[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Wskazał krzesło po drugiej stronie biurka.— Proszę.— Dziękuję.Biskup zerknął na notatkę na biurku.— Jak dawno temu zdarzył się ten straszny wypadek?— Prawie trzy tygodnie temu, Ekscelencjo.— A ojciec jest w domu od…— Od tygodnia.Tydzień mija dzisiaj.— Ach.— Jeszcze jedno spojrzenie na biurko.Głos był suchy i drżący.— W Marsden?— Tak jest.— Jak ojciec sobie radzi… bez ręki?— Niewątpliwie mam trudności.Powoli uczę się, jak się dostosować.— To zrozumiałe.— Biskup chrząknął przerzucając leżące na biurku wycinki z gazet.— Widzę, że ojciec skupił na sobie sporo uwagi.— Nie miałem takiego zamiaru.— W dzisiejszych czasach, obawiam się, jest to prawie nieuniknione.I mogło to przybrać bardziej sensacyjne formy.Będziemy wdzięczni Bogu i za to.— Uśmiechnął się lekko, przebiegle.— Niemniej, chociaż trochę poczytałem o tym, muszę przyznać, że niezupełnie rozumiem.Zastanawiam się, czy ojciec mógłby mi odpowiedzieć na parę pytań?Richard nie oczekiwał łatwego spotkania.— Oczywiście, Ekscelencjo.— Czy dostał ojciec pozwolenie na opuszczenie swojej parafii w Biafrze?— Nie.— Dlaczego?— To nie było możliwe.Zostaliśmy zupełnie pozbawieni łączności.Byliśmy całkowicie odcięci.— Dlaczego zatem ojciec wyjechał?— Próbowałem pozyskać jakąś pomoc, Ekscelencjo…Zacisnąwszy usta biskup patrzył na swoje splecione dłonie.— …Początkowo zamierzałem wrócić za czterdzieści osiem godzin.Udałem się do najbliższego miasta, gdzie jest lotnisko.Jednakże ludzie odpowiedzialni za pomoc humanitarną mieli już zbyt dużo na swoich głowach.— Myślami stokroć szybszymi niż słowa znalazł się na placówce kierowanej przez chudego Amerykanina i usłyszał jęki zgromadzonych pod barakiem.I widział Sharkeya, i deszcz, i należący do misji porzucony przy drodze land–rover, z przytwierdzoną do niego białą kartką wyglądającą jak oznaka kapitulacji.— Uważałem, że wyprawa do Săo Tomé to jedyna szansa.Miałem nadzieję, że uzmysłowię różnym agencjom pomocy humanitarnej po wagę sytuacji, w jakiej znalazła się Abaguma.— Abaguma?— Abaguma była moją parafią.— Była? — Biskup pochylił swoją delikatną głowę.— Była, ojcze? Prawda jest taka, że ojciec ją opuścił.— Użycie słowa „opuścił” jest straszne, Ekscelencjo.— Mówię o oczywistym fakcie, nie o najlepszych intencjach, które ojcem kierowały, choć były niewłaściwe.— Niewłaściwe?— Obowiązkiem ojca było zostać z tymi, którym ksiądz zgodził się służyć.— Ekscelencjo, ludzie, którym zgodziłem się służyć, umierali i nadal umierają z głodu i braku leków.— Głos Richarda nabrał ostrości.— Umierają w warunkach tak nieprawdopodobnej nędzy, że to by Ekscelencję przeraziło.W szpitaliku, gdzie o ich życie walczą wbrew przeciwnościom losu dwie siostry zmartwychwstanki i miejscowy lekarz, panuje taki zaduch, że nie ma czym oddychać… Moim obowiązkiem było zapewnienie pomocy, by uratować miasto i okolice od pełnej zagłady.— Nie myśląc o następstwach?Gdzieś w głębi domu zegar wybił godzinę.Richard chwilę milczał wsłuchując się w jego obojętny dźwięk.— Mogę zapewnić Ekscelencję, że wolałbym być w Abagumie niż tutaj.Ale zapewniam także Ekscelencję, że moja fizyczna obecność w Abagumie nie pomogłaby żywym.Umarłym — tak, ale ja się troszczę także o żywych.— Spojrzał prosto w twarz człowiekowi — dobremu człowiekowi — siedzącemu z drugiej strony biurka, w czystym, bez odrobiny kurzu pokoju, wiedząc, że nigdy nie przełamie jego ostrożnego i teologicznego podejścia do strasznego nieszczęścia, jakie nawiedziło Biafrę.— Ze względu na żywych udałem się do Săo Tomé, ale tam także trudno było uzyskać pomoc.Wiele jest takich Abagum, Ekscelencjo.Ze względu na żywych pilotowałem samolot i gdyby nas nie trafiono, powtarzałbym loty, dopóki pilot nie czułby się na tyle dobrze, aby przejąć ster.Wtedy i tylko wtedy wróciłbym do Abagumy.Zawsze zamierzałem tam powrócić.— A teraz?— Teraz, Ekscelencjo?Biskup skinął głową.— Jakie są teraz zamiary ojca?— Nie mnie decydować… Ściśle mówiąc pozostało mi trzy miesiące do zakończenia misji.— Właśnie.Zapadło długie milczenie.Wreszcie biskup wstał, pchnął swoje krzesło i podszedł do okna, jakby na ulicy działo się coś, co go zainteresowało.— Czy był ojciec w stanie odprawić mszę po powrocie?— Z trudnością.— Gdzie?— W Marsden.Za pozwoleniem proboszcza.— Publicznie?— Nie — Richard potrząsnął głową.— Musimy wystąpić w tej sprawie do Rzymu — oznajmił biskup.— Czy zdaje sobie ojciec z tego sprawę?— Nie byłem pewien.— Pytam, gdyż ojciec ze względu na swoje kalectwo nie może absolutnie sprawować pewnych obowiązków.Jednakże możliwe będzie pełnienie pomocniczych funkcji w parafii, osobiście nie obawiam się sprzeciwu Rzymu.Czy zna ojciec Evensham?— Tylko z nazwy.— Na południe stąd.Proboszcz nazywa się Somerset.Daniel Somerset.Bardzo potrzebuje wikarego.Mógłby ojciec udać się tam, na razie.— Kiedy, Ekscelencjo?— W przyszłym tygodniu?— Doskonale.— Ojciec Somerset będzie bardzo zadowolony.Tym czasem jednak może ojciec odprawiać mszę tylko bez udziału parafian i ograniczyć inne czynności.— Biskup wyszedł zza biurka i wyciągnął do Richarda rękę.— Do widzenia.Rozumiem ojca i błogosławię go.Jestem całkowicie pewny, że intencje ojca były czyste, ale dobre intencje nie są usprawiedliwieniem.Musimy zachować wewnętrzną dyscyplinę, zawsze i wszędzie.Co by się stało, gdybyśmy postępowali zgodnie z osobistym przeświadczeniem, że tak jest najlepiej? Piotrowi, jak ojciec pamięta, udało się tylko odciąć ucho żołnierzowi…Richard chłodno ucałował pierścień biskupi.— Stoimy przed trudnymi czasami, ojcze, czasami próby — wszyscy w Kościele.Evensham, podobnie jak inne parafie, ma własne szczególne problemy.Ale to nie znaczy, by rzucać się na nie jak z motyką na słońce.Proszę to przemyśleć, ojcze [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •