[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie wiedzieli, ile czasu minęło w ten sposób.Mo\e chwila, mo\e godzina.On nareszcie oprzytomniał i schylając się ku niej, spytał: Kochasz mnie, Kostusiu?Przymknięte oczy podniosła ku niemu i z widocznym wysiłkiem wyszeptała. Chciałabym umrzeć za pana! I wezmiesz mnie sobie na własność? Wezmę i nigdy nie opuszczę! A jak zginę, zachowasz w sercu? Podniosła głowę, ocucona nagle. Ja pana nie dam zgubić! Dolę moją znasz i nie masz \alu do mnie, \e ciebie do niej wciągam, na łzy tylko mo\e? A jak\ebym panu dowiodła, \e pana kocham? Szczęście będzie pan miał łatwo z kimdzielić, a nieszczęście do mnie tylko nale\y.Moje ono, moje własne! Jak duszę własną ciebie kocham! szeptał gorąco nic ci dać nie mogę, ani domu,ani bytu, ani spokoju! Mo\e wiele czasu minie, zanim cię \oną nazwę.Nie lękasz się takiegolosu? Ja się tylko lękam o pana.Wyhodowała mnie zła dola, wyniańczył trud.Nie boję sięniczego! O, moje ty wszystko! wyjąknął, pochylając się tak nisko, a\ ustami dotknął skraju jejsukienki.Kostusia usunęła się nieco. Ostatnia byłam rzekła a pan mnie z królami zjednał.Dlaczego mi pan dziękuje? Bom i ja najnędzniejszy był, a oto mi teraz szczęśliwość w piersi się mieści.Bądz za tobłogosławiona!Kostusia wstała i wróciła do matczynej mogiły.Znowu uklękli obok siebie i Sewer,ujmując rękę dziewczyny rzekł uroczyście: O matko, sierotę twoją za skarb sobie biorę, za kochanie, za świętość, za \ywot cały.Póki sił i \ycia, nie opuszczę jej w złej i dobrej woli.Ty nas zza świata pobłogosław, ty naszza świata strze\ i ochraniaj!Kostusia powtarzała za nim, zapatrzona w białe obłoki, duszą całą przejęta.Słońce zbli\ało się ku zachodowi, gdy wrócili do chaty.Stara mamka spostrzegła zmianę na ich twarzach, ale nic nie rzekła, zajęta ugaszczaniem igawędą.Ale oni jeść nie chcieli, gawędzić nie mogli, a wkrótce Kostusia, ku słońcu \ałośniepatrząc, zabrała się do odwrotu.Baba odprowadziła ją do pierwszych drzew, Sewer towarzyszył przez cały las.Szli blisko siebie, coraz smutniejsi, w miarę zbli\ania się do Podgaju mówili coraz mniej,czując ściskające się serca i bezmierną rozpacz rozstania.Nareszcie u końca lasu Kostusiastanęła. Pójdę ju\ sama szepnęła bohatersko.Podali sobie ręce i wtedy dopiero, pod wpływem \alu i tęsknoty, oczy młodzieńca zaczęłyją prosić o coś, gorące, smutne, rozkochane.Ona zrozumiała tę niemą prośbę i bardzo blada, jak zwykle, gdy była wzruszona, przytuliłasię do jego piersi.Pochyliła się i słowa nie mówiąc na dolę wspólną a cię\ką, dał jej pierwszy pocałunek. Kiedy cię zobaczę, najmilsza? spytał cicho. Nie wiem odparła smutno. Nie wytrzymam długo skar\ył się. Przyjdę do mamki. A jeśli cię nie uwolnią? Przyjdę, bo panu będzie smutno. Powiedz mi: Sewer, na rozstanie& prosił.Cichutko nazwała go po imieniu. Pójdę ju\ rzekła z wysiłkiem.Raz jeszcze do piersi ją przycisnął i odeszła.Obejrzała się za nim i uśmiechnęła się rzewnie z daleka, potem go przed jej wzrokiemzbo\a zakryły.Od tego dnia Kostusia stała się jeszcze słodszą, jeszcze cierpliwszą.Robota paliła jej się wręku, domowi zwalczeni byli jej uprzejmością i dobrocią.Ciotka nie potrafiła się gniewaćnawet, a wuj pewnego dnia z uśmiechem zauwa\ył. Aadny motyl będzie z Kostusi poczwarki.Skąd ona czerpie ten swój humor złoty itakie uśmiechy? Słowo daję, udała mi się wychowanka.Wobec Feli tylko chwiał się humor Kostusi i z Kaziem dawne swobodne stosunki niemogły się nawiązać.Fela posępna była i o lada co rozdra\niona, Kazio pamiętał ostatniąrozmowę i nie ośmielał się rozpocząć jej na nowo.Po trosze czekał, a\ go Kostusia przeprosi.Ale Kostusia ju\ duszą i ciałem nie \yła w Podgaju, tylko pozostała na skraju cmentarzyska,wśród pól, a myślą szła za ukochanym.Nie pamiętała sporu z Kaziem, nie zajmowały jejrozmowy i sprawy rodzinne opiekunów, świat jej myśli, dotąd tak ciasny jak dworskieobejście, rozszerzył się poza ziemi krańce, do gwiazd sięgał.Pracowała \arliwie, bo była nadmiernie szczęśliwa, ale bez \adnego zajęcia i uwagispełniała obowiązki, a pokończywszy dzienne zatrudnienia, nie szukała towarzystwa irozrywki, ale w izdebce swojej czuwała czasem do rana, śniąc na jawie cudne sny, po razsetny przechodząc pamięcią doznane wra\enia.Z rozmów przy śniadaniu i obiedzie zrozumiała, \e Sewer nagłym zerwaniem swoimstracił mir w Podgaju.Odzywano się o nim z niechęcią, krytykowano ostro, ciotka i Fela nietaiły oburzenia.Dziewczynie ściskało się serce, ale milczała, owładnięta strachem, by obronąswoją nie zdradziła uczucia, świętości nie oddala na łup drwinom i \artom.Tak upłynęło dni kilka.Pewnego popołudnia Kostusia zajęta była wśród grząd warzywa, rozmyślając, jak wniedzielę uwolni się znów do mamki.Dzień się ku wieczorowi pochylał.Wśród zieleni jarzynsmukła postać pracownicy odcinała się ostro i powabnie.Zpieszyła, by robotę do wieczoraukończyć.Szarawy zmrok zstępował na ziemię.W dali, za płotem, ktoś gwizdał z cicha.Zrazu Kostusia nie zwróciła na to uwagi, zatopiona w swych myślach.Rozbudziła jąmelodia znanej, ulubionej piosenki:Na co mają ludzie wiedzieć,Gdzie dziewczyny wrota;Na co mają ludzie wiedzieć,Gdzie kocha sierota!Wyprostowała się i zapominając o sobie, słuchała nieruchoma, dr\ąca.Gwizdanie ciche było i wyrazne, ale ją coś tknęło i jak czarem wiedziona, poszła w tęstronę, w zarosły chmielem zakątek ogrodu.Mrok gęstniał.U płotu wysmukły cień człowieka czekał, dr\ąc nerwowo.Gdy się ukazała,gwizdanie ucichło. To pan! wyszeptała radośnie. Tak, to ja, twój Sewer, a nie pan.Trzeci dzień na pró\no tu czatuję! O, Bo\e! Pieszo, tyle mil, a\ ze Stamierowa! Có\ to znaczy! Szedłbym do ciebie przez pustynie, morzemrzepływał& Tyle dni, Kostusiu! Myślałaś o mnie trochę? O niczym innym! W niedzielę miałam być u mamki. Przeczuwałem, i dobrze, \em cię zobaczył pierwej.W niedzielę nie będzie mnie tutaj [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Nie wiedzieli, ile czasu minęło w ten sposób.Mo\e chwila, mo\e godzina.On nareszcie oprzytomniał i schylając się ku niej, spytał: Kochasz mnie, Kostusiu?Przymknięte oczy podniosła ku niemu i z widocznym wysiłkiem wyszeptała. Chciałabym umrzeć za pana! I wezmiesz mnie sobie na własność? Wezmę i nigdy nie opuszczę! A jak zginę, zachowasz w sercu? Podniosła głowę, ocucona nagle. Ja pana nie dam zgubić! Dolę moją znasz i nie masz \alu do mnie, \e ciebie do niej wciągam, na łzy tylko mo\e? A jak\ebym panu dowiodła, \e pana kocham? Szczęście będzie pan miał łatwo z kimdzielić, a nieszczęście do mnie tylko nale\y.Moje ono, moje własne! Jak duszę własną ciebie kocham! szeptał gorąco nic ci dać nie mogę, ani domu,ani bytu, ani spokoju! Mo\e wiele czasu minie, zanim cię \oną nazwę.Nie lękasz się takiegolosu? Ja się tylko lękam o pana.Wyhodowała mnie zła dola, wyniańczył trud.Nie boję sięniczego! O, moje ty wszystko! wyjąknął, pochylając się tak nisko, a\ ustami dotknął skraju jejsukienki.Kostusia usunęła się nieco. Ostatnia byłam rzekła a pan mnie z królami zjednał.Dlaczego mi pan dziękuje? Bom i ja najnędzniejszy był, a oto mi teraz szczęśliwość w piersi się mieści.Bądz za tobłogosławiona!Kostusia wstała i wróciła do matczynej mogiły.Znowu uklękli obok siebie i Sewer,ujmując rękę dziewczyny rzekł uroczyście: O matko, sierotę twoją za skarb sobie biorę, za kochanie, za świętość, za \ywot cały.Póki sił i \ycia, nie opuszczę jej w złej i dobrej woli.Ty nas zza świata pobłogosław, ty naszza świata strze\ i ochraniaj!Kostusia powtarzała za nim, zapatrzona w białe obłoki, duszą całą przejęta.Słońce zbli\ało się ku zachodowi, gdy wrócili do chaty.Stara mamka spostrzegła zmianę na ich twarzach, ale nic nie rzekła, zajęta ugaszczaniem igawędą.Ale oni jeść nie chcieli, gawędzić nie mogli, a wkrótce Kostusia, ku słońcu \ałośniepatrząc, zabrała się do odwrotu.Baba odprowadziła ją do pierwszych drzew, Sewer towarzyszył przez cały las.Szli blisko siebie, coraz smutniejsi, w miarę zbli\ania się do Podgaju mówili coraz mniej,czując ściskające się serca i bezmierną rozpacz rozstania.Nareszcie u końca lasu Kostusiastanęła. Pójdę ju\ sama szepnęła bohatersko.Podali sobie ręce i wtedy dopiero, pod wpływem \alu i tęsknoty, oczy młodzieńca zaczęłyją prosić o coś, gorące, smutne, rozkochane.Ona zrozumiała tę niemą prośbę i bardzo blada, jak zwykle, gdy była wzruszona, przytuliłasię do jego piersi.Pochyliła się i słowa nie mówiąc na dolę wspólną a cię\ką, dał jej pierwszy pocałunek. Kiedy cię zobaczę, najmilsza? spytał cicho. Nie wiem odparła smutno. Nie wytrzymam długo skar\ył się. Przyjdę do mamki. A jeśli cię nie uwolnią? Przyjdę, bo panu będzie smutno. Powiedz mi: Sewer, na rozstanie& prosił.Cichutko nazwała go po imieniu. Pójdę ju\ rzekła z wysiłkiem.Raz jeszcze do piersi ją przycisnął i odeszła.Obejrzała się za nim i uśmiechnęła się rzewnie z daleka, potem go przed jej wzrokiemzbo\a zakryły.Od tego dnia Kostusia stała się jeszcze słodszą, jeszcze cierpliwszą.Robota paliła jej się wręku, domowi zwalczeni byli jej uprzejmością i dobrocią.Ciotka nie potrafiła się gniewaćnawet, a wuj pewnego dnia z uśmiechem zauwa\ył. Aadny motyl będzie z Kostusi poczwarki.Skąd ona czerpie ten swój humor złoty itakie uśmiechy? Słowo daję, udała mi się wychowanka.Wobec Feli tylko chwiał się humor Kostusi i z Kaziem dawne swobodne stosunki niemogły się nawiązać.Fela posępna była i o lada co rozdra\niona, Kazio pamiętał ostatniąrozmowę i nie ośmielał się rozpocząć jej na nowo.Po trosze czekał, a\ go Kostusia przeprosi.Ale Kostusia ju\ duszą i ciałem nie \yła w Podgaju, tylko pozostała na skraju cmentarzyska,wśród pól, a myślą szła za ukochanym.Nie pamiętała sporu z Kaziem, nie zajmowały jejrozmowy i sprawy rodzinne opiekunów, świat jej myśli, dotąd tak ciasny jak dworskieobejście, rozszerzył się poza ziemi krańce, do gwiazd sięgał.Pracowała \arliwie, bo była nadmiernie szczęśliwa, ale bez \adnego zajęcia i uwagispełniała obowiązki, a pokończywszy dzienne zatrudnienia, nie szukała towarzystwa irozrywki, ale w izdebce swojej czuwała czasem do rana, śniąc na jawie cudne sny, po razsetny przechodząc pamięcią doznane wra\enia.Z rozmów przy śniadaniu i obiedzie zrozumiała, \e Sewer nagłym zerwaniem swoimstracił mir w Podgaju.Odzywano się o nim z niechęcią, krytykowano ostro, ciotka i Fela nietaiły oburzenia.Dziewczynie ściskało się serce, ale milczała, owładnięta strachem, by obronąswoją nie zdradziła uczucia, świętości nie oddala na łup drwinom i \artom.Tak upłynęło dni kilka.Pewnego popołudnia Kostusia zajęta była wśród grząd warzywa, rozmyślając, jak wniedzielę uwolni się znów do mamki.Dzień się ku wieczorowi pochylał.Wśród zieleni jarzynsmukła postać pracownicy odcinała się ostro i powabnie.Zpieszyła, by robotę do wieczoraukończyć.Szarawy zmrok zstępował na ziemię.W dali, za płotem, ktoś gwizdał z cicha.Zrazu Kostusia nie zwróciła na to uwagi, zatopiona w swych myślach.Rozbudziła jąmelodia znanej, ulubionej piosenki:Na co mają ludzie wiedzieć,Gdzie dziewczyny wrota;Na co mają ludzie wiedzieć,Gdzie kocha sierota!Wyprostowała się i zapominając o sobie, słuchała nieruchoma, dr\ąca.Gwizdanie ciche było i wyrazne, ale ją coś tknęło i jak czarem wiedziona, poszła w tęstronę, w zarosły chmielem zakątek ogrodu.Mrok gęstniał.U płotu wysmukły cień człowieka czekał, dr\ąc nerwowo.Gdy się ukazała,gwizdanie ucichło. To pan! wyszeptała radośnie. Tak, to ja, twój Sewer, a nie pan.Trzeci dzień na pró\no tu czatuję! O, Bo\e! Pieszo, tyle mil, a\ ze Stamierowa! Có\ to znaczy! Szedłbym do ciebie przez pustynie, morzemrzepływał& Tyle dni, Kostusiu! Myślałaś o mnie trochę? O niczym innym! W niedzielę miałam być u mamki. Przeczuwałem, i dobrze, \em cię zobaczył pierwej.W niedzielę nie będzie mnie tutaj [ Pobierz całość w formacie PDF ]