[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zni mu się tato - Ted March -chociaż nie jego rodzony ojciec, to jedyny, jakiego znał.- Tato - pyta Devon - czy kiedyś poznam prawdę?- Może już ją znasz, mój synu - odpowiada ojciec.To jeden z tych długich i zawiłych snów, w których obrazy stapiają się ze sobą, a jednozdarzenie prowadzi do drugiego bez żadnego sensu czy związku.Po ojcu pojawia się Cecily, potemAna, a pózniej bestia wyjąca do księżyca.Jej wycie staje się coraz bardziej przeciągłe, niemalmelodyjne, aż absurdalnie przypomina piosenkę Happy Birthday.- Happy birthday, dear Devon.Otwiera oczy.Ktoś gładzi go po policzku. Czy to sen, czy.?Już świt.Różowy blask sączy się do jego pokoju, migocze na ścianie.Devon podnosi wzrok.Tak, ktoś naprawdę siedzi na skraju jego łóżka, gładząc go po policzku i śpiewając.To Obłąkana Dama!- Happy birthday.to yooooooou!Nagle kobieta odchyla głowę do tyłu i śmieje się.Tym piskliwym, opętańczym śmiechem.Devon siada na łóżku.To nie łuna świtu migocze na ścianie.Jego pokój się pali!4.Ręka nieboszczykaDevon wyskakuje z łóżka.Jego szafa, biurko i zasłony okna, wszystko się pali.Płomienie ztrzaskiem przeskakują łobuzersko z zasłon na ścianę.A Obłąkana Dama, z rozwianymi włosami, stoi tam i zanosi się śmiechem.- Chcesz spalić dom! - Krzyczy Devon.- Próbujesz zniszczyć Kruczy Dwór!Jej śmiech staje się jeszcze bardziej histeryczny.Devon szeroko rozkłada ręce i koncentruje się.Lepiej nie myślcie, że chcę się popisać, mówiwszelkim możliwym siłom Skrzydła Nocy.Robię to, żeby ten dom nie poszedł z dymem:Ogień natychmiast gaśnie, pozostawiając tylko poczerniałe, dymiące resztki.Obłąkana Dama zasłania dłonią usta i chichocze, po czym odwraca się i wślizguje w otwórziejący w jednej ze ścian.Devon rzuca się za nią i zagląda w tajemne przejście, którego istnienia nawet niepodejrzewał.Nagle słyszy krzyk.Cecily. Wybiega na korytarz wypełniony kłębami dymu.- Pali się! - Krzyczy Cecily.- Mój pokój się pali!Alexander również biegnie korytarzem w swojej piżamie w ciapki, a na jego okrągłejpucołowatej buzi maluje się przerażenie.- Ogień w moim pokoju! Dom się spali!- Och, nie, na pewno nie - mówi Devon, ponownie rozkłada ręce i koncentruje się, tymrazem usiłując zgasić płomienie w całym domu.Udaje mu się to - aż za dobrze.Gasną nawet lampki kontrolne pieca i płomyk pod bojlerem.Pani Crandall nie jest zachwycona takim ostentacyjnym pokazem mocy.- Przecież gdyby Devon tego nie zrobił, cały dom spaliłby się do fundamentów - zauważapózniej Alexander, gdy wszyscy domownicy zbierają się w salonie.- Jego moc jest super.Pani Crandall tylko wzdycha i posyła go na górę, żeby przygotował się do szkoły.- Cóż - mówi Cecily po jego odejściu.- Alexander ma rację.Należy się uznanie za ten czyn.- Patrzy Devonowi w oczy i ciaśniej opatula się frotowym szlafrokiem.- Dzięki, Devonie.On odwraca głowę, nie chcąc przypominać sobie, co kiedyś do niej czuł.- Mam usunąć szkody? - Zwraca się do pani Crandall.- Pewnie mógłbym naprawićwiększość z nich.- Tak, jeśli zamierzasz zrobić to za pomocą młotka, gwozdzi i farby - odpowiada paniKruczego Dworu.- Ale nie za pomocą magii.Devon krzywi się.- Zatem chyba będzie musiała pani wezwać stolarza.- Jeśli można coś powiedzieć, proszę pani - mówi Bjorn do pani Crandall.- Ona staje sięnaprawdę niebezpieczna.Nigdy nie wiadomo, gdzie uderzy.Wczoraj wieczorem myślałem, że jestzadowolona i spokojna.Przyniosłem jej deser lodowy z karmelową polewą.Wydawało się, że jest w dobrym humorze.Jednak widocznie już wtedy to knuła.Następnym razem możemy nie mieć tyle szczęścia.Mistrz Devon może być w szkole.- Cóż więc proponujesz, Bjornie? - Warczy pani Crandall.- Od kiedy zaklęcie, które jąwięziło, zostało zerwane, ilekroć ją złapiesz, znów ci się wymyka.- Obrzuca Devona miażdżącymspojrzeniem.- Jeśli wybaczy mi pani tę śmiałą sugestię - mówi Bjorn - to może ktoś powinien rzucićnowe zaklęcie.Devon pojmuje, że Bjorn ma na myśli jego.Tylko on w Kruczym Dworze - poza ObłąkanąDamą - ma magiczną moc.- %7ładnych nowych zaklęć - sprzeciwia się słabo pani Crandall, opadając na fotel.- Robiąjeszcze większe zamieszanie.Przywabiają tu siły.- Skoro raz próbowała spalić dom - mówi Cecily - zrobi to znowu.- Poza tym czy mogę tego dokonać? - Pyta Devon.- Chcę powiedzieć, że jeśli ona też mamoc, to kto wie, czy zdołam ją poskromić?- Ona nigdy nie umiała prawidłowo posługiwać się swoją mocą - mówi pani Crandall.- Niezostała należycie przeszkolona.- Mierzy Devona zimnym spojrzeniem.- Ty też nie, Devonie,jednak pomimo moich zastrzeżeń poczyniłeś niejakie postępy.Niejakie postępy? Devon byłby gotów spierać się z tym stwierdzeniem, przypominając, żewybawienie Alexandra z Otchłani i pokonanie nieśmiertelnej władczyni demonów to znaczniewięcej niż  niejakie postępy".Jednak gryzie się w język.- Byłbym skłonny spróbować - mówi - pod warunkiem, że powie mi pani, kim ona jest i co omnie wie.To chyba uzasadnione żądanie, jeśli to ja mam ją poskromić.Pani Crandall jest oburzona.- Targujesz się o bezpieczeństwo naszej rodziny? - Tak, Devonie - mówi Cecily, podchodząc bliżej i stając obok matki.- To naprawdęsamolubne.Zakłada ręce na piersi i dumnie podnosi brodę.Devon myśli, że matka i córka nigdy nie byłybardziej podobne do siebie niż w tej chwili.- Słuchajcie - zaczyna - chcecie, żebym uwięził kogoś wbrew jego woli.- Czarownicę, Devonie, która z każdym dniem staje się bardziej niebezpieczna.- PaniCrandall uderza dłońmi o poręcze fotela.- A jeśli przyjdzie jej do głowy, żeby otworzyć drzwiOtchłani? Co wtedy?Ta myśl zaskakuje Devona.No właśnie, co wtedy? Oczami duszy widzi portal wewschodnim skrzydle - te zaryglowane metalowe drzwi, za którymi kłębią się demony, błagające, byje uwolnić.Tylko czarodziej Skrzydła Nocy może otworzyć lub zamknąć te drzwi.- Dobrze, dobrze, zrobię to - mówi Devon.- Jednak i tak chcę otrzymać odpowiedzi na mojepytania.I jeśli nie uzyskam ich od pani, poszukam ich gdzie indziej.- Po prostu znajdz ją i zamknij w jednym pomieszczeniu - mówi pani Crandall.- Znajwyższą niechęcią pozwalam ci używać magii w tym domu, ale nie mam innego wyjścia.Poprostu nasącz jedno z piwnicznych pomieszczeń mistyczną energią, która nie pozwoli jej sięuwolnić, energią, która będzie otaczała ją nawet podczas spacerów na dziedzińcu.- Nie - mówi Devon.- Nie zamknę jej znowu w piwnicy.Ani na wieży.Teraz, kiedy jużwiemy ojej istnieniu, powinna mieszkać w normalnym pokoju.Nie można jej traktować jakwięzniarki, nawet jeśli nią jest.Ona potrzebuje pomocy.Musi być jakiś sposób, żeby jej pomóc.Pani Crandall śmieje się drwiąco.- Jaki? Może jakiś psychiatra dla czarodziei?- No, tak.- Devon zwraca się do Bjorna.- Są lekarze dla czarodziei, prawda? Muszą być.- Aha, pewnie - mówi ze śmiechem Cecily [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •