[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jestem już prawie przy celu.Rozłącza się i idzie w stronę fontanny. Pomimo deszczu na dziedzińcu bazyliki wciąż jest pełno ludzi.Różnokolorowe parasolewyrastają wokół klombów jak egzotyczne kwiaty.Valentina czuje nerwowy dreszcz, gdy Tom mija ją w odległości dziesięciu metrów.Nawet nie patrzy w jej kierunku.W jego ruchach nie ma paniki.Idzie szybkim krokiem, jak ktoś, kto chce się po prostuschować przed deszczem.Valentina pozwala sobie na niewielki uśmiech.Byłby z niego dobry glina.Wysoki chudzielec znajduje się zaledwie trzy metry od niej.Valentina unika kontaktu wzrokowego.Ku jej zaskoczeniu, mężczyzna ją mija.A potem zatrzymuje się i odwraca.Dopiero wtedy Valentina uświadamia sobie, że nie jest sam. 97.Tom zmusza się do opuszczenia dziedzińca i pozostawienia Valentiny samej.Wie, żejego dziewczyna jest zawodowym żołnierzem, wyszkolonym do radzenia sobie z takimisytuacjami, ale instynkt podpowiada mu, że powinien być w pobliżu i upewnić się, że nic jej niegrozi.Kiedy przechodzi pod sklepieniem głównej bramy na plac, przyspiesza kroku.Skręca w prawo i wchodzi w Via di San Michele.Jego oczom ukazuje się rząd zaparkowanych samochodów.Przez zalane deszczem szyby nie sposób zajrzeć do środka.Widok dodatkowo zasłaniają przechodnie z parasolami.Z parszywej pogody korzysta facet w dredach, sprzedający tanie parasolki obok muru.Tom płaci dziesięć euro i łapie pierwszą z brzegu.Cena w ogóle go nie interesuje, podobnie jak to, czy zmoknie.Potrzebuje kamuflażu,żeby nie wzbudzać podejrzeń, gdy wędruje od samochodu do samochodu, przyglądając sięsiedzącym w środku ludziom.Po kilkunastu metrach jego uwagę zwraca jeden samochód.Zielony land rover.Wyróżnia się nie dlatego, że to land rover, ale dlatego, że wszystkie szyby są zaparowane.Na przedniej widać szparę, przetartą dłonią kierowcy.Z tym, że na tej ulicy tak naprawdę nie ma czego oglądać.Tom składa parasol i podchodzi do drzwi kierowcy.Puka w szybę, która opuszcza się o mniej więcej jedną trzecią.Tom pochyla się i odzywa po angielsku do dwudziestoparoletniego mężczyzny o ponurejtwarzy:- Przepraszam bardzo, ale przed chwilą zamknąłem sobie kluczyki w samochodzie.Kretyn ze mnie, nie? Mógłby mi pan może pożyczyć telefon? Chciałbym zadzwonić do żony,żeby przywiozła mi zapasowe. Mężczyzna patrzy na niego spode łba.- Nie mógłbym.Na pogrążonym w półmroku tylnym siedzeniu Tom dostrzega sylwetkę drugiegomężczyzny, który szarpie się z czymś, co trzyma na kolanach.Szyba się zamyka.Tom wali w nią pięścią.- Hej, bądz człowiekiem! Jestem cały mokry!Szyba ponownie się opuszcza.Ze środka wysuwa się lufa pistoletu.- Powiedziałem  nie ! A teraz się odpierdol. 98.Chudy mężczyzna w prochowcu uśmiecha się do Valentiny.- Czeka pani na kogoś?Jest równie czarujący, co dziesiątki innych frajerów, którzy bezskutecznie usiłowali jąpodrywać w przeszłości.- Tak, na szefową.- Valentina strząsa z płaszcza krople deszczu.- I mam nadzieję, żeraczy się pospieszyć.Prochowiec podchodzi bliżej i przez materiał płaszcza przyciska do jej biodra lufępistoletu.- Nie ruszaj się i ani słowa - mówi przyciszonym głosem, w którym nie ma już śladu poflircie.- Jeśli nie posłuchasz, temu kościołowi przybędzie jeszcze jedna męczenniczka.-Mężczyzna patrzy jej w oczy.Gdy dostrzega w nich strach i uległość, dodaje: - Gdzie jest Anna?Valentina przekonująco udaje przerażoną:- O Boże, niech mi pan nie robi krzywdy, błagam.- Nie chcę cię skrzywdzić - odpowiada mężczyzna, dociskając lufę do jej boku.- Gdziejest Anna? Miała być z tobą.Valentina drżącą ręką pokazuje mu bramę na końcu dziedzińca.- Zabrałam ją do samochodu, bo zaczęło padać.Jest chora.Gdzie jest doktor Verdetti?Prochowiec ignoruje ją i rozgląda się.- Błagam, niech mi pan nie robi krzywdy, ja nic złego nie zrobiłam.Pistolet wpija się w jej biodro.- Ciszej! Jaki masz samochód i gdzie zaparkowałaś?Valentina wbija wzrok w chodnik, udając, że jest zbyt przestraszona, by na niegospojrzeć.- Niebieskiego fiata punto.Zaparkowałam niedaleko.eee.zaraz za bramą, na placu -mówi, patrząc cały czas w ziemię.Tuż obok niej pojawiają się dwie pary męskich stóp.- Idzcie po nią - nakazuje Prochowiec.- Tylko szybko. Stopy znikają.Mężczyzna popycha Valentinę.- Wejdziemy do kościoła i zaczekamy.- Prochowiec przesuwa się, stając z nią twarzą wtwarz.- Nie chciałbym, żebyś przemokła i zmarzła.Jego dłoń prześlizguje się po jej swetrze i chwyta ją za nadgarstek.Jego dotyk napawa ją wstrętem.Valentina musi zwalczyć w sobie chęć uderzenia kolanem w jego krocze tak mocno, żebyjądra wyskoczyły mu ustami.Mężczyzna wyjmuje pistolet z kieszeni i opiera go o brzuch Valentiny.Rękojeść wpija sięw jej przeponę.Przybliża twarz do jej twarzy.Z daleka ktoś mógłby uznać ich za parę całujących siękochanków.- Mój mały przyjaciel bardzo chciałby znalezć się w twoim wnętrzu - szepcze jej do ucha,przesuwając chłodną lufę po jej skórze.- Nie dziwię mu się.Valentina bierze głęboki wdech.Prochowiec interpretuje to jako oznakę strachu.- Nie ma się czego bać.Jeśli zrobisz dokładnie to, co ci powiem, za dwadzieścia minut towszystko stanie się tylko złym wspomnieniem. 99.Tom Shaman nie po raz pierwszy w życiu widzi lufę pistoletu.Kiedyś pewien młodociany gangster wyciągnął uzi w jego kościele w Los Angeles iobrabował wszystkich wiernych.Dzieciak był naćpany metaamfetaminą i skończył zastrzelonyna schodach przez starszego członka gangu, który przyszedł odebrać swoją matkę po mszy.Lata spędzone wśród bandziorów w Compton nauczyły Toma, że uzbrojeni napastnicydzielą się na dwie grupy: strzelców, którzy wyciągają broń tylko wtedy, kiedy zamierzają jejużyć, oraz pozerów, którzy chętnie grożą innym bronią, ale nigdy w życiu nie pociągnęli zaspust.Tom dochodzi do wniosku, że człowiek, który do niego celuje, nie jest strzelcem.Choć to tylko przypuszczenie.Dość ryzykowne zresztą.- Ej, człowieku! - Tom podnosi ręce do góry.- Nie szukam kłopotów, po prostupotrzebuję pomocy.- Wycofuje się powoli, nie opuszczając rąk [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •