[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Deirdre? Myślałem, że Charles ma dyżur w weekend. Zachorował na grypę, doktorze Perowne. Jak się czuje Andrea? Ocena w skali Glasgow piętnaście punktów, saturacjatlenem dobra, nie jest zamroczona. Co z drenażem komorowym? Wciąż sączy się około pięciu centymetrów.Zastana-wiam się, czy nie przenieść jej z powrotem na oddział. Doskonale  odpowiada Perowne. Możesz prze-kazać anestezjologowi, że z mojej strony nie ma przeciw-79 wskazań. Ma zamiar odłożyć słuchawkę, ale nagle cośsobie przypomina. Czy sprawia wam jakieś kłopoty? Za bardzo ją to wszystko przytłoczyło, doktorze Pe-rowne.Podoba nam się taka.Ze srebrnego półmiska przy książkach kucharskich bierzeswoje kluczyki, telefon i pilota do garażu.Jego portfel jestw płaszczu wiszącym w pomieszczeniu za kuchnią obokpiwniczki na wino, rakieta do sąuasha na parterze, w szafcew pralni.Wkłada stary polar i tuż przed włączeniem alarmuprzeciwwłamaniowego przypomina sobie, że w domu jestprzecież Theo.Wychodząc na zewnątrz i zamykając drzwi,słyszy skrzeczenie mew lecących w głąb lądu na obfitełowy w mieście.Słońce wisi nisko i tylko połowa placu jego połowa  skąpana jest w świetle.Perowne idzie pooślepiająco mokrym chodniku, zdumiony świeżością dnia.Powietrze ma niemal czysty smak.Czuje się, jakby kroczyłpo naturalnej powierzchni, gdzieś nad morzem, po gładkiejpłycie bazaltowej grobli, którą mgliście przypomina sobiez wakacji w dzieciństwie.To chyba krzyk mew odświeżyłmu pamięć.Pamięta smak wodnego pyłu, unoszącego sięnad wzburzonym niebieskozielonym morzem; skręcającw Warren Street, przypomina sobie, że musi odwiedzićtarg rybny.Pobudzony przez kawę, ruch, świadomość cze-kającego go meczu oraz dobrze leżącą w dłoni, tkwiącąw futerale rakietę, przyspiesza kroku.Podczas weekendu pobliskie ulice są normalnie puste,tym razem jednak gęsta ciżba wali chodnikami Euston Roadna wschód, w stronę Gower Street.Jezdnią wloką sięzderzak w zderzak te same autokary, które oglądał w wia-domościach.Pasażerowie przyciskają twarze do szyb, prag-nąc jak najrychlej dołączyć do reszty.Wywiesili swojetransparenty przez okna, razem z piłkarskimi szalikami80 i nazwami miast leżących w sercu Anglii  Stratford,Gloucester, Evesham.Niecierpliwy tłum na chodnikachwypróbowuje puzony, klaksony oraz bębny z Lambeg.Słychać rwące się chóralne pieśni, których Henry w pierw-szym momencie nie rozpoznaje.Tam, taram, tam, tam.Nieatakować Iraku.Plakaty, którym nie wydano jeszcze komen-dy baczność, trzymane są na ukos, przekrzywione na ra-mieniu.Kilkanaście razy powtarza się napis  Nie w moimimieniu".Jego przesłodzony egocentryzm nasuwa na myślnowy wspaniały świat protestu, z wybrednymi konsumen-tami szamponów i napojów orzezwiających, pragnącymisię czuć dobrze i miło.Henry woli ospałe  Nie z nami takienumery".Jeden z plakatów niosą członkowie BrytyjskiegoStowarzyszenia Muzułmanów.Zapamiętał dobrze tę or-ganizację.Wyjaśniała ostatnio w swojej gazetce, że odstęp-stwo od islamu karane jest śmiercią.Za nimi widać trans-parent anonsujący Chór %7łeński ze Swaffham, a dalej %7łydówPrzeciwko Wojnie.Przy Warren Street skręca w prawo.Teraz patrzy nawschód, w stronę Totenham Court Road.Tłum jest tutajjeszcze większy, zasilany setkami ludzi wychodzących zestacji metra.Podświetlone przez niskie słońce sylwetkiodrywają się i łączą w ciemniejszą masę, lecz możnadostrzec prowizoryczne stragany z książkami i wózki z hotdogami, ustawione bezczelnie naprzeciw McDonalda narogu.Zaskakująca jest liczba dzieci i malców w wózkach.Mimo swojego sceptycyzmu stąpający w tenisówkach i ścis-kający mocniej w dłoni rakietę Perowne czuje pokusęi podniecenie, które budzą podobne wydarzenia: tłum obej-mujący w posiadanie ulice, dziesiątki tysięcy nieznajomych,łączących się w jednej sprawie i przekazujących sobie znakrewolucyjnej radości.Mógłby się z nimi solidaryzować, przynajmniej duchem,ponieważ nic nie skłoni go teraz do rezygnacji z meczu,81 gdyby Talebowi nie trzeba było zaklipsować tętniaka środ-kowej tętnicy mózgu.W miesiącach, które nastąpiły porozmowach z profesorem, Perowne przeczytał wszystko, cowpadło mu w ręce na temat reżimu.Dowiedział się o in-spirującym przykładzie Stalina, plemiennej lojalności, ro-dzinnych powiązaniach, które wspierały Saddama, o pała-cach ofiarowywanych w nagrodę.Zapoznał się z przy-prawiającymi o mdłości szczegółami ludobójstwa na pół-nocy i południu kraju, przeczytał o etnicznych czystkach,rozległym systemie donosicieli, dziwacznych torturach,upodobaniu Saddama do ich osobistego zadawania i o dziw-nych karach wprowadzonych do kodeksu karnego  pięt-nowaniu i amputacji.Ze szczególnym zainteresowaniemprześledził środki zastosowane przeciwko chirurgom, którzyodmówili okaleczania ludzi.Uznał, że okrucieństwo rzadkokiedy było tak pomysłowe, systematyczne i szeroko rozpo-wszechnione.Miri miał rację, to naprawdę była republikastrachu.Henry też przeczytał słynną książkę Makiyi*.Nieulegało kwestii, że zasadą, na której opierało się państwoSaddama, był terror.Perowne wie, że kiedy potężne imperium  Asyryjczycy,Rzymianie, Amerykanie  wyrusza w słusznej sprawie nawojnę, na historii nie robi to wrażenia.Martwi go również,że inwazja albo okupacja zakończy się chaosem.Demon-stranci mogą mieć rację.Zdaje sobie sprawę z przypad-kowego charakteru opinii; gdyby nie poznał i nie podziwiałprofesora, mógłby mieć inne, mniej ambiwalentne zdanieo nadchodzącej wojnie.Opinie są przypadkowe niczymrzut kości; z samej definicji, żadna z osób tłoczących sięwokół stacji metra Warren Street nie była torturowana przezreżim, nie zna i nie kocha ludzi, którzy byli torturowani,* Republic of Fear, wydana w 1988 roku książka mieszkającego w Sta-nach Zjednoczonych znanego irackiego opozycjonisty Kanana Makiyi.82 i w ogóle nie wie zbyt wiele o tym kraju.Większośćnie słyszała pewnie o masakrach w kurdyjskim Iraku i naszyickim południu, lecz teraz odkryli, jak bardzo zależyim na życiu każdego Irakijczyka.Ich poglądy wspierająsię na solidnych podstawach, wśród których bardzo istotnajest troska o własne bezpieczeństwo.Mówi się, że inwazjana Irak sprowokuje Al-Kaidę, gardzącą zarówno bezbo-żnym Saddamem, jak i szyicką opozycją, do zemsty namiękkich miastach Zachodu.Własny interes jest całkiemrozsądnym motywem, a jednak w przeciwieństwie do de-monstrantów Perowne nie sądzi, by mieli oni monopolna moralną słuszność.Mieszczące się przy ulicy bary kanapkowe są w weekendzamknięte.Działa tylko sklep, w którym sprzedają flety, orazkiosk z gazetami.Właściciel traktierni Rive Gauche polewaw paryskim stylu chodnik wodą z ocynkowanego wiadra.W stronę Perowne'a zmierza, odwrócony plecami do tłumu,rumiany facet mniej więcej w jego wieku [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •