[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Przeniesiecie się na moją, dotychczasową pryczę i wezmiecie swoją pościel.Wymienicie też materace, bo nie będę sobie dupy moczył w waszej rozlanej, brudnejwodzie.I leżeć mi tam spokojnie, żeby mi się nie sypało na głowę albo na książkę.Boza niszczenie mienia zakładowego dostaniecie głodniaka.Zrozumiano?!Krivyj skinął głową.Funkcja sekretarza była ważna: zapisywał wyniki pracy, więcmógł je zaniżać, a wtedy wymierzano przykre kary. Wykonać. Tak jest, panie sekretarzu.W sali panowała głucha cisza.82.Krivyj, sapiąc i gramoląc się, przeniósł swoją pościel na pryczę Jaspersa i pościelJaspersa na dolną. Sam sobie pościelę rzucił Jaspers.Nie należało przeciągać struny: Krivyj mógł sięzbuntować.Zaparzył gorzkie ziółka, bo w tym czasie Krivyj ścielił swoje posłanie, a sypiące sięsiano aż wierciło w nosie.Potem przepisowo naprężył prześcieradło i wsunął się pod chłodną kołdrę.Sączącziółka, przy świetle małej lampki obejrzał książkę.W twardej oprawie, karbami naśladującej mozaikę i tytułem jakby ułożonym zezłotych samorodków: Gniazdo światów, wersja trzecia, drukowana na cienkim,sprężystym, kremowym papierze.Otworzył ją, nie na samym początku, lecz nieco dalej,tak po kilkudziesięciu stronach.Wiatr zrywał tumany miałkiego, szarobiałego pyłu.Trudno było wypatrzeć wstęgęnie odnawianej od lat asfaltowej drogi.Szosa wiodła najkrótszą drogą przez grupę skałekprzypominających wymarłe miasto czy labirynt na niegościnnym pustkowiu.Stepemnadkładało się wiele drogi.Ta część Schhian nosiła nazwę Fnorrah, co znaczyło Dzwięki, Głosy lub GrająceMiejsce.Wszelkie życie bało się pyłu Fnorrah.Domy dawnych mieszkańców zrównanoz ziemią, by nikt nie zamieszkał tu na stałe.Zdarzały się nawet zgony przejeżdżającychkierowców czy pasażerów, ale tylko osób, których Imię Ważne kończyło się na Int lubMyz.Wielu podróżnych słyszało głosy dochodzące jakby z wnętrza czaszki,nierozróżnialny bełkot, chór szeptów.Jakby mówiło naraz kilkaset osób, choć innirozpoznawali pojedyncze słowa.Jedni słyszeli nawoływania, inni grupowe recytacje,jeszcze inni głosy pamiętane z dzieciństwa.Głosy Fnorrah były grozne nocą lub podczaszawiei pyłowych: kierowcy gubili drogę, utykali w wydmach.Ozza prowadziła wóz, oczy łzawiły jej od wypatrywania drogi.Stare oczy.Dawniejwzrok miała ostry i precyzyjny, pozostał niezły tylko na długie dystanse.I tak lepiej niżHobeth, którą dosięgła starość krótkowidza wzrok nieostry zarówno z bliska, jaki z daleka.Teraz drzemała, kołysząc się na posłaniu w takt podskoków kół na dziurachw asfalcie.Ich barakowóz zrobiono ze starej ciężarówki.Zamiast skrzyni niósł pudło staregokiosku przerobione na pokój mieszkalny, kabinę z prysznicem i wnękę kuchenną.Okazały cylinder zbiornika wody umieszczono nad szoferką.Wspólny samochód kupiły, by stale wędrować mimo podeszłego wieku.Co pięć lati dwieście dziewiętnaście dni każdy przenosił się do nowej Krainy, ale władze niechętniepatrzyły na koczowników.Próbowano powstrzymać wzrost ich liczby.Przez ulotnychpustoszały mieszkania, kamienicznicy bankrutowali, nie inwestowano w nieruchomości,zabudowania szły w ruinę.Liczba nowo wznoszonych kamienic spadła niemal do zera.Uważano, że koczownicy są gorszymi pracownikami, nawet jeśli zatrudniali się nadłużej.W Schhian, dokąd przybyły z wiosną, ledwie tolerowano koczowniczy styl życia.Tęgi, rumiany pogranicznik uważnie obejrzał wnętrze pokoju mieszkalnego i szoferki. Ale fajne laski na tych zdjęciach! , krzyknął do budki, gdzie grzał się jego kolega. Przyniesiesz broszury, Gerd? Mnie dziś serce nawala.Ozza spróbowała uśmiechu,którego dotąd się wstydzi.Nawet zaproponowała jakieś krople.Drugi wygramolił się nadwór.Popatrzył zimno, z pogardą.Wcisnął im w ręce broszurę prawną, a podrobiazgowej kontroli technicznej załatwił formalności. W każdym mieście zarazmeldować się na policji.To obowiązkowe , powiedział na koniec. Co ty mi tuchrzanisz, Appe?! , rzucił, wracając po odprawie. Dwie nędzarki, ulotne.Jedna suchajak stara miotła, druga połamana i półślepa. Zdjęcia, chłopie, mówiłem: zdjęcia ,odpowiedz z budki doleciała okraszona rechotem.Gerd podniósł szlaban graniczny.Gdyby Ozza była młodsza, policzki zapłonęłyby ze wstydu, teraz ledwie zaróżowiały.Może złośliwie nie dał wszystkich informatorów? Czy informacja z wymiętoszonegozeszycika wystarczy? Ledwie parę dni, a już zdołały podwinąć się rogi. Broszuraz przepisami prawnymi Schhian tkwiła zatknięta w schowek na drzwiczkach szoferki.Ozza zerknęła w jej kierunku.Jeśli w Schhian wprowadzono nowe restrykcje, oznaczało to, że koczownictwo nadalsię rozpowszechnia. No, pewnie.Coraz więcej ludzi wpada na nasz pomysł pomyślała.W nieustannej wędrówce, która dzieliła życie na równe odcinki, rozstawano sięi witano tych samych ludzi, jakby ta sama załoga obejmowała kolejne statki.Nowenakazy oznaczały, że wyprzedzający je w ciągłej wędrówce próbowali sprostać nowymwyzwaniom.Ozza wiedziała, że większości z nich nigdy nie pozna, chociaż przekazywanie dlanich informacji było możliwe: opuszczający Krainę na kilka dni po twoim przybyciuznali ludzi, których ty nigdy nie spotkasz, bo ci wyjechali na dni czy miesiące przedtwoim przyjazdem.Podobnie przybywający do Krainy, na kilka dni przed twoimwyjazdem, znali innych, dążących po tobie w wędrówce życiowej.Wieść mogławędrować tylko łańcuszkiem, podróżowano tylko w jednym kierunku.Nie byłomożliwości uzgodnienia wspólnego czasu pomiędzy Krainami.Zamieć pyłowa zgęstniała.Przyda się nowy filtr powietrza do silnika, którego wlot wznosił się srebrzystymkominem ponad zbiornik wody.Chociaż wkład zaraz będzie do wymiany.Wieje zdrowo pomyślała.Słychać było szum wiatru, łopot zapomnianych szmat wywieszonych z pudłamieszkalnego, szelest pyłu uderzającego w burty i okna wozu.Rozwali nam dom albo nawieje jakiejś trucizny do środka. Zjechała z szosy,zaparkowała wóz w cieniu odosobnionej skałki. Tu nam nic nie grozi. Pod kołamizaraz zaczęła zbierać się wydma.83.Przecisnęła się z szoferki do skrzyni mieszkalnej.Hobeth spała pod szarym kocem.Na półce stały Gniazda światów, wszystkie osiem istniejących wersji; kompletne, zewszystkimi stronami, niektóre w okładkach.Obie uwielbiały czytanie sprawiające, żew książce toczyło się życie.Lubiły relacjonować sobie nawzajem akcję tej samej książki,wyławiać fakty, które ujawniły się tylko jednej z nich.Poznawanie obcych mikroświatówbyło dla dwóch samotnych staruszek przygodą ciekawszą niż wędrówka pozanieczyszczonych przez przemysł Krainach.Z własnego życia pozostały fotografie,którymi wykleiły ściany mieszkalnego pudełka.Nastawiła wodę na kuchence gazowej i zaparzyła dwie kawy.Jej samej kawa niezbytsłużyła, ale Hobeth przepadała za nią i znęcona zapachem zrezygnuje z drzemki.Nieustannie kłóciły się ze sobą.Ale do dobrej kłótni potrzebna była obudzona Hobeth, boprzecież na śpiącej osobie trudno odreagować wspomnienie rogatek Schhian.Gdy znakomita woń kawy wypełniła całe pomieszczenie, Hobeth poruszyłanozdrzami i otworzyła oczy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
. Przeniesiecie się na moją, dotychczasową pryczę i wezmiecie swoją pościel.Wymienicie też materace, bo nie będę sobie dupy moczył w waszej rozlanej, brudnejwodzie.I leżeć mi tam spokojnie, żeby mi się nie sypało na głowę albo na książkę.Boza niszczenie mienia zakładowego dostaniecie głodniaka.Zrozumiano?!Krivyj skinął głową.Funkcja sekretarza była ważna: zapisywał wyniki pracy, więcmógł je zaniżać, a wtedy wymierzano przykre kary. Wykonać. Tak jest, panie sekretarzu.W sali panowała głucha cisza.82.Krivyj, sapiąc i gramoląc się, przeniósł swoją pościel na pryczę Jaspersa i pościelJaspersa na dolną. Sam sobie pościelę rzucił Jaspers.Nie należało przeciągać struny: Krivyj mógł sięzbuntować.Zaparzył gorzkie ziółka, bo w tym czasie Krivyj ścielił swoje posłanie, a sypiące sięsiano aż wierciło w nosie.Potem przepisowo naprężył prześcieradło i wsunął się pod chłodną kołdrę.Sączącziółka, przy świetle małej lampki obejrzał książkę.W twardej oprawie, karbami naśladującej mozaikę i tytułem jakby ułożonym zezłotych samorodków: Gniazdo światów, wersja trzecia, drukowana na cienkim,sprężystym, kremowym papierze.Otworzył ją, nie na samym początku, lecz nieco dalej,tak po kilkudziesięciu stronach.Wiatr zrywał tumany miałkiego, szarobiałego pyłu.Trudno było wypatrzeć wstęgęnie odnawianej od lat asfaltowej drogi.Szosa wiodła najkrótszą drogą przez grupę skałekprzypominających wymarłe miasto czy labirynt na niegościnnym pustkowiu.Stepemnadkładało się wiele drogi.Ta część Schhian nosiła nazwę Fnorrah, co znaczyło Dzwięki, Głosy lub GrająceMiejsce.Wszelkie życie bało się pyłu Fnorrah.Domy dawnych mieszkańców zrównanoz ziemią, by nikt nie zamieszkał tu na stałe.Zdarzały się nawet zgony przejeżdżającychkierowców czy pasażerów, ale tylko osób, których Imię Ważne kończyło się na Int lubMyz.Wielu podróżnych słyszało głosy dochodzące jakby z wnętrza czaszki,nierozróżnialny bełkot, chór szeptów.Jakby mówiło naraz kilkaset osób, choć innirozpoznawali pojedyncze słowa.Jedni słyszeli nawoływania, inni grupowe recytacje,jeszcze inni głosy pamiętane z dzieciństwa.Głosy Fnorrah były grozne nocą lub podczaszawiei pyłowych: kierowcy gubili drogę, utykali w wydmach.Ozza prowadziła wóz, oczy łzawiły jej od wypatrywania drogi.Stare oczy.Dawniejwzrok miała ostry i precyzyjny, pozostał niezły tylko na długie dystanse.I tak lepiej niżHobeth, którą dosięgła starość krótkowidza wzrok nieostry zarówno z bliska, jaki z daleka.Teraz drzemała, kołysząc się na posłaniu w takt podskoków kół na dziurachw asfalcie.Ich barakowóz zrobiono ze starej ciężarówki.Zamiast skrzyni niósł pudło staregokiosku przerobione na pokój mieszkalny, kabinę z prysznicem i wnękę kuchenną.Okazały cylinder zbiornika wody umieszczono nad szoferką.Wspólny samochód kupiły, by stale wędrować mimo podeszłego wieku.Co pięć lati dwieście dziewiętnaście dni każdy przenosił się do nowej Krainy, ale władze niechętniepatrzyły na koczowników.Próbowano powstrzymać wzrost ich liczby.Przez ulotnychpustoszały mieszkania, kamienicznicy bankrutowali, nie inwestowano w nieruchomości,zabudowania szły w ruinę.Liczba nowo wznoszonych kamienic spadła niemal do zera.Uważano, że koczownicy są gorszymi pracownikami, nawet jeśli zatrudniali się nadłużej.W Schhian, dokąd przybyły z wiosną, ledwie tolerowano koczowniczy styl życia.Tęgi, rumiany pogranicznik uważnie obejrzał wnętrze pokoju mieszkalnego i szoferki. Ale fajne laski na tych zdjęciach! , krzyknął do budki, gdzie grzał się jego kolega. Przyniesiesz broszury, Gerd? Mnie dziś serce nawala.Ozza spróbowała uśmiechu,którego dotąd się wstydzi.Nawet zaproponowała jakieś krople.Drugi wygramolił się nadwór.Popatrzył zimno, z pogardą.Wcisnął im w ręce broszurę prawną, a podrobiazgowej kontroli technicznej załatwił formalności. W każdym mieście zarazmeldować się na policji.To obowiązkowe , powiedział na koniec. Co ty mi tuchrzanisz, Appe?! , rzucił, wracając po odprawie. Dwie nędzarki, ulotne.Jedna suchajak stara miotła, druga połamana i półślepa. Zdjęcia, chłopie, mówiłem: zdjęcia ,odpowiedz z budki doleciała okraszona rechotem.Gerd podniósł szlaban graniczny.Gdyby Ozza była młodsza, policzki zapłonęłyby ze wstydu, teraz ledwie zaróżowiały.Może złośliwie nie dał wszystkich informatorów? Czy informacja z wymiętoszonegozeszycika wystarczy? Ledwie parę dni, a już zdołały podwinąć się rogi. Broszuraz przepisami prawnymi Schhian tkwiła zatknięta w schowek na drzwiczkach szoferki.Ozza zerknęła w jej kierunku.Jeśli w Schhian wprowadzono nowe restrykcje, oznaczało to, że koczownictwo nadalsię rozpowszechnia. No, pewnie.Coraz więcej ludzi wpada na nasz pomysł pomyślała.W nieustannej wędrówce, która dzieliła życie na równe odcinki, rozstawano sięi witano tych samych ludzi, jakby ta sama załoga obejmowała kolejne statki.Nowenakazy oznaczały, że wyprzedzający je w ciągłej wędrówce próbowali sprostać nowymwyzwaniom.Ozza wiedziała, że większości z nich nigdy nie pozna, chociaż przekazywanie dlanich informacji było możliwe: opuszczający Krainę na kilka dni po twoim przybyciuznali ludzi, których ty nigdy nie spotkasz, bo ci wyjechali na dni czy miesiące przedtwoim przyjazdem.Podobnie przybywający do Krainy, na kilka dni przed twoimwyjazdem, znali innych, dążących po tobie w wędrówce życiowej.Wieść mogławędrować tylko łańcuszkiem, podróżowano tylko w jednym kierunku.Nie byłomożliwości uzgodnienia wspólnego czasu pomiędzy Krainami.Zamieć pyłowa zgęstniała.Przyda się nowy filtr powietrza do silnika, którego wlot wznosił się srebrzystymkominem ponad zbiornik wody.Chociaż wkład zaraz będzie do wymiany.Wieje zdrowo pomyślała.Słychać było szum wiatru, łopot zapomnianych szmat wywieszonych z pudłamieszkalnego, szelest pyłu uderzającego w burty i okna wozu.Rozwali nam dom albo nawieje jakiejś trucizny do środka. Zjechała z szosy,zaparkowała wóz w cieniu odosobnionej skałki. Tu nam nic nie grozi. Pod kołamizaraz zaczęła zbierać się wydma.83.Przecisnęła się z szoferki do skrzyni mieszkalnej.Hobeth spała pod szarym kocem.Na półce stały Gniazda światów, wszystkie osiem istniejących wersji; kompletne, zewszystkimi stronami, niektóre w okładkach.Obie uwielbiały czytanie sprawiające, żew książce toczyło się życie.Lubiły relacjonować sobie nawzajem akcję tej samej książki,wyławiać fakty, które ujawniły się tylko jednej z nich.Poznawanie obcych mikroświatówbyło dla dwóch samotnych staruszek przygodą ciekawszą niż wędrówka pozanieczyszczonych przez przemysł Krainach.Z własnego życia pozostały fotografie,którymi wykleiły ściany mieszkalnego pudełka.Nastawiła wodę na kuchence gazowej i zaparzyła dwie kawy.Jej samej kawa niezbytsłużyła, ale Hobeth przepadała za nią i znęcona zapachem zrezygnuje z drzemki.Nieustannie kłóciły się ze sobą.Ale do dobrej kłótni potrzebna była obudzona Hobeth, boprzecież na śpiącej osobie trudno odreagować wspomnienie rogatek Schhian.Gdy znakomita woń kawy wypełniła całe pomieszczenie, Hobeth poruszyłanozdrzami i otworzyła oczy [ Pobierz całość w formacie PDF ]