[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przyjdziesz, Becky? Mam wrażenie, że odrobina rozrywki dobrze cizrobi.Rebecca przyłożyła dłonie do twarzy.- Och, Toby.czy to znaczy, że wyglądam strasznie?Zapewnił ją, że jest piękna jak zawsze, tylko wydajesię.zaniepokojona.Albo czymś zmartwiona.Może chciałaby pogadaćo swoich kłopotach z wujkiem Tobym?Nie miała na to ochoty.Skierowała go na fałszywy trop, mówiąc, żeprzyjęcia wymagają zawsze wielu przygotowań, a nazajutrz wybiera się z Meriel na lunch z matką i bardzo się tym denerwuje.Przed laty Toby poznałjej matkę, więc nie krył współczucia.Rebecca przedstawiła go kilkuosobom, przeprosiła gości i pośpieszyła do domu.W drodze do kuchniprzystanęła przed lustrem w holu i uważnie przyjrzała się swemu odbiciu.Czy na jej twarzy istotnie tak bardzo było widać obawę i niepokój?Zaniosła muzykom napoje i wyszła na taras.Tam, w cieniuczerwonolistnego buka, stał Milo z tą dziewczyną, Grace King.Panna Kingrozprawiała o czymś z pasją, żywo gestykulując.W pewnej chwili Milowziął ją pod łokieć.Dziewczyna przestała wymachiwać rękami; wychyliłasię ku niemu, a jasne włosy opadły jej na twarz.Któryś z gości ruszył przeztrawnik, by do nich podejść.Milo i jego towarzyszka odsunęli się od siebie.Wyobraznia Rebekki podsuwała jej scenariusz:  Muszę się z tobąspotkać - przecież wiesz, jak bardzo cię kocham - uwaga, ktoś nadchodzi".Odwróciła się i oddychała z trudem, jak gdyby Milo trzymał teraz jej sercew dłoni i mocno ściskał, a spomiędzy jego palców kapała krew.Milo był mistrzem drobnych gestów: czerwona róża, pierścionekzawinięty w bibułkę i zostawiony na poduszce, delikatne, pieszczotliwedotknięcie.Rebecca miała ochotę przejechać paznokciami po gładkimpoliczku Grace King i patrzeć, jak zadrapania nabierają czerwonej barwy.Poniedziałek: pózno przyjechał do domu z Oksfordu.Podobno jakiśznajomy, straszny nudziarz, zatrzymał go przy samochodzie i nie chciał sięodczepić.Rebecca głośno postawiła na stole talerz z wystygłym obiadem iwyszła, by jadł sam. Zroda wieczór: Milo bardzo długo spacerował z psem.Rebeccazastanawiała się, czy aby nie rozmawiał z Grace King z budki telefonicznej.Kiedy mąż wrócił do domu, zapytała, gdzie się podziewał.- Byłem na Herne Hill.- Popatrzył na nią i zapytał: - A ty myślałaś, żegdzie?- Nie wiem.Skąd mam wiedzieć?- Och, na litość boską! - Powiesił smycz Julii na kołku i poszedł nagórę.W sobotni wieczór jedli kolację u Charliego i Glyn, a potem grali wbrydża.Milo był w doskonałym humorze - błyskotliwy, dowcipny, uroczy.Zastanawiała się, czy on wie, że ona wie; a może zauważył, że zaczęła goobserwować i stara się ją zwieść.Tej nocy obudziła się, głęboko nieszczęśliwa, przepełniona nienawiściądo samej siebie.Oto, do czego doszła po latach małżeństwa z mężczyzną,bez wątpienia będącym miłością jej życia: dopatrywała się podstępu wprzypadkowych wydarzeniach, dwuznaczności w każdym uśmiechu.yNastępnego dnia była w równie podłym nastroju.Bolała ją głowa i czułaogromne zmęczenie.Za dużo wypiła u Masonów.W niedziele pani Hobbsmiała wolne.Rebecca i Milo jedli wtedy skromną kolację w salonie,czytając gazety i słuchając płyt.Telefon zadzwonił, kiedy Milo nakręcał gramofon.Usłyszawszydzwonek, przeszedł do holu; Rebecca słyszała, jak podniósł słuchawkę,przedstawił się, a potem jego głos ucichł.Wstała i wyszła z pokoju.Słuchawka leżała na widełkach telefonu, stojącego na stoliku w holu. Rebecca podeszła pod drzwi gabinetu.Milo mówił coś ściszonym głosem.Przerzucił rozmowę na telefon wewnętrzny.Nie potrafiła rozróżnić słów.Zastukała do drzwi.- Napijesz się kawy, Milo?Stanął w progu.Zauważyła, że odłożył słuchawkę.- Chętnie - powiedział.- Kto dzwonił?- Jedna z moich studentek.- Wrócił do gabinetu; widziała, jak pochyliłsię nad biurkiem i gryzmolił coś na kartce papieru.Postawiła czajnik na kuchence i stanęła przy zlewie.Zmieniała siępogoda, ochłodziło się i zaczynało padać.Ciężkie krople deszczu tworzyłymokre plamy na ogrodowej ścieżce.A więc mąż odebrał telefon w holu, apotem poszedł do gabinetu, przełączył rozmowę na numer wewnętrzny izamknął za sobą drzwi.Dobrze cię znam, mój kochany, pomyślała.Wiem,kiedy mnie okłamujesz.Milo nie lubił poranków.Rebecca zawsze wstawała pierwsza iprzynosiła mu herbatę do łóżka.W ten poniedziałek, kiedy weszła na piętroz tacą, mąż był już w łazience.Słyszała szum wody.Postawiła filiżankę na jego stoliku przy łóżku i nalała herbatę.Po chwiliwrócił do pokoju.- Wcześnie wstałeś - zauważyła.- Muszę zdążyć na pociąg.- Wycierał włosy ręcznikiem. - Dokąd się wybierasz?- Do Londynu.Nie mówiłem ci? Idę na lunch z Rogerem.Mamyrozmawiać o moich wierszach.Rebecca poczuła ciarki na plecach i stała się czujna jak pies myśliwski.- Myślałam, że już wszystko uzgodniliście.- Niezupełnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •