich, choćby najmniej bystrych obserwatorów.Opowiadania o jego rze-komych ekscesach niezawodnie budziły sensację w niewieścich kręgach,toteż wiele pań - w tym pani Ellet, pani Oakes Smith, a nawet gorącazwolenniczka transcendentalizmu, feministka Margaret Fuller - otoczyłogo ciasnym kręgiem, zabiegając o względy.Okrążył salon, rozsyłając pozdrowienia i życzliwe słowa.Kiedy do-tarł do Haysa, oczy rozszerzyły mu się nieco w zdziwieniu, jakby niespodziewał się ujrzeć naczelnika w takim miejscu i okolicznościach.Po chwili wahania skinął mu głową, a następnie przywitał się z paniąOsgood, która dalej trwała u boku Haysa.- Miło znów panią widzieć, pani Osgood - powiedział.- Dzień dobry, panie Poe.Mnie również bardzo jest miło.Dlaczegóż tak krótka i pozornie niewinna wymiana zdań wydała sięHaysowi z gruntu nieszczera? Nie ulegało wątpliwości, że tych dwoje287 łączy coś więcej aniżeli zwykła znajomość, wymienili bowiem porozu-miewawcze, niemal konspiracyjne spojrzenia.Nadszedł pan Bennett z dwoma kieliszkami w rękach, przeprosił zaopieszałość i rzuciwszy pod adresem Poego jakąś zdawkową uwagę,odciągnął panią Osgood na bok.Po ich odejściu Hays miał okazję zamienić z autorem parę słów.Po-dał mu rękę, pytając o jego zdrowie i stan ducha, po czym spytał, jak sięmiewa pani Poe.- Prawdę powiedziawszy, pomimo tego szumu wokół mojej osobybieda aż piszczy - wyznał z goryczą Poe.- Piekielny ptak przyniósł mizaledwie dwadzieścia dolarów i po raz pierwszy w życiu nie mam na-tchnienia.Co do mojej żony.wciąż zle się czuje i ani chybi wkrótcepożegna się z tym światem.Hays zdziwił się nieco jego bezpośredniością, zanim jednak zdążyłcoś odpowiedzieć, podeszła do nich Annie Lynch.Chciała zapytać poe-tę, czy jest gotowy do recytacji, słysząc wszelako jego słowa, pospiesz-nie wyraziła ubolewanie z powodu zaistniałej sytuacji i zapewniła, żedemony, które nie dają mu spokoju, to jedynie wytwór jego wybujałejfantazji.- Chwała i uznanie słusznie się panu należą - dodała - i w odpo-wiedniej chwili dadzą o sobie znać.Zaproponowała, że przyjedzie do jego domu dotrzymać towarzystwachorej Sissy, co Hays uznał za bardzo wielkoduszny gest.- Jeśli to pana zdaniem pomoże, uczynię to bardzo chętnie - uzupeł-niła.Ku zdziwieniu naczelnika Olga przyłączyła się do propozycji przyja-ciółki.Poe podziękował paniom za słowa otuchy, po czym zajął miejsceprzy kominku.Z kieszonki na piersi wyjął znajomy, acz mocno sfatygo-wany już zwój z rękopisem wiersza o kruku, miast jednak przystąpić dorecytacji, wręczył go swemu towarzyszowi, aktorowi Boothowi.- Niechaj odczyta go głos dzwięczny jak srebrne dzwonki - oznaj-mił.Ale siostrzane gwiazdy literackiej konstelacji, wspierane przez garst-kę mocno rozochoconych trunkiem dżentelmenów, nie chciały o tymsłyszeć.%7łyczyły sobie recytacji autora, jego i tylko jego, czemu otwarcie288 dały wyraz okrzykami i posykiwaniem.Hays widział, iż owe reakcjewyraznie podbechtały próżność Poego, który ustąpił wreszcie, udając, żeczyni to z wielkim ociąganiem.W salonie natychmiast zapadła cisza.Ci,którzy stali dotąd na podeście bądz schodach, podeszli do drzwi, próbu-jąc się wcisnąć do środka, ale pomieszczenie było tak zatłoczone, że niedałoby się wetknąć nawet szpilki.I co bardziej pechowi goście stanęli naprogu, żarliwie wytężając słuch.Hays zauważył zmianę, jaka zaszła w ekspresji Poego od pamiętnegopopołudnia u Brennanów.Po jego prelekcji na Uniwersytecie Nowojor-skim Olga też zwróciła na to uwagę.Powiedziała:  Głos jego stał sięcichszy, akcent zaś opada jak nóż w wodę.Po skończonej recytacji Hays patrzył, jak pisarz zbiera wyrazy uzna-nia (od mężczyzn) i uwielbienia (od kobiet).Ktoś poprosił o komentarz i Poe zwrócił się do gości tout ensemble.- Dzień, w którym opublikowałem  Kruka i sprzedałem prawa doniego, był najczarniejszym dniem w moim życiu, czarniejszym nawetaniżeli sam ptak - zaczął.- Jak wszyscy wiemy aż nazbyt dobrze, NowyJork cierpi na nadmiar pisarzy.Nie dalej jak wczoraj obecny tu pan Gre-eley zwrócił się do mnie następującymi słowy:  Gładko pan piszesz izgrabnie, panie Poe, ale któż to będzie kupował?.Zebrani wybuchnęli śmiechem.Poe uciszył ich machnięciem ręki.- Drodzy przyjaciele - podjął - przyszło nam żyć w epoce rozumu.Zaiste, można by wątpić, czy ludzkość kiedykolwiek przedtem poszła poów rozum do głowy.Ileż to razy mówiono mi: amerykański pisarz wi-nien ograniczyć się do spraw narodowych i przedkładać je ponadwszystkie inne na świecie.Pozwólcie, że wrócę do pana Greeleya [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •