[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeśli uważasz, że mogłem zadowolić się przez dwa latażyciem twojego towarzysza broni, czy nie możesz wyobrazić sobie, że potrafię odebrać cięAlainowi?Spojrzała na niego. A Robin? Odetchnął głęboko. Robina też. Niemożliwe. Trudne przyznał. Ale nie niemożliwe.Potrząsnęła głową. Nie widzę sposobu. Więc przestań szukać.Zaufaj mi. Ale nie ma żadnych podstaw pokrewieństwa. Tak, jakby to kiedykolwiek kogoś powstrzymało.Eleonora rozwiodła się z Filipem natej podstawie. Ale świętość przysięgi małżeńskiej. Nawet nie skończyła.Dotrzymała swojej przysięgi.W przeciwieństwie do Alaina.W zasadzie zastanawiała się,kiedy wrócił do swoich dziwek.Dzień po ślubie? Tydzień? Najpierw byłaś moja przypomniał jej cicho. Czy to nic dla ciebie nie znaczy?Opuściła głowę. Prawdziwa przysięga jest ważniejsza niż słowa, Gwen.Trzeba ją złożyć sercem.Spojrzała na niego, czując, jak serce jej pęka. On nigdy nie odda nam Robina. Może odda. Nie odda powtórzyła i dobrze o tym wiesz.A ja nie mogę zostawić mojego syna.Przez chwilę milczał. Nie poprosiłbym cię, żebyś wybierała między nami, Gwen.Znajdę sposób, jak uwolnići jego.Ujął jej twarz w dłonie. Zaufaj mi, dobrze? Westchnęła. Dobrze. Tylko o to cię proszę. Wyjeżdżasz dziś? Za godzinę.Bez wątpienia Alain tego oczekuje. Kiedy wrócisz? Za rok. Za rok? zapytała.Wzruszył bezsilnie ramionami. Zebranie armii trochę trwa, Gwen.Muszę zatrudnić najemników, zająć się ichwynagrodzeniem, ćwiczeniami, wyposażaniem. Rok powtórzyła jak ogłuszona. To tak strasznie długo. To tylko krótki wycinek naszego życia przypomniał jej. Znajdziesz sobie jakąśrozrywkę, jestem o to spokojny.Zajmij się układaniem strof.Zamrugała, po czym uśmiechnęła się nagle. Mogłabym ćwiczyć z blizniakami. Zdecydowanie nie! Mogłabym pomóc ci wygrać twoją wojnę! Snułaby dalej swój plan, ale on nie chciał otym słyszeć.Im dłużej ją całował, tym mniej kusząca stawała się perspektywa bycianajemnikiem.Przynajmniej na razie. Nie śpij po nocach powiedział, unosząc głowę. Myśl o mnie ciepło.Ufaj mi.I zanim zdołała go objąć, ruszył ku drzwiom. Rhys powiedziała, uświadamiając sobie nagle, co traci.Odwrócił się i spojrzał na nią ostatni raz. Czekaj na mnie powiedział.I wyszedł.Godzinę pózniej Gwen stała na barbakanie, nawet nie udając, że ma tam coś do zrobienia.Stali przy niej blizniacy w swoich zwykłych pozach, z rękoma na piersi.Obok stałMontgomery, trzymając na ramionach Robina.Rhys i John rozmawiali nieopodal.Gwen patrzyła, jak Rhys i jego giermek dosiadają konii wyjeżdżają przez bramę.Gwen myślała, że Rhys jej nawet nie zauważy.Dwa razy stała już w bramie, patrząc, jakod niej odjeżdża, i nigdy nie zwrócił na nią uwagi.Tym razem jednak odwrócił głowę i spojrzał na nią.Nie musiał nic mówić.Czekaj na mnie.Poczeka.Nie ma innego wyjścia.23Rhys szedł przez zewnętrzny ogródek opactwa za pulchną, powolną nowicjuszką.Niepróbował jej ponaglać.Długie życie nauczyło go nie rozdrażniać oblubienic Pana,wypełniających swe obowiązki, gdyż mogło się to skończyć jedynie ostrą reprymendą.Przynajmniej tylko sam musiał trzymać język za zębami.Gdyby przyszło mu jeszczepilnować Johna.Na nieszczęście dla nich obu John miał nieznośny zwyczaj udowadnianiasobie wszystkiego, czego mógłby się po prostu dowiedzieć, gdyby częściej używał uszuzgodnie z ich przeznaczeniem.W tej chwili jednak był bezpiecznie ulokowany z dziadkiem Rhysa w pobliskiej tawernie,pilnując koni i całego dobytku.Dzięki temu Rhys mógł bez przeszkód udać się w przebraniudo opactwa.Miał tylko nadzieję, że dziadek zdoła utrzymać Johna z dala od kłopotów takdługo, jak będzie trzeba.Nie zdziwiłyby go wybryki ani jednego, ani drugiego.Możepozostawienie ich razem nie było z jego strony zbyt mądrym posunięciem.No cóż, teraz już niewiele mógł zrobić.Poprawił cuchnący płaszcz.Zbliżał się już wrazze swoją przewodniczką do kresu wędrówki.Został wprowadzony do wygodnegopomieszczenia, w którym na trzech krzesłach rozsiadły się trzy okazałe kobiety.Jedną z nichbyła matka przełożona.Szacowała go wzrokiem, a Rhys gapił się zdumiony, jak tak pięknakobieta znalazła się w takim miejscu.Potrząsnął głową.Zaiste, dziwne są koleje losu, którywiedzie niewiasty do życia w odosobnieniu.Kobiety siedzące przy niej były tylko nieconiższe rangą.Podobnie jak ona miały już wyrobioną opinię na jego temat.Przykląkł na jednokolano, czując, że to będzie właściwy ruch. Moja pani skłonił głowę przed matką przełożoną. Niech Bóg będzie z tobą. I z tobą, mój synu.Rhys podniósł wzrok w chwili, gdy ruchem ręki odprawiała towarzyszki. Nie wygląda na niebezpiecznego powiedziała ze spokojem. Myślę, że mogę gowybadać bez waszej pomocy.Są pilniejsze rzeczy niż rozmowa z podróżnikiem.Kobiety oczywiście nawykły do posłuszeństwa.Wyszły, nie zaszczycając Rhysa drugimspojrzeniem, i zamknęły za sobą drzwi.I tak by go nie rozpoznały.Nigdy nie odwiedzałopactwa dwa razy w tym samym przebraniu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Jeśli uważasz, że mogłem zadowolić się przez dwa latażyciem twojego towarzysza broni, czy nie możesz wyobrazić sobie, że potrafię odebrać cięAlainowi?Spojrzała na niego. A Robin? Odetchnął głęboko. Robina też. Niemożliwe. Trudne przyznał. Ale nie niemożliwe.Potrząsnęła głową. Nie widzę sposobu. Więc przestań szukać.Zaufaj mi. Ale nie ma żadnych podstaw pokrewieństwa. Tak, jakby to kiedykolwiek kogoś powstrzymało.Eleonora rozwiodła się z Filipem natej podstawie. Ale świętość przysięgi małżeńskiej. Nawet nie skończyła.Dotrzymała swojej przysięgi.W przeciwieństwie do Alaina.W zasadzie zastanawiała się,kiedy wrócił do swoich dziwek.Dzień po ślubie? Tydzień? Najpierw byłaś moja przypomniał jej cicho. Czy to nic dla ciebie nie znaczy?Opuściła głowę. Prawdziwa przysięga jest ważniejsza niż słowa, Gwen.Trzeba ją złożyć sercem.Spojrzała na niego, czując, jak serce jej pęka. On nigdy nie odda nam Robina. Może odda. Nie odda powtórzyła i dobrze o tym wiesz.A ja nie mogę zostawić mojego syna.Przez chwilę milczał. Nie poprosiłbym cię, żebyś wybierała między nami, Gwen.Znajdę sposób, jak uwolnići jego.Ujął jej twarz w dłonie. Zaufaj mi, dobrze? Westchnęła. Dobrze. Tylko o to cię proszę. Wyjeżdżasz dziś? Za godzinę.Bez wątpienia Alain tego oczekuje. Kiedy wrócisz? Za rok. Za rok? zapytała.Wzruszył bezsilnie ramionami. Zebranie armii trochę trwa, Gwen.Muszę zatrudnić najemników, zająć się ichwynagrodzeniem, ćwiczeniami, wyposażaniem. Rok powtórzyła jak ogłuszona. To tak strasznie długo. To tylko krótki wycinek naszego życia przypomniał jej. Znajdziesz sobie jakąśrozrywkę, jestem o to spokojny.Zajmij się układaniem strof.Zamrugała, po czym uśmiechnęła się nagle. Mogłabym ćwiczyć z blizniakami. Zdecydowanie nie! Mogłabym pomóc ci wygrać twoją wojnę! Snułaby dalej swój plan, ale on nie chciał otym słyszeć.Im dłużej ją całował, tym mniej kusząca stawała się perspektywa bycianajemnikiem.Przynajmniej na razie. Nie śpij po nocach powiedział, unosząc głowę. Myśl o mnie ciepło.Ufaj mi.I zanim zdołała go objąć, ruszył ku drzwiom. Rhys powiedziała, uświadamiając sobie nagle, co traci.Odwrócił się i spojrzał na nią ostatni raz. Czekaj na mnie powiedział.I wyszedł.Godzinę pózniej Gwen stała na barbakanie, nawet nie udając, że ma tam coś do zrobienia.Stali przy niej blizniacy w swoich zwykłych pozach, z rękoma na piersi.Obok stałMontgomery, trzymając na ramionach Robina.Rhys i John rozmawiali nieopodal.Gwen patrzyła, jak Rhys i jego giermek dosiadają konii wyjeżdżają przez bramę.Gwen myślała, że Rhys jej nawet nie zauważy.Dwa razy stała już w bramie, patrząc, jakod niej odjeżdża, i nigdy nie zwrócił na nią uwagi.Tym razem jednak odwrócił głowę i spojrzał na nią.Nie musiał nic mówić.Czekaj na mnie.Poczeka.Nie ma innego wyjścia.23Rhys szedł przez zewnętrzny ogródek opactwa za pulchną, powolną nowicjuszką.Niepróbował jej ponaglać.Długie życie nauczyło go nie rozdrażniać oblubienic Pana,wypełniających swe obowiązki, gdyż mogło się to skończyć jedynie ostrą reprymendą.Przynajmniej tylko sam musiał trzymać język za zębami.Gdyby przyszło mu jeszczepilnować Johna.Na nieszczęście dla nich obu John miał nieznośny zwyczaj udowadnianiasobie wszystkiego, czego mógłby się po prostu dowiedzieć, gdyby częściej używał uszuzgodnie z ich przeznaczeniem.W tej chwili jednak był bezpiecznie ulokowany z dziadkiem Rhysa w pobliskiej tawernie,pilnując koni i całego dobytku.Dzięki temu Rhys mógł bez przeszkód udać się w przebraniudo opactwa.Miał tylko nadzieję, że dziadek zdoła utrzymać Johna z dala od kłopotów takdługo, jak będzie trzeba.Nie zdziwiłyby go wybryki ani jednego, ani drugiego.Możepozostawienie ich razem nie było z jego strony zbyt mądrym posunięciem.No cóż, teraz już niewiele mógł zrobić.Poprawił cuchnący płaszcz.Zbliżał się już wrazze swoją przewodniczką do kresu wędrówki.Został wprowadzony do wygodnegopomieszczenia, w którym na trzech krzesłach rozsiadły się trzy okazałe kobiety.Jedną z nichbyła matka przełożona.Szacowała go wzrokiem, a Rhys gapił się zdumiony, jak tak pięknakobieta znalazła się w takim miejscu.Potrząsnął głową.Zaiste, dziwne są koleje losu, którywiedzie niewiasty do życia w odosobnieniu.Kobiety siedzące przy niej były tylko nieconiższe rangą.Podobnie jak ona miały już wyrobioną opinię na jego temat.Przykląkł na jednokolano, czując, że to będzie właściwy ruch. Moja pani skłonił głowę przed matką przełożoną. Niech Bóg będzie z tobą. I z tobą, mój synu.Rhys podniósł wzrok w chwili, gdy ruchem ręki odprawiała towarzyszki. Nie wygląda na niebezpiecznego powiedziała ze spokojem. Myślę, że mogę gowybadać bez waszej pomocy.Są pilniejsze rzeczy niż rozmowa z podróżnikiem.Kobiety oczywiście nawykły do posłuszeństwa.Wyszły, nie zaszczycając Rhysa drugimspojrzeniem, i zamknęły za sobą drzwi.I tak by go nie rozpoznały.Nigdy nie odwiedzałopactwa dwa razy w tym samym przebraniu [ Pobierz całość w formacie PDF ]