[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Nie boi się pan?  powtórzył pan de Charlus. Paryżanie w niczym się nie orientują.Słyszałem, że pani Verdurin sprasza co dzień gości.Oczywiście słyszałem tylko, bo ja tamabsolutnie nic o nich nie wiem, zerwałem raz na zawsze  dodał, spuszczając nie tylko oczy,jakby mijał nas żołnierz łączności, lecz i głowę, ramiona i wznosząc rękę gestem, który jeśli nieoznacza:  umywam ręce", to przynajmniej:  nic panu powiedzieć nie mogę" (chociaż nie pytałemo nic). Wiem, że Morel bywa tam wciąż często  powiedział (po raz pierwszy znównapomknął o nim). Utrzymują, że żałuje bardzo przeszłości i że pragnie zbliżyć się znów ze mną dodał składając dowód łatwowierności mieszkańca Faubourg, który mówi:  Mówi się wiele,że Francja rozmawia z Niemcami częściej, niż kiedykolwiek bywało, i że nawet rozpoczętopertraktacje", i łatwowierności zakochanego, którego nie ostudziła najbrutalniejsza odprawa.W każdym razie, jeśli tego chce, wystarczy, żeby powiedział, bo ja jestem starszy, nie mnie więcwypada uczynić pierwszy krok.I zapewne było czymś nader niepotrzebnym to powiedzieć, tak było to oczywiste.Lecz pozatym nie było nawet szczere i z tej racji czuliśmy się wobec pana de Charlus tacy zażenowani,wyczuwało się bowiem, że kiedy mówił,, iż nie jemu wypada uczynić pierwszy krok, przeciwnie, czynił go, oczekując, bym zaproponował swoje w tym pojednaniu pośrednictwo.Znałem na pewnotę szczerą lub udaną łatwowierność ludzi, co kochając się w kimś, albo po prostu nie będąc przezkogoś przyjmowani, przypisują temu komuś życzenie, którego on jednak nie objawił, mimo czyichśprzenudnych zabiegań.Ale z nuty nagle drżącej, z jaką pan de Charlus wyrzekł dobitnie te słowa,ze zmętniałego błysku, który zachybotał mu w zrenicach, wyczułem, że było tam jeszcze coświęcej prócz banalnych nalegań.Nie myliłem się i przytoczę zaraz dwa fakty, które dowiodły mitego retrospektywnie.(Wybiegam o wiele lat naprzód, jeśli idzie o drugi z nich, gdyż nastąpił onjuż po śmierci pana de"Charlus.Otóż miał on zajść dopiero znacznie pózniej, i będziemy mieliokazję ujrzeć jeszcze, nieraz barona całkiem różnego od tego, któregośmy znali, a zwłaszcza poraz ostatni, w czasach kiedy zupełnie już zapomniał o Morelu.) Pierwszy z tych faktów zaszedł wdwa, najwyżej trzy lata od wieczoru, kiedy zdążałem bulwarami z panem de Charlus.W dwamniej więcej tedy lata od owego wieczoru spotkałem Morela.Pomyślałem zaraz o panu deCharlus, o przyjemności, jaką sprawiłoby mu >spotkanie ze skrzypkiem, zacząłem więc nalegać,żeby go odwiedził choć raz jeden. Był dobry dla pana  rzekłem do Morela  stary już jest, może niedługo umrze, trzebawięc zlikwidować dawne waśnie i zatrzeć wszelkie ślady sporu.Morel zdawał się całkowicie ze mną zgadzać, że pokój byłby tu pożądany, niemniej odmówiłkategorycznie złożenia panu de Charlus choćby jednej wizyty. Nie ma pan racji  powiedziałem. Czy to upór, lenistwo, zawziętość, ile pojęta miłośćwłasna, cnota (może pan być pewien, że nie okaże się agresywny), czy kokieteria?Wtedy skrzypek, kurcząc twarz do wyznania, które wiele zapewne go kosztowało,odpowiedział mi rozdygotany: Nie,, nie wchodzi tu w grę nic takiego; cnotę mam gdzieś; zawziętość? przeciwnie,zaczynam go żałować; kokieteria też nie, na nic by się nie przydała; lenistwo też nie, bo całymidniami siaduję z założonymi rękoma.Nie, nie ma tu żadnej z wymienionych przyczyn.To, aleniech pan nigdy o tym nikomu nie powie, a ja zwariowałem chyba, że mówię to panu, to, to.to.strach!I jął drżeć na całym ciele.Powiedziałem, że nic nie rozumiem. Nie, niech się pan nie dopytuje, przestańmy mówić o tym, nie zna go pan tak dobrze jak ja,mogę nawet powiedzieć, że nie zna pan go wcale. Ale cóż on panu może zrobić złego? Tym usilniej będzie się starał nie zrobić panu niczłego, że nie ma już między wami żadnej urazy.A poza tym, wie pan przecie, że to człowiekbardzo dobry. Do licha! Czyż ja nie wiem, że dobry! To wcielenie delikatności i prawości! Ale niech mipan da pokój, niech mi pan więcej o nim nie mówi, błagam, to wstyd powiedzieć, boję się!Drugi z faktów datuje się już po śmierci pana de Charlus.Przyniesiono mi kilka pamiątek,które zostawił dla mnie, i list w potrójnej kopercie, pisany co najmniej na dziesięć lat przedśmiercią.Chorując ciężko, uporządkował swoje sprawy, wyzdrowiał jednak, po czym znówzapadł na zdrowiu i był w stanie, w jakim ujrzymy go pewnego dnia na popołudniowym przyjęciuu księżnej de Guermantes  a list ów spoczywał w ogniotrwałej kasie razem z przedmiotamiprzeznaczonymi dla kilku przyjaciół, spoczywał siedem lat, kiedy to całkiem już o Moreluzapomniał.Oto ów list, pismo w nim drobne, zwarte.Kochany Przyjacielu, niezbadane są drogi Opatrzności [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •