[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po obiedzie przeszedłem do bawialni,zachodząc w głowę, jak długo muszę zostać w imiędobrego wychowania.Rozmowy często zmieniałysię w narzekania na fata  czasem subtelne, aczasem ostentacyjne.Starałem się siedzieć cicho,ograniczając się do kiwania głową, co miałozastąpić rozmowę.Dziwiło mnie, jak ludziechętnie mówią o animozjach, kiedy podejrzewają,że są wśród swoich.Miałem trochę resentymentów do Gildii, ale zaskoczył mnie poziom gniewu, anawet nienawiści w tym pokoju.Było to tymbardziej niepokojące, że większość zebranychnależała w jakimś sensie do politycznych działaczyi przywódców.Po jakiejś godzinie ktoś nareszcie wyszedł.Odczekałem dyplomatycznie dwie minuty ipodszedłem do komisarza, kiedy przez chwilę byłsam. Dziękuję za obiad.Niestety, mam jeszczedziś spotkanie  powiedziałem. Naprawdę?  spytał takim tonem, żepoczułem się winny.Miałem ochotę powiedzieć: Nie, tylko nie zniosę dłużej twoich gości , alezrezygnowałem.Nadal się uśmiechał. Cóż, dobrze było cię zobaczyć w mniejprzykrych okolicznościach.Miłego popołudnia.Może z jego punktu widzenia, pomyślałem.Uścisnęliśmy sobie ręce i ruszyłem do drzwi.Nie zdążyłem ich otworzyć.Szarpnięciewyrwało mi klamkę z ręki.Na progu stał Murdock. Już wychodzisz? Dlaczego zaprosiłeś mnie dzisiaj?Obejrzał się przez ramię, wyszedł i zamknął zasobą drzwi. O co ci chodzi? Wiesz, o co mi chodzi.Wiedziałeś, kto dziśprzyjdzie, ale i tak mnie zaprosiłeś.Nie słyszałemtylu sztubackich komentarzy na temat fata, odkąd.cóż.odkąd sam byłem sztubakiem. Zaplótł ramiona na piersi i oparł się o futrynę. Pomyślałem, że dobrze ci zrobi, jeślizobaczysz, że nie ty jeden nie lubisz Gildii. Mogłeś mi to powiedzieć.Wzruszył ramionami. Nie słuchałbyś.Wiem, że woliszdoświadczenia z pierwszej ręki.Zirytowany spojrzałem na ulicę.Nie znosiłem,kiedy ktoś mną manipulował, ale Murdock miałrację.Po kilku uspokajających oddechachpoczułem, że gniew w mojej piersi zaczyna sięrozpraszać.Murdock był jednym z niewielu ludzi,którzy mogli dzgnąć mnie w ten sposób i odejśćspokojnie, zwłaszcza jeśli miał rację. Dobra, przyjąłem lekcję.Szczęśliwy? Zadowolony to właściwsze słowo.Maszskłonność do strasznego koncentrowania się najednym i czasami to dobra cecha.Tylko żepotrzebujesz perspektywy.Gildia nie robi tego, corobi, żeby wkurzyć akurat ciebie.Wkurza mnóstwoludzi. Więc co, powinienem ustąpić Gildii?Westchnął zniecierpliwiony. Nie.Próbuję ci uświadomić, że nigdy niezwyciężysz Gildii, próbując ją zniszczyć.Jedynymsposobem, by zmienić Gildię, jest zmienić ją odśrodka.Większość ludzi w tym domu rozumie to,chociaż pewnie by tego tak nie sformułowała.Towłaśnie usiłują wypracować na co dzień: zmieniaćludzi, tak żeby dało się z nimi żyć.  Także ludzi, którzy mnie nienawidzą? Zwiat kręci się dzięki konfliktom, Connor.To się nie zmieni.Jedyne, co możesz zmienić, towynik.Spojrzałem na niego drwiąco. Od kiedy zostałeś filozofem?Uśmiechnął się szeroko. Tłumaczę ci tylko, żebyś nie brałwszystkiego do siebie.Więcej zyskasz i mniejbędziesz żałował.Jeśli to czyni ze mnie filozofa, tocałuj mnie w pierścień.Powietrze muskające moją skórę wydawało sięwilgotne i poruszało się na tyle, żeby zachęcać dospaceru.Lubię chodzić, ale upał działałzniechęcająco.Jednak nie byłem w mojej dawnejokolicy od wieków i mogłem zdecydować się naniedzielną przechadzkę.Ulice Southie były niemalpuste, czasem tylko spotkałem starszą kobietęzamiatającą podjazd albo ludzi stojących na progudomu w wyraznym oczekiwaniu na czyjeśprzyjście.Kiedy skierowałem się na północ, równeszeregi domków dzielnicy rezydencji stopniowoustąpiły miejsca magazynom, wciąż służącym jakobiura i składy W weekend, a szczególnie wniedzielę, nie było tu nikogo.Długie, pustebudynki przy opustoszałych parkingach i rzędyramp załadunkowych stały w zupełnej ciszy.Gdyprzechodziłem przez Congress i wchodziłem doWeird, ruch na ulicy był trochę większy, alechodniki pozostały puste.Miałem wrażenie, że ten spacer przypomina przejście od zadowolenia dodepresji.Przemowa Murdocka o działaniu na systemdała mi do myślenia.To ma sens tylko wtedy, gdyobie strony są skłonne do zmian.A w tej chwiliGildia nie brała udziału w grze.Uznałem, żenależy zachęcić ją do współpracy.Otworzyłem połączenie w moim komputerze iuruchomiłem łańcuch kont użytkownika, którepozakładałem sobie na rozmaitych serwerach.Patrzyłem, jak konta otwierają się i zamykają jednopo drugim, maskując moją wędrówkę przezInternet.Skakałem z Bostonu do Teksasu, stamtąddo Meksyku, potem do Japonii.Następnieprzewędrowałem do kafejki internetowej wMalezji, popularnej wśród dzieciaków, którezwykły puszczać w obieg marnie napisane wirusy.W efekcie tamtejszy serwer był istnym chaosem,ale stanowił niezły kamuflaż.Potemprzeskoczyłem losowo do Maroka, skądzalogowałem się na serwerze bostońskiej Gildii.Wpisałem mój numer użytkownika i hasło, poczym wcisnąłem enter.Ekran odświeżył się iponownie poprosił o wprowadzenie hasła.Uznałem, że istnieje szansa na pomyłkę, iwpisałem hasło ponownie.Otrzymałem kolejnąprośbę o powtórzenie hasła i wyskoczyłem zsystemu. Szlag  wymamrotałem.Przetarłem oczy iwyprostowałem się na krześle.Moje tylne wejście do systemu zostało zamknięte.Ktoś zrobił porządkii znalazł mnie, a właściwie fikcyjną tożsamość,którą sobie założyłem.Odetchnąłem głęboko izacząłem od początku, tylko że tym razem, logującsię do Gildii, użyłem tymczasowego konta, októrym wiedziałem, że działa.Wpuściło mnie bezproblemu, jednak kłopotem był bardzo niskipoziom dostępu, bez żadnych przywilejów.Zacząłem grzebać w katalogach, ale szybkoprzestałem.Zakładanie kolejnego kontaużytkownika trwałoby za długo [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •