[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Musimy za nimi jechać.- Nie mogę cię tu zostawić.Rafe obciąłby mi głowę.- Więc nie zostawiaj.W stodole są konie i powóz.Jeśli siępospieszymy, dogonimy ich.- Nie ma mowy.454RS Julianna wyrwała się markizowi i oparła dłonie na biodrach.- W takim razie sama zaprzęgnę konie.Odwróciła się na pięcie ibiegiem ruszyła do stodoły.Vessey zaklął pod nosem.- Kobieto, zatrzymaj się! - zawołał.Po chwili usłyszała, żebiegnie za nią.Daleko jeszcze? - dopytywał się wicehrabia.Celując Rafe'owipistoletem w plecy, podążał za nim na koniu wiejską drogą.455RS 25- Już nie - zapewnił Pendragon.- Tylko kilka metrów.Oczywiście liczba metrów faktycznie dzielących ich od celu zależaławyłącznie od widzimisię Rafe'a, ponieważ opowiastka, że zakopałpieniądze i dzienniki, była po prostu wyssana z palca.Wymyślił ją tylko po to, żeby odciągnąć St.George'a odJulianny.Niestety, zaimprowizowany naprędce podstęp miał wyraznewady, jak choćby to, że St.George mógł w każdej chwili gozastrzelić.Ale najważniejsze, że nie zagraża już Juliannie i dziecku.Co do okupu, to pod nadzorem Hannibala leżał on w szafie wwynajętym pokoju w pobliskim zajezdzie.Rafe wiedział, że nie udamu się przekonać St.George'a, żeby wypuścił Juliannę i udał się dozajazdu.Wicehrabia uznałby na pewno - i całkiem słusznie - że topułapka.Poza tym Rafe wcale nie zamierzał rozstawać się z pieniędzmi idziennikami.Wprawdzie przywiózł je ze sobą, ale tylko jakoostateczne zabezpieczenie - oddałby je, w razie gdyby nie udało sięinaczej uwolnić żony.Teraz pozostawało mu tylko zaciągnąć St.George'a w jakieśdogodne miejsce w lesie i spróbować pozbawić go broni.Obezwładnionego chciał przekazać w ręce władz.Oczywiście zdawał sobie sprawę, że choć jego plan na pozórwydawał się idealny, wprowadzenie go w życie nie będzie proste.Musi być czujny i szybki w podejmowaniu decyzji.456RS Zwiadom faktu, że cierpliwość jego towarzysza już się kończy,przesunął wzrokiem po okolicy, szukając miejsca, w którym mógłbysię zatrzymać.Tak naprawdę nadawało się każde, byleby tylko ziemianie była grząska.Po przejechaniu zakrętu dostrzegł w oddali kilkadrzew i uznał, że to jest dokładnie to, czego potrzebuje.- No i jesteśmy.To tam - zawołał, wskazując na wysoki dąb.-Kilka metrów od drogi.- Na pewno?- Oczywiście.Przecież bym nie zapomniał, gdzie zakopałemdwadzieścia tysięcy funtów.Proponuję, żebyśmy zsiedli z koni.Co tyna to?St.George na znak zgody machnął pistoletem.- Prowadz.Tylko ostrzegam, Pendragon, żadnych sztuczek, bocię zastrzelę.Rafe wiedział, że St.George tak czy inaczej zamierza go zabić.Po przejęciu pieniędzy i dzienników z pewnością będzie chciał pozbyćsię wszelkich obciążających go dowodów - czyli jego.Wiadomo, żeumarli nie mają głosu.Chociaż to nie do końca prawda, biorąc poduwagę pamiętniki Hursta, pomyślał drwiąco.Mimo że już w grobie,Hurst okazał się bardzo gadatliwy.Ruszył po mokrej i miękkiej ziemi w stronę wysokich drzew; St.George tuż za nim.Na powyginanych jak palce artretyka nagichgałęziach można już było dostrzec zawiązki zielonych pąków, którewkrótce miały się rozwinąć.457RS Rafe, tak żeby wicehrabia tego nie widział, nabrał głębokopowietrza, pragnąc uciszyć łomot serca.Teraz najbardziej liczyły sięspokój i opanowanie, potrzebne, by wyczuć odpowiedni moment inatychmiast zadziałać.Jeśli pierwsza próba obezwładnienia wroga sięnie powiedzie, następnej nie będzie.- Cały czas dręczy mnie jedno pytanie - odezwał się z nadzieją,że rozmową rozproszy uwagę St.George'a.- Skąd wiedziałeś, że mamdzienniki?Wicehrabia zaśmiał się krótko.- Nie wiedziałem, ale postanowiłem zaryzykować.Zresztą nawetgdybyś ich nie miał, i tak warto było porwać ci żonę, żeby wycisnąć zciebie trochę grosza.Poza tym kto inny miałby je mieć? Kto inny pałado mnie taką nienawiścią?- Och, założę się, że znalazłoby się jeszcze kilka osób.Naprzykład ojciec Eleonory Winthrop.- Denerwujący stary głupiec.Nawet z tymi dowodami, którerzekomo posiada, niczego nie osiągnie.Kiedy zniszczę oryginały, tejego kopie zostaną przez policję uznane za specjalnie spreparowane,żeby mnie pogrążyć, a markiz wyjdzie na tego, kim jest - czyli naopętanego ojca, który nie umie się pogodzić ze stratą córki.- A co z Hurstem? Policja już wie, że go otrułeś.- Doprawdy? A ja słyszałem, że miał zawał.No, ale jeśli nawetzmarł w wyniku zatrucia, to było to zatrucie alkoholem, który żłopałod dawna bez umiaru.458RS - Widzę, że jednak kurczowo trzymasz się swojej wersji.Nierozumiem, po co, skoro obaj znamy prawdę? Domyślam się, że mnieteż zamierzasz zabić.Na co ci te wszystkie kłamstwa?- Nie gadaj, tylko prowadz, Pendragon - warknął wicehrabia,dzgając Rafe'a w ramię lufą pistoletu.- Skąd u ciebie taka pewność, że zabicie mnie ujdzie ci na sucho.- Ano stąd, że już nieraz zabijałem i jakoś się wywinąłem.- Mówisz o żonie? - pytał Rafe nieco zdyszanym głosem, bowspinali się właśnie na niewysokie zbocze.- Może, ale nie tylko.Zresztą, skoro już się tak sobie zwierzamy,to powiem ci, że chodzi o kogoś, kto był ci bardzo bliski.Rafe poczuł na plecach zimny dreszcz.- O czym ty mówisz?- Nigdy cię nie zastanawiało, że ojciec zmarł tak nagle i młodo?- z satysfakcją w głosie spytał wicehrabia.- Dostał przecież ataku serca.- Zgadza się.Trucizny to bardzo ciekawy temat.Przez lata wielesię o nich dowiedziałem.Na przykład niektóre zupełnie nie mająsmaku, do innych zaś trzeba coś dodać, żeby je zneutralizować.Takimdobrym dodatkiem jest alkohol.Ojciec lubił brandy i pił ją zawsze poobiedzie.Rafe szedł dalej tylko dzięki wysiłkowi woli.Matko Boska, St.George zabił ojca!- To było proste.Tak to jest z morderstwem, kiedy się jużczłowiek przełamie.Ojciec do końca nie zdawał sobie sprawy, co459RS zrobiłem.Pamiętam jego zdumione oczy, kiedy wyszeptałem muprawdę do ucha.Był przerażony, że umiera, i to z mojej ręki.- Dlaczego? - zapytał Rafe zduszonym głosem.- Aż tak bardzogo nienawidziłeś?- Nienawidziłem? Ależ skąd - ja go uwielbiałem.Nikt nie odczułjego śmierci bardziej niż ja.Ale powiedział mi kilka niewybaczalnychrzeczy.Powiedział, że nie jestem godzien zostać w przyszłości głowąrodziny.Twierdził, że jestem samolubny i pozbawiony uczuć, okrutnydla tych, których uważam za gorszych od siebie.Mówił, że chciałby,żebyś to ty był jego spadkobiercą.%7łałował, że nie jesteś jegoprawowitym synem i przez to nie możesz przejąć po nim tytułu.Uważał, że z nas dwóch ty jesteś lepszym człowiekiem.St.George ponownie dzgnął Rafe'a pistoletem.- No i kto jest teraz lepszy? Który z nas odejdzie stąd zwycięski?Z pewnością nie ty, pomyślał Rafe, odgarniając zwisające niskogałęzie.I w tym właśnie momencie zrozumiał, że nadeszła właściwapora.Teraz!Przytrzymał gałęzie, przeszedł pod nimi, a potem nagle je puścił- strzeliły do tyłu z wielką mocą.St.George zawył z bólu.Zaczął machać rękami, próbującotrząsnąć się z czepiających się go ciernistych witek.Kiedy wreszciesię od nich uwolnił i zrobił krok przed siebie, Rafe wymierzył mu ciospięścią w twarz.460RS Jego knykcie w zderzeniu z twardą szczęką przeszył ostry ból,ale go zignorował skupiony na tym, by wytrącić pistolet z rąkprzeciwnika.Złapał za jego nadgarstek i zaczął go wykręcać [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •