[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Szczeniacz-ka do zabawy? Chodz, malutki, pomiziam cię po brzuszku.- Zaśmiał się, patrząc na Vesperaszyderczo.- Bo do niczego innego się nie nadajesz.- Spoważniał nagle.- Dostałeś Dar Krwii gówno z tym robisz, chłopcze.Ultor już z ciebie zrobił posłusznego pieska, co?Vesper szarpnął głową w gorącym zaprzeczeniu.Nabrał powietrza w płuca, chcąc od-powiedzieć wampirowi.- Lepiej być pieskiem Ultora niż Atroksa - oznajmił Nidor spokojnie.- Jak tam LordRenegat? Trzezwieje czasem?Więzień wstał.Powolnym, chwiejnym krokiem podszedł do kraty.Wpatrzył się Nido-rowi w oczy, potem przebiegł wzrokiem po jego naszywkach kapitana.- A więc nareszcie przysłali kogoś na poziomie, z kim można porozmawiać.- Zamilkłna chwilę, po czym wyskandował: - Lord Renegat Aranea przesyła czułe pozdrowienia Lor-dowi Ultorowi.- Uśmiechnął się z nieskrywaną satysfakcją.- Macie, kurwy, przesrane.Zamilkł, patrząc uważnie na Nidora.Potem roześmiał się głośno, szyderczo.- Zostań tu, Vesper - powiedział kapitan nieswoim głosem.- Pilnuj gnoja.Pamiętajo lustrze.A ty.- zwrócił się do więznia - nie próbuj dręczyć młodego, bo cię położę na sola-rium.Na piętnaście minut co najmniej.Odwrócił się i poszedł w kierunku centrum bardzo spiesznym krokiem.Vesper niemiał cienia wątpliwości: Nidor był bardzo zdenerwowany.Renegat przestał się śmiać.Podwinął pod siebie nogi, siadając po tureckuw powietrzu.Twarz nadal miał na wysokości oczu Vespera.- No proszę, co to się porobiło - wysyczał z nieskrywaną przyjemnością.- Powiedzia-łem raptem parę słów.I już pan nocarz zapierdala nagle z meldunkiem, jakby go goniła ra-kieta z głowicą z drewna osikowego.A drugi stoi pobladły, jak przerażona panienka.Zosta-łem sam na sam z prawdziwym wampirem, o mamusiu, co się teraz ze mną stanie? Zły rene-gat zje mnie w kanapce i nawet nie obetrze ust!Vesper sięgnął odruchowo ręką do kabury, namacał uspokajający chłód pistoletu.- Spokojnie, piesku - wycedził tamten.- Nie będziesz przecież strzelał tak bez wyroku,bez rozkazu.Na tyle już cię chyba wytresowali, co?- Nie jestem niczyim pieskiem - odparł Vesper zdecydowanie.- Jestem oficeremAgencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego w służbie Rzeczypospolitej Polskiej.Jestem człon-kiem Oddziału do Zadań Specjalnych.- Uważasz się za tygrysa, a jesteś tylko psem Pawłowa - przerwał mu tamten brutalnie.- %7łyjesz, jesz, śpisz i zabijasz na znak, na hasło, które ci wymyślają twoi panowie.Jakie to maznaczenie, których haseł używają przy tej okazji? Czym sobie wycierają gęby, Bogiem, Ho-norem czy Ojczyzną? I tak nie zadajesz zbędnych pytań, kiedy wskazują ci cel.Rozkaz, ru-szaj, już!Pchnął go nagle z daleka, samą siłą swojej woli.Vesper poleciał na ścianę, odbił sięod niej, upadł bezwładnie.Uderzenie go oszołomiło, wstrząsnął więc szybko głową, przywołując zawirowanyświat na swoje miejsce.Nie spodziewał się takiej mocy, która nagle wychynęła znikądi miotnęła nim niczym bezwolną kukłą.Zakłuło go w prawym boku, chyba złamane żebro,nic to, sprawdzi się pózniej.Podniósł się czym prędzej, wrócił na swoje miejsce przed kratą.Wierzchem dłoni otarł krew, powoli sączącą się z rozbitej brwi.Renegat wciąż patrzył naniego szyderczo, Vesper odpowiedział więc pełnym wyzwania spojrzeniem.- Mów, co chcesz - zawarczał mu prosto w twarz.- Ja wiem swoje.Mocny jesteś.siłąswoich złudzeń.W rzeczywistości jesteś zniewolony przez żądzę krwi, której nie potrafisz sięoprzeć.Jedyne, co ci zostało, to dorobić sobie do tego ideologię.Jakbyś to ty był wolny i niemiał pana, doprawdy.Lord Atroks też potrafi mieć nielekką rękę, jak słyszałem.Więzień zamilkł na chwilę, uśmiechając się nonszalancko.- Lord Atroks nie żyje - oznajmił wreszcie z satysfakcją.- Nie słyszałeś, co powie-działem twojemu kapitanowi? Lord Renegat Aranea przejęła władzę.Generał Nex pomógłzorganizować przewrót, a teraz stoi u jej boku.%7ładne z nich nie spocznie, póki prawdziweDzieci Nocy nie odzyskają należnego im miejsca na tym świecie - mówił coraz szybciej, oczypłonęły mu niekłamanym podnieceniem.- A tacy zdrajcy jak wy, psy w służbie ludzi, będzie-cie gryzć ziemię, z odrąbanymi głowami ułożonymi u stóp.- Taa, stara historia.- Vesper ziewnął ostentacyjnie.- Nareszcie wolni, pozbędzieciesię nocarzy i będziecie sobie mogli swobodnie polować.Aż przyjdą wkurwieni ludzie i waspodziabią kołkami osikowymi, a potem spalą zwłoki.W zamieszaniu ucieknie dwóch czytrzech i znowu założą kolejny Ród.I tak w kółko od tysięcy lat.Ile można? - Pokręcił głową.- Nie sądzisz, że najwyższy czas na zmiany?- Zmiany? Ta wasza pokojowa koegzystencja to bzdura! - prychnął renegat wzgardli-wie.- Wymyśliliście sobie raj, w którym spocznie jagnię obok lwa.A ten będzie ze smakiemzajadał marchewkę.Nie zamierzam być takim kastrowanym lwem, hodowanym na marchew-kowej, sztucznej krwi.- Poczekaj jeszcze parę dni - odparował Vesper perfidnie.- Kiedy twój głód urośnie natyle, że zrozumiesz, kto tak naprawdę jest twoim panem.Twoja własna słabość, tylko to.I nawet sztuczna krew nie nasyci twojego szaleństwa.Nie przyniesie ci ulgi, nie zaspokoiżądzy zabijania.Zrozumiesz wtedy, w co się wpakowałeś swoją pychą i brakiem ostrożności.Wampir popatrzył na niego bystro.- Dużo wiesz o głodzie - powiedział nagle.- Zastanawiająco dużo jak na szczeniaka.-Pomyślał przez chwilę, po czym strzelił: - Czyżby spieprzyli twoją edukację i za wcześniedopuścili cię blisko prawdziwej krwi?Nocarz pobladł, wpatrując się w renegata.Chciał zaprzeczyć, krzyknąć, że to nie-prawda, że wcale nie czuje głodu, że nigdy go nie czuł i że tylko tak powtarza to, co usłyszałna zajęciach.Nie mógł jednak wykrztusić ani słowa.Odezwało się znajome świerzbienie gór-nych dziąseł, rozpaczliwym wysiłkiem starał się zatrzymać wysuwające się kły.Milczał, pod-czas gdy w duchu narastało mu głuche przerażenie.- Czujesz to, Vesper - wyszeptał tamten, wpatrując mu się w oczy z napięciem.- Czu-jesz głód.Jest przy tobie wciąż, niczym twój własny cień waruje ci tuż za plecami.Czasemjest silniejszy, czasem słabszy, ale nie znika nigdy.A ty wciąż masz wrażenie, że jesteś takinie do końca rzeczywisty, wyblakły, nie całkiem pełny.Jakbyś z boku obserwował życie i niemógł się w nim całkiem zanurzyć.- Przerwał na chwilę, zmarszczył brwi w zamyśleniu, poczym pociągnął dalej: - I wiesz doskonale, że ożyjesz dopiero, kiedy spróbujesz prawdziwejkrwi, kiedy zaspokoisz ten głód.A kiedy już to zrobisz, nigdy nie będziesz chciał powrócićdo tej szarej, mdłej, bezsensownej wegetacji [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.- Szczeniacz-ka do zabawy? Chodz, malutki, pomiziam cię po brzuszku.- Zaśmiał się, patrząc na Vesperaszyderczo.- Bo do niczego innego się nie nadajesz.- Spoważniał nagle.- Dostałeś Dar Krwii gówno z tym robisz, chłopcze.Ultor już z ciebie zrobił posłusznego pieska, co?Vesper szarpnął głową w gorącym zaprzeczeniu.Nabrał powietrza w płuca, chcąc od-powiedzieć wampirowi.- Lepiej być pieskiem Ultora niż Atroksa - oznajmił Nidor spokojnie.- Jak tam LordRenegat? Trzezwieje czasem?Więzień wstał.Powolnym, chwiejnym krokiem podszedł do kraty.Wpatrzył się Nido-rowi w oczy, potem przebiegł wzrokiem po jego naszywkach kapitana.- A więc nareszcie przysłali kogoś na poziomie, z kim można porozmawiać.- Zamilkłna chwilę, po czym wyskandował: - Lord Renegat Aranea przesyła czułe pozdrowienia Lor-dowi Ultorowi.- Uśmiechnął się z nieskrywaną satysfakcją.- Macie, kurwy, przesrane.Zamilkł, patrząc uważnie na Nidora.Potem roześmiał się głośno, szyderczo.- Zostań tu, Vesper - powiedział kapitan nieswoim głosem.- Pilnuj gnoja.Pamiętajo lustrze.A ty.- zwrócił się do więznia - nie próbuj dręczyć młodego, bo cię położę na sola-rium.Na piętnaście minut co najmniej.Odwrócił się i poszedł w kierunku centrum bardzo spiesznym krokiem.Vesper niemiał cienia wątpliwości: Nidor był bardzo zdenerwowany.Renegat przestał się śmiać.Podwinął pod siebie nogi, siadając po tureckuw powietrzu.Twarz nadal miał na wysokości oczu Vespera.- No proszę, co to się porobiło - wysyczał z nieskrywaną przyjemnością.- Powiedzia-łem raptem parę słów.I już pan nocarz zapierdala nagle z meldunkiem, jakby go goniła ra-kieta z głowicą z drewna osikowego.A drugi stoi pobladły, jak przerażona panienka.Zosta-łem sam na sam z prawdziwym wampirem, o mamusiu, co się teraz ze mną stanie? Zły rene-gat zje mnie w kanapce i nawet nie obetrze ust!Vesper sięgnął odruchowo ręką do kabury, namacał uspokajający chłód pistoletu.- Spokojnie, piesku - wycedził tamten.- Nie będziesz przecież strzelał tak bez wyroku,bez rozkazu.Na tyle już cię chyba wytresowali, co?- Nie jestem niczyim pieskiem - odparł Vesper zdecydowanie.- Jestem oficeremAgencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego w służbie Rzeczypospolitej Polskiej.Jestem człon-kiem Oddziału do Zadań Specjalnych.- Uważasz się za tygrysa, a jesteś tylko psem Pawłowa - przerwał mu tamten brutalnie.- %7łyjesz, jesz, śpisz i zabijasz na znak, na hasło, które ci wymyślają twoi panowie.Jakie to maznaczenie, których haseł używają przy tej okazji? Czym sobie wycierają gęby, Bogiem, Ho-norem czy Ojczyzną? I tak nie zadajesz zbędnych pytań, kiedy wskazują ci cel.Rozkaz, ru-szaj, już!Pchnął go nagle z daleka, samą siłą swojej woli.Vesper poleciał na ścianę, odbił sięod niej, upadł bezwładnie.Uderzenie go oszołomiło, wstrząsnął więc szybko głową, przywołując zawirowanyświat na swoje miejsce.Nie spodziewał się takiej mocy, która nagle wychynęła znikądi miotnęła nim niczym bezwolną kukłą.Zakłuło go w prawym boku, chyba złamane żebro,nic to, sprawdzi się pózniej.Podniósł się czym prędzej, wrócił na swoje miejsce przed kratą.Wierzchem dłoni otarł krew, powoli sączącą się z rozbitej brwi.Renegat wciąż patrzył naniego szyderczo, Vesper odpowiedział więc pełnym wyzwania spojrzeniem.- Mów, co chcesz - zawarczał mu prosto w twarz.- Ja wiem swoje.Mocny jesteś.siłąswoich złudzeń.W rzeczywistości jesteś zniewolony przez żądzę krwi, której nie potrafisz sięoprzeć.Jedyne, co ci zostało, to dorobić sobie do tego ideologię.Jakbyś to ty był wolny i niemiał pana, doprawdy.Lord Atroks też potrafi mieć nielekką rękę, jak słyszałem.Więzień zamilkł na chwilę, uśmiechając się nonszalancko.- Lord Atroks nie żyje - oznajmił wreszcie z satysfakcją.- Nie słyszałeś, co powie-działem twojemu kapitanowi? Lord Renegat Aranea przejęła władzę.Generał Nex pomógłzorganizować przewrót, a teraz stoi u jej boku.%7ładne z nich nie spocznie, póki prawdziweDzieci Nocy nie odzyskają należnego im miejsca na tym świecie - mówił coraz szybciej, oczypłonęły mu niekłamanym podnieceniem.- A tacy zdrajcy jak wy, psy w służbie ludzi, będzie-cie gryzć ziemię, z odrąbanymi głowami ułożonymi u stóp.- Taa, stara historia.- Vesper ziewnął ostentacyjnie.- Nareszcie wolni, pozbędzieciesię nocarzy i będziecie sobie mogli swobodnie polować.Aż przyjdą wkurwieni ludzie i waspodziabią kołkami osikowymi, a potem spalą zwłoki.W zamieszaniu ucieknie dwóch czytrzech i znowu założą kolejny Ród.I tak w kółko od tysięcy lat.Ile można? - Pokręcił głową.- Nie sądzisz, że najwyższy czas na zmiany?- Zmiany? Ta wasza pokojowa koegzystencja to bzdura! - prychnął renegat wzgardli-wie.- Wymyśliliście sobie raj, w którym spocznie jagnię obok lwa.A ten będzie ze smakiemzajadał marchewkę.Nie zamierzam być takim kastrowanym lwem, hodowanym na marchew-kowej, sztucznej krwi.- Poczekaj jeszcze parę dni - odparował Vesper perfidnie.- Kiedy twój głód urośnie natyle, że zrozumiesz, kto tak naprawdę jest twoim panem.Twoja własna słabość, tylko to.I nawet sztuczna krew nie nasyci twojego szaleństwa.Nie przyniesie ci ulgi, nie zaspokoiżądzy zabijania.Zrozumiesz wtedy, w co się wpakowałeś swoją pychą i brakiem ostrożności.Wampir popatrzył na niego bystro.- Dużo wiesz o głodzie - powiedział nagle.- Zastanawiająco dużo jak na szczeniaka.-Pomyślał przez chwilę, po czym strzelił: - Czyżby spieprzyli twoją edukację i za wcześniedopuścili cię blisko prawdziwej krwi?Nocarz pobladł, wpatrując się w renegata.Chciał zaprzeczyć, krzyknąć, że to nie-prawda, że wcale nie czuje głodu, że nigdy go nie czuł i że tylko tak powtarza to, co usłyszałna zajęciach.Nie mógł jednak wykrztusić ani słowa.Odezwało się znajome świerzbienie gór-nych dziąseł, rozpaczliwym wysiłkiem starał się zatrzymać wysuwające się kły.Milczał, pod-czas gdy w duchu narastało mu głuche przerażenie.- Czujesz to, Vesper - wyszeptał tamten, wpatrując mu się w oczy z napięciem.- Czu-jesz głód.Jest przy tobie wciąż, niczym twój własny cień waruje ci tuż za plecami.Czasemjest silniejszy, czasem słabszy, ale nie znika nigdy.A ty wciąż masz wrażenie, że jesteś takinie do końca rzeczywisty, wyblakły, nie całkiem pełny.Jakbyś z boku obserwował życie i niemógł się w nim całkiem zanurzyć.- Przerwał na chwilę, zmarszczył brwi w zamyśleniu, poczym pociągnął dalej: - I wiesz doskonale, że ożyjesz dopiero, kiedy spróbujesz prawdziwejkrwi, kiedy zaspokoisz ten głód.A kiedy już to zrobisz, nigdy nie będziesz chciał powrócićdo tej szarej, mdłej, bezsensownej wegetacji [ Pobierz całość w formacie PDF ]