[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Duże domy towarowe.Znane międzynarodowe marki.Ten samścisk i atmosfera zakupów jak w Sztokholmie.Nawet kolędy zachęcające do nabywaniakolejnych prezentów dla bliskich także te same.Pod dużym okrągłym bankiem znalazła taksówkę.Kierowca z miejsca wyczuł w niejturystkę i zaczął opowiadać, jak to kiedyś ten budynek wyleciał w powietrze. Gdzie się pan tak nauczył angielskiego? zapytała, by przerwać tę mrożącą krew w żyłachhistorię.Kierowca błyskawicznie zmienił temat.Dowiedziała się, że pracował w Anglii, ale co swoje,to swoje, a Polacy za granicą są zupełnie inni.Przerwała mu zniecierpliwiona: Wie pan, gdzie jest Szklany Dom na Mickiewicza? Szefowo, moja babka jest z Pragi odpowiedział bez sensu.W taksówce pachniało stęchłym męskim potem, choć na lusterku dyndał odświeżaczw formie choinki.Zrobiło jej się mdło.Rozłożyła na kolanach mapę.Próbowała się zorientować, którędy i dokąd jadą, ale przytakiej pogodzie było to bardzo trudne.Płatki śniegu opadały na szyby.Skraplały się i spływałybrudnymi strużkami w dół. Daleko jeszcze? Zaraz będziemy.Zaczęła wyglądać przez okno.Grupa ludzi szła po pasach.Jakiś mężczyzna taszczył choinkę,kobieta z torbą na ramieniu ciągnęła opierającego się chłopca, grupa dziewczyn przeskakiwałamarznące kałuże, staruszka o lasce kiwała się, uważnie stawiając kroki.Nagle Havermann drgnęła.Zauważyła znajomą kurtkę, elegancką, w charakterystycznymfioletowym odcieniu.Kobieta szła wyprostowana, pewnym krokiem.Na głowie miała chustkęw wielkie kwiaty.Jedwabne łodygi oplatały jej głowę.Nagle odwróciła się w kierunku stojącychsamochodów.Rozejrzała się uważnie, chyba czegoś wypatrując.Z Matildy w jednej sekundzie jakby uszła cała krew.Osłabła.Rozpoznała tę kobietę.Nigdy w życiu by nie przypuszczała, że zobaczy ją na ulicyw Warszawie.Poczuła się jak rażony śrutem niewinny biały królik, który jeszcze nie doznajebólu, ale już widzi krew na swoim futerku.12Więcej zyskalibyśmy,pokazując się tacy, jacy jesteśmy,niż starając się uchodzić za innych.La RochefoucauldKobietą, którą Matilda Havermann zobaczyła na warszawskiej ulicy, była jej matka.EvaIsaksson.Nie wyjechała do Portugalii po swoje szczęście na emeryturze.Wcale nie spacerowałaulicami Lizbony.Była w Warszawie.Havermann zapragnęła jak najszybciej wydostać się z taksówki.Zaczęła szarpać sięz oknem.Chciała zawołać matkę, ale plastikowa korbka została jej w ręku. Zepsute! Ze-psu-te! Taksówkarz pokręcił głową.Gdy podniosła wzrok, matka zniknęła.Może jej obraz był fatamorganą.Efektem potwornegozmęczenia i stresu.Kierowca zwolnił.Wyjaśnił, że jeszcze dwie minuty i będą na miejscu.Telefon pisnął sygnałem wiadomości.SMS od Bossego:Adres malarza się zgadza.Jucha mieszka w Warszawie na Mickiewicza, w Szklanym Domu.Zamknęła klapkę telefonu i wrzuciła go do torebki.Taksówka zatrzymała się.Kierowca zgasił silnik i z uśmiechem odwrócił się do pasażerki. No i jak? Dobrze ci było?Pytał, jakby odbyli przed chwilą swój pierwszy wspólny stosunek płciowy.Sięgnęła po portmonetkę i poczuła się, jakby płaciła żigolakowi.Taksówkarz pokazał jej ręką Szklany Dom.Wysiadając, weszła w kałużę z rozmokniętego śniegu.W bucie zachlupotało.Ruszyła przedsiebie.Jeszcze tylko kilka kroków i stanęła przed znanym jej z fotografii szkaradnym budynkiemwspartym na niskich kolumnach.Wyglądał jak wielkie ciasto przełożone nadzieniem z okien.Nabrała powietrza w płuca.Niby już to wiedziała, ale teraz dostała potwierdzenie odBossego.On tu nadal mieszka.Zaledwie kilkanaście metrów dzieli ją od faceta, który namalowałjej dziecko nago.Czy Selma mu pozowała, czy znalazł w sieci jej niewinne zdjęcie i umieścił twarz na obraziew obscenicznym kontekście?Przyjrzała się uważniej Szklanemu Domowi.Na dole były falisto okratowane okna i ciężkiedrzwi wejściowe.Filary wyglądały jak zapałki, które mogą się połamać pod ciężaremczteropiętrowego budynku.Obok stał wóz kempingowy otoczony zielonym choinkowymgaikiem.Jakiś mężczyzna odgarniał śnieg drewnianą szuflą, raz po raz popatrując na wahającą sięnieznajomą.Podeszła do niego i palcem pokazała nazwisko na kartce.Pokiwał głową, uśmiechnął się i coś powiedział.Nie zrozumiała.Wtedy spoconą dłoniąchwycił ją za rękę jak dzieciaka i podprowadził do domofonu.Nacisnął jakiś numer.W głośniku zabrzmiał niski głos.Mężczyzna, który odgarniał śnieg, coś szybko powiedział.Drzwi wejściowe odskoczyły i dozorca wepchnął Matildę do środka, pokazując jej na palcach, naktóre ma wejść piętro.Wyglądało na to, że aby spotkać się z Juchą, musi się dostać pod sam dach.Ten, który nafotografii przywodził na myśl pokład Titanica.Nie miała pojęcia, jak wygląda Jucha, ale wiedziała, że na pewno daleko mu będzie doLeonarda di Caprio.Jucha bardziej przypominał Ala Pacino.Interesująca twarz ze śladami latynoskiej urody.Poprzeczne zmarszczki bardziej dodawałymęskiego sznytu, niż postarzały.Ciemne, głęboko osadzone oczy patrzyły na nią smutno.Wyglądał na zaskoczonego, ale nie wystraszonego. Pan Jucha? Przyjechałam ze Szwecji.Mówi pan po angielsku?Gestem zaprosił ją do środka.Weszła do przedpokoju. Jestem Wojtek Nowicki. Havermann, matka Selmy.Wyciągnęła rękę na przywitanie, ale nie odwzajemnił tego gestu.Przeprosił pospiesznie,otworzył drzwi obok i zatrzasnął się w łazience.Nie była pewna, czy to reakcja na matka Selmy. Jakieś zatrucie? zapytała podniesionym głosem. Przepraszam rzucił speszonym tonem. Chyba się zatrułem świątecznym śledzikiem.Havermann usłyszała szum wody i weszła w głąb mieszkania.Ciemne aksamitne kotaryzasłaniały okna.Przepalony od żarówki abażur małej lampki rzucał skąpe światło.Co jakiś czas przejeżdżały obok tramwaje i czuło się drgania ścian.Było tu zbyt dużo rzeczy.Dziwnych rzeczy.Jakieś probówki z czerwoną farbą.Wypchanaszara gęś z dziecięcymi guzikami w pszczółki zamiast oczu.Matilda usiadła na zapadającej się wersalce.Takiej samej, jaką miała jej babcia, mama taty.Na stoliku do kawy walały się popielniczki wypełnione petami z aureolą popiołu.Wszędzie byłyjakieś talerze z okruchami.Filiżanki [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Duże domy towarowe.Znane międzynarodowe marki.Ten samścisk i atmosfera zakupów jak w Sztokholmie.Nawet kolędy zachęcające do nabywaniakolejnych prezentów dla bliskich także te same.Pod dużym okrągłym bankiem znalazła taksówkę.Kierowca z miejsca wyczuł w niejturystkę i zaczął opowiadać, jak to kiedyś ten budynek wyleciał w powietrze. Gdzie się pan tak nauczył angielskiego? zapytała, by przerwać tę mrożącą krew w żyłachhistorię.Kierowca błyskawicznie zmienił temat.Dowiedziała się, że pracował w Anglii, ale co swoje,to swoje, a Polacy za granicą są zupełnie inni.Przerwała mu zniecierpliwiona: Wie pan, gdzie jest Szklany Dom na Mickiewicza? Szefowo, moja babka jest z Pragi odpowiedział bez sensu.W taksówce pachniało stęchłym męskim potem, choć na lusterku dyndał odświeżaczw formie choinki.Zrobiło jej się mdło.Rozłożyła na kolanach mapę.Próbowała się zorientować, którędy i dokąd jadą, ale przytakiej pogodzie było to bardzo trudne.Płatki śniegu opadały na szyby.Skraplały się i spływałybrudnymi strużkami w dół. Daleko jeszcze? Zaraz będziemy.Zaczęła wyglądać przez okno.Grupa ludzi szła po pasach.Jakiś mężczyzna taszczył choinkę,kobieta z torbą na ramieniu ciągnęła opierającego się chłopca, grupa dziewczyn przeskakiwałamarznące kałuże, staruszka o lasce kiwała się, uważnie stawiając kroki.Nagle Havermann drgnęła.Zauważyła znajomą kurtkę, elegancką, w charakterystycznymfioletowym odcieniu.Kobieta szła wyprostowana, pewnym krokiem.Na głowie miała chustkęw wielkie kwiaty.Jedwabne łodygi oplatały jej głowę.Nagle odwróciła się w kierunku stojącychsamochodów.Rozejrzała się uważnie, chyba czegoś wypatrując.Z Matildy w jednej sekundzie jakby uszła cała krew.Osłabła.Rozpoznała tę kobietę.Nigdy w życiu by nie przypuszczała, że zobaczy ją na ulicyw Warszawie.Poczuła się jak rażony śrutem niewinny biały królik, który jeszcze nie doznajebólu, ale już widzi krew na swoim futerku.12Więcej zyskalibyśmy,pokazując się tacy, jacy jesteśmy,niż starając się uchodzić za innych.La RochefoucauldKobietą, którą Matilda Havermann zobaczyła na warszawskiej ulicy, była jej matka.EvaIsaksson.Nie wyjechała do Portugalii po swoje szczęście na emeryturze.Wcale nie spacerowałaulicami Lizbony.Była w Warszawie.Havermann zapragnęła jak najszybciej wydostać się z taksówki.Zaczęła szarpać sięz oknem.Chciała zawołać matkę, ale plastikowa korbka została jej w ręku. Zepsute! Ze-psu-te! Taksówkarz pokręcił głową.Gdy podniosła wzrok, matka zniknęła.Może jej obraz był fatamorganą.Efektem potwornegozmęczenia i stresu.Kierowca zwolnił.Wyjaśnił, że jeszcze dwie minuty i będą na miejscu.Telefon pisnął sygnałem wiadomości.SMS od Bossego:Adres malarza się zgadza.Jucha mieszka w Warszawie na Mickiewicza, w Szklanym Domu.Zamknęła klapkę telefonu i wrzuciła go do torebki.Taksówka zatrzymała się.Kierowca zgasił silnik i z uśmiechem odwrócił się do pasażerki. No i jak? Dobrze ci było?Pytał, jakby odbyli przed chwilą swój pierwszy wspólny stosunek płciowy.Sięgnęła po portmonetkę i poczuła się, jakby płaciła żigolakowi.Taksówkarz pokazał jej ręką Szklany Dom.Wysiadając, weszła w kałużę z rozmokniętego śniegu.W bucie zachlupotało.Ruszyła przedsiebie.Jeszcze tylko kilka kroków i stanęła przed znanym jej z fotografii szkaradnym budynkiemwspartym na niskich kolumnach.Wyglądał jak wielkie ciasto przełożone nadzieniem z okien.Nabrała powietrza w płuca.Niby już to wiedziała, ale teraz dostała potwierdzenie odBossego.On tu nadal mieszka.Zaledwie kilkanaście metrów dzieli ją od faceta, który namalowałjej dziecko nago.Czy Selma mu pozowała, czy znalazł w sieci jej niewinne zdjęcie i umieścił twarz na obraziew obscenicznym kontekście?Przyjrzała się uważniej Szklanemu Domowi.Na dole były falisto okratowane okna i ciężkiedrzwi wejściowe.Filary wyglądały jak zapałki, które mogą się połamać pod ciężaremczteropiętrowego budynku.Obok stał wóz kempingowy otoczony zielonym choinkowymgaikiem.Jakiś mężczyzna odgarniał śnieg drewnianą szuflą, raz po raz popatrując na wahającą sięnieznajomą.Podeszła do niego i palcem pokazała nazwisko na kartce.Pokiwał głową, uśmiechnął się i coś powiedział.Nie zrozumiała.Wtedy spoconą dłoniąchwycił ją za rękę jak dzieciaka i podprowadził do domofonu.Nacisnął jakiś numer.W głośniku zabrzmiał niski głos.Mężczyzna, który odgarniał śnieg, coś szybko powiedział.Drzwi wejściowe odskoczyły i dozorca wepchnął Matildę do środka, pokazując jej na palcach, naktóre ma wejść piętro.Wyglądało na to, że aby spotkać się z Juchą, musi się dostać pod sam dach.Ten, który nafotografii przywodził na myśl pokład Titanica.Nie miała pojęcia, jak wygląda Jucha, ale wiedziała, że na pewno daleko mu będzie doLeonarda di Caprio.Jucha bardziej przypominał Ala Pacino.Interesująca twarz ze śladami latynoskiej urody.Poprzeczne zmarszczki bardziej dodawałymęskiego sznytu, niż postarzały.Ciemne, głęboko osadzone oczy patrzyły na nią smutno.Wyglądał na zaskoczonego, ale nie wystraszonego. Pan Jucha? Przyjechałam ze Szwecji.Mówi pan po angielsku?Gestem zaprosił ją do środka.Weszła do przedpokoju. Jestem Wojtek Nowicki. Havermann, matka Selmy.Wyciągnęła rękę na przywitanie, ale nie odwzajemnił tego gestu.Przeprosił pospiesznie,otworzył drzwi obok i zatrzasnął się w łazience.Nie była pewna, czy to reakcja na matka Selmy. Jakieś zatrucie? zapytała podniesionym głosem. Przepraszam rzucił speszonym tonem. Chyba się zatrułem świątecznym śledzikiem.Havermann usłyszała szum wody i weszła w głąb mieszkania.Ciemne aksamitne kotaryzasłaniały okna.Przepalony od żarówki abażur małej lampki rzucał skąpe światło.Co jakiś czas przejeżdżały obok tramwaje i czuło się drgania ścian.Było tu zbyt dużo rzeczy.Dziwnych rzeczy.Jakieś probówki z czerwoną farbą.Wypchanaszara gęś z dziecięcymi guzikami w pszczółki zamiast oczu.Matilda usiadła na zapadającej się wersalce.Takiej samej, jaką miała jej babcia, mama taty.Na stoliku do kawy walały się popielniczki wypełnione petami z aureolą popiołu.Wszędzie byłyjakieś talerze z okruchami.Filiżanki [ Pobierz całość w formacie PDF ]