[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Powiedział, że wpadnie wieczorem.Rozłączył się, nie podającpowodów tej nagłej wizyty. Nie wiem, czy powinniśmy to robić powiedziała paniKline.160Fernstein schował telefon komórkowy. Nie sądzi pani, że już za pózno na zmianę linii postępowania? Nie może się pani narażać na powtórną utratęcórki, zawsze to pani powtarzała, prawda? Sama już nie wiem, może wyznając jej wreszcie prawdę,oboje zrzucilibyśmy z siebie ten potworny ciężar. Wyznać komuś swój grzech, żeby ulżyć sumieniu, towspaniała idea, przede wszystkim jednak czysty egoizm.Jako matka może się pani obawiać, że córka pani nie wybaczy.Ja nie mogę znieść myśli, że kiedyś dowie się, że się poddałem,że chciałem ją odłączyć. Postępował pan zgodnie ze swą wiedzą i sumieniem, niema pan sobie nic do zarzucenia. Ale to nie ta prawda jest najważniejsza ciągnął profesor. Gdybym znalazł się na jej miejscu, gdyby mój loszależał od jej lekarskiej decyzji, to z pewnością wiemo tym nigdy by się nie poddała.Matka Lauren usiadła na ławce, Fernstein poszedł w jejślady.Spojrzenie starego profesora błądziło po spokojnychwodach małego portu. W najlepszym razie zostało mi jeszcze półtora roku!Kiedy odejdę, sama pani zdecyduje, jak postąpić! Wydawało mi się, że przechodzi pan na emeryturę z końcem roku? Nie mówię o emeryturze.Pani Kline położyła dłoń na ręce starego profesora.Jegopalce drżały.Sięgnął po chusteczkę i otarł czoło. Przez tych czterdzieści lat ocaliłem wielu ludzi, ale sądzę,że nigdy ich nie lubiłem, chciałem tylko leczyć.Odnosiłemzwycięstwo nad śmiercią i chorobą, byłem od nich silniejszy aż dotąd.Nie zdobyłem się nawet na to, żeby spłodzić dziecko.To przecież porażka dla kogoś, kto twierdzi, że poświęcił siężyciu! Dlaczego spośród tylu uczniów wybrał pan właśnie mojącórkę?161 Ponieważ zawsze pragnąłem być taki jak ona.Jest odważna, podczas gdy ja byłem tylko wytrwały i uparty, potrafitworzyć, gdy ja tylko powtarzałem, ona przeżyła, a ja umręi piekielnie boję się śmierci.Budzę się nocą i czuję bladystrach.Chętnie kopałbym te drzewa, które mnie przeżyją.Niezrobiłem tylu rzeczy!Pani Kline wzięła profesora za rękę i poprowadziła go alejką. Dokąd idziemy? Proszę po prostu za mną iść i nic nie mówić.Prowadziła go wzdłuż nabrzeża Mariny.Przed nimi, w pobliżuwodospadu, rozpościerał się skwer, na którym roiło się odmałych dzieci.Trzy huśtawki wzbijały się pod niebo dziękinadludzkim wysiłkom popychających je rodziców.Zjeżdżalnianie pustoszała ani na chwilę mimo starań dziadka, który próbował kierować ruchem.Mali robinsonowie szturmowali konstrukcję z drewna i lin, jakiś chłopczyk krzyczał z przerażenia, boutknął w czerwonej rurze.Nieco dalej matka bezskutecznienamawiała swojego cherubina, żeby wyszedł z piaskownicyi zjadł podwieczorek.Wokół młodej opiekunki wirował piekielny krąg małych dzikusów, którzy wyli jak Indianie zamierzającyoskalpować jeńca.Dwaj chłopcy kłócili się o piłkę.Wszystkie tepłacze, wrzaski, okrzyki i śmiechy tworzyły niesamowity chór.Pani Kline oparła się o balustradę i obserwowała to niewielkie piekiełko.Uśmiechając się z rozczuleniem, spojrzała naFernsteina. Widzi pan, nie stracił pan wszystkiego!Dziewczynka, która galopowała na koniku na resorach, odwróciła głowę.Jej tata otworzył furtkę prowadzącą na placzabaw.Zeskoczyła z rumaka, wybiegła mu naprzeciw i padław ramiona.Mężczyzna podniósł ją, a dziecko przytuliło się,wciskając główkę w jego pierś.Ten banalny gest wzruszałszczerością i spontanicznością. Kusząca perspektywa uśmiechnął się profesor.Spojrzał na zegarek i pożegnał panią Kline musiał zdążyćna spotkanie z Lauren.Wiedział, że jego decyzja, choć podjęta162dla jej dobra, doprowadzi ją do szału.Pani Kline obserwowałago, gdy szedł samotnie przez park, a potem skręcił na parkingi wsiadł do samochodu.Drzewa przy Green Street uginały się pod ciężarem liści.O tej porze roku ulica oszałamiała bogactwem kolorów.Ogrodyprzed wiktoriańskimi kamienicami pełne były kwiatów.Profesor podszedł do domofonu, przedstawił się, usłyszawszy głosLauren, i wszedł na górę.Siedząc na kanapie w salonie, z powagą oznajmił Lauren, że została zawieszona.Przez dwa tygodnie nie ma prawa zbliżać się do Memoriał Hospital [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Powiedział, że wpadnie wieczorem.Rozłączył się, nie podającpowodów tej nagłej wizyty. Nie wiem, czy powinniśmy to robić powiedziała paniKline.160Fernstein schował telefon komórkowy. Nie sądzi pani, że już za pózno na zmianę linii postępowania? Nie może się pani narażać na powtórną utratęcórki, zawsze to pani powtarzała, prawda? Sama już nie wiem, może wyznając jej wreszcie prawdę,oboje zrzucilibyśmy z siebie ten potworny ciężar. Wyznać komuś swój grzech, żeby ulżyć sumieniu, towspaniała idea, przede wszystkim jednak czysty egoizm.Jako matka może się pani obawiać, że córka pani nie wybaczy.Ja nie mogę znieść myśli, że kiedyś dowie się, że się poddałem,że chciałem ją odłączyć. Postępował pan zgodnie ze swą wiedzą i sumieniem, niema pan sobie nic do zarzucenia. Ale to nie ta prawda jest najważniejsza ciągnął profesor. Gdybym znalazł się na jej miejscu, gdyby mój loszależał od jej lekarskiej decyzji, to z pewnością wiemo tym nigdy by się nie poddała.Matka Lauren usiadła na ławce, Fernstein poszedł w jejślady.Spojrzenie starego profesora błądziło po spokojnychwodach małego portu. W najlepszym razie zostało mi jeszcze półtora roku!Kiedy odejdę, sama pani zdecyduje, jak postąpić! Wydawało mi się, że przechodzi pan na emeryturę z końcem roku? Nie mówię o emeryturze.Pani Kline położyła dłoń na ręce starego profesora.Jegopalce drżały.Sięgnął po chusteczkę i otarł czoło. Przez tych czterdzieści lat ocaliłem wielu ludzi, ale sądzę,że nigdy ich nie lubiłem, chciałem tylko leczyć.Odnosiłemzwycięstwo nad śmiercią i chorobą, byłem od nich silniejszy aż dotąd.Nie zdobyłem się nawet na to, żeby spłodzić dziecko.To przecież porażka dla kogoś, kto twierdzi, że poświęcił siężyciu! Dlaczego spośród tylu uczniów wybrał pan właśnie mojącórkę?161 Ponieważ zawsze pragnąłem być taki jak ona.Jest odważna, podczas gdy ja byłem tylko wytrwały i uparty, potrafitworzyć, gdy ja tylko powtarzałem, ona przeżyła, a ja umręi piekielnie boję się śmierci.Budzę się nocą i czuję bladystrach.Chętnie kopałbym te drzewa, które mnie przeżyją.Niezrobiłem tylu rzeczy!Pani Kline wzięła profesora za rękę i poprowadziła go alejką. Dokąd idziemy? Proszę po prostu za mną iść i nic nie mówić.Prowadziła go wzdłuż nabrzeża Mariny.Przed nimi, w pobliżuwodospadu, rozpościerał się skwer, na którym roiło się odmałych dzieci.Trzy huśtawki wzbijały się pod niebo dziękinadludzkim wysiłkom popychających je rodziców.Zjeżdżalnianie pustoszała ani na chwilę mimo starań dziadka, który próbował kierować ruchem.Mali robinsonowie szturmowali konstrukcję z drewna i lin, jakiś chłopczyk krzyczał z przerażenia, boutknął w czerwonej rurze.Nieco dalej matka bezskutecznienamawiała swojego cherubina, żeby wyszedł z piaskownicyi zjadł podwieczorek.Wokół młodej opiekunki wirował piekielny krąg małych dzikusów, którzy wyli jak Indianie zamierzającyoskalpować jeńca.Dwaj chłopcy kłócili się o piłkę.Wszystkie tepłacze, wrzaski, okrzyki i śmiechy tworzyły niesamowity chór.Pani Kline oparła się o balustradę i obserwowała to niewielkie piekiełko.Uśmiechając się z rozczuleniem, spojrzała naFernsteina. Widzi pan, nie stracił pan wszystkiego!Dziewczynka, która galopowała na koniku na resorach, odwróciła głowę.Jej tata otworzył furtkę prowadzącą na placzabaw.Zeskoczyła z rumaka, wybiegła mu naprzeciw i padław ramiona.Mężczyzna podniósł ją, a dziecko przytuliło się,wciskając główkę w jego pierś.Ten banalny gest wzruszałszczerością i spontanicznością. Kusząca perspektywa uśmiechnął się profesor.Spojrzał na zegarek i pożegnał panią Kline musiał zdążyćna spotkanie z Lauren.Wiedział, że jego decyzja, choć podjęta162dla jej dobra, doprowadzi ją do szału.Pani Kline obserwowałago, gdy szedł samotnie przez park, a potem skręcił na parkingi wsiadł do samochodu.Drzewa przy Green Street uginały się pod ciężarem liści.O tej porze roku ulica oszałamiała bogactwem kolorów.Ogrodyprzed wiktoriańskimi kamienicami pełne były kwiatów.Profesor podszedł do domofonu, przedstawił się, usłyszawszy głosLauren, i wszedł na górę.Siedząc na kanapie w salonie, z powagą oznajmił Lauren, że została zawieszona.Przez dwa tygodnie nie ma prawa zbliżać się do Memoriał Hospital [ Pobierz całość w formacie PDF ]