[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pózniej brałam jeszczeudział w kolejnym sezonie z dwiema kuzynkami, ale już więcej nikogo ciekawego nie poznałam.- A pani serce - sondował dalej Colin.- Czy nikt nie zajął w nim specjalnego miejsca? - Tam do diabła, od kiedy tozączął przemawiać jak poeta?Rosalyn znów cofnęła się o krok w cień drzewa.Nie odpowiedziała na pytanie, tylko zapytała:- Nie zrezygnował pan z miejsca w Izbie Gmin, pułkowniku, prawda?Rzeczywiście nie zamierzał z niego rezygnować, tak jak nie zamierzał rezygnować z Rosalyn.Pozwolił jedynie,żeby nieco ochłonęła.Chłodnym obejściem zraniła jego dumę, zwłaszcza wtedy w kościele, gdzie było tylu świa-dków.Ale nie pozwoliłby Rosalyn wynieść się do Konwalii, nie podejmując choćby jeszcze jednej próby prze-konania jej do siebie.Po prostu chciał wziąć ją na przeczekanie.- Nie, nie zrezygnowałem i miałem nadzieję, że pani do mnie przyjdzie - powiedział.Zapadła krótka chwila milczenia, a potem Rosalyn oświadczyła:- Oto jestem.- Ale dlaczego? Z jakiego powodu?121- Czy to ma znaczenie? Pobierzemy się przecież z rozsądku.Kogo obchodzą motywy?- Mnie - rzucił, uświadamiając sobie przy tym, że powiedział prawdę.Zrobił krok w stronę Rosalyn.- Ale paniciężko pracowała nad tym, żebym zrozumiał, iż moje motywy są dla pani odrażające.- Oraz, że jestem dla pani kimśz niższej klasy, dodał w myślach.- Nie podoba mi się takie wyrachowane podejście do małżeństwa, to wszystko - wyjaśniła.- O małżeństwie należy myśleć trzezwo.To duża zmiana w życiu.A pani pojawia się nocą na progu mojego domu iteraz to pani składa mi ofertę małżeństwa.Moje pytanie, dlaczego zmieniła pani zdanie w tej kwestii, wydaje sięzatem na miejscu.Spodziewał się, że Rosalyn obruszy się na te słowa, wierzgnie niczym nieujeżdżona klacz.Nie zdziwiłby się nawet,gdyby odwróciła się na pięcie i odeszła.I rzeczywiście wykonała ruch, jakby chciała uciec, ale potem zaparła się mocno nogami w ziemię i oświadczyła:- Covey.Jestem tutaj z powodu Covey.Ona nie może się stąd wyprowadzić.Przeżyła w Maiden Hill ponadczterdzieści lat.Nie ma dzieci ani kuzynów.Pozostały jej tylko wspomnienia.Znalazłam ją dzisiaj przy grobie mężai zrozumiałam, że ze względu na moją dumę proszę ją by poświęciła wszystko, co jej zostało.Covey nie wytrzyma wKornwalii, umrze tam, a to przecież jedyna bliska mi dusza.To jedyna osoba na świecie, która się przejmowała tym,czego naprawdę mi potrzeba i w co wierzę.Nie mogę dopuścić, żeby spotkała ją krzywda.Za bardzo mi na niejzależy.- Po tych słowach Rosalyn uniosła dumnie głowę w wyzywającym geście, jakby się spodziewała sprzeciwuze strony Colina.- Proszę więc odpowiedzieć na pytanie, które zadałem wcześniej.122- Przecież na nie odpowiedziałam.Chyba, że chodzi o jakieś pytanie, które mi umknęło - mruknęła kobieta z irytacją.- Myśli pan, że coś przed panem ukrywam?- Niech mi pani powie, czy była już pani kiedyś w kimś zakochana?- Nie.Colin uśmiechnął się z zadowoleniem.- Proszę, jaka prosta odpowiedz.Nie było trudno się przyznać?- Mężczyzni są tacy próżni - sarknęła Rosalyn, mierząc rozmówcę pogardliwym spojrzeniem.- Tak, jesteśmy - zgodził się pułkownik, rozumiejąc, że między nim a Rosalyn toczy się walka o władzę.Podobałomu się to.- Będzie nam ze sobą dobrze, Rosalyn - powiedział, czując, że imię rozmówczyni, wypowiedziane bezoficjalnego tytułu, wypływa z jego ust jak słodki nektar.- Będziemy żyli oddzielnie - poprawiła go szybko.- Czy nie tak właśnie pan mówił?O'tak, nic, tylko pozwolić tej kobiecie ustanawiać reguły.- Proszę się nie martwić.Aranżowane małżeństwa czasami są tymi najlepszymi.Rosalyn zmarszczyła czoło.- Moja matka wyszła za mąż z rozsądku i jej małżeństwo okazało się wielką porażką.- W słowach mówiącejpobrzmiewało całe morze niewypowiedzianego cierpienia.Rosalyn po raz pierwszy pokazała Colinowi skrawekprawdziwej siebie.Colin dobrze pamiętał historię, którą opowiadała mu Val.- Co się wydarzyło? - zapytał.Chciał usłyszeć opowieść z ust samej Rosalyn.Ta z miejsca zamknęła się w sobie.- Proszę tylko, żeby był pan dyskretny zaspakajając swoje pragnienia - oświadczyła wyniośle.- Obawiam się, żeBelinda Lovejoyce nie potrafi zachowywać się dyskretnie.123- Chwileczkę, chwileczkę.To będzie wprawdzie małżeństwo aranżowane, ale przecież nie tylko z nazwy.- Gdzie tu różnica? - spytała Rosalyn z niepokojem.- W intymności.Mimo że nie widział tego, bo otaczała ich ciemność, Colin mógł przysiąc, że jego towarzyszka zalała się gorącym ru-mieńcem.- Dlaczego pragnie pan intymności? - zapytała tak zbolałym głosem, że aż zrobiło mu się jej żal.- Bo chcę mieć dzieci - stwierdził bez ogródek.Rosalyn mocniej zacisnęła ramiona skrzyżowane na piersiach.- Ja także ich pragnę - wyszeptała niemal niesłyszalnie.- Więc rozumie pani, że istnieje tylko jeden sposób, żeby pojawiły się na świecie - zauważył Colin trzezwo,wyciągając rękę, żeby dotknąć ramienia rozmówczyni.Ta zaś, choć zesztywniała, nie odsunęła się.- Może bardziejdo siebie pasujemy niż to się pani teraz wydaje - dodał, gładząc delikatnie jej ramię.Odniósł wrażenie, że nawet ze swojego miejsca słyszy mocne walenie serca stojącej przed nim kobiety.Była alboprzerażona, albo podekscytowana.Znów dał krok ku niej, myśląc przy tym, że to, co chce zrobić, to szaleństwo, żenie powinien posuwać się aż tak daleko.Nie potrafił jednak się zatrzymać.Rosalyn uniosła głowę i popatrzyła mu prosto w oczy.On w odpowiedzi przesunął dłonią po jej gładkim policzku.Był ciekaw, jak długie są jej włosy.Czy sięgają pasa? Czy kręcą się na końcach? Jak pachną?Pochylił się, żeby to sprawdzić, ale Rosalyn się spięła.- To nie jest rozsądne - uprzedziła.- Małżeństwo, czy fakt, że mam ochotę przypieczętować naszą umowę pocałunkiem?124- I jedno, i drugie.Przez chwilę stali oboje nieruchomo, sparaliżowani przypływem nagłego pożądania.ale potem Rosalyn zrobiłaruch, jakby chciała się odsunąć.Colin jej na to nie pozwolił.Mocniej pochwycił jej ramię.- Rosalyn, miałaś powód, żeby tu przyjść [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Pózniej brałam jeszczeudział w kolejnym sezonie z dwiema kuzynkami, ale już więcej nikogo ciekawego nie poznałam.- A pani serce - sondował dalej Colin.- Czy nikt nie zajął w nim specjalnego miejsca? - Tam do diabła, od kiedy tozączął przemawiać jak poeta?Rosalyn znów cofnęła się o krok w cień drzewa.Nie odpowiedziała na pytanie, tylko zapytała:- Nie zrezygnował pan z miejsca w Izbie Gmin, pułkowniku, prawda?Rzeczywiście nie zamierzał z niego rezygnować, tak jak nie zamierzał rezygnować z Rosalyn.Pozwolił jedynie,żeby nieco ochłonęła.Chłodnym obejściem zraniła jego dumę, zwłaszcza wtedy w kościele, gdzie było tylu świa-dków.Ale nie pozwoliłby Rosalyn wynieść się do Konwalii, nie podejmując choćby jeszcze jednej próby prze-konania jej do siebie.Po prostu chciał wziąć ją na przeczekanie.- Nie, nie zrezygnowałem i miałem nadzieję, że pani do mnie przyjdzie - powiedział.Zapadła krótka chwila milczenia, a potem Rosalyn oświadczyła:- Oto jestem.- Ale dlaczego? Z jakiego powodu?121- Czy to ma znaczenie? Pobierzemy się przecież z rozsądku.Kogo obchodzą motywy?- Mnie - rzucił, uświadamiając sobie przy tym, że powiedział prawdę.Zrobił krok w stronę Rosalyn.- Ale paniciężko pracowała nad tym, żebym zrozumiał, iż moje motywy są dla pani odrażające.- Oraz, że jestem dla pani kimśz niższej klasy, dodał w myślach.- Nie podoba mi się takie wyrachowane podejście do małżeństwa, to wszystko - wyjaśniła.- O małżeństwie należy myśleć trzezwo.To duża zmiana w życiu.A pani pojawia się nocą na progu mojego domu iteraz to pani składa mi ofertę małżeństwa.Moje pytanie, dlaczego zmieniła pani zdanie w tej kwestii, wydaje sięzatem na miejscu.Spodziewał się, że Rosalyn obruszy się na te słowa, wierzgnie niczym nieujeżdżona klacz.Nie zdziwiłby się nawet,gdyby odwróciła się na pięcie i odeszła.I rzeczywiście wykonała ruch, jakby chciała uciec, ale potem zaparła się mocno nogami w ziemię i oświadczyła:- Covey.Jestem tutaj z powodu Covey.Ona nie może się stąd wyprowadzić.Przeżyła w Maiden Hill ponadczterdzieści lat.Nie ma dzieci ani kuzynów.Pozostały jej tylko wspomnienia.Znalazłam ją dzisiaj przy grobie mężai zrozumiałam, że ze względu na moją dumę proszę ją by poświęciła wszystko, co jej zostało.Covey nie wytrzyma wKornwalii, umrze tam, a to przecież jedyna bliska mi dusza.To jedyna osoba na świecie, która się przejmowała tym,czego naprawdę mi potrzeba i w co wierzę.Nie mogę dopuścić, żeby spotkała ją krzywda.Za bardzo mi na niejzależy.- Po tych słowach Rosalyn uniosła dumnie głowę w wyzywającym geście, jakby się spodziewała sprzeciwuze strony Colina.- Proszę więc odpowiedzieć na pytanie, które zadałem wcześniej.122- Przecież na nie odpowiedziałam.Chyba, że chodzi o jakieś pytanie, które mi umknęło - mruknęła kobieta z irytacją.- Myśli pan, że coś przed panem ukrywam?- Niech mi pani powie, czy była już pani kiedyś w kimś zakochana?- Nie.Colin uśmiechnął się z zadowoleniem.- Proszę, jaka prosta odpowiedz.Nie było trudno się przyznać?- Mężczyzni są tacy próżni - sarknęła Rosalyn, mierząc rozmówcę pogardliwym spojrzeniem.- Tak, jesteśmy - zgodził się pułkownik, rozumiejąc, że między nim a Rosalyn toczy się walka o władzę.Podobałomu się to.- Będzie nam ze sobą dobrze, Rosalyn - powiedział, czując, że imię rozmówczyni, wypowiedziane bezoficjalnego tytułu, wypływa z jego ust jak słodki nektar.- Będziemy żyli oddzielnie - poprawiła go szybko.- Czy nie tak właśnie pan mówił?O'tak, nic, tylko pozwolić tej kobiecie ustanawiać reguły.- Proszę się nie martwić.Aranżowane małżeństwa czasami są tymi najlepszymi.Rosalyn zmarszczyła czoło.- Moja matka wyszła za mąż z rozsądku i jej małżeństwo okazało się wielką porażką.- W słowach mówiącejpobrzmiewało całe morze niewypowiedzianego cierpienia.Rosalyn po raz pierwszy pokazała Colinowi skrawekprawdziwej siebie.Colin dobrze pamiętał historię, którą opowiadała mu Val.- Co się wydarzyło? - zapytał.Chciał usłyszeć opowieść z ust samej Rosalyn.Ta z miejsca zamknęła się w sobie.- Proszę tylko, żeby był pan dyskretny zaspakajając swoje pragnienia - oświadczyła wyniośle.- Obawiam się, żeBelinda Lovejoyce nie potrafi zachowywać się dyskretnie.123- Chwileczkę, chwileczkę.To będzie wprawdzie małżeństwo aranżowane, ale przecież nie tylko z nazwy.- Gdzie tu różnica? - spytała Rosalyn z niepokojem.- W intymności.Mimo że nie widział tego, bo otaczała ich ciemność, Colin mógł przysiąc, że jego towarzyszka zalała się gorącym ru-mieńcem.- Dlaczego pragnie pan intymności? - zapytała tak zbolałym głosem, że aż zrobiło mu się jej żal.- Bo chcę mieć dzieci - stwierdził bez ogródek.Rosalyn mocniej zacisnęła ramiona skrzyżowane na piersiach.- Ja także ich pragnę - wyszeptała niemal niesłyszalnie.- Więc rozumie pani, że istnieje tylko jeden sposób, żeby pojawiły się na świecie - zauważył Colin trzezwo,wyciągając rękę, żeby dotknąć ramienia rozmówczyni.Ta zaś, choć zesztywniała, nie odsunęła się.- Może bardziejdo siebie pasujemy niż to się pani teraz wydaje - dodał, gładząc delikatnie jej ramię.Odniósł wrażenie, że nawet ze swojego miejsca słyszy mocne walenie serca stojącej przed nim kobiety.Była alboprzerażona, albo podekscytowana.Znów dał krok ku niej, myśląc przy tym, że to, co chce zrobić, to szaleństwo, żenie powinien posuwać się aż tak daleko.Nie potrafił jednak się zatrzymać.Rosalyn uniosła głowę i popatrzyła mu prosto w oczy.On w odpowiedzi przesunął dłonią po jej gładkim policzku.Był ciekaw, jak długie są jej włosy.Czy sięgają pasa? Czy kręcą się na końcach? Jak pachną?Pochylił się, żeby to sprawdzić, ale Rosalyn się spięła.- To nie jest rozsądne - uprzedziła.- Małżeństwo, czy fakt, że mam ochotę przypieczętować naszą umowę pocałunkiem?124- I jedno, i drugie.Przez chwilę stali oboje nieruchomo, sparaliżowani przypływem nagłego pożądania.ale potem Rosalyn zrobiłaruch, jakby chciała się odsunąć.Colin jej na to nie pozwolił.Mocniej pochwycił jej ramię.- Rosalyn, miałaś powód, żeby tu przyjść [ Pobierz całość w formacie PDF ]