[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. O, kurwa mać, ruski!  zawołał jeden z nich po polsku na widok rannego Fiodoraw sowieckim mundurze.Achmatowicz obrócił się gwałtownie na dzwięk ojczystej mowy. Kurwa mać? Chwała niech będzie Najwyższemu! Polacy!Chłopak z automatem wcale nie podzielał jego entuzjazmu.Cała grupa wydała mu sięjeszcze bardziej podejrzana.Ubrani byli jak ukraińscy chłopi, mówili jak Polacy, a do tego wiezlina wozie rannego bolszewika. Coście za jedni? Odpowiadać, bo każę rozstrzelać na miejscu! Do swojego będziesz strzelał, durniu jeden!?  wybuchnął Achmatowicz, rozczarowanyprzyjęciem. Zamknij się, moskiewski pachołku!  ryknął na niego drugi partyzant. Paniepodchorąży, rozwalimy ich, co?Gorliwie przystawił lufę do piersi Bronka. Czekaj. Lis kazał brać takich na badanie.  Lis ?  ożywił się Bronek. Jesteście od porucznika  Lisa ? Bo co? Mam dla niego wiadomość. Od kogo?  zadrwił drugi partyzant. Od towarzysza Stalina? Od Komendanta Armii Krajowej.Prowadzcie.Partyzanci popatrzyli po sobie strapieni.Młody podchorąży był wyraznie zbity z tropu.Bronek zauważył to i postanowił wykorzystać. Głuchy jesteś, jeden z drugim?!  huknął. Szybko, bo sowiecki jeniec potrzebujelekarza!Podchorąży ożywił się natychmiast jak olśniony.Na dzwięk słowa  jeniec wszystkostało się dla niego jasne: ci dwaj byli jakimiś ważniakami, którzy przedarli się z GeneralnejGuberni w przebraniu, a ruski był po prostu ich jeńcem.Wydał komendy swoim ludziomi po chwili furmanka ruszyła znów w drogę, eskortowana po obu stronach przez partyzantów.Mniej więcej po godzinie dotarli do niewielkiej kolonii, złożonej z zaledwie kilku domówstojących na skarpie nad zamarzniętą rzeką.Wokół roztaczał się dokonały widok na okolicznepola.Kolonia zamieniła się w małą twierdzę.Okalała ją niska barykada z gałęzi drzew i polnych kamieni.Bronek patrzył na to ze zdziwieniem.Z miejsca zwątpił w zdolności przywódczeporucznika  Lisa.Kto przy zdrowych zmysłach urządziłby w ten sposób obóz partyzancki?Widać go było z daleka.Achmatowicz miał podobne odczucia.Kiedy wjeżdżali na teren zabarykadowanej kolonii,nachylił się do Bronka. Ten ich  Lis to jakiś matoł.Brakuje tu tylko szyldu:  Obóz partyzantów.Uprasza sięo strzelanie.Wprowadzili ich do jednej z chat, najwyrazniej zamienionej w sztab partyzancki.Krępymężczyzna oglądał rozłożoną na stole mapę.W izbie panował półmrok.Nie było widać jegotwarzy. Witaj, Bronek  odezwał się porucznik  Lis. Czekałem na ciebie.Bronek zaniemówił.Przed nim stał Tadeusz, jego przyjaciel z  cichociemnych kursóww Anglii. 11Czarne i białeDepesz przybywało.Tylko dzięki mistrzowskim umiejętnościom Stefana udawało sięzamknąć kolejne sesje w regulaminowym czasie.Właściwie to on wykonywał całą robotę.Tosiek rozkładał tylko sprzęt, a potem przeważnie bawił się swoim coltem, próbując kręcić nimjak rewolwerowiec na Dzikim Zachodzie.Władek siedział w tym czasie na parapecie okiennym,wpatrzony w  Rudą , która przechadzała się ulicą.W pokoju na poddaszu rozlegało się miarowestukanie klucza telegraficznego.Na dworze robiło się coraz cieplej.Temperatura nie spadała jużponiżej zera. Szefie, czas mija  powiedział Tosiek, pokazując na zegarek.Władek ocknął się z przyjemnego letargu. Co? A, tak.Kończymy, Stefan. Jeszcze jedna depesza. Nie możemy przekraczać godziny, bo nas namierzą. Ale to błysk, szefie!Władek się zawahał.W okolicy panowała leniwa cisza.Nigdzie nie było ani śladuniemieckich samochodów. Dobra  zdecydował. Tylko błyskaj szybciej.Stefan przyspieszył jeszcze bardziej, choć wydawało się to już niemożliwe.Tosiek patrzyłz zawiścią na jego niewiarygodnie szybkie palce na kluczu telegraficznym. Nie popisuj się tak.Stefan wzruszył ramionami z nonszalancją wirtuoza.Władek wyjrzał znowu na  Rudą. Niech szef tam powie w centrali, że za długie piszą te depesze  przypomniał Tosiek. Tu nie poczta, żebyśmy wysyłali takie epistoły na dwie strony.Krótko trzeba, do rzeczy. Co mówisz? A szef tylko na narzeczoną się gapi. Głupi jesteś.To nie jest moja narzeczona.Stefan, który wydawał się nieobecny, nagle odwrócił się w stronę Władka z żywymzainteresowaniem. Poważnie? To ona jest do wzięcia?  Ty, stukaj tam, bo nas Gonia namierzy!Stefan obrócił się jak niepyszny do telegrafu.Tosiek zarechotał głośno.Smarkacze,pomyślał Władek, odwracając się do swojego ulubionego widoku za oknem, kiedy naglezauważył, że  Ruda przegląda się w lusterku. Chłopaki, zwijamy się!  zawołał Władek. Już kończę! Zostaw to.Niemcy! Gdzie?!  Tosiek zerwał się na równe nogi.Pod dom podjechał wojskowy motocykl z przyczepą i dwoma żołnierzami. Za pózno  powiedział Władek, sięgając po pistolet.Tosiek chwycił swojego colta. No, kolciku, nareszcie się przydasz.Stefan patrzył na nich w popłochu. A ja? Dajcie mi jakąś pukawkę. Puścisz im serię alfabetem Morse a  powiedział Tosiek. Ciszej!  zawołał Władek. Jeden tu idzie!Jeden z żołnierzy wysiadł z przyczepy motocyklowej i wszedł przez furtkę do ogrodu. Tosiek, pilnuj okna.Ja ze Stefanem obstawiamy drzwi. Dajcie mi jakąś broń, do cholery!  Stefan był bliski rozpaczy.Władek wcisnął mu do ręki okrągły granat. Trzymaj.Umiesz się tym posługiwać?Stefan patrzył na granat, jakby widział go pierwszy raz w życiu. Tu jest zawleczka.Na mój znak wyciągniesz ją i rzucisz granat.Jasne?Stefan skinął żarliwie głową.Zamarli w oczekiwaniu.Na dole trzasnęły drzwi. Panowie, fałszywy alarm  oznajmił Tosiek. Co się dzieje? Chodzcie sami zobaczyć.Władek i Stefan podeszli ostrożnie do okna.Niemiecki żołnierz właśnie wsiadałz powrotem do przyczepy motocykla.W ręku trzymał wielką butlę z bimbrem.Po chwilimotocykl odjechał. Cholerne moczymordy  powiedział Władek, dając znak  Rudej , że wszystko w porządku. Aż się spociłem  wysapał Stefan.Chciał przeczesać włosy ręką, w której wciąż trzymał granat. Daj to. Władek odebrał mu granat. Zwijajcie sprzęt, chłopaki.Był wściekły na siebie, że zupełnie zapomniał o nielegalnym interesie, jaki prowadziłana dole gospodyni pani Konieczko.Umieszczenie radiostacji w bimbrowni nie wydawało mu sięteraz takim świetnym pomysłem jak poprzednio.Odpowiadał za zbyt wielu ludzi, żeby narażaćich na niepotrzebne ryzyko. Nareszcie coś się dzieje, prawda?  powitała go wesoło  Ruda.Zupełnie nie sprawiaławrażenia odrętwiałej ze strachu. To nie jest zabawa  odparł Władek zawiedziony.Spodziewał się, że trzeba będzieuspokajać skołatane nerwy dziewczyny. W każdej chwili mogą nas namierzyć. Jeśli namierzą, to nie od razu konkretny dom, tylko rejon.Będziemy mieli czas, żeby sięzwinąć  uspokajała go  Ruda [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •