[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Można spróbować& - powiedział Adam.- To nas nic nie będzie kosztowało.- Właśnie.- Hela wstała, wzięła swój ręcznik i małą, białą torebkę plażową.- Nie znamy się! -powiedziała cicho.- Co chcesz zrobić?- Najprostsze sposoby są najlepsze& - Nie odwracając się już i nie pożegnawszy ich nawet skini-eniem głowy, odeszła.Patrzyli za nią, udając, że nie patrzą, wyciągnięci w niedbałych pozach, zoczyma ukrytymi za ciemnymi okularami.Była naprawdę piękna.Jej ciemne, gibkie ciało poruszało się harmonijnie, a mikroskopijny kosti-um czynił ją bardziej nagą, niż gdyby była rzeczywiście naga.Szła powoli lawirując zręcznie pomi-ędzy leżącymi ciałami i obojętnie patrząc w kierunku morza.Nie zwracała najmniejszej uwagi nazachwycone spojrzenia prawie wszystkich mijanych mężczyzn, bez względu na to, czy byli samot-ni, czy też mieli u boku kobiety, które obrzucały ją zazdrosnym, niechętnym wzrokiem.Nagle potknęła się i krzyknęła cicho.Zachwiała się lekko i mimowolnie oparła dłoń o ramiędrzemiącego człowieka, który otworzył oczy i spojrzał na nią z wściekłością.- A cóż to za& - zaczął gwałtownie, ale zaraz urwał.Wyraz jego twarzy zmienił się w ciąguułamka sekundy i otyły pan zerwał się z leżaka.- Przepraszam pana bardzo& - powiedziała dziewczyna cicho.- Potknęłam się i&- Nic nie szkodzi, nic nie szkodzi& - Powiedział to szybko, takim tonem, jak gdyby fakt służeniaza oparcie potykającym się ludziom uważał nie tylko za przyjemność, ale za swój obowiązek.- Czynie skręciła pani nogi?Restauracja sopockiego Grand Hotelu" była przepełniona.Orkiestra, podtrzymywana nieustan-nie zastrzykami" ,które tańczący wsuwali w dyskretnie opuszczoną dłoń pierwszego saksofonisty,grała bez przerwy już od dwóch godzin.Na zatłoczonym parkiecie pary zaledwie mogły wykony-wać mikroskopijne ruchy nogami, aby zaznaczyć rytm, w którym powinny się były poruszać.Dyrektor garbarni skór szlachetnych wyglądał o wiele szlachetniej w wieczorowym stroju - wy-soki, okazały i nawet dość przystojny.Tańcząca z nim w tej chwili dziewczyna była naprawdę bar-dzo piękna.Biała wieczorowa suknia podkreślała ciemną gładkość skóry, oczy błyszczały, a wargiuśmiechały się trochę dziecinnym uśmiechem, jak gdyby sam fakt przebywania na dansingu i wi-dok tych wszystkich rozbawionych ludzi już był dla niej radością, która nieczęsto ją spotykała.- Jaki pan jest okropnie miły& - powiedziała z głębokim i naiwnym przekonaniem.- Jakoś nigdynie umiałam poznawać ludzi i myślałam, że i ten cały miesiąc przejdzie mi na opalaniu się i czyta-niu książek& A ja bardzo lubię czytać, tylko nie ciągle& - Roześmiała się.- Usiądzmy trochę.Bardzo mi gorąco.Dyrektor, nie odpowiadając, wymanewrował ją z tłumu na skraj parkietu.Potem, idąc za nią wstronę maleńkiego, dwuosobowego stolika, który zajmowali w kącie sali, powiedział:- Szkoda takiej pięknej osoby na czytanie.- Więcej nic w danej chwili nie przyszło mu do głowy.Był oszołomiony jej obecnością.Przechodząc koło baru, musieli minąć rząd wysokich stołków, na których siedziało w najrozma-itszych pozach kilkanaście osób, znajdujących się w różnych fazach zamroczenia.Pomiędzy nimi,sącząc powoli wódkę z maleńkich kieliszków, tkwili dwaj mężczyzni, najwyrazniej trochę znudze-ni, nie szukający mocnych wrażeń ani kobiecego towarzystwa.Oczyma leniwie wodzili po sali, jakgdyby nie oczekiwali, że natkną się na kogoś znajomego, ale po prostu chcieli popatrzeć na rozba-wiony tłum.Dziewczyna, mijając ich obu, spojrzała przelotnie w ich kierunku.Ani idący za nią jejtowarzysz, ani nikt z obecnych nie dostrzegł krótkiego, porozumiewawczego spojrzenia, które imrzuciła.Przyspieszyła kroku i z uśmiechem osunęła się na krzesełko przy stoliku, znajdującym się za fi-larkiem w samym rogu sali.Dyrektor usiadł naprzeciw niej.Dziewczyna, jak gdyby zupełnie odruc-howo, położyła swoją małą rączkę na jego wielkiej, ciężkiej dłoni.- Boże, jak mi tu dobrze! - powiedziała szczerze.- Aż się sama sobie nadziwić nie mogę! Nigdynie przepadałam za zabawami i nawet mama zawsze mówiła, że jestem za poważna.A z panem tobym chyba mogła tak do rana przetańczyć& Coś już w panu takiego chyba jest, że się tak dobrzeprzy panu czuję.I spojrzała na niego promiennie, uśmiechając się.Gdyby dyrektor garbarni znał prawdziwy po-wód jej uśmiechu, byłby pewno zerwał się i w panice rzucił się ku drzwiom.Ale najprawdopodob-niej, nawet gdyby ktoś przyszedł teraz i powiedział mu prawdę, nie uwierzyłby.A Hela śmiała siędla tej prostej przyczyny, że znowu sprawdzała się teoria, którą wymyśliła sobie już dawno: męż-czyznom, których chce się naprawdę zainteresować, trzeba mówić najgłupsze rzeczy W najgłupszysposób.- Może to dlatego, że pan jest taki dobry, taki silny i taki naprawdę męski! - dodała z przekonani-em.- Ja bym się przy panu niczego nie bała!- A tak to się pani czegoś boi? - roześmiał się.- Taka śliczna dziewczynka nie powinna się nicze-go bać.Nikt takiemu uroczemu stworzonku nie zrobiłby przecież żadnej krzywdy!- Oho, a czy to ja nie znam mężczyzn! - spoważniała.- Tylko czekają, żeby nas namówić na na-jgorsze.' Nie można żadnemu wierzyć!& - Znowu się rozpogodziła.- Ale panu wierzę! Od pierws-zej chwili panu ufam.Pan jest taki& solidny!- O, na pewno można mi zaufać! - powiedział z absolutnym przekonaniem, zastanawiając się nadtym, ile dziewczyna musi jeszcze wypić, żeby nie wiedziała dobrze, co się z nią dzieje i żeby dałasię odprowadzić tam, gdzie on będzie chciał ją odprowadzić.Rozejrzał się [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.- Można spróbować& - powiedział Adam.- To nas nic nie będzie kosztowało.- Właśnie.- Hela wstała, wzięła swój ręcznik i małą, białą torebkę plażową.- Nie znamy się! -powiedziała cicho.- Co chcesz zrobić?- Najprostsze sposoby są najlepsze& - Nie odwracając się już i nie pożegnawszy ich nawet skini-eniem głowy, odeszła.Patrzyli za nią, udając, że nie patrzą, wyciągnięci w niedbałych pozach, zoczyma ukrytymi za ciemnymi okularami.Była naprawdę piękna.Jej ciemne, gibkie ciało poruszało się harmonijnie, a mikroskopijny kosti-um czynił ją bardziej nagą, niż gdyby była rzeczywiście naga.Szła powoli lawirując zręcznie pomi-ędzy leżącymi ciałami i obojętnie patrząc w kierunku morza.Nie zwracała najmniejszej uwagi nazachwycone spojrzenia prawie wszystkich mijanych mężczyzn, bez względu na to, czy byli samot-ni, czy też mieli u boku kobiety, które obrzucały ją zazdrosnym, niechętnym wzrokiem.Nagle potknęła się i krzyknęła cicho.Zachwiała się lekko i mimowolnie oparła dłoń o ramiędrzemiącego człowieka, który otworzył oczy i spojrzał na nią z wściekłością.- A cóż to za& - zaczął gwałtownie, ale zaraz urwał.Wyraz jego twarzy zmienił się w ciąguułamka sekundy i otyły pan zerwał się z leżaka.- Przepraszam pana bardzo& - powiedziała dziewczyna cicho.- Potknęłam się i&- Nic nie szkodzi, nic nie szkodzi& - Powiedział to szybko, takim tonem, jak gdyby fakt służeniaza oparcie potykającym się ludziom uważał nie tylko za przyjemność, ale za swój obowiązek.- Czynie skręciła pani nogi?Restauracja sopockiego Grand Hotelu" była przepełniona.Orkiestra, podtrzymywana nieustan-nie zastrzykami" ,które tańczący wsuwali w dyskretnie opuszczoną dłoń pierwszego saksofonisty,grała bez przerwy już od dwóch godzin.Na zatłoczonym parkiecie pary zaledwie mogły wykony-wać mikroskopijne ruchy nogami, aby zaznaczyć rytm, w którym powinny się były poruszać.Dyrektor garbarni skór szlachetnych wyglądał o wiele szlachetniej w wieczorowym stroju - wy-soki, okazały i nawet dość przystojny.Tańcząca z nim w tej chwili dziewczyna była naprawdę bar-dzo piękna.Biała wieczorowa suknia podkreślała ciemną gładkość skóry, oczy błyszczały, a wargiuśmiechały się trochę dziecinnym uśmiechem, jak gdyby sam fakt przebywania na dansingu i wi-dok tych wszystkich rozbawionych ludzi już był dla niej radością, która nieczęsto ją spotykała.- Jaki pan jest okropnie miły& - powiedziała z głębokim i naiwnym przekonaniem.- Jakoś nigdynie umiałam poznawać ludzi i myślałam, że i ten cały miesiąc przejdzie mi na opalaniu się i czyta-niu książek& A ja bardzo lubię czytać, tylko nie ciągle& - Roześmiała się.- Usiądzmy trochę.Bardzo mi gorąco.Dyrektor, nie odpowiadając, wymanewrował ją z tłumu na skraj parkietu.Potem, idąc za nią wstronę maleńkiego, dwuosobowego stolika, który zajmowali w kącie sali, powiedział:- Szkoda takiej pięknej osoby na czytanie.- Więcej nic w danej chwili nie przyszło mu do głowy.Był oszołomiony jej obecnością.Przechodząc koło baru, musieli minąć rząd wysokich stołków, na których siedziało w najrozma-itszych pozach kilkanaście osób, znajdujących się w różnych fazach zamroczenia.Pomiędzy nimi,sącząc powoli wódkę z maleńkich kieliszków, tkwili dwaj mężczyzni, najwyrazniej trochę znudze-ni, nie szukający mocnych wrażeń ani kobiecego towarzystwa.Oczyma leniwie wodzili po sali, jakgdyby nie oczekiwali, że natkną się na kogoś znajomego, ale po prostu chcieli popatrzeć na rozba-wiony tłum.Dziewczyna, mijając ich obu, spojrzała przelotnie w ich kierunku.Ani idący za nią jejtowarzysz, ani nikt z obecnych nie dostrzegł krótkiego, porozumiewawczego spojrzenia, które imrzuciła.Przyspieszyła kroku i z uśmiechem osunęła się na krzesełko przy stoliku, znajdującym się za fi-larkiem w samym rogu sali.Dyrektor usiadł naprzeciw niej.Dziewczyna, jak gdyby zupełnie odruc-howo, położyła swoją małą rączkę na jego wielkiej, ciężkiej dłoni.- Boże, jak mi tu dobrze! - powiedziała szczerze.- Aż się sama sobie nadziwić nie mogę! Nigdynie przepadałam za zabawami i nawet mama zawsze mówiła, że jestem za poważna.A z panem tobym chyba mogła tak do rana przetańczyć& Coś już w panu takiego chyba jest, że się tak dobrzeprzy panu czuję.I spojrzała na niego promiennie, uśmiechając się.Gdyby dyrektor garbarni znał prawdziwy po-wód jej uśmiechu, byłby pewno zerwał się i w panice rzucił się ku drzwiom.Ale najprawdopodob-niej, nawet gdyby ktoś przyszedł teraz i powiedział mu prawdę, nie uwierzyłby.A Hela śmiała siędla tej prostej przyczyny, że znowu sprawdzała się teoria, którą wymyśliła sobie już dawno: męż-czyznom, których chce się naprawdę zainteresować, trzeba mówić najgłupsze rzeczy W najgłupszysposób.- Może to dlatego, że pan jest taki dobry, taki silny i taki naprawdę męski! - dodała z przekonani-em.- Ja bym się przy panu niczego nie bała!- A tak to się pani czegoś boi? - roześmiał się.- Taka śliczna dziewczynka nie powinna się nicze-go bać.Nikt takiemu uroczemu stworzonku nie zrobiłby przecież żadnej krzywdy!- Oho, a czy to ja nie znam mężczyzn! - spoważniała.- Tylko czekają, żeby nas namówić na na-jgorsze.' Nie można żadnemu wierzyć!& - Znowu się rozpogodziła.- Ale panu wierzę! Od pierws-zej chwili panu ufam.Pan jest taki& solidny!- O, na pewno można mi zaufać! - powiedział z absolutnym przekonaniem, zastanawiając się nadtym, ile dziewczyna musi jeszcze wypić, żeby nie wiedziała dobrze, co się z nią dzieje i żeby dałasię odprowadzić tam, gdzie on będzie chciał ją odprowadzić.Rozejrzał się [ Pobierz całość w formacie PDF ]