[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wypatrzyłam jedno przy zlewie, obok Słownika sztuczekwojennych Everetta Wheelera - na książce leżała niebezpiecznie zardzewiała stara brzytwa.Ktoś postawił tam teżdrewnianą miseczkę ze staroświeckim mydłem i pędzlem do golenia.Lustro było delikatne, ale ciężkie, oprawione w lite srebro.Gdy w nie spojrzałam, odniosłam wrażenie, że szkłolekko promieniuje własnym światłem.Poniżej swojego ucha zauważyłam małą siatkę promieniście rozchodzącychsię linii.Ledwie widocznych.%7ładnych pręg, zero krwi.Tylko delikatne wgłębienia, jakby ktoś przyłożył mi tamstempel i docisnął tak mocno, że został trwały ślad.Linie płynnie zachodziły na siebie.Przypominały rozpostarteskrzydło.Albo zarys peleryny.Lub włosy demona.35Wstrzymałam oddech.Jack nadal się we mnie wpatrywał pustym, nieobecnym wzrokiem.- Wiesz, co to jest - wyszeptałam. Wiesz co to znaczy.Zawahał się.- Nie, ale wiem, kto ci to zrobił.Omal nie upuściłam lusterka.- Jak to możliwe?- Ciepła dłoń Jacka zamknęła się zupełnie nieprzygotowana na ten Znieruchomiałam, totalnie ogłupiała, aż domnie dotarło, że Jack po prostu chciał tylko wyjąć mi z rąk lusterko.Ostrożnie odłożył je na bok.- Jutro, moja droga.Spotkamy się tutaj.- Jesteśmy tutaj teraz - zaprotestowałam.Mój opór wynikał częściowo ze strachu, irracjonalnego przekonania, że jeśli wyjdę, to może już nigdy więcej gonie zobaczę.Na tę myśl zrobiło mi się słabo.Poczułam się jak małe dziecko.Zacisnęłam dłoń na kamiennym dyskuaż do bólu.Tylko ból pozwalał mi nie zapomnieć o sobie samej, choć i tak przepełniała mnie pustka.Zee złapał mnie za nogę i spojrzał błagalnie.Wszyscy chłopcy mi się przyglądali.Ich też prawie nie rozpozna-wałam.Popatrzyłam na Jacka.- Jutro.Obiecujesz?- %7ładna siła na ziemi nie zmusi mnie do złamania złożonej ci obietnicy - oznajmił z powagą i dostojeństwem.Jego słowa zawisły ciężko w powietrzu.Jakby tę obietnicę należało zaznaczyć na mapie skarbów.I traktować ją jakabsolutny pewnik.- No, dobrze - wykrztusiłam.Ale zanim Jack się rozluznił, dodałam szybko: - Jeszcze tylko jedno pytanie.SkądSarai o mnie wie?Westchnął.- Ona też znała Jeannie.I twoją matkę.- Niemożliwe.Matkę może tak, ale nie babcię.Jest za młoda.- Och, tylko ci się tak wydaje.Moja droga, by poznać Sarai Soars, trzeba spojrzeć głębiej, pod skórę.Dużogłębiej.- Zee powiedział to samo o tobie - oznajmiłam lodowatym tonem.- Pan Meddle to tylko skóra".- Doprawdy? - Uśmiechnął się ze smutkiem.- No cóż.Powinnaś słuchać swoich przyjaciół.Wyprowadził mnie z biura.Wracałam do domu, nie śpiesząc się.Wolałam nie ryzykować.Chłopcy siedzieli cicho.Bolała mnie głowa.Już na schodach usłyszałam dzwięki fortepianu.Gdy otworzyłam drzwi, Grant nie przestał grać.Nie uśmiechnąłsię.Spod jego palców wypływał wodospad Mozarta.W każdej nucie wyczuwałam napięcie.Zrzuciłam buty, kurtkę i opadłam na fotel przy fortepianie.Kości miałam jak z galarety.Serce też.Dek i Maizaszczebiotali, po czym zniknęli z moich ramion.Mieszkanie było na tyle bezpieczne, że mogli sobie zrobić przerwęw pełnieniu obowiązków straży przybocznej.- No, dobra - odezwałam się do profilu Granta.- Zombie mówią, że świat się kończy.Spotkałam demona, któryjest w stanie odebrać mi dech w piersiach samą siłą woli, i twierdzi, że go wezwałam.Poza tym być możeodnalazłam swojego biologicznego dziadka.Mieszka z byłą żoną Badelta.- Rany.- Grant nadal grał.- A ja w tym czasie tylko zatankowałem.Uśmiechnęłam się.- Módl się, żeby to się jakoś rozwiązało.Grant zatrzymał dłonie nad klawiszami.Zaczęłam grać Chopsticks.Dołączył do mnie chwilę pózniej.Nasz układmuzyczny robił się coraz bardziej skomplikowany.Siedziałam Grantowi na kolanach, a nasze dłonie i ramionamocno się przeplatały.- Apokalipsa - powiedział w końcu, gdy skończyliśmy.- Nic nowego.Opowiedz mi o dziadku i tej kobiecie.Tak zrobiłam.A potem opisałam mu demona i reakcję chłopców.Po tym wszystkim, co się wydarzyło, nawet niemyślałam o śnie, ale powieki stawały się coraz cięższe.- Tylko mi tu nie zaśnij - nakazał łagodnie i pocałował mnie za uchem.- Dzieciak się obudził.Wyprostowałam się i potarłam twarz dłońmi.- Kiedy?- Niecałą godzinę temu.Przekonałem go, żeby został.Kiepsko się czuje.Nawdychał się chloroformu.- Pewnie się boi.- Boi się mężczyzn.Nie mogłem zostać u niego w pokoju, nawet żeby porozmawiać.I nie, nie próbowałem go.zmodyfikować.Choć mnie kusiło, żeby trochę złagodzić ból.Zamyśliłam się.- Coś jeszcze się wydarzyło? Suwanai i McCowan wrócili?- Nie.- Mary?36- Rex jest w piwnicy, sprząta ten cały bajzel.- Asystent zombie.Grant jęknął.- Wiem, że za nim nie przepadasz.- To człowiek opętany przez demona.- Pracuje nad sobą.- Czy praca nad sobą obejmuje rezygnację z żywiciela? Grant nic na to nie powiedział.Odwróciłam się, żebyna niego spojrzeć.- Demon i człowiek nie są tym samym.Jeden z nich jest więzniem drugiego.- Nie zabiję Rexa - powiedział cicho, wpatrując mi się intensywnie w oczy.- %7ładnego z nich nie mógłbym zabić,Maxine.Tak długo, jak wierzę, że są w stanie się zmienić.- Zmuszasz ich do tego.Grant pokręcił głową.- Pokazuję inną drogę.Gdyby im nie odpowiadał mój wpływ, to porzuciliby te ciała i znalezli sobie inne.Dobrzeo tym wiesz.To ich decyzja, że zostają [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Wypatrzyłam jedno przy zlewie, obok Słownika sztuczekwojennych Everetta Wheelera - na książce leżała niebezpiecznie zardzewiała stara brzytwa.Ktoś postawił tam teżdrewnianą miseczkę ze staroświeckim mydłem i pędzlem do golenia.Lustro było delikatne, ale ciężkie, oprawione w lite srebro.Gdy w nie spojrzałam, odniosłam wrażenie, że szkłolekko promieniuje własnym światłem.Poniżej swojego ucha zauważyłam małą siatkę promieniście rozchodzącychsię linii.Ledwie widocznych.%7ładnych pręg, zero krwi.Tylko delikatne wgłębienia, jakby ktoś przyłożył mi tamstempel i docisnął tak mocno, że został trwały ślad.Linie płynnie zachodziły na siebie.Przypominały rozpostarteskrzydło.Albo zarys peleryny.Lub włosy demona.35Wstrzymałam oddech.Jack nadal się we mnie wpatrywał pustym, nieobecnym wzrokiem.- Wiesz, co to jest - wyszeptałam. Wiesz co to znaczy.Zawahał się.- Nie, ale wiem, kto ci to zrobił.Omal nie upuściłam lusterka.- Jak to możliwe?- Ciepła dłoń Jacka zamknęła się zupełnie nieprzygotowana na ten Znieruchomiałam, totalnie ogłupiała, aż domnie dotarło, że Jack po prostu chciał tylko wyjąć mi z rąk lusterko.Ostrożnie odłożył je na bok.- Jutro, moja droga.Spotkamy się tutaj.- Jesteśmy tutaj teraz - zaprotestowałam.Mój opór wynikał częściowo ze strachu, irracjonalnego przekonania, że jeśli wyjdę, to może już nigdy więcej gonie zobaczę.Na tę myśl zrobiło mi się słabo.Poczułam się jak małe dziecko.Zacisnęłam dłoń na kamiennym dyskuaż do bólu.Tylko ból pozwalał mi nie zapomnieć o sobie samej, choć i tak przepełniała mnie pustka.Zee złapał mnie za nogę i spojrzał błagalnie.Wszyscy chłopcy mi się przyglądali.Ich też prawie nie rozpozna-wałam.Popatrzyłam na Jacka.- Jutro.Obiecujesz?- %7ładna siła na ziemi nie zmusi mnie do złamania złożonej ci obietnicy - oznajmił z powagą i dostojeństwem.Jego słowa zawisły ciężko w powietrzu.Jakby tę obietnicę należało zaznaczyć na mapie skarbów.I traktować ją jakabsolutny pewnik.- No, dobrze - wykrztusiłam.Ale zanim Jack się rozluznił, dodałam szybko: - Jeszcze tylko jedno pytanie.SkądSarai o mnie wie?Westchnął.- Ona też znała Jeannie.I twoją matkę.- Niemożliwe.Matkę może tak, ale nie babcię.Jest za młoda.- Och, tylko ci się tak wydaje.Moja droga, by poznać Sarai Soars, trzeba spojrzeć głębiej, pod skórę.Dużogłębiej.- Zee powiedział to samo o tobie - oznajmiłam lodowatym tonem.- Pan Meddle to tylko skóra".- Doprawdy? - Uśmiechnął się ze smutkiem.- No cóż.Powinnaś słuchać swoich przyjaciół.Wyprowadził mnie z biura.Wracałam do domu, nie śpiesząc się.Wolałam nie ryzykować.Chłopcy siedzieli cicho.Bolała mnie głowa.Już na schodach usłyszałam dzwięki fortepianu.Gdy otworzyłam drzwi, Grant nie przestał grać.Nie uśmiechnąłsię.Spod jego palców wypływał wodospad Mozarta.W każdej nucie wyczuwałam napięcie.Zrzuciłam buty, kurtkę i opadłam na fotel przy fortepianie.Kości miałam jak z galarety.Serce też.Dek i Maizaszczebiotali, po czym zniknęli z moich ramion.Mieszkanie było na tyle bezpieczne, że mogli sobie zrobić przerwęw pełnieniu obowiązków straży przybocznej.- No, dobra - odezwałam się do profilu Granta.- Zombie mówią, że świat się kończy.Spotkałam demona, któryjest w stanie odebrać mi dech w piersiach samą siłą woli, i twierdzi, że go wezwałam.Poza tym być możeodnalazłam swojego biologicznego dziadka.Mieszka z byłą żoną Badelta.- Rany.- Grant nadal grał.- A ja w tym czasie tylko zatankowałem.Uśmiechnęłam się.- Módl się, żeby to się jakoś rozwiązało.Grant zatrzymał dłonie nad klawiszami.Zaczęłam grać Chopsticks.Dołączył do mnie chwilę pózniej.Nasz układmuzyczny robił się coraz bardziej skomplikowany.Siedziałam Grantowi na kolanach, a nasze dłonie i ramionamocno się przeplatały.- Apokalipsa - powiedział w końcu, gdy skończyliśmy.- Nic nowego.Opowiedz mi o dziadku i tej kobiecie.Tak zrobiłam.A potem opisałam mu demona i reakcję chłopców.Po tym wszystkim, co się wydarzyło, nawet niemyślałam o śnie, ale powieki stawały się coraz cięższe.- Tylko mi tu nie zaśnij - nakazał łagodnie i pocałował mnie za uchem.- Dzieciak się obudził.Wyprostowałam się i potarłam twarz dłońmi.- Kiedy?- Niecałą godzinę temu.Przekonałem go, żeby został.Kiepsko się czuje.Nawdychał się chloroformu.- Pewnie się boi.- Boi się mężczyzn.Nie mogłem zostać u niego w pokoju, nawet żeby porozmawiać.I nie, nie próbowałem go.zmodyfikować.Choć mnie kusiło, żeby trochę złagodzić ból.Zamyśliłam się.- Coś jeszcze się wydarzyło? Suwanai i McCowan wrócili?- Nie.- Mary?36- Rex jest w piwnicy, sprząta ten cały bajzel.- Asystent zombie.Grant jęknął.- Wiem, że za nim nie przepadasz.- To człowiek opętany przez demona.- Pracuje nad sobą.- Czy praca nad sobą obejmuje rezygnację z żywiciela? Grant nic na to nie powiedział.Odwróciłam się, żebyna niego spojrzeć.- Demon i człowiek nie są tym samym.Jeden z nich jest więzniem drugiego.- Nie zabiję Rexa - powiedział cicho, wpatrując mi się intensywnie w oczy.- %7ładnego z nich nie mógłbym zabić,Maxine.Tak długo, jak wierzę, że są w stanie się zmienić.- Zmuszasz ich do tego.Grant pokręcił głową.- Pokazuję inną drogę.Gdyby im nie odpowiadał mój wpływ, to porzuciliby te ciała i znalezli sobie inne.Dobrzeo tym wiesz.To ich decyzja, że zostają [ Pobierz całość w formacie PDF ]