[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- O Boże.- Chyba nikt nie wie, co robić.Mieli spotkać się dzisiaj na Wigilii, ale przez całą noc nie zmrużyli oka.Martwili się ociebie, Jane.- Więc czego mama się spodziewa? %7łe ugotuję coś, przyjdę na tę kolację i będę udawać, że wszystko jest w porządku? -Przyłożyła dłoń do czoła, które bolało ją teraz tak samo jak policzek.- To było wredne z mojej strony - powiedziałacicho.- Wiem, że się o mnie martwili.Powinnam przynajmniej do nich zadzwonić.A może powinnam tam pojechać?Ray powoli skinął głową.- Cholera.To będzie okropne.Wszyscy będą koło mnie skakać i tak dalej.- Chcą cię zobaczyć, upewnić się, że jesteś cała i zdrowa.- Cholera - powtórzyła, ale wiedziała, że Ray ma rację.- Chyba mogę do nich wstąpić.Ale tylko na chwilę.Zawiezieszmnie? Nie chcę tam iść sama.- Zawiozę.- Nie zostanę długo.- Możesz zostać tak długo, jak zechcesz.Czekał cierpliwie, podczas gdy Jane brała prysznic, a potem ubierała się.- Możemy najpierw wstąpić do twojej siostry - zaproponował.- Nie, nie mam na to siły.- Na pewno nie chcesz, żeby obejrzał cię lekarz? - spytał, przyglądając się jej z troską.Wielki siniak na jej policzkubardzo go niepokoił.- Nie - odparła stanowczo.- Kolacja u mojej matki wystarczy, żeby przywrócić do życia umarłego.Raya zachwycało jej poczucie humoru, jej odwaga i dystans do siebie samej.Kiedy się w niej zakochał? Czy jużpierwszego wieczoru, kiedy przyszedł do niej z Caroline? Czy pózniej, kiedy patrzył, jak rozmawia z tymi dziewczętami?Może nigdy nie uświadomi sobie, kiedy to się stało, bo pojął głębię swoich uczuć dopiero ubiegłej nocy, gdy omal jej niestracił.Kiedy jechali do domu Zuckerów, Jane wierciła się niespokojnie i raz po raz wycierała szybę rękawiczką.Wiedział, coto oznacza; tak dobrze ją znał.- O co chodzi?- Wolałabym tego nie robić.- Nie zostaniemy tam długo.- Obiecujesz?- Obiecuję.- Tak powiedziałam Kirstin - odezwała się po chwili.- Obiecałam jej, że wszystko będzie dobrze, że wyjdzie z tego.Aleczy jej się to uda?- Uratowałaś jej życie.- Ale czy upora się z tym, co jej się przytrafiło? - Jane spuściła wzrok i zagryzła wargę.- Mnie się nie udało.Nie wiedział, co powiedzieć.Może Jane miała rację i na psychice Kirstin już zawsze zostanie blizna.Ale sam właśniesię przekonał, że z bliznami można żyć.Rodzina chciała usłyszeć o wszystkim z najdrobniejszymi szczegółami.Hannah co chwilę przerywała Jane, zadająckolejne pytania.Gwen ciągle przepraszała siostrę.Roland odciągnął Raya na bok, żeby wypytać go o akcję.Ray cały czaspatrzył na Jane, szukał w jej twarzy oznak wyczerpania i stresu.Chociaż wszyscy nie spali całą noc, Hannah wrzuciła najwyższy bieg, kiedy tylko dowiedziała się, że Jane jest jużbezpieczna.Była naprawdę zdumiewającą kobietą.Energiczna, zorganizowana, twarda jak stal.W domu unosił sięzapach aromatycznych świec.Na kominku buzował ogień pod choinką leżały prezenty.Stół był zastawiony naprędce90przygotowanymi potrawami.Wigilia.Przyszła Lottie Schilling.Sama.Kent pojechał ze Smithem do Denver Dziewczynki Schillingów i chłopcy Grinellówoglądali na górze filmy na DVD.Przyszedł też Scott, tym razem bez dziewczyny.Był dziwnie wytrącony z równowagi,niespokojny, milczący.Ray przyglądał się mężczyznom.Roland Zucker, George Grinell, Scott Zucker.Po wyeliminowaniu Kenta Schillingajeden z nich musiał być gwałcicielem.Jeden z nich skrzywdził Jane.Co za ironia, pomogła wsadzić za kratki tyluprzestępców, a nie potrafiła pomóc sobie samej.Tak bardzo chciał ją chronić.Chciał zabrać ją stąd, od tych ludzi, zktórych jeden tak bardzo ją zranił, i tulić ją, pocieszać, sprawić, by zapomniała o krzywdzie.Chciał wziąć ja za rękę iwyjść.Ale czekał i obserwował.- Nie mogę uwierzyć, że odważyłaś się zrobić coś takiego - powtarzała Hannah.- Przecież on miał nóż.- Daj spokój, mamo.Nie miałam wyboru.- Jesteśmy z ciebie tacy dumni.- To było głupie.- Nie powinnam była pozwolić ci wyjść z domu - powiedziała Gwen.- Nigdy sobie tego nie wybaczę.- Nie byłabyś w stanie mnie powstrzymać - odparła Jane.- No i nigdy nie znalezliby Kirstin, gdyby nie to.Usiedli do stołu.Ray nie miał nic w ustach od czasu, gdy zjadł kilka ciastek u Lemke.Kiedy to było? O trzeciej czyczwartej nad ranem? Ale teraz tylko dłubał w swoim talerzu.Jane świetnie sobie radziła z całą tą sytuacją.Może wreszcie uświadomiła sobie, że ma rodzinę, której na niej zależy.Ray uznał, że to dobry początek.Po godzinie ich oczy spotkały się nad stołem.Już dość.Jane wstała.- No, moi kochani - powiedziała - muszę się trochę przespać.Ray też.A rano muszę wracać do Denver.Matka uściskała ją ze łzami w oczach.- Proszę, przyjedz do nas wkrótce.Nie odsuwaj się od nas, Jane.Gwen ścisnęła jej dłoń, Lottie objęła ją serdecznie.Roland powiedział, że była bardzo odważna i zachowała się wspaniale.A Scott pocałował ją w policzek.- Musisz znowu do nas przyjechać - powiedział.Ray rozumiał ich ulgę, ale zarazem bacznie obserwował ich reakcje.Zawiózł Jane do domu Gwen.- Wszystko w porządku? - spytał, zatrzymawszy się na podjezdzie.- Tak.- Zamknij dobrze drzwi.- Ale wtedy Gwen i George nie będą mogli wejść.Ray tylko potrząsnął głową.- Zaprosiłabym cię do środka, ale.- Zasnąłbym.- W takim razie dobrej nocy.- Wesołych świąt.- Delikatnie pocałował ją w usta i pogładził po policzku.- Ciągle boli?- Już znacznie mniej.- Do zobaczenia jutro.- Ale nie za wcześnie.- Nie, do licha.- Milczał chwilę, a potem w końcu ubrał w słowa pomysł, który przez cały wieczór chodził mu pogłowie.- Mam dla ciebie prezent.- Prezent? - zdziwiła się.- Mam nadzieję, że go przyjmiesz.- Wiesz, że przyjmę wszystko, co zechcesz mi dać.- Zobaczymy.- To nie był prezent, jakiego mogłaby się spodziewać.- Jutro - dodał.- Jutro - powtórzyła głosem pełnym obietnic.Rozdział 22Kyle i Nicky obudzili jaw bożonarodzeniowy poranek.- Mama nam pozwoliła - wyjaśnił Kyle.- Rodzice wcześnie wychodzą do pracy.Oczywiście.Na stokach będzie dziś pełno ludzi i wszyscy będą chcieli od czasu do czasu coś zjeść.Rodzina Grinellównie miała wolnego.Jane przeciągnęła się i skrzywiła.Bolał ją policzek.- Masz wielkiego siniaka - poinformował ją Nicky.- Dzięki - odparła.- Dzwonił ten facet.- Jaki facet?91- Ten z FBI [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.- O Boże.- Chyba nikt nie wie, co robić.Mieli spotkać się dzisiaj na Wigilii, ale przez całą noc nie zmrużyli oka.Martwili się ociebie, Jane.- Więc czego mama się spodziewa? %7łe ugotuję coś, przyjdę na tę kolację i będę udawać, że wszystko jest w porządku? -Przyłożyła dłoń do czoła, które bolało ją teraz tak samo jak policzek.- To było wredne z mojej strony - powiedziałacicho.- Wiem, że się o mnie martwili.Powinnam przynajmniej do nich zadzwonić.A może powinnam tam pojechać?Ray powoli skinął głową.- Cholera.To będzie okropne.Wszyscy będą koło mnie skakać i tak dalej.- Chcą cię zobaczyć, upewnić się, że jesteś cała i zdrowa.- Cholera - powtórzyła, ale wiedziała, że Ray ma rację.- Chyba mogę do nich wstąpić.Ale tylko na chwilę.Zawiezieszmnie? Nie chcę tam iść sama.- Zawiozę.- Nie zostanę długo.- Możesz zostać tak długo, jak zechcesz.Czekał cierpliwie, podczas gdy Jane brała prysznic, a potem ubierała się.- Możemy najpierw wstąpić do twojej siostry - zaproponował.- Nie, nie mam na to siły.- Na pewno nie chcesz, żeby obejrzał cię lekarz? - spytał, przyglądając się jej z troską.Wielki siniak na jej policzkubardzo go niepokoił.- Nie - odparła stanowczo.- Kolacja u mojej matki wystarczy, żeby przywrócić do życia umarłego.Raya zachwycało jej poczucie humoru, jej odwaga i dystans do siebie samej.Kiedy się w niej zakochał? Czy jużpierwszego wieczoru, kiedy przyszedł do niej z Caroline? Czy pózniej, kiedy patrzył, jak rozmawia z tymi dziewczętami?Może nigdy nie uświadomi sobie, kiedy to się stało, bo pojął głębię swoich uczuć dopiero ubiegłej nocy, gdy omal jej niestracił.Kiedy jechali do domu Zuckerów, Jane wierciła się niespokojnie i raz po raz wycierała szybę rękawiczką.Wiedział, coto oznacza; tak dobrze ją znał.- O co chodzi?- Wolałabym tego nie robić.- Nie zostaniemy tam długo.- Obiecujesz?- Obiecuję.- Tak powiedziałam Kirstin - odezwała się po chwili.- Obiecałam jej, że wszystko będzie dobrze, że wyjdzie z tego.Aleczy jej się to uda?- Uratowałaś jej życie.- Ale czy upora się z tym, co jej się przytrafiło? - Jane spuściła wzrok i zagryzła wargę.- Mnie się nie udało.Nie wiedział, co powiedzieć.Może Jane miała rację i na psychice Kirstin już zawsze zostanie blizna.Ale sam właśniesię przekonał, że z bliznami można żyć.Rodzina chciała usłyszeć o wszystkim z najdrobniejszymi szczegółami.Hannah co chwilę przerywała Jane, zadająckolejne pytania.Gwen ciągle przepraszała siostrę.Roland odciągnął Raya na bok, żeby wypytać go o akcję.Ray cały czaspatrzył na Jane, szukał w jej twarzy oznak wyczerpania i stresu.Chociaż wszyscy nie spali całą noc, Hannah wrzuciła najwyższy bieg, kiedy tylko dowiedziała się, że Jane jest jużbezpieczna.Była naprawdę zdumiewającą kobietą.Energiczna, zorganizowana, twarda jak stal.W domu unosił sięzapach aromatycznych świec.Na kominku buzował ogień pod choinką leżały prezenty.Stół był zastawiony naprędce90przygotowanymi potrawami.Wigilia.Przyszła Lottie Schilling.Sama.Kent pojechał ze Smithem do Denver Dziewczynki Schillingów i chłopcy Grinellówoglądali na górze filmy na DVD.Przyszedł też Scott, tym razem bez dziewczyny.Był dziwnie wytrącony z równowagi,niespokojny, milczący.Ray przyglądał się mężczyznom.Roland Zucker, George Grinell, Scott Zucker.Po wyeliminowaniu Kenta Schillingajeden z nich musiał być gwałcicielem.Jeden z nich skrzywdził Jane.Co za ironia, pomogła wsadzić za kratki tyluprzestępców, a nie potrafiła pomóc sobie samej.Tak bardzo chciał ją chronić.Chciał zabrać ją stąd, od tych ludzi, zktórych jeden tak bardzo ją zranił, i tulić ją, pocieszać, sprawić, by zapomniała o krzywdzie.Chciał wziąć ja za rękę iwyjść.Ale czekał i obserwował.- Nie mogę uwierzyć, że odważyłaś się zrobić coś takiego - powtarzała Hannah.- Przecież on miał nóż.- Daj spokój, mamo.Nie miałam wyboru.- Jesteśmy z ciebie tacy dumni.- To było głupie.- Nie powinnam była pozwolić ci wyjść z domu - powiedziała Gwen.- Nigdy sobie tego nie wybaczę.- Nie byłabyś w stanie mnie powstrzymać - odparła Jane.- No i nigdy nie znalezliby Kirstin, gdyby nie to.Usiedli do stołu.Ray nie miał nic w ustach od czasu, gdy zjadł kilka ciastek u Lemke.Kiedy to było? O trzeciej czyczwartej nad ranem? Ale teraz tylko dłubał w swoim talerzu.Jane świetnie sobie radziła z całą tą sytuacją.Może wreszcie uświadomiła sobie, że ma rodzinę, której na niej zależy.Ray uznał, że to dobry początek.Po godzinie ich oczy spotkały się nad stołem.Już dość.Jane wstała.- No, moi kochani - powiedziała - muszę się trochę przespać.Ray też.A rano muszę wracać do Denver.Matka uściskała ją ze łzami w oczach.- Proszę, przyjedz do nas wkrótce.Nie odsuwaj się od nas, Jane.Gwen ścisnęła jej dłoń, Lottie objęła ją serdecznie.Roland powiedział, że była bardzo odważna i zachowała się wspaniale.A Scott pocałował ją w policzek.- Musisz znowu do nas przyjechać - powiedział.Ray rozumiał ich ulgę, ale zarazem bacznie obserwował ich reakcje.Zawiózł Jane do domu Gwen.- Wszystko w porządku? - spytał, zatrzymawszy się na podjezdzie.- Tak.- Zamknij dobrze drzwi.- Ale wtedy Gwen i George nie będą mogli wejść.Ray tylko potrząsnął głową.- Zaprosiłabym cię do środka, ale.- Zasnąłbym.- W takim razie dobrej nocy.- Wesołych świąt.- Delikatnie pocałował ją w usta i pogładził po policzku.- Ciągle boli?- Już znacznie mniej.- Do zobaczenia jutro.- Ale nie za wcześnie.- Nie, do licha.- Milczał chwilę, a potem w końcu ubrał w słowa pomysł, który przez cały wieczór chodził mu pogłowie.- Mam dla ciebie prezent.- Prezent? - zdziwiła się.- Mam nadzieję, że go przyjmiesz.- Wiesz, że przyjmę wszystko, co zechcesz mi dać.- Zobaczymy.- To nie był prezent, jakiego mogłaby się spodziewać.- Jutro - dodał.- Jutro - powtórzyła głosem pełnym obietnic.Rozdział 22Kyle i Nicky obudzili jaw bożonarodzeniowy poranek.- Mama nam pozwoliła - wyjaśnił Kyle.- Rodzice wcześnie wychodzą do pracy.Oczywiście.Na stokach będzie dziś pełno ludzi i wszyscy będą chcieli od czasu do czasu coś zjeść.Rodzina Grinellównie miała wolnego.Jane przeciągnęła się i skrzywiła.Bolał ją policzek.- Masz wielkiego siniaka - poinformował ją Nicky.- Dzięki - odparła.- Dzwonił ten facet.- Jaki facet?91- Ten z FBI [ Pobierz całość w formacie PDF ]