[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potem wszedł dum-nym krokiem do salonu, wycierając ręce w koszulkę.Spojrzeliśmy na siebie i jego wzrok spo-czął na apaszce, którą miałam zawiązaną na szyi.Czekałam, aż coś powie.- Gotowa? - odezwał się.- Tak.Tak gotowa, jak nigdy w życiu.Kiedy zamknęłam drzwi, wyprzedziłam ich, dotarłam pierwsza na parking i wrzuciłamwalizkę do bagażnika saaba Richarda.Pani Vaughn była jakieś dziesięć metrów za mną.Wlo-kła się kołyszącym krokiem, a Richard szedł obok niej.Zanim obydwoje do mnie dotarli,wgramoliłam się na tylne siedzenie i tak mocno zagryzłam dolną wargę, że jeżynowa szminkaodbiła mi się na zębach.Obok mnie leżały jakieś firmowe papiery Richarda.Zgarnęłam cały ten bałagan i cisnę-łam wszystko na podłogę.Następną rzeczą, jaką zrobiłam, było sztuczne ziewnięcie.Udawa-RL łam, że jestem strasznie senna, chrapnęłam nawet kilka razy i gwałtownie opuściłam głowę,jakbym zapadała w drzemkę.Zamierzałam urządzić sobie fałszywą sjestę w czasie lotu, więcim wcześniej zaczęłam przedstawienie, tym lepiej.Richard i jego matka rozmawiali o tym, co należy zrobić w firmie i który z braci maprzyjść pomóc jego siostrze.Ich pogawędka była cholernie żenująca.Zginął mąż mojej najlep-szej przyjaciółki, mój przyjaciel, a oni gadali o jakichś nieistotnych bzdurach.Zerknęłam na swój pierścionek zaręczynowy.Zauważyłam, że połyskuje jak gwiazda wmroku przygnębienia.Wszystkie stewardesy uważały, że jest cudowny.Uważały też, że Ri-chard jest cudowny.Być może byłam głupia, że nie zgodziłam się na szybki ślub.Miałam trzy-dziestkę na karku i mieszkałam samotnie w apartamencie z jedną sypialnią, a to absolutnie niepasowało do tego, jak wyobrażałam sobie swoje życie.Nie taki był mój plan.Byłam jednak spokojna.Nie narzekałam.Niczego nie żałowałam.Zaczęłam rozmyślać.Zastanawiałam się, kiedy między mną a Richardem wszystko sięzmieniło.Było bardzo przyjemnie i od czasu do czasu spoglądałam w przyszłość i dostrzega-łam go przy sobie.Czasami dzwoniłam do niego z podróży.Czułam się wtedy cholernie sa-motna.Tak, tęskniłam za nim.Ale było to wtedy, gdy nie widywałam go tak często.Trzy miesiące temu Richard zabrał mnie znów do domu swoich rodziców.Był to dzień,w którym jego ojciec, Papa Ray, wrócił ze szpitala.Miał koło osiemdziesięciu lat i spędzałwięcej czasu z lekarzami i pielęgniarkami niż z własną rodziną.Dlatego też wszyscy tam byli izanim uzmysłowiłam sobie, co się naprawdę dzieje, cała rodzina otoczyła mnie kręgiem jakIndianie wrogiego im Custera.Piekielnie mnie wtedy wystraszyli.Chyba każdemu, kto próbujechować jakąś tajemnicę, wysiadają nerwy, kiedy dzieje się coś nieprzewidzianego.Richard ukląkł na prawe kolano, otworzył bordowe pudełeczko i podetknął mi pierścio-nek pod nos.Tylko ja byłam tym zaskoczona.- Wyjdziesz za mnie? - zapytał, uśmiechając się od ucha do ucha.Zupełnie nie przypominało to oświadczyn na plaży o wschodzie słońca, ale nie to byłonajważniejsze.Nigdy wcześniej nie rozmawialiśmy o małżeństwie.Skakanie przez miotłę niebyło mi wtedy w głowie.Nie uważałam go nawet za swojego chłopaka, gdyż to nie była ta par-tia.Przysyłał mi kwiaty w każdy piątek i mówił mi, że mnie kocha, ale to wyznanie dotyczyłojego uczuć.Kazałam mu dzwonić przed każdą wizytą, nigdy nie rozmawiałam z nim zbyt dłu-go, zawsze pierwsza kończyłam rozmowy i nigdy nie pozwoliłam mu zostać u siebie przezdwie noce z rzędu.I nie pozwalałam sobie przy nim na wszystkie te zmysłowe i twórcze fanta-RL zje, którym oddawałam się z Tyrelem.Albo ja zrobiłam się konserwatywna, albo to jemu bra-kowało tej iskierki potrzebnej, by rozpalić beczkę prochu.Kiedy mi się oświadczył, wokół stało pełno zaaferowanych kuzynów, ciotek, wujków,braci i sióstr.Cała rodzina o uśmiechniętych szeroko twarzach pełnych wyczekiwania.A mniemajtki uwierały w intymnym miejscu.Nigdy nie lubiłam działać pod presją.Przyszło mi na myśl pytanie, dlaczego nie zabrał mnie w jakieś miłe romantyczne miej-sce, gdzie mogłabym go wyśmiać i odrzucić jego umizgi.Tymczasem była tam jego mama.Pani Vaughn pojawiła się w drzwiach.Jej tłuste ra-miona kołysały się niczym dzieci na huśtawce, a stopy człapały po podłodze.Zobaczyłam ją idoznałam wstrząsu na myśl, że moje dzieci mogą być do niej podobne.Zobaczyłam gromadkębachorów z obleśnymi fałdami tłuszczu i obwisłą skórą.Niewiele brakowało, a podskoczyła-bym na krześle i krzyknęła:  Kurwa, nie!".Potem jednak popatrzyłam na ojca Richarda.Papa Ray wtedy jeszcze żył.Zmarł we śniejakiś miesiąc temu.Był wspaniałym, spokojnym człowiekiem.Wysoki, szczupły, o białychwłosach, poruszał się o kuli.Zawsze brał mnie w objęcia i nigdy nie przekręcił mojego imienia.Raz czy dwa zadzwonił do mnie i rozmawialiśmy przez kilka godzin.Uwielbiałam tego czło-wieka i żałowałam, że nie poślubił mojej matki.Cudownie byłoby zostać jego dzieckiem choćna chwilę.Papa Ray uśmiechnął się do mnie, a ja uśmiechnęłam się do niego.Chyba prawdziwym powodem, dla którego uległam, było to, że ubiegłej nocy zadzwoni-łam do Tyrela.Podpatrzyłam jego numer na lodówce Debry, zadzwoniłam do niego w środkunocy i odebrała jakaś kobieta.Wiedziałam, że to właściwy numer, ponieważ wybrałam gowcześniej i odezwała się jego automatyczna sekretarka.Nie zostawiłam jednak wiadomości, bochciałam usłyszeć, jak zareaguje na mój głos.Pomyślałam więc, że ktoś musiał sypiać po pra-wej stronie jego łóżka, a w niedzielne poranki zasiadać z nim przy kuchennym stole.Richard uśmiechał się do mnie, oferując dozgonną miłość, a kiedy klęczał tak przedemną pokornie, poczułam się jak idiotka [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •