[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Amalie podjęła decyzję.Wstała i podeszła do drzwi.- Bardzo ci dziękuję, Helgo.Postaram się zawsze pamiętać o tym, co mi powiedziałaś.Służąca posłała jej uśmiech.- Jedz teraz do lasu, na pewno dobrze ci to zrobi.Amalie wyszła z domu i puściła się pędem przez dziedziniec.Zobaczyła, że Czarna biegapo pastwisku razem z innymi końmi.Podziwiała piękną klacz i jej lśniącą, czarną sierść.Bar-dzo kochała swojego konia.Wsunęła palce do ust i zagwizdała.L RT - Czarna!Klacz odwróciła głowę, spojrzała na nią i zaczęła biec do niej.Jej kopyta uderzały mia-rowo w ubitą ziemię.- A, jesteś - powiedziała Amalie, gdy Czarna zatrzymała się przy ogrodzeniu.Otworzyłafurtkę i klacz podeszła do niej z pochylonym łbem.Amalie położyła dłoń na jej pysku i pogła-skała ją delikatnie.- Wreszcie wybierzemy się razem na przejażdżkę.Widzę, że ty też się cieszysz.Na pew-no tęskniłaś za lasem - mówiła.Tron podszedł do niej z rękoma w kieszeniach.- Jedziesz sama?- Tak, najwyższy czas zaczerpnąć trochę świeżego powietrza.Tron poklepał klacz po grzbiecie.- Nie podoba mi się, że nikt ci nie towarzyszy.- Wezmę ze sobą strzelbę.Nic mi się nie stanie, Tron.- Wiesz, pojadę z tobą.Amalie zostawiła Czarną na dziedzińcu, a sama poszła do stajni po siodło.Gdy wróciła,Tron szedł na pastwisko po swojego konia.Osiodłała klacz i wdrapała się na jej grzbiet.Tron wrócił z Wichrem, bez słowa go przygotował i już po chwili też siedział w siodle.- Muszę z tobą o czymś pomówić.Możemy to zrobić w czasie przejażdżki - odezwał sięz powagą.- O co chodzi?- Za chwilę, Amalie.Teraz wjedzmy do lasu.Skinęła głową i ruszyła za nim.Brat poprowadził Wichra przez dziedziniec i skręcił nawąską ścieżkę.Rozejrzała się dookoła.Wydawało jej się, że od dnia, kiedy ostatni raz jechała tędy napotajemną schadzkę z Mittim, minęły całe lata.Była wtedy taka młoda, taka zakochana.Przed nimi rozciągało się pole, nieopodal migotały wody jeziora.Czarny Staw, pomyśla-ła Amalie i zdusiła szloch.Tron prowadził konia przez pole, a ona nie mogła się wprost napatrzeć na piękno otacza-jącej ją przyrody.W trawie kwitły jeszcze kwiaty.Słońce wciąż świeciło nad ich głowami.Ma-jestatyczne świerki pięły się do nieba.Pomiędzy nimi latały ptaki.W oddali zobaczyła orła,L RT krążącego w poszukiwaniu ofiary.Wszystko to Mitti tak bardzo kochał.I jeszcze zapach lasu,lśniący srebrzyście mech, mokradła i ich słodką woń.Czy kiedykolwiek nauczy się żyć bez niego?Pozwoliła Czarnej iść swobodnie za koniem Trona, a sama patrzyła przed siebie.Czykiedykolwiek będzie mogła usiąść nad jeziorem, nie tęskniąc za nim, nie płacząc?Tron najwyrazniej jechał w stronę jeziora, tylko dlaczego? Wiedział przecież, ile wspo-mnień wiąże się dla niej z tym miejscem.- Usiądzmy nad wodą - zaproponował i zeskoczył z siodła.- Chodz.A konie niech sobieposkubią trawę.Amalie ześlizgnęła się z grzbietu Czarnej i puściła ją wolno.Idąc za bratem nad brzeg je-ziora, miała wrażenie, że unosi się w powietrzu.Zobaczyła miejsce, w którym zazwyczaj siadałMitti, gdzie rozmyślał i ciskał kamienie do wody.Wróciły do niej dobre wspomnienia.To tu pocałował ją po raz pierwszy.Tu dostała odniego pierścionek.Zerknęła na palec, na którym wciąż go nosiła.Podniosła dłoń do ust i poca-łowała drogą jej sercu pamiątkę.Tron usadowił się w trawie i patrzył w zamyśleniu na wody jeziora.- Nie chcę tu być, Tron - powiedziała Amalie, siadając na pieńku obok brata.- Wiem, Amalie, ale musieliśmy tu przyjechać.Musisz się pożegnać z przeszłością i żyćdalej.Nie mogę już patrzeć, jak się męczysz.Jesteś jak skamieniała.Na twojej twarzy nie wi-dać życia.Zupełnie jakbyś ty też była martwa.Amalie poczuła się tak, jakby coś w niej pękło.Z trudem łapała powietrze i dopiero gdypoczuła na ramieniu dłoń Trona, zrozumiała, że głośno płacze.Wiedziała, że brat jej szczerzewspółczuje.- To nie do zniesienia, Tron.Wreszcie mogliśmy być razem, a ja go straciłam.To takieniesprawiedliwe! - łkała.- Wiem, Amalie, ale przynajmniej byliście ze sobą jakiś czas.I było wam dobrze.Spuściła Wzrok.- To prawda, ale trwało tak krótko.Tron westchnął i podniósł z ziemi zdzbło trawy.Po chwili odrzucił je i dodał:- Pomyślałem sobie, że.Amalie otarła łzy rękawem.- Co takiego?L RT - Moglibyśmy pojechać na grób Mittiego.Może to by ci pomogło? - Posłał jej pytającespojrzenie.Skinęła głową i nagle poczuła, że cała drży.- Możemy tam pojechać, Tron, ale nie wiem, czy to coś zmieni.Brat podniósł się i podał jej rękę.Amalie chwyciła ją i dzwignęła się z pieńka.- W takim razie jedzmy i się przekonajmy - zaproponował i przyciągnął ją do siebie.- Dobrze, ale nie teraz.Do Szwecji jest daleko, a my nie wiemy, gdzie on leży.- Zerknę-ła na brata.- Wiem, gdzie to jest.Tannel mi powiedziała.- Gdzie?- Nieopodal granicy.Rozdział 8Amalie spojrzała w lewo.Jak okiem sięgnąć, rozpościerały się mokradła.Tron i jego żona jechali przodem.Tannel poprosiła, żeby zabrali ją ze sobą, a Tron uznał,że to dobry pomysł.Gospodarstwem pod ich nieobecność miał się zająć Hjalmar.Kajsa i Sofiezostały pod opieką Berte.Amalie była zmęczona, ale zacisnęła zęby.Musiała zobaczyć grób Mittiego, chciała byćblisko niego.Po śmierci Olego długo miała wrażenie, że on jest tuż obok niej.Widziała go, czuła jegozapach, słyszała jego głos.Z Mittim było inaczej.Nie wyczuwała jego obecności, nie słyszałago.Sprawiało jej to ból.Czuła się samotna i opuszczona.Tron i Tannel rozmawiali ściszonymi głosami, ale jej wcale to nie interesowało.Chciałabyć sama ze swoimi myślami.Podniosła wzrok, kiedy Tron zatrzymał konia i szepnął:- Spójrz na to piękne zwierzę, które się tam pasie.Amalie zerknęła we wskazanym kierunku.Po łące przechadzał się majestatycznie samot-ny jeleń.I w ogóle nie zwracał na nich uwagi.Tannel skinęła głową.- Jest piękny, ale jeśli mamy dojechać na miejsce przed zmrokiem, musimy się pośpie-szyć.L RT Tron popędził konia.Amalie skierowała Czarną na wąską ścieżkę wśród gęsto rosnącychdrzew.Tannel odwróciła się do niej.- Dobrze się czujesz? Jesteś taka milcząca.Amalie wiedziała, że bratowa się o nią niepo-koi.- Tak, wszystko dobrze, ale.Tannel uciszyła ją gestem.- Wiem, co czujesz, nie musisz mówić.Niedługo już będziemy na miejscu.Amalie skinęła głową.W końcu dotarli do chaty z drewnianych bali.Tron uwiązał konie i pobiegł za Tannel,która już stała przy drzwiach.Amalie szła za nimi powoli.Pamiętała swoją ostatnią wizytę w tym miejscu: matka Tan-nel mamrotała zaklęcia, próbując odczarować klątwę wodospadu.Wzdrygnęła się i weszła do środka.Wszystko wyglądało tak samo jak wtedy.Mari, matka Tannel, siedziała w bujanym fotelu pod oknem i drzemała.Nie wyglądaładobrze.Była blada i wychudzona.- Mamo, przyjechałam do ciebie - odezwała się Tannel i lekko szturchnęła śpiącą kobie-tę.Mari podniosła wzrok i uśmiechnęła się słabo.- Przez wiele dni modliłam się i wreszcie zostałam wysłuchana [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •